21
Pov Louis
Kładę Victorie na łóżku i delikatnie głaszcze jej policzek już ze dwa lata nie miała ataku paniki, a jeszcze nigdy to ja nie byłem tego sprawcą. Ona musi mnie szanować i kochać, ale nie bać. Gdybym zamierzał wzbudzać w niej lęk to nie opiekowałbym się nią tak czule przez trzy lata.
- Słoneczko oddychaj głęboka i niczym się nie przejmuj. Już nie jestem zły - zapewniam ją i składam pocałunek na jej czole.
Wcześniej łatwiej mi przychodziło uspokojenie jej, bo nie byłem sprawcą jej lęku. Teraz już jestem tak wściekły na Horana, że mam ochotę do niego pójść i zamordować go gołymi rękoma. Coraz bardziej przekonuje się, że nie popełniłem błędu skazujac go na śmierć. Od dawna stał się niezbyt pożyteczny.
Zauważam, że oddech Vicky powoli się stabilizuje, a także odrobinę mruga swoimi oczkami to się uspokajam. Nie jest tak tragicznie.
- Przepraszam, że tak na ciebie nakrzyczałem, jestem po prostu wściekły, mam problemy, a poza tym poczułem się zazdrosny jak zobaczyłem go tak blisko ciebie. Poza tym nie powinien cię tak wykorzystać żebyś ze zmęczenia zasypiała na siedząco.
Jestem wręcz pewien, że zadręczał ją przez całą noc wykorzystując tym okazję, że mnie nie było.
- Ja naprawdę nie chciałam nic złego, po prostu zrobiło mi się go szkoda. Tyle razy chciałam żeby umarł, a jak się to miało stać to poczułam się winna.
Uśmiecham się na jej słowa.
Jest dobra, czasami nawet aż za bardzo. Dobrze, że nie ma pojęcia o wszystkim co robię.
- Nie ma w tym żadnej twojej winy. Taka już jest nasza praca, pewnego dnia to ja mogę oberwać - oczywiście zabezpieczyłem ją na taki wypadek. W razie czego odzyska majątek swoich rodziców, a także wszystko co ja mam przejdzie w jej posiadanie. Wtedy będzie mogła sobie ułożyć życie na nowo, ale póki ja żyję, będzie ze mną.
Nie ma innej możliwości.
Pov Victoria
Do końca dnia Louis nie pozwala mi wstawać z łóżka. Widocznie przestraszył się tym co się stało, nawet ja sama nie mam pojęcia dlaczego dostałam tego ataku paniki. Przeważnie tak reagowałam na Zayna i swego czasu na Nialla, ale przy Louis'ie zawsze czułam się bezpiecznie, więc czemu on teraz tak bardzo mnie przeraża?
- Mam twoje ulubione cukierki skarbie - komunikuje mi Louis jak tylko wchodzi do pokoju. - Wiem, że to nic wielkiego, ale chcę ci sprawić przyjemność.
Siada obok mnie, odwija cukierka i zaczyna mnie nim karmić.
- Jeśli masz tylko ochotę to mogę coś zamówić z restauracji, bo na wyjście to jesteś jeszcze za słaba, ale za to jutro możemy sobie pójść gdzie tam tylko będziesz chciała - teraz to już jestem całkowicie zdezoriętowana. Louis wręcz nie znosi wychodzenia z domu, do kina chodzimy jedynie raz w roku czyli w moje urodziny.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Masz rację, lepiej jak spędzimy sobie ten czas razem. Już nie mogę się doczekać jak się stąd wprowadzimy. Będziemy mogli robić na co tylko przyjdzie nam ochota i nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Jak tylko Louis zasypia to po cichu opuszczam pokój i wędruje do kuchni. Zachciało mi się pić i wolałam sama się przejść niż fatygować Louisa.
Nalewam sobie pełną szklankę soku pomarańczowego. Jak kończę i odwracam się w stronę drzwi to widzę Nialla stojącego w futrynie.
Im więcej waszych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top