Rozdział 18

*Valentino*
Wchodząc do pokoju Niki miałem przygotowaną niezłą ripostę za tego "pana niestrawność" lecz nie spodziewałem się, że po wejściu do jej pokoju ujrzę pitbulla.
-Nika c...ccco to za bydlę? -zapytałem czując się conajmniej źle. Po minie dziewczyny wyglądałem gorzej niż sądziłem.
Na moje słowa Nika zrobiła minę jakbym właśnie uderzył to...coś. Obserwowałem z niedowierzaniem jak go głaska po głowie i przytula.
-Ranisz go. Poznaj mojego przyjaciela. Niestety pierwsze wrażenie u ciebie nie istnieje. Nie wiem czy ci to wybaczy. - powiedziała
Podchodząc na nogach jak z waty wystawiłem dłoń w kierunku psa, który patrzył na mnie jakby chciał mnie zjeść. Niedomówieniem roku byłoby to, gdybym powiedział, że się go boję. Słysząc warknięcie psa wziąłem nogi za pas i uciekłem jak ten ostatni tchórz. Zamykając za sobą drzwi wszedłem do swojego pokoju myśląc, że musiałem wyglądać conajmniej głupio tak wybiegając z pokoju. Siadając na łóżku napisałem SMS'a do Laurie'go z zapytaniem o której dokładnie mamy tam być.
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź bowiem Laurie i telefon nigdy się nie rozstają. Wierne małżeństwo - jak to się z niego czasami naśmiewałem.
-Bądź za dziesięć ósma. - odpisał
Odkładając telefon zastanawiałem się co ja będę robił przez te - zerknąłem na wyświetlacz telefonu - dwie i pół godziny? Wstając zszedłem na parter, gdzie ujrzałem Nikę. Przyczajając się w rogu ściany obserwowałem jak sierota ogląda zdjęcia oprawione w ramki na ścianach. Widziałem jak się uśmiecha a zarazem smuci. Wydawać się mogło, że to nie możliwe lecz jednak niestety można... Usta się uśmiechają a oczy pogrążone smutkiem, który skrywa tajemnice z przeszłości. Niespodziewanie dziewczyna szepnęła jakby z kimś rozmawiała;
-I powiedz mi szczerze, warto jest zsyłać cierpienie tak wielkie po to bym dostrzegła piękno w postaci tak prostej a zarazem ogromnej iż pozostali go nie dostrzegają? Czy warto? Czy warto bym do końca swych dni żyła pogrążona wśród świadomości, że każdy może mnie zranić tylko po to bym cieszyła się chwilami tak ulotnymi jak wschód słońca? Tak ulotnymi jak wieczorne gwiazdy? Czy warto? Szepnij do mnie swą odpowiedź bo nie wiem co robić Panie. Jam twa owieczka wśród stada, która upadła i nie wie czy ma wstać po raz kolejny. Nie wiem bo już dawno zgubiłam swoje prawdziwe stado...
Słuchając dziewczyny zrobiło mi się jej żal. Nagle ujrzałem w jej dłoni różaniec. Czemu wcześniej go nie ujrzałem? Był to błękitny różaniec kilkakrotnie zawinięty na jej nadgarstku. Nosiła go jako branzoletkę...na lewej dłoni. Zrozumiałem, że Nika się modliła. Nie wykutymi na pamięć wersami lecz przemawiała prosto z serca...
Odchodząc po cichu do pokoju zacząłem się zastanawiać czy naprawdę warto dalej brnąć w ten zakład...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top