Rozdział 40

*Valentino*
    Wchodząc do pokoju po raz drugi w krótkim odstępie czasu ujrzałem, że jest on pusty. Podbiegając do okna wyjrzałem przez nie lecz jak poprzednim razem nikogo już nie było widać. Zdenerwowany i zarazem zmęczony takimi sytuacjami usiadłem na łóżku. Nie wiedziałem co mam robić. Czy jest sens iść i szukać jej po mieście jeżeli ma zamiar uciekać po każdej kłótni? Chciałem, naprawdę chciałem móc sobie powiedzieć; "Mam to gdzieś o nie będę jej szukał."
Chciałem lecz nie umiałem. Dlatego teraz błądziłem po mieście złudnie sądząc, że ją odnajdę skoro jest po pierwsze ciemno a po drugie zimno.
Co prawda były uliczne latarnie i niby dawały jakieś światło lecz w widoczności one nie pomagały zwłaszcza podczas mgły. Szedłem akurat tą ulicą gdzie uprzednim razem odnalazłem Nikę. Podchodząc ku drzwiom kamienicy zapukałem. Stałem tam marznąc od czasu do czasu podskakując lekko by się rozgrzać i czekałem aż otworzy te cholerne drzwi nim zamarznę.
Niespodziewanie uchyliły się a zza nich wyjrzał owy starzec, który gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Szuka dziewczyny? - zapytał jakby posiadał zdolność przeglądania moich myśli
-Tak - odpowiedziałem niepewnie
-Oni chcą zrobić jej krzywdę - usłyszałem cichy głos starca
-Jacy oni, gdzie? - zapytałem nerwowo
-Tam - powiedział wskazując dłonią lecz przez mgłę nie wiedziałem co ma na myśli
-Tam jest latarnia chłopcze. Idź prosto i jej pomóż - wytłumaczył zamykając drzwi nim zdołałem zapytać jakich ludzi miał na myśli mówiąc "oni".
Nie wiedząc z kim będę miał do czynienia wpierw zadzwoniłem na policję podając adres zgłaszając, że może dojść do poważnej bójki po czym się rozłączyłem. Ruszyłem w kierunku wskazanym przez starca niespodziewanie słysząc czyjś krzyk. Zaczynając biec z każdą sekundą zmniejszałem dzielący dystans między mną a Niką. Mimo wszystko nie spodziewałem się ujrzeć tego co ujrzałem i kogo ujrzałem. Znałem tych ludzi bowiem byli to moi aktualnie już nie przyjaciele. Laurie trzymał za szyję Nikę drugą dłonią próbując zdjąć jej spodnie. Złość kipiała we mnie i nie potrafiłem jej opanować. Staranowałem Laurie'go tak, że upadł on na ziemię a ja siedziałem na nim okrakiem i biłem go pięściami po twarzy.
-Ty bydlaku! - krzyknąłem zły jednocześnie płacząc
Nagle poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Obracając się ujrzałem policjantkę. Kiedy oni przyjechali?
-Zostaje Pan aresztowany - usłyszałem
-To ja państwa wezwałem. Ten..ten buc chciał skrzywdzić Nikę. Właśnie...gdzie Nika? - pytałem szukając jej wzrokiem
Sytuacja między mną a policjantką się wyjaśniła, gdy podałem jej numer mojego telefonu a pobicie przeze mnie Laurie'go uznano za działanie w obronie drugiej osoby. Mimo to będę musiał niedługo zjawić się na komisariacie by to wyjaśnić. Policjantka wskazała mi kierunek w którym po chwili spojrzałem i zobaczyłem Nikę...na noszach...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top