Pa pa łysolku

Minęły jakieś dwa dni odkąd Berkowitz strzelił samobója. W tej jebanej fabryce konserwatystów nikt nie wie, bo Scott nie był jej uczniem.
Jeordie ma załamkę, znowu wpierdala lody litrami i tylko by się przytulał. Muszę być wyrozumiały zwłaszcza, że Pogo popadł w jakąś cholerną depresję. Stwierdził, że nie może być już dłużej łysolkiem i zaczął zapuszczać włosy na głowie. Normalnie szok, co nie? Jak to kiedyś powiedział "papa łysolku". Nawet Ginger, chociaż nie znał Daisy'ego jest strasznie przygaszony.
Trzymam się chyba tylko ja, co potwierdza moje przypuszczenia, że nie mam serca ani duszy. Tak samo jak po śmierci Zima nie czuję kompletnie kurwa nic. Jestem pusty w środku. Nie jestem w stanie odczówać innych uczuć niż złość czy nienawiść. Nienawidzę siebie, tej szkoły, tamtej szkoły, moich rodziców, jego rodziców, rodziców Twiggy'ego, w ogóle rodziców, w ogóle ludzi. Jestem jedną chodzącą kula nienawiści i pogardy. A jebać to. Mam jeszcze Jeordie'go.
- Manny. Przytul mnie, bo kurwa zimno.
- Zimno na zewnątrz, czy w środku Twiggels?
- W środku...- Wybełkotał ze łzami w oczach. Oznaczało to ni mniej ni więcej tylko falę smutku i samowstrętu zalewającą serduszko Twiggy'ego. Obiąłem go jedną ręką, a drugą zacząłem bawić się jego dredami.
- Idziemy do szkoły?
- A możemy nie?
- Możemy Twiggy.
- Dziękuję Manny. Jesteś najlepszy.- Pocałowałem go w czoło. Wiedziałem, że to nie prawda. Jestem jakiś kurwa przeklęty. Może to sprawka tego demona. Może nie powinienem go drażnić. Teraz odbiera mi wszystko co kocham. W ramach kary. Może jak zginę nic złego już się nie stanie... Może Twiggs będzie bezpieczny. Muszę się nad tym poważnie zastanowić.
Po jakimś czasie usłyszałem równy, spokojny oddech mojego chłopaka. Wreszcie zasnął. Słyszałem jego cichy szloch przez całą noc.
Nie mogłem do niego podejść, ponieważ wydałoby się, że znowu nie śpię. Jeordie nie lubi, kiedy nie śpię, nie jem, albo się tnę. A ja nie chcę, żeby się o mnie martwił.
Prawda jest taka, że nie potrzebuję snu. Muszę po prostu wiedzieć, że Twiggy jest bezpieczny i spokojny. Obserwuję go. Może to dziwne i lekko straszne, ale patrzenie na śpiącego Twiggsa jest dla mnie substytutem snu.
- Śpij dobrze kochanie. Zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny. Ty, Pogo, Ginger. Nikt z was już przezemnie nie zginie.- Lekko pocałowałem go w policzek. Mam zamiar dotrzymać tej cholernej obietnicy.

...

No comment. Po prostu no comment. A podobno ja robię smutne rozdziały po których ludzie płaczą! Pff... A, jestem _GeezusWay_. Zabrałam jej telefon żeby bardziej tego nie spieprzyła. Mam nadzieję że tytuł rozdziału się podobał.

P.S to będą w cholerę smutne rozdziały.
Enjoy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top