Rozdział 41
*Nika*
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. To było tak bardzo bolesne, że sama myśl o otwarciu oczu była jak misja na marsa; niemożliwa. Złapałam się obiema dłońmi za głowę jęcząc pod nosem. Błądząc pośród wspomnień próbowałam odnaleźć te najwcześniejsze, najnowsze by móc zrozumieć, gdzie aktualnie mogę się znajdować. Ostatnim wspomnieniem jakie odnalazłam był mój płacz i błaganie opiekunki by mnie nie oddawała. Jednak dlaczego płakałam i gdzie mnie chciała oddać...nie pamiętam. Nie wiem czy mnie oddała. Musiałam w końcu stanąć twarzą w twarz z bólem i go przezwyciężyć. Moją pierwszą walką była decyzja o otworzeniu oczu czego pożałowałam, gdy tylko poranne światło napotkało mój wzrok. Zaczęłam szybko mrugać by powstrzymać łzy bólu. Odnajdując po omacku ramę łóżka chwyciłam ją i opierając się o nią wstałam. Czułam, że moje nogi nie mają zbyt wiele sił, mimo to chyląc głowę ku podłodze otworzyłam ponownie oczy i czekałam aż przyzwyczaję się do światła. Ocierając łzy rozejrzałam się dookoła. Białe ściany, białe gumeleum...szpital. Tylko co ja robię w szpitalu? Nikogo poza mną tu nie widziałam. Ruszyłam w stronę korytarza, gdzie również byłam sama. Co tu się dzieje? Żadnej żywej duszy.
-Halo!? - krzyknęłam zaczynając się trochę bać
Nikt mi nie odpowiedział. Cisza...
Schodząc po schodach ku wyjściu doszłam do drzwi. Wyglądając przez nie poczułam chłód. Dziwne...
Ostatnią porą roku jaką pamiętam była ciepła...wiosna? Lato? A teraz chłód...co prawda śniegu nie było lecz wychodząc na zewnątrz zauważyłam kałuże. Pozostałość po deszczu...
Czyżby była jesień? Nic nie rozumiałam. Niespodziewanie przede mną pojawił się mężczyzna. Starszy mężczyzna.
-Kim jesteś? - zapytałam przechylając głowę na bok dokładnie mu się przyglądając
-Przyjacielem. Panienka idzie - powiedział nakazując gestem bym weszła z nim z powrotem do budynku
Zgodziłam się bowiem nie lubiłam samotności i poza tym nie wyglądał groźnie. Prowadził mnie on z powrotem do tej samej sali z której wyszłam. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc.
-Połóż się i zamknij oczy. On przyjdzie. Będzie dobrze. Zaufaj mu dziecino. On błądzi lecz odnajdzie. On chroni. On dobry. - mówił patrząc na mnie z uśmiechem i łzami w oczach
Mówił co prawda niezrozumiale lecz w tej sytuacji widząc człowieka niemalże płaczącego spytałam;
-Dlaczego płaczesz, znamy się?
Mężczyzna jednak tylko się uśmiechnął w odpowiedzi ruszając ku drzwiom. Nim jednak wyszedł szepnął ledwo słyszalnie;
-To, czego mózg nie pamięta pamięta serce...
Nagle poczułam mocne szarpnięcie i krzyk;
-Jest! Puls wrócił!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top