63
Pov Victoria
Robię kilka kroków w tył, Louis powoli się do mnie zbliża nieustannie patrząc mi w oczy. W jego spojrzeniu jest wiele bólu. Aż czuję jego złość na mnie, lecz on zamiast krzyków on woli mnie torturować swoim przepełnionym cierpieniem spojrzenia.
- Dlaczego? - pyta, a jego dłonie chwytają moje ramiona. Nie ściska mocno ani mną nie potrząsa, delikatnie gładzi moją gołą skórę. Zupełnie tak jak się stęsknił za moim ciałem.
Nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć. Nie znajduję słów którymi mogę opisać to co zrobiłam w miarę spokojnie tak by chociaż trochę mnie zrozumiał. On nigdy nie pojmie co skłoniło mnie do ucieczki dla niego będzie się liczyć tylko to, że po tym wszystkim co dla mnie zrobił zostawiłam go i zdradziłam.
- Daję ci okazję do obrony. Możesz nawet kłamać, ale jeśli tego chcesz ale błagam rób to przekonywująco. Naprawdę chcę ci uwierzyć, spraw bym mógł to zrobić.
Są dwie możliwości albo on po prostu gra na moich emocjach chce sprawić by wróciła z nim po dobroci. Lecz jakby tak się dobrze zastanowić to on nie ma żadnego powodu by to robić. Jest o wiele silniejszy, a dodatkowo pewnie ma ze sobą obstawe. Mógłby użyć innych środków przymusu żeby mnie mieć znowu przy sobie. A jeśli chodzi o drugą to taka, w której on naprawdę się zmienił. Zrozumiał swój błąd i chce wszystko naprawić.
Ale czy taka osoba jak Louis może w tak krótkim czasie się zmienić. Czy to jest w ogóle realne?
- Odsuń się od niej! - dociera do nas podniesiony głos Nialla. Odwracam głowę w lewo i widzę go z bronią w ręku.
Louis nagle puszcza moje ramiona i podchodzi do Nialla.
- Przez tyle lat ci ufałem. Przyjąłem cię chociaż tak naprawdę to powinienem cię od razu zastrzelić. Praktycznie od zawsze byłeś bezużyteczny, nic nie potrafiłeś zrobić dobrze - Louis wypowiada te słowa z wielkim obrzydzeniem. Zupełnie tak jakby miał Nialla za nic.
- Masz rację, nigdy nie dorównywałem ci w żaden sposób okrucieństwem. Lubiłeś dręczyć innych sprawiało ci to wielką przyjemność. Dlatego też początkowo uważałem, że chcesz zabić Victorie jak tylko odzyskasz jej majątek. Jednak ty postanowiłeś wykorzystać ją w inny sposób.
- Jak zwykle wykazałeś się głupią pewnością siebie - tym razem słyszę Zayna, który wchodzi przez otwarte drzwi, a następnie je zamyka. - Zawsze ci powtarzałem, że to głupota, ale ty nigdy nie słuchałeś.
- Ty także - Louis nie dokańcza swojej wypowiedzi, bo Zayn wyciąga broń i strzela do Louisa. Ten upada.
- Coś ty zrobił! - wrzeszczę na niego i przybliżam się do Louisa. Klękam przed nim i uciskam jego ranę, muszę to zrobić by on się nie wykrwawił. - Nie umrzesz, nie pozwolę ci na to - mówię żeby go uspokoić.
- Jego los jest już przesądzony - komunikuje mi Nialla, a następnie chwyta mnie za rękę i podnosi do pozycji stojącej. - Tak naprawdę będzie lepiej - nie czekając na moją odpowiedź wyprowadza mnie z domu.
Dlaczego kazał mi zostawić Louisa na śmierć?
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top