Rozdział 11

*Nika*
   Po raz pierwszy od bardzo dawna postanowiłam prosić kogoś o pomoc zwłaszcza kogoś kto mnie nie cierpi.    I co dostałam? Kosza. Błądziłam uliczkami szukając drogi do "domu"
Nie pytałam przechodniów o drogę bowiem bałam się ich. Sama myśl o tym, że miałabym powiedzieć im zwykłe "dzień dobry" sprawiała, że przechodził mnie dreszcz. Mając dosyć tułaczki zaszyłam się na plaży gdzie oparta jedną dłonią o drzewo zaczęłam zdejmować buty a potem skarpety. Zostawiając to wszystko podeszłam ku brzegowi pozwalając by ciepła od słońca woda obmywała moje stopy. Chodziłam wzdłuż plaży bawiąc się piaskiem pod moimi stopami jednocześnie zastanawiając się co los wyprawia z moim życiem.
Wiatr wiał mi prosto w twarz tak jak przez całe życie.
-I że cię nikt nie pokocha do końca życia... - pomyślałam o sobie samej
Schylając się ku myszli widocznej w wodzie wyjęłam ją przystawiając do ucha. Kiedyś jak byłam mała opiekunka z sierocińca powiedziała mi, że muszle szumią. Byłam ciekawa czy to prawda. Stojąc sama na pustej plaży z przystawioną muszlą do ucha z której nie wydobywał się żaden odgłos wzięłam zamach i z powrotem wrzuciłam ją do wody.
-Kolejne kłamstwo jakim mnie karmiono... Kolejna osoba, która kłamała... - krzyknęłam zrozpaczona.
Ufałam opiekunce ale jak się okazało ona też była kłamczuchą. Klękając w wodzie zakryłam twarz dłońmi płacząc. Po raz pierwszy byłam na jakiejkolwiek plaży i to było piękne ale widocznie byłam tu po to by znów się rozczarować. Ocierając łzy wstałam nie przejmując się mokrymi do kolan spodniami. Biorąc skarpety i buty w dłonie zaczęłam iść przed siebie ale zdając sobie sprawę, że i tak nie znam drogi zawróciłam na plażę.
Wspinając się na drzewo, czego nauczyłam się jako dziecko, usiadłam na gałęzi opierając się o konar i oglądałam zachodzące słońce.
    Nie zdawałam sobie sprawy, że przez cały czas byłam obserwowana...

   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top