Striptiz w kościele
Święta. Niby wszystko fajnie, ale kiedy przypominasz sobie, że jeszcze rok temu celebrowałeś to pogańskie święto słońca razem z trzema teraz już martwymi przyjaciółmi cała magia znika.
- Chciałbym, żeby tu byli. Znaczy nie dokładnie tu, bo to miejsce to jakiś jebany koszmar...- Zaczął dość niezręcznie Twiggy siedząc przy stole, który tak jak w zeszłym roku uginał się od różnych używek.
- Wiemy o co chodzi Twiggs. To, że te dupki postanowiły sobie kopnąć w kalendarz nie jest ani trochę miłe. Zwłaszcza jak przypomnę sobie co odwalaliśmy po grzybach od Pogo. Nadal nie wiadomo kto cię wtedy przeleciał.
- Taaaaak, ja i tak myślę że to ty.
- Czekaj, co? Ja nie ogarniam. Ktoś przeruchał Twiggy'ego, a wy nadal nie wiecie kto to zrobił? Kiedy to było?
- Ponad rok temu.
- No kurwa. Byliście tam sami, znaczy wy, Pogo, Daisy i Zim Zum. Twiggy sam się nie zgwałcił, przynajmniej nie wtedy, więc z możliwych zostaje tylko Manson, Pogo, Daisy i Zim. Zakładam, że Berkowitz napisałby w tym swoim liście pożegnalnym, że coś takiego zrobił.
- No tak, to ma sens. W końcu przepraszał.
- Czy możliwe, że był to Zim?
- Nie, Zimmy miał strasznie słabą głowę. Po dragach zawsze spał. On nawet halucynacji nigdy nie miał. Tylko rzygał, rozbierał się i szedł spać.
- Więc albo Marilyn, albo Madonna.
- Obie opcje są prawdopodobne.
- No przecież powiedziałem, że nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił!- Nie mogę uwierzyć, że on nadal myśli, że mógłbym go zgwałcić. Nie zrobiłbym tego. Nawet na haju nie skrzywdził bym Jeordie'go. Prawda...?
- Czyli Stephen cię rozdziewiczył. Gratulacje.
- Gdyby żył, zajebał bym go.- Powiedział Twiggy biorąc łyk whysky z kubka w kotki. Siedzieliśmy przez następne dwie i pół godziny gadając o niczym, oglądając Kevina samego w domu i ćpając.
- Ej! Mam pomysł! Chodźmy podpalić jakiś kościół!
- No w sumie... Czemu nie. Ma ktoś lepszy pomysł?
- Jest 22. Pasterki jeszcze nie ma, więc możliwość, że ktoś zginie jest dość mała...
- Robiliście to już kiedyś?- Zapytał nie do końca przekonany Ginger.
- Tak.- Odpowiedziałem
- Nie.- No tak, Twiggy miał wtedy absolutny szlaban, a poza tym robił mi alibi jakby zaczęli węszyć.
- To idziemy?
- Idziemy!
***************
O kuuuuuurwa. Zamiast podpalić kościół weszliśmy( znaczy włamaliśmy się) do niego i dalej ćpaliśmi i piliśmy wódeczkę. No więc tak: obudziłem się nagi, zarzygany(tak jak zwykle) i leżący na ołtarzu z głową na tyłku Twiggy'ego (to coś nowego). Twiggy strasznie się ruszał, jakby miał drgawki.
- Twiggy?
-Z-zddee...jmiij t-too!- Wystękał z trudem. Wstałem, odwróciłem się i zobaczyłem, że głowa, a właściwie gardło Jeordie'go jest obwiązane tym śmiesznym szaliczkiem który noszą księża. Był siny na twarzy.
- Jasna cholera! Oddychaj Twiggs!- Zacząłem zdejmować z niego tą diabelską szarfę spierdolenia. Właściwie obudziłem się w ostatniej chwili. Minuta dłużej i straciłbym sens mojego życia. Fuck.
- Jeordie! Przepraszam, kurwa przepraszam!- Chciałem go przytulić, ale jego twarz nie jest jeszcze odpowiednio blada, żebym mógł to zrobić.
- T-to nie twoja wina... Tak mi się wydaje. N-nie pamiętam nic z ostatniej nocy... W sumie jak zwykle.
- Czego tak drzecie ryje? Przez to, że tu jest echo słychać wasze krzyki dziesięć razy lepiej.- Jęknął Ginger, który zwisał z ambony głową w dół.
- Wal się Gingy. Twiggy omal się nie udusił przez to, co żeśmy tu odpierdalali wczoraj.
- Shit. Żyje?
- Tak Kenneth. Dzięki za troskę.
- Ależ proszę słodziutki.- Ojoj. Wyczuwam sarkazm jak z tąd do Radomia.
- Ej, ej nie pozwalają sobie kurwiu. Twiggy jest mój i łapy precz bo powyrywam.- Twiggels spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem czegoś na kształt wdzięczności w oczach. Przytuliłem go i delikatnie przycisnąłem swoje wargi do jego spoconego czoła. Musiał się naprawdę się przestraszyć.
- Jesteś pwien, że wszystko ok?
- Tak, teraz już tak. M-miałem zły sen.
- Opowiesz mi o nim?
- Tak, ale jak wrócimy.
- Omatuluprzenajświętrza! Bożewtrójcyjedynyracznaswybawić! Szatany! Diabły! Heretycy! Bluźniercy!- Jakąś stara baba, której życiowym celem jest kurwa zamieszkać w kościele, zaczęła drzeć się na nas prawie dostając ataku epilepsji.
- Niech pani uważa, bo się pani zapluje tymi chsześcijańskimi prawdami.
- Bezcześcicie najświętszy sakrament (tak się to nazywa?)!
- Pff, mam tak sexy chłopaka, że nawet Jezus zazdrości.- Prychnął Twiggy, a ja jakby trochę się zaczerwieniłem. To było miłe.
- A moja majestatyczna muskulatura sprawia, że Maryja nie chce już dłużej być dziewicą.- Stwierdził Ginger prezentując bicka wielkości mojej wiary w ludzkość. Stara kurwa złapała się za serce poczym chyba pierdolnęła na zawał. No cóż, każdy ma to na co zasługuje.
*************
- Gdzie byliście?!- O proszę! Pierwszy raz od dwóch dni zobaczyłem Angusa. A już miałem nadzieję, że jego trup gnije w piwnicy czy coś...
- Nie twój biznes- Warknąłem
- Na wycieczce.- Powiedział Gingy
- W kościele.- Dodał słodziutkim głosem Twiggy.
- Dobry Boże! Czyżbyście się nawrócili i z gorliwości poszli tak rano do kościoła?
- Nah, sprostujmy parę faktów. Po pierwsze, mieliśmy iść spalić ten kościół. Po drugie, przyćpaliśmy i tylko dlatego na miejscu kościoła nie dymią teraz zgliszcza. Po trzecie, nie tak rano, tylko tak późno, wyszliśmy o jakiejś 22. Po czwarte, prawdopodobnie babcia, która zobaczyła nas nagich i skacowanych lerzących na ołtarzu pierdolnęła na zawał. RIP wredne babsko.- Był wyraźnie zszokowany. Cóż, trzeba było nas lepiej pilnować.
______________________________________
Chokus pokus
Kurwa mać
Trzeba będzie rano wstać
(wierszyk z Twittera)
Więc zaczęła się szkoła. Mniej czasu, mniej pomysłów, mniej chęci do życia. Jednakowoż postaram się, żeby przynajmniej jeden rozdział tygodniowo się pojawił. Miłej szkoły/dnia/nocy/życia
Każdy by chciał takiego nauczyciela...
Ps: Do 18 macie spokój.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top