rozdział 8 || krzyk demona ||
Szedł.
Nie miał pojęcia dokąd prowadzi tunel.
Szedł.
Im dalej był, tym wyraźniej widział niektóre wspomnienia.
Widział siebie i Gleefula, widział każdą ich ofiarę.
Niebieskie węże owijały się wokół jego ciała, ściągały go na samo dno. Do Gleefula.
Będąc w połowie drogi, wiedział już co znajduje się na samym końcu – niewielka piwniczka, a w niej trucizna. Prezent.
Czuł ten zapach – słodki, nieco zbliżony do zapachu kwiatów.
Słyszał w głowie słowa, być może nie tak dawno temu wypowiadał je Bill. Mówił mu, że to go ocali w razie czego. Gdyby Gleeful przejął kontrolę.
Właśnie. Bill.
Przystanął, uświadamiając sobie, że zostawił demona z Gleefulem. W pierwszej chwili chciał się cofnąć, ale potem poczuł ból. Kolejne wspomnienia, które wcześniej były albo zamazane, albo pozbawione sensu, teraz powracały – zrozumiałe, kolorowe.
Widział siebie i Billa siedzących pod drzewem, a w tle huśtawki. Demon coś mówił, kładł się z głową na kolanach chłopaka. Po chwili zjawiła się Mabel z książką. Książką z zaklęciami. Marudziła, a demon śmiał się.
— Mabel nie przejmuj się. Jak coś zmienimy twoim rodzicom wspomnienia! — powiedział, kiedy dziewczyna siadała na huśtawce.
— Tak się da? — spytał Dipper, nie przestając bawić się włosami demona.
— Oczywiście, że się da! Demony są w tym mistrzami!
— A co z ludźmi?
— Oni też to potrafią. — Zerknął na Mabel. — Ale to zużywa dużo ich energii, dlatego zazwyczaj w książkach pisze, że po takim zaklęciu nie powinno się używać innych.
— Na Lucyferowe gacie, czy każde wasze zaklęcie musi zużywać energię?! — Mabel nadęła policzki.
— Jest jedno, które jej nie zużywa... — odpowiedział, po chwili namysłu, demon, a dziewczyna spojrzała na niego zaciekawiona. Dipper jedynie wywrócił oczami, niezbyt zainteresowany tym wszystkim. — Kiedyś demony wykorzystywały ludzi. Zmuszały ich do walki. Pewien demon nie lubił przegrywać, ale jego ludzie zawsze szybko tracili energię, więc wymyślił zaklęcie, które polegało na tym, że dany człowiek, będąc blisko śmierci, opuszczał swoje ciało i przenosił się do innego, kradł z niego energię i wracał do swojego.
— Przenosił się do innego?
— Ta. Ludzkiego albo zwierzęcego, zależy jakie było w pobliżu.
— Czyli... — Mabel rozejrzała się. — Mógł, na przykład, stać się się jeleniem, tak? — spytała, kiedy jej wzrok zatrzymał się na tych zwierzętach.
— Tak.
— Wow! Nauczysz mnie tego, prawda?
— Mogę jedynie pokazać ci to zaklęcie, ale uczyć cię nie zamierzam!
— Ale czemu?
— Bo musiałbym cię najpierw mocno poobijać, tak być znalazła się na krawędzi, a obawiam się, że twój brat by mi tego nie wybaczył.
Ciało.
Ludzkie. Albo zwierzęcia.
Jelenia.
Wziął głęboki oddech i, nie mając sił podnieść się, zaczął iść na czworaka. Chciał płakać. Wymiotować. Krzyczeć. Wspomnienia wzbudzały w nim zbyt wiele skrajnych emocji.
Kiedy teraz o tym myślał, wolał już nic nie pamiętać.
Mabel była martwa.
Gleeful go opętał.
Bill... był z nim cały czas? Kochał go?
Mieszkańcy... Było ich kilku? A może tylko jeden?
Jeden, wkurzający.
Tak?
— Co robicie? — spytał, wchodząc do salonu.
— Bill uczy mnie chujowych zaklęć — odpowiedziała, wyraźnie niezadowolona, Mabel.
— Nie są chujowe. Mabel, zaklęcia lecznicze są naprawdę potrzebne.
— Wiem, ale na co mi zaklęcie, które jedynie trochę przyśpiesza regenerację? Zaklęcie powinno od razu mnie uleczyć.
— Ale takie zużywają zbyt wiele energii, a wy ludzie macie jej cholernie mało i odnawia się zbyt wolno.
— Ale to jest głupie! Takie zaklęcia się używane najczęściej podczas walki. Wyobrażasz to sobie? Walczysz, przegrywasz, używasz tego do przyśpieszonej i? I co? „Och, drogi przeciwniku, proszę poczekaj chwilę! Zregeneruję się za kilka dni!" To głupie!
Kilka dni.
Spojrzał na swoje dłonie. Teraz były brudne, wręcz czarne, jak te Billa. Miał na nich niewielkie ranki. Te większe zniknęły, chociaż nie powinny. Nie tak szybko.
Nie. Nieważne. Już nieważne.
Spojrzał przed siebie i mimowolnie uśmiechnął się. Piwnica. Nareszcie.
W nagłym przypływie sił udało mu się podnieść i wejść do pomieszczenia.
*
Gleeful wpatrywał się zirytowany w ścianę. Tak bardzo chciał teraz kogoś zabić. Zniszczyć. Ale nie mógł, bo jego Dipper był tu – w tym cholernym domu.
Zacisnął ręce w pięści i uderzył w ścianę, a chwilę później krzyknął. Płomień. Niebieski i jasny płomień uderzył w niego i powalił na ziemię. Czuł, jak skóra na plecach zaczyna piec, a krew zabrudza ubrania.
— Cipher — wymamrotał, wciąż będąc w szoku.
Tak, demon stał przed nim, ale... wyglądał inaczej, jak wtedy, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Czerń zniknęła, odsłaniając prawdziwy kolor jego dłoni. Dłoni, które teraz płonęły. Włosy miał długie, spięte, a oczy... znów patrzył nimi w ten cholernie irytujący Gleefula sposób. Znów był pewny siebie. Nawet ubrania miał inne. Cylinder unosił się nad jego głową, drogi garnitur sprawił, ze Gleeful wkurzył się jeszcze bardziej.
— Jak? — spytał, podnosząc się. — Przecież ty nie masz mocy!
Bill uśmiechnął się.
— Nie mam czy po prostu wierzyłem w ich brak, przez fałszywe wspomnienia?
Gleeful zamrugał.
— Will?
— Will — potwierdził demon i odgarnął włosy z czoła. — Wszystko już pamiętam, wiesz? Zniszczyłeś mi życie. Odebrałeś Dippera. Sprawiłeś, że przestałem mu ufać, a kiedy już zaufałem...
— Zabiłem cię.
— Zraniłeś.
— Byłbyś martwy, gdyby nie Mabel. — Machnął ręką, a poduszki uniosły się nad ziemią i uderzyły Billa. Po zderzeniu z jego ciałem zmieniły się w ziemię. Demon syknął. — Święta ziemia. Działa też na demony — zauważył Gleeful. — Ale po co ja ci to mówię? Przecież wiesz. Byłeś świadom tego, kiedy zabezpieczałeś cały pokój, tak bym nie mógł wejść... Samo stanie na tej podłodze cię boli, bo rozlałeś na niej krew anioła, prawda? Jej to urocze. Tyle zrobiłeś, żeby ratować Dippera przede mną, a ostatecznie i tak udało mi się tu wejść, bo twój biedny Dipper mnie kochał. Wpuścił. Pozwolił zająć swoje serce. Ciało. Wszystko. Pozwolił zadać cios.
Trzask.
Bill krzyknął, kiedy coś ostrego przebiło jego ciało.
Spojrzał w dół i zobaczył drewniany kołek, wbity w brzuch.
Znowu krzyknął.
Tym razem zrobił to o wiele głośniej. Czuł, jak jego krew miesza się z krwią zabitych aniołów i wodą święconą.
Gleeful zatkał sobie uszy. Za głośno.
*
Dipper zatrzymał się i upuścił butelkę z trucizną.
Krzyk.
Słyszał go.
Znał go.
Za dobrze wiedział, kto to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top