67
Pov Niall
Przez dwa dni z rzędu, co godzinę dzwoniłem do Torii, ani razu nie odebrała. I właśnie w ten sposób doszedłem do wniosku, że Louis musiał się domyśleć, że wtedy się spotkaliśmy. Mam tylko nadzieję, że nic jej przez to nie zrobił. Nie chciałabym by z mojego powodu stała się jej jakaś krzywda.
Zdecydowałem się więc na ostateczność i wybrałem numer do Harry'ego. Wiem, że to ryzykowne, bo on najpewniej weźmie stronę Louisa tak jak to zawsze robił.
Odebrał dopiero po kilku sygnałach.
- Czego chcesz?
- Daj mi porozmawiać z Victorią - poprosiłem. Bardzo chciałem by ona była przy mnie.
- Oszalałeś! Ostatnio ledwo ci ją uratowałem przed Louis'em. I to wszystko była twoja wina - czyli jednak miałem rację. Domyślił się.
- Ja naprawdę mam jej coś bardzo ważnego do powiedzenia. Błagam cię daj jej ten telefon - wiem, że powinna się o tym dowiedzieć w inny sposób, lecz nie mam innego wyjścia.
- Nie, namieszasz jej tylko w głowie.
- Harry do cholery, ja umieram. Mam guza mózgu! - nie wytrzymałem już i podniosłem głos. Mógłbym nawet wykrzyczeć to Louis'owi gdybym tylko zdobył pewność, że będę mógł mieć chociaż przez chwilę przy sobie Torii.
- Żartujesz?
- Niestety nie, pragnę tylko spędzić moje ostatnie dni u boku Victorii. Czy to jest naprawdę tak wiele?
- Nie, spotkajmy się za pół godziny w tym samym miejscu co wcześniej. - powiedział i się rozłączył.
***
Harry zjawił się punktualnie w miejscu, w którym się umówiliśmy.
- I co zamierzasz się leczyć?
- Nie, i tak moje szanse na wyzdrowienie są praktycznie zerowe. A ja nie chce umierać w szpitalu.
- Chcesz by Victoria była z tobą w ostatnich chwilach?
- Tak, chyba to nie są jakieś wygórowane życzenie. Ona na pewno się zgodzi, tylko pozostaje jeszcze kwestia Louisa - liczyłem na to, że udało mi się przekonać Harry'ego i mi pomoże.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jest to proste zadanie. On cię nie znosi i jest strasznie zazdrosny o Vicky - gdybym ja tego nie wiedział.
- Wiem, ale moją sytuacja też nie jest normalna. Nie zabiorę mu już jej - chociaż i tak zrobię wszystko byleby tylko nie dopuścić by byli razem. On na nią nie zasługuje.
- Mniej więcej ile ci zostało?
- Około sześć miesięcy.
- Kilka dni temu pomagałem Victorii wybrać suknię ślubną - jak to powiedział to coś mnie zakuło w sercu.
- To co pomożesz mi?
- Tak.
Do końca zostało kilka rozdziałów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top