Rozdział 14


*Valentino*
    Wstając nazajutrz rano ruszyłem do pokoju sieroty otwierając cicho drzwi.
Ujrzałem tam dziewczynę, która patrzyła pustym wzrokiem na zeszyt.
Podszedłem do niej ale Nika nawet na mnie nie spojrzała. Wziąłem zeszyt w dłonie by zobaczyć co to jest, że doprowadziło ją do takiego stanu.

  Czytając to zginałem pięści ze złości.
Odwracając twarz w drugą stronę zacisnąłem szczękę czując narastającą złość.
-Kto ci to zrobił? - zapytałem próbując opanować gniew
Dziewczyna milczała. Patrzyła się tępo w ścianę.
-Kto? - uderzyłem dłonią w parapet
Nika spojrzała na mnie pustym wzrokiem totalnie wyprutym z emocji.
-Oni - odparła tylko po czym wzięła zeszyt z moich dłoni. Zaczęła przewracać kartki notesu a po jej policzkach spływały łzy.
-To moje życie. Te wszystkie zapiski noszące w sobie całe moje piekło. Pamiętasz? Wczoraj powiedziałeś, że zrobisz z mojego życia piekło. Nie wiem jakbyś się starał nie zrobisz tego co oni mi zrobili. Pytałeś mnie o moje dziwne zachowanie, rękę... to wszystko oni... - szeptała
Obserwowałem jak schodzi z parapetu biorąc plecak i notes po czym bez słowa wychodzi z pokoju.
Nie mieściło mi się w głowie to co właśnie przeczytałem, słyszałem...
Musiałem zabrać jej zeszyt i przeczytać te wszystkie zapiski. Z tego co mówiła były tam wszystkie odpowiedzi na moje pytania.
Nie mogę z powodu jednego głupiego zapisku przegrać wyzwania jakie mi rzucono; miałem sprawić by Nika zakochała się we mnie. Nagrodą była oczywiście popularność, tak? Nie mogłem spowodować by przez jedną głupią sierotę stracił swoją sławę! Co to, to nie! Wychodząc z pokoju z postanowieniem, że od dzisiaj będę dla niej miły i spędzał z nią wolny czas by się we mnie zakochała, uśmiechnąłem się dumnie. Oczywiste było to, że wygram. Wiedziałem, że to to trochę potrwa bowiem wpierw musi mi zaufać a dopiero potem stopień; przyjaźń a następny to ta bajerancka miłość. Miałem na to dwa miesiące. Mało... Jednak wiem, że mam dar przekonywania do siebie ludzi. Schodząc po schodach wszedłem do kuchni gdzie ujrzałem Nikę. Siedziała smutna na krześle pisząc coś w notesie. Obserwowałem jak co jakiś czas ociera łzę. Nagle przypomniały mi się słowa ojca;
"Gdybyś choć w połowie doznał jej bólu jaki przeżyła doceniałbyś bardziej to co masz..."
  Otrząsając się wszedłem do kuchni pytając;
-Gotujemy?
              

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top