Nauczyciele to kurwy

Co się robi z uczniami którzy dopiero co wrócili do szkoły, bo ich przyjaciel się przekręcił? Bierze kurwa do odpowiedzi. Z matematyki. Twiggy nie jest dobry z matmy. A faszysta w kościelnej sukience bardzo lubi brać go do tablicy. Nie było nas przez jebany tydzień. No ale co go to kurwa obchodzi.
- Panie White. Sprawdzimy co pan pamięta. No, zapraszam, zapraszam.- Powiedział dziad z okrutnym uśmiechem. Twiggy wstał blady jak ściana. Trząsł się jakby miał zaraz zemdleć. Zabiłbym tą zakonną kurwę. Dobrze wie, że Jeordie miał braki już przed śmiercią Gingera. A teraz jest kulką dredów, złych snów(cały czas śni mu się ten sam koszmar) i absolutnego braku wiedzy matematycznej.
- A-ale ja-ja nic nie umiem...
- A to już ja ocenię.
- J-ja na-na prawdę n-nie mogę odpowiadać...
- Młody człowieku. Nie dość, że ubierasz się jak za przeproszeniem męska dziwka i dyrekcja dostała wiele zgłoszeń, że uwodzisz chłopców, co samo w sobie jest nie moralne, to jeszcze teraz odmawiasz odpowiedzi? Jesteś grzesznikiem, który nie zasługuje na szacunek. A teraz weź kredę do ręki i rozwiąż zadania, bo inaczej doświadczysz poważnych konsekwencji.- Miałem ochotę mu zajebać. Czułem jak uzasadniona agresja przejmuje kontrolę nade mną. Twiggy kulił się coraz bardziej z każdym słowem tego dupka. Prawie się tam rozpłakał. Ręka, w której trzymał kredę drżała tak mocno, że liczby były kompletnie nieczytelne. Oczywiście tak kurwa musiała mu jeszcze z tego powodu poubliżać.
- Jesteś tak tępy że nie możesz cyfry prosto zapisać? Dlaczego Pan nasz pokarał mnie aż takim bezmózgim w klasie. Widocznie na prawdę nie nadajesz się do niczego innego niż prostytucja.- Twiggels nie wytrzymał. Z jego pięknych oczu zaczęły płynąć łzy. Widziałem, że jedyne czego teraz pragnął to zwinąć się w kłębek i zapomnieć. A ja postanowiłem przestać być ciotą która patrzy na krzywdę swojego chłopaka. Wstałem i rzuciłem się na "nauczyciela".
- Jeszcze raz, nazwiesz mojego chłopaka dziwką, albo powiesz, że nadaje się tylko na kurwę, to uwierz mi, będziesz miał okazję spytać tego twojego boga o to, czy postąpiłeś dobrze gnojąc najniewinniejszą osobę jaką w swoim żałosnym życiu spotkałeś.- Wysyczałem zaciskając mu ręce na gardle. W wodnistych oczach belfra widać było strach. I dobrze kurwa, niech się boi. Ma kogo. - Zrozumiałeś mnie szmato kościelna, czy mam powtórzyć?- Zapytałem odcinając mu dopływ powietrza jeszcze bardziej. Pokiwał histerycznie głową, więc go puściłem.
- Chodź Twiggy. Żeby być sexy nie musisz umieć matmy.- Wziąłem go na ręce i zaniosłem do naszego pokoju.
- B-będziemy mieć problemy.
- A chuj mnie to obchodzi. Ten stary zjeb się nad tobą znęcał! Szkoda, że go nie zajebałem.
- On miał rację...
- Szczerze, to trochę tak. Musisz się odrobinę wziąć w garść. Bądź znowu odrobinę arogancki, to się odpierdolą.
- A-ale sam mówiłeś, że nie muszę udawać...
- Przy mnie nie musisz. Kocham cię zawsze i na zawsze, ale takie ameby jak nasz szanowny kurwa nauczyciel znajdą każdy sposób, żeby cię dobić. A ja nie zawsze będę mógł takiemu półmózgowi wyjebać.
- D-dobrze Brian. Postaram się.
- Dodaj do swojej wypowiedzi jedną kurwę i będę mógł ci to zaliczyć.
- Dobrze kurwa?
- Bardzo dobrze.- Pocałowałem go w czoło, poczym zabrałem się za czytanie nowej książki, którą kupiłem za ciężko zarobione pieniądze (ukradłem). Po jakichś 2 godzinach zrobiłem się głodny. Nie mam ochoty iść na stołówkę. Pójdę na kebsa. Z Twiggy'm.
- Hej Twiiiiiggels!
- Co?
- Idziemy na kebaba?
- Nie. Jedząc kebaba osiedlasz araba. Poza tym nie jestem głodny.
- Spoko, więcej arabów dla mnie.
- Idziesz bezemnie?
- No tak, głodny jestem, a ta nasza stołóweczka to jakiś jebany żart.
- Cz-czyli zostawiasz mnie samego?
- Przez dwie godziny nie zginiesz Twiggs.
- No niby nie...- Wymamrotał coś jeszcze, czego nie dosłyszałem. Jebać go. Chociaż... Może później.
**************
No dobra, zeszło mi dłużej niż dwie godziny. Ale Twiggy'emu chyba nic się nie stało. To tylko 3 i pół godziny samotności. Każdy czasem tego potrzebuje.
- Hej skarbie! Wróciłem!- Nie dostałem odpowiedzi. To dziwne. Bardzo dziwne.
- Twiggy! Gdzie jesteś?- Wciąż się nie odezwał. A jak coś mu się stało? Nie powinienem był go zostawiać! Jestem totalnym idiotą. Zacząłem przeszukiwać pokój. Usłyszałem cichy szloch dobiegający z balkonu.
- Jeordie? To ty?- Zapytałem.
- M-marilyn?
- Co się stało Twiggs? Dlaczego siedzisz na balkonie?
- B-bo oni tu przyszli i chciałem się schować... Ale oni i tak mnie znaleźli... I-i...

______________________________________
4 rozdziały do końca książki. Cieszycie się? Tak. Jestem złem.
hey_cruel_world ten dzień nie jest już chyba aż tak zły?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top