66
Pov Niall
Wiele razy zastanawiałem się co będzie przyczyną mojego zejścia z tego świata. Obstawiałem postrzał, dźgnięcie nożem, a nawet to, że mnie Louis zamorduje podczas snu. Za to nigdy nawet przez myśl nie przeszło mi to, że umrę przez jakiegoś guza znajdującego się w mojej głowie. I to jeszcze w tym czasie jak jestem o krok odzyskania Victorii.
A teraz mam umrzeć i to za niecałe pół roku. Mój własny organizm okazał się dla mnie największym wrogiem. Byłbym w stanie pokonać każdą przeszkodę, lecz nie taką.
***
Wróciłem właśnie od mojego lekarza, znowu zakomunikował mi, że najrozsądniej będzie jak przeniosę się do szpitala. Jednak ja nie mam najmniejszego zamiaru tego robić. Od dziecka nie znoszę szpitali, sama śmierć i cierpienia. Naoglądałem się już tego podczas kilkuletniego mieszkania z chłopakami.
Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę piwa. Usiadłem na kanapie i wziąłem do ręki telefon. W kontaktach odnalazłem numer Torii i zadzwoniłem do niej. Niestety nie odebrała pomimo, że dzwoniłem do niej kilka razy.
Będę musiał się w inny sposób z nią skontaktować, bo może i jestem samolubny jednak chce żeby ona w tych moich ostatnich chwilach była przy mnie. Potrzebuję jej.
Pov Victoria
- Naprawdę śliczna jest ta twoja sukienka kochanie - oznajmił mi Louis jak już byliśmy w łóżku. - Choć ja byłem skłonny wybrać inną.
- A ja teraz już wiem, że nie można ciebie i Harry'ego jednocześnie brać na zakupy. Obaj macie zupełnie różne gusta i żaden z was nie chce ustąpić.
- Mogłabyś nosić ubrania wybrane przez niego, ale tylko przy mnie. Nie zgadzam się by ktoś inny patrzył na twoje ciało - objął mnie i położył swoją głowę miedzy moimi piersiami.
A ja zdecydowałam się go zapytać o jedną ważną rzecz.
- Lou, a co z moim telefonem? Nadaje się jeszcze do czegoś?
- Tak, ale na pewno ci go nie oddam. No jeśli coś to dostaniesz telefon, ale dopiero po naszym ślubie - no nie powiem zdenerwował mnie. Mam już prawie osiemnaście lat i mogę posiadać komórkę.
- Może wychodzić samej też mi pozwolisz dopiero po ślubie - powiedziałam z ironią.
- No jasne, po tym co ostatnio się wydarzyło, nie wolno ci samej zrobić kroku za próg tego domu - gwałtownie się podniosłam.
- Louis jak ty to sobie do cholery wyobrażasz. Nie jestem twoim więźniem i nie mam zamiaru być tak traktowana - chciałam zejść z łóżka jednak objął mnie w pasie.
- Słońce pamiętaj, że ja i tak jestem względem ciebie bardzo wyrozumiały. Za to co mi wywinęłaś to powinienem cie uszkodzić, ale ja tego nie zrobiłem. I to dlatego, że cię kocham więc to doceń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top