10


Pov Victoria

- Nie rozumiem jakim cudem spadłaś z tych schodów. Nigdy wcześniej nic takiego ci się nie stało. Zakręciło ci się w głowie?

- Nie, jakoś tak się potknęłam. Później się obudziłam w salonie, a tam w ogóle nie był mocny upadek, bo już dobrze się czuję - mówię do Louisa. Mam nadzieję, że uwierzył w to, bo od kilku godzin zadręcza mnie pytaniami. A mnie od niech tylko bardziej boli głowa.

- Naprawdę? Bo mi się nie wydaje, masz ogromnego siniaka na twarzy i ranę na skroni. To jakiś cud, że się nie zabiłaś. Nie chcę widzieć żebyś dziś ani jutro opuszczała łóżko. Musisz odpocząć i nabrać sił - siada na łóżku i pochyla się nade mną. Całuję mnie w miejsce, w którym pojawił się ten siniak. - Czy on przypadkiem nie zepchnął cię z tych schodów? Jeśli tak to mi powiedz.

- Oczywiście, że nie. Pomógł mi chociaż wcale nie musiał. A ja nawet mu nie podziękowałam.

- Musiał, byłaś z nim sama w domu, więc to on odpowiadał za ciebie. Już nie raz mówiłem chłopakom, że jeśli coś ci się stanie gdy będę obok ciebie to oni za to odpowiedzą - czasem i tak jak właśnie teraz Louis przesadza ze swoją nadopiekuńczością. Jestem już prawie pełnoletnia.

***
Nie mogę spać w nocy przez ten uciążliwy ból głowy nie mogę zmróżyć oka. Wstaje też i powoli idę do kuchni, bo chce mi się pić. Na miejscu biorę też do ręki banana. Odmówiłam kolacji czyli pizzy, którą zamówił Louis

Nagle światło zostaje zapalone. Odwracam się i widzę za sobą Nialla.

- Cieszę się, że już wstałaś. Czujesz się lepiej?

- Tak - dokładnie się we mnie wpatruje.

- Bardzo chciałbym cię przytulić jednak nie zrobię tego, bo jesteś obolała i pewnie byś tego nie chciała. Ja w odróżnieniu od Louisa nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać.

- Louis mnie do niczego nie zmusza - staram się odpowiedzieć pewnie. Chociaż to nie jest prawda, lecz czasem muszę przymknąć oko na zachowanie Louisa. Jestem mu to winna.

- Nie wierzę - komunikuje i wychodzi z pomieszczenia.

Muszę poprosić Louisa byśmy szybciej się przeprowadzili, bo Niall zaczyna za bardzo mieszać mi w głowie. A ja nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd. To Louis jest najważniejszy, a o Horanie nie powinnam była nawet myśleć.

Dopijam tą szklankę, w którą nalałam sobie soku jabłkowego chociaż bardziej przydałaby mi się kawa. Jednak zadowalam się już tym sokiem i powoli maszeruje do pokoju.

Wszędzie panuje ciemność, więc idę powoli, jak już jestem w połowie drogi to ktoś pociąga mnie za rękę i czuję coś zimnego przy szyi. To chyba nóż.

- Radzę ci nie krzyczeć.

To głos Zayna.

Nie powinnam dziś tego dodawać, ale chcę przyspieszyć akcję. Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top