8
Pov Niall
Chyba za bardzo się pośpieszyłem i wystraszyłem tym ruchem Torii, bo uciekła. Ale nie jest to też jakaś najgorsza sytuacja, bo na początku odwzajemniała mój pocałunek. Ona ma takie mięciutkie i słodkie usteczka które mógłbym bez przerwy całować. I kiedyś tak będzie, już niedługo ona będzie moja. Zabiorę ją Louis'owi i to za wszelką cenę.
***
- Cholera jasna jest za piętnaście ósma trzeba obudzić Victorię, bo się spóźni do szkoły - Harry wstał od stołu, ale Louis złapał go za ramię.
- Dziś nie idzie, bo ją głowa boli - ciekawe czy to prawda czy on po prostu nie chce jej tam puścić żeby nie spotkała się z tym chłopakiem.
- Dobra to lecimy.
- Ja zostaje - powiedziałem, bo miałem zamiar skorzystać z okazji, że będziemy sami i pogadać z Victorią.
- A to dlaczego? - spytał Zayn.
- Bo mi też należy się czasem chociaż jeden dzień wolnego - warknąłem na niego, bo byłem mocno zdenerwowany, odrobinę bałem się odrzucenia przez Torii.
- Okej tylko się tak nie unoś - miałem ogromną ochotę podejść do niego i przypierdolić mu w ten głupi łeb. Ale się powstrzymałem i tylko poszedłem do swojego pokoju. Musiałem się jak najszybciej uspokoić, nie chciałam wybuchnąć przy Vicky i tym ją przestraszyć.
***
Jak tylko zostałem sam w Victorią to odczekałem około piętnaście minut poszedłem do pokoju Louisa. Nie zapukałem, uważałem to za zbędne. Jak otworzyłem drzwi to zobaczyłem, że ona nadal śpi. nie mogłem się powstrzymać i podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej policzku.
Nagle otworzyła oczy. Mój widok trochę ją przestraszył.
- Nie bój się. Chce teraz z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym. Trzymaj się ode mnie jak najdalej bo narobisz mi i sobie kłopotów - chciała gdzieś iść, ale ja jej na to nie pozwoliłem. Położyłem jej ręce na tali i przycisnąłem ją do siebie.
- Nie dam rady za bardzo cię kocham. Długo to w sobie trzymałem ale wczoraj jak tak swobodnie rozmawialiśmy to nie wytrzymałem i musiałem ci o tym powiedzieć.
- Ale ja jestem Louisa i jak on by się o tym dowiedział to by ciebie zabił i jeszcze mi by się oberwało - wykorzystując jej bliskość złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi.
- Jesteś wolnym człowiekiem Torii, a ja wiem, że ty go nie kochasz. Jesteś z nim tylko z przyzwyczajenia i dlatego, że on ci każe. A poza tym to ja cię bardziej kocham niż on - oparłem głowę o jej ramię czekając na to co mi powie ale to nie nastąpiło. - Odezwij się proszę.
- Tylko, że ja nie wiem co - po chwili znowu się odezwała. - Puść mnie - od razu spełniłem jej prośbę. Teraz najważniejszą dla mnie sprawą było zdobycie jej zaufanie więc mimo, że pragnąłem ją mieć przy sobie to nie mogłem ignorować jej zdania.
- Rozumiem cię masz teraz mętlik w głowie. Ale przemyśl to wszystko. Dla mnie zawsze będziesz moją księżniczką którą będę kochać ponad życie - musnąłem jeszcze ostatni raz te jej słodziutkie usteczka.
- Dlaczego akurat teraz mi to mówisz? Wcześniej nawet nie zwracałeś na mnie uwagi. I teraz co myślisz sobie, że od tak zostawie Louisa i zwiążę się z tobą. Jeśli tak to się grubo pomyliłeś. Traktuj mnie tak jak wczesniej, a wszyscy będą zadowoleni. - Tylko nie ja - a teraz wyjdź.
Skierowałem się do drzwi i wyszedłem. Cudów to ja się nie spodziewałem, ale też sądziłem, że pójdzie mi lepiej. Ale to nic nie poddam się. Ona jeszcze będzie moja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top