69

Pov Victoria

Jak to usłyszałam to myślałam, że zemdleję. To nie było możliwe. Chciałam żeby żył, mógł sobie nawet znaleźć jakoś dziewczynę byleby tylko żył.

- To nie prawda - pokręciłam przecząco głową. Miałam w oczach łzy.

- Niestety tak, jego ostatnim życzeniem jest byś te jego ostatnie sześć miesięcy życia spędziła razem z nim - a więc zostało mu tylko pół roku. Marne sześć miesięcy, nic więcej.

- Gdzie on jest? - Chciałam jak najszybciej do niego iść.

- W swoim domu, w tym, do którego ostatnio cię zawiózł.

- Pomóż mi przekonać Louisa by mnie nie zatrzymał. Proszę Harry.

- Nie trzeba, on już o wszystkim wie. Weź ze sobą trochę ubrań, zawiozę cię do niego - to wszystko było bardzo dziwne, aż mi nie chciało się wierzyć, że Louis na to pozwolił, jednak nie miałam siły ani czasu o ty myśleć, więc jak najprędzej zabrałam się za spakowanie walizki.  

***

- Jak on się czuję? Zamierza się leczyć? I jak on to znosi? - Podczas drogi zasypywałam Harry'ego masą pytań. Chciałam jak najwięcej wiedzieć.

- Sam dokładnie nie wiem. On tylko chce mieć ciebie przy sobie i według tego co powiedział to leczenie nie ma sensu - westchnęłam cicho.

Szczerze, to w głębi duszy miałam nadzieję, że da się go jeszcze uratować, że on będzie żył. Wszystko bym za to oddała, bez jakichkolwiek narzekań wyszłabym za Louisa.

- I ja naprawdę mogę z nim przez ten cały czas być? - Zapytałam, bo nadal wydawało mi się niemożliwe to, że Lou wyraził na coś takiego zgodę. Przecież on mi zrobił straszną awanturę jak się tylko dowiedział o moim spotkaniu z Niall'em.

- Tak, ale postaraj się z nim nie sypiać a jak już to przynajmniej róbcie to tak by Louis się nie skapnął - no to, to akurat logiczne.

Po chwili milczenia znowu zabrałam głos.

- Nawet nie wiem o czym z nim rozmawiać.

- O tym co zwykle, on się wcale nie zmienił - oczywiście tylko za sześć miesięcy nie będzie go już ze mną.

***

Harry zawiózł mnie tylko do Nialla i odrazu pojechał. Nie mam pojęcia czy to dobrze i nie, bo i chciałam z nim być sama, lecz z drugiej strony trochę się tego bałam.

- Mam nadzieję, że nie jesteś tu tylko z litości - powiedział gdy siedzieliśmy naprzeciwko siebie w salonie.

- Oczywiście, że nie. Doskonale wiesz, że cię kocham - usiadłam koło niego i chwyciłam jego rękę.

- Tak ślicznotko - odgarnął moje włosy z policzka i mnie delikatnie pocałował - teraz chociaż będę z tobą do śmierci.

Epilog pojawi się jutro lub dziś wieczorem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top