No i wezwali egzorcystę

Postanowiłem wrócić do pokoju. Po drodze usłyszałem zrozpaczony głos tego recepcjonisty, który miał przyjemność zajrzeć do mojego pokoju. Gadał przez telefon. Błagał kogoś żeby tu przyjechał.
- Panie Collins, błagam niech pan przyjedzie! Mamy w szkole antychrysta! Tak! Jestem tego pewien! Pokój, który dostał wygląda jak satanistyczna świątynia! Przewidział moje zamiary, a potem sam powiedział że nie ma duszy! Jak wygląda?! Jak sam diabeł! Ma długie czarne włosy, tatuaże, maluje sobie twarz na biało pomimo tego, że i tak jest blady! Ma różnobarwne tęczówki, a jego głos brzmi jak obietnica śmierci! Rozmawiał dzisiaj z kuchcikiem, który tuż po rozmowie zmarł na zawał! Nie możemy mu nic udowodnić, a przełożony uważa, że panikuję! Proszę może egzorcyzmy pomogą go zdemaskować! Dobrze na razie sam postaram się coś z tym zrobić. Ale jeżeli to nic nie da to pan przyjedzie? Dziękuję! Moje nazwisko? Angus Jackson. Bardzo panu dziękuję. Jestem zobowiązany. - Ale jaja! Typek zadzwonił po egzorcystę! To może jeszcze się z nim pobawię.
Był odwrócony do ściany więc najszybciej i najciszej jak mogłem podszedłem do jego stanowiska. Stałem w kompletnej ciszy, aż on się odwrócił. Przybrałem obojętny i znudzony wyraz twarzy, ale oczom nadałem błysk szaleństwa. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech psychopaty, kiedy przerwałem grobową ciszę panującą na korytarzu.
- Widziałem cię Angusie. Twój bóg ci nie pomoże. Nie ma nademną władzy Angusie.- Przybliżyłem swoją twarz do jego
- Lepiej uciekaj- szepnąłem i polizałem go w nos. Facetł krzyknął , padł na kolana i z różańcem w ręku zaczął się modlić. Zaśmiałem się.
Kiedy w końcu dotarłem do pokoju zadzwoniłem do Twiggsa. Mógł poczuć się ignorowany, czy coś.
- Hej Twiggy. Wybacz, że nie odbierałem ale miałem na prawdę dużo do zrobienia.
- Tak? Na przykład co?
- Rozpakowanie się, pójście na kolację, unikanie egzorcyzmów recepcjonisty i doprowadzenie kuchaża do zawału. Chyba zmarł ale nie jestem pewien. A i jeszcze zafundowanie owemu recepcjoniście wizyty u psychiatry.
- Znaczy się owocny dzień.
- No bycie antychrystem jest męczące.
- Czyli nie jesteś szatanem tylko antychrystem? Ktoś cię zdegradował czy to dobrowolna zmiana tytułu?
- Po pierwsze Osbourne jest szatanem. I to dużo lepszym niż ja. Poza tym już pierwszego dnia zyskałem ten status. Słyszałem jak recepcjonista wzywał egzorcystę. 
- Serio? I co? Przyjadą i cię wyegzorcyzmują? Nie chcę żeby popsuli mi chłopaka! Kto mnie będzie pieprzył jak ty się zrobisz grzecznym sługą bożym?
- Taki piękny chłopak jak te na pewno sobie kogoś znajdzie. Poza tym egzorcyzmy nic nie dadzą, bo one mają na celu wyrzucenie diabła z duszy. A ja jestem szczęśliwym nie posiadaczem tego... Organu?
- Dusza to chyba nie organ. Właściwie... Jaki to ma stan skupienia?
- Nie mam pojęcia Jeordie.
- To jest dobre pytanie...
- Którym postaram się wkurwić księdza na lekcji... Czekaj... Na lekcji biblioznawstwa. Ja mam kurwa taką lekcję?!
- Co to jest kurwa biblioznawstwo?!
- Nie wiem. Ale się dowiem.
- Dobra Manny, muszę jeszcze napisać esej na angielski, bo mnie baba udupi.
- Pozdrów odemnie burdel-matkę Mary. Powiedz, że tęsknię.
- Może ją jeszcze od ciebie uściskać?
- Aż tak się nie stęskniłem.
- To do usłyszenia Marilyn
- Pisz ten esej Twiggy. Potem możesz mi wysłać zdjęcie to się razem pośmiejemy.
- Taaaa, jasne.-powiedział poczym się rozłączył. Od razu humor mi się poprawił. Ale wiedziałem jak go sobie poprawić jeszcze bardziej.
-Hmmm czym by tu dzisiaj wkurwić sąsiadów... Padło na Ozzy'ego. Bardzo lubię muzykę tego starego chuja. Włączyłem "Paranoid" i utwór War Pigs śpiewałem razem z Osbourne'm. Głośność była odpowiednio wysoka, żeby słyszeli to za ścianą, ale równocześnie na tyle nisk, że słyszałem własne myśli. Byłem z siebie dumny, i postanowiłem nagrodzić się zasłużonym otępieniem zmysłów. Wziąłem telefon i ustawiłem wideo rozmowę z Pogo. Może chociaż on nie będzie zajęty.
- Jestem zajęty. Czego kurwa chcesz?
- Ćpać.
- To zmienia postać rzeczy.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
- Ramirez się dołączy?
- Niestety nie. Ma esej do napisania.
- A, no przecież!- Walnął się ręką w czoło, albo głowę. Nie sugeruję się przeciętnym rozmiarem ludzkiego czoła, więc nie wiem.
- To co po kreseczce, czy dzisiaj coś innego?
- Mam balkon, więc może być kwas.
- No to miłych chalunków Manson.
- Miłych chalunków łysolku.- Wzięliśmy po tabletce i rozmawialiśmy aż nie urwał nam się film. Obudził mnie Paul Stanley drący ryja z mojego telefonu. Carpe diem, chwytaj dzień jebany leniu. Obudziłem się nago na balkonie. Co potwierdza moją teorię, że po prochach robimy konkurs striptizu. Muszę to kiedyś nagrać. Dziś jest szkoła, więc mam obowiązek wdziać ten żenujący mundurek. Ale żeby nie było, zaznaczyłem swoją odrębność. Zrobiłem dziury w czarnych spodniach, założyłem glany a niebieską marynarkę w ogóle olałem. Założyłem koszulę, na której natychmiast pojawiły się ślady krwi. Kurwa znowu się pociołem na haju! Muszę ograniczyć sobie dostęp do ostrych przedmiotów. O 7:40 pojawiło się pytanie "Gdzie do chuja są moje soczewki". Znalazłem je pod łóżkiem. 7:50, gdzie są klucze? W akcie ostatecznej desperacji otworzyłem lodówkę(tak miałem tam małą lodówkę i czajnik elektryczny przy okazji). Leżały tam klucze z małą karteczką, na której napisane było"zaraz się spóźnisz przegrywie" wygląda na to że naćpany ja robię kawały zaspanemu mnie. Jestem chujem nawet dla samego siebie. Jak ja kurwa siebie znoszę? Miałem ochotę kopnąć w dupę siebie z przed ośmiu godzin. Dobra, pora zapierdalać do szkoły spojrzałem na plan budynku. Szkoła mieści się w sąsiednim budynku. Może zdążę. Pominę fakt, że Usainem Boltem to ja kurwa nie jestem, ale jakoś się udało.
Zdążyłem. Stanąłem przed klasą od angielskiego w momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Za chwilę poznam moich klasowych zjebów.

______________________________________
Miałam dzisiaj nie dodawać ale IzaTomlinson9 przekonała mnie, żeby wstawić. Więc proszę. Oto jest rozdział.

Ps: Jeżeli kiedykolwiek jakimś cudem będę miała dziecko, tak właśnie to będzie wyglądać😁😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top