Rozdział 35
*Nika*
Błądząc ulicami miasta na dodatek po zmroku czułam się niczym jedna z głównych bohaterek tych słynnych horrorów, które niejednokrotnie oglądałam. Skręcając w wąską uliczkę krzyknęłam ze strachu widząc przed sobą starszego mężczyznę, który u swego boku miał psa.
-Niech się Papienka nie boi - usłyszałam głos tego człowieka, który podchodząc bliżej ku mnie ujawnił swą twarz. Nie znałam tego człowieka ale nie wydawał się on być kimś groźnym. Zawsze gdy poznaję kogokolwiek patrzę mu oczy bowiem one są niczym studnia; mówią wszystko. Oczy tego człowieka były łagodne a jednocześnie lękliwe.
-Co Panienka robi sama o tej porze zwłaszcza w tej dzielnicy? Tutaj jest wielu niebezpiecznych ludzi. Skryje się panienka przed nimi. Chodź - powiedział pokazując gestem bym poszła za nim. Nie mając lepszego pomysłu gdzie mogłabym się podziać skoro moi rodzice zastępczy mnie nie chcą a do sierocińca nie chcę wracać, ruszyłam za starcem w myślach powtarzając jak mantrę "Uważaj na siebie", "Uważaj na siebie."
Pomieszczenie do którego weszliśmy okazało się być przytulne czego z zewnątrz bym się nie spodziewała po budynku z odpadającym warstwami tynkiem, który zbierał się przy podmurówce. Wnętrze natomiast ukazywało beżową kanapę na środku jednego wielkiego pomieszczenia. Przy jednej ze ścian leżała kołdra z kocem złożona w prostokąt. Naprzeciwko mnie znajdowały się kolejne drzwi. Mężczyzna podążając za moim wzrokiem powiedział;
-Łazienka
Spojrzałam na niego zdziwiona. Dziwiło mnie to, że człowiek, który chodzi ubrany niczym człowiek, który wygląda na bezdomnego po pierwsze; ma dom a po drugie; żyje w małym domku, który lśni czystością. Nic nie rozumiałam. Poczułam nagle jak kładzie mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam mu prosto w oczy a on się uśmiechnął.
-Nie oceniaj po wyglądzie zewnętrznym bo serce mamy wewnątrz. Nie oceniaj po grubości portfela bo w jednej sekundzie można go zgubić. Oceniaj po tym jak poznasz - szepnął z uśmiechem
Stałam jak wmurowana. Nie wiedziałam co powiedzieć co chyba zauważył.
-Jesteśmy ślepi na tak wiele rzeczy... - szepnął jakoby sam do siebie zamyślony
Nagle klasnął w dłonie po chwili mówiąc;
-Idź się prześpij. Zostawiam tutaj mego przyjaciela. Nie wpuści obcych. Nie gryzie ciebie. Ja idę spacerować.
Nie dał mi możliwości odpowiedzenia czegokolwiek bo zniknął za drzwiami. Nie wiedząc co robić postanowiłam posłuchać rady starca; poszłam spać kładąc się na kanapie. Nie spodziewałam się jednak tego co zastanę po przebudzeniu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top