37
Pov Victoria
- Vicky no uśmiechnij się - już od godziny swoją obecnością irytował mnie Harry. Naprawdę go lubiłam, ale denerwowało mnie to, że on nie chce zrozumieć, że teraz nie mam ochoty na niczyje towarzystwo. Pociesza mnie tylko fakt, że jutro już prawdopodobnie mnie tu nie będzie.
- Nie, daj ty mi już spokój - jedyne co teraz pragnęłam to zostać sama, a poza tym to musiałam coś wykombinować by uniknąć spania z Louis'em w tym samym łóżku.
- Zapomnij, wiem co on ci zrobił i nie możesz po czymś takim zostawać sama. A i jeszcze stęskniłem się za tobą więc jak troszeczkę ze sobą posiedzimy to nic ci nie będzie - przewróciłam oczami, nie miałam najmniejszego zamiaru robić sobie krzywdy tylko z powodu tego, że Lou użył mnie jako swojej zabawki. Jakby się tak głębiej zastanowić to on od zawsze mnie tak traktował, a ja wolałam tego nie widzieć, chciałam wierzyć w to, że on zajmuję się mną bezinteresownie.
- A gdzie jest Sisi - spytałam bo, zauważyłam, że jej klatka i posłanie są puste.
- U Nialla, on się zajmuję ją i jej małymi - czyli nie kłamał, naprawdę zajął się moimi króliczkami, a także w kolejny sposób udowodnił, że jest lepszy od Louisa.
- To chodźmy do niego - chciałam wstać, ale Harry popchnął mnie przez co znowu upadłam na łóżko. Spojrzałam na niego wymownie bo, bardzo zdziwiło mnie jego zachowanie.
- Trochę się pokłócili i lepiej będzie jak zostaniesz tu, a ja sam ci przyniosę te twoje króliki - powiedział i wyszedł. A mnie bardzo ciekawiło to o co mogli się posprzeczać Louis z Niall'em, choć prawdę mówiąc to od zawsze nie pałali do siebie zbytnią sympatią, a ostatnio to już w ogóle.
Po kilku minutach przyszedł Harry niosąc Sisi i trzy małe króliczki.
- Gdzie jest moja jedyna biało ruda dziewczynka? - spytałam bo, Sisi urodziła trzy maluchy płci męskiej i jedno żeńskiej i to właśnie jej nie przyniósł.
- No, bo jak cię nie było to niestety jeden padł, myślałem, że nie zauważysz.
- Jak mogłabym nie zauważyć zniknięcie mojego zwierzątka - zabrałam je od niego położyłam na łóżku. Miałam ochotę się rozpłakać, może i nie zdarzyłam jej nadać imienia, lecz już się do niej przywiązałam.
***
Im było bliżej nocy tym bardziej trzęsłam się ze strachu. Bałam się, że Louis będzie mnie dotykał, albo znowu mnie zgwałci. A gdy usłyszałam kroki to zgasiłam lampkę i przykryłam się prawie pod samą głową, a potem zaczęłam udawać, że śpię. Po chwili poczułam jego rękę na moje tali.
- Śpisz słoneczko? - spytał sunąc swoim nosem po mojej szyi - wiem, że nie zbyt szybko oddychasz - przewrócił mnie, że znajdował się nade mną.
- Jestem zmęczona daj mi spać.
- Długo zamierzasz się jeszcze na mnie złościć, zrozumiałem, że powinienem był najpierw z tobą porozmawiać, a nie reagować tak impulsywnie, ale ja przez ten czas w którym cię nie było umierałem ze strachu o ciebie - położył swoją głowę między moimi piersiami - bardzo cię kocham Vicky i nikomu cię nie oddam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top