7. NARZECZONA

Była godzina ósma pięć. Czy ja zawsze musiałam się spóźniać? Kto by przypuszczał, że dobranie ciuchów, zjedzenie śniadania, spakowanie torby i ogarnięcie włosów może trwać tak długo. Teraz szukałam tej nieszczęsnej auli. Kiedy w końcu ją znalazłam, po cichu weszłam, ale jednak zostałam zauważona.

— A witam panienkę. Pierwszy dzień, a już spóźnienie. Jak się nazywasz?

— Vanessa Colins.

Zajęłam pierwsze lepsze miejsce obok jakiegoś chłopaka. Wyjęłam mój kołonotatnik i długopis. Mam teraz zajęcia z nauk filozoficznych. Mam nadzieję, że nie zanudzę się na śmierć.

— Hej jestem Kevin. — Brunet szeroko się uśmiechnął. Był naprawdę przystojny. Wyróżniały go duże piwne oczy.

— Siemka, ja Vaness, ale to zapewne już wiesz- również się uśmiechnęłam i pokazałam głową na wykładowcę.

— Ta. Dużo o nim słyszałem i lepiej mu nie podpaść, uważaj na niego.

— Będę.

Przerwy również spędziłam z Kevinem. Naprawdę super z niego gość. Byłam pewna, że uda nam się zaprzyjaźnić. Teraz czekałam na Nicole. Od wczoraj jej nie widziałam. Musiałam sobie z nią porozmawiać, bo jedyne co mi napisała to, że nie będzie jej na noc. 

— No wreszcie jesteś, wiesz ile na ciebie czekam? — Przytuliłam przyjaciółkę. — Musze sobie z tobą poważnie porozmawiać.

— Uuu i się zaczyna. Tak mamusiu?

— Nie żartuj sobie. Nicole! Dzwoniłam do ciebie. U kogo w ogóle byłaś?

— Nazywa się Will. — Ruda się zaczerwieniła.

— Czekaj ten Will? Przyjaciel Mike'a?

— Tak. Jest naprawdę fajny. Nic się nie wydarzyło. Oglądaliśmy film do późna w nocy. Ja nie chciałam wracać sama, a Will pił piwo, więc nie mógł mnie odwieźć. Zaproponował, żebym u nich spała. Nie złość się, Vaness.

— Wiesz, że istnieje Taxi? — spytałam ze śmiechem.

— No daj już spokój. Lepiej ty opowiedz, jak było na "randce" z Chrisem? Wrócił dosyć późno. — Zapomniałam, że Will mieszkał też razem z Chrisem... — No mów!

— Okropnie — podsumowałam z niechęcią.

Opowiedziałam Nicole cały wczorajszy wieczór. Zaczynając od jakże ciekawej historii z nocy po imprezie, a kończąc na tym jak odwiózł mnie do domu. Ruda stwierdziła, że jest moim bohaterem. Przesadzała. Chris sam powiedział, że oni chcieli mnie tylko przestraszyć, co już im się udało, ale moja kochana przyjaciółka wiedziała lepiej. Twierdziła, że gdyby nie to, że kazała mi do niego podejść na imprezie to nie miałabym z nim żadnego kontaktu. Z tego akurat bym się cieszyła.

***
— Moja przyjaciółka będzie miała przystojnego chłopaka! — Nicole stała koło mnie przed lustrem.

Ten matoł kazał mi założyć jakąś sukienkę. Dlatego wybrałam pudrową do ud z koronkowymi rękawami. Jeśli będzie mu coś nie pasowało, to chyba go uduszę i nie zdąży przedstawić mnie swojej rodzinie.

— Ile razy mam ci powtarzać, że nigdy z nim nie będę. To tylko część tego cholernego układu.

— Pasowalibyście do siebie

— Phy! Z której strony?

— No dobra już dobra. Skarbie, wyglądasz olśniewająco. — Ruda udawała głos Chrisa. Bardzo zabawnie jej to wyszło.

— Mówiłam ci już, żebyś tak do mnie nie mówił. — Przewróciłam oczami, po czym razem z Nicole zaczęłyśmy się niekontrolowanie śmiać.

— Pojutrze będzie "casting" do cheerleaderek. Muszę wymyślić jakiś układ taneczny — powiedziałam, kiedy skończył się nasz napad śmiechu.

— Wierzę w ciebie, dasz radę.  

Cieszyłam się niezmiernie, że ją mam. Mimo że była niekiedy bardzo wkurzająca, to w gruncie rzeczy naprawdę wspaniała dziewczyna.

— Jest za dziesięć, zejdę już powoli.

— Pa, kochana, baw się dobrze. — Nicole uniosła brwi do góry.

— Z nim na pewno — sarknęłam.

Po jakiś trzech minutach pod akademik podjechał czarny mercedes. Blondyn wyszedł z niego i otworzył mi drzwi. Trochę mnie tym zaskoczył.

— Skarbie wyglądasz olśniewająco. — To samo powiedziała ruda, kiedy go naśladowała. Jak trafiła.

Myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale udało mi się powstrzymać.

— Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił i... dziękuję. — Moje policzki oblały rumieńce. Dlaczego po raz kolejny przy nim? Przecież on naprawdę tak nie myśli.

— Przecież jesteś moja dziewczyną. — Uśmiechnął się zadziornie.

— Tutaj nie ma twojego ojca. — Odwzajemniłam uśmiech. — Gdzie w ogóle jedziemy?

— Do restauracji. — Czyli dlatego miałam się tak odstawić. — Zapomniałem wspomnieć... Oni mieszkają w Snoqualmie Pass, czyli dokładnie sześćdziesiąt minut stąd i zostaniemy u nich na noc.

— Że co do cholery? Jutro mam zajęcia, nie zostanę tam z tobą. Nigdy w życiu.

— Nie masz wyboru. — Wziął do ręki telefon i zaczął nim machać. Oznaczało to, że w każdym momencie może rozesłać ten głupi filmik.

— Chris! Ja nie chcę zawalać zajęć.

— Nic się nie stanie, jak raz nie pójdziesz.

— Nie mam nawet ciuchów, nie mam zamiaru znowu spać w twoim podkoszulku.

— Słuchaj, kotek, tam — pokazał rękę na tylnie siedzenia — leży torba, w której jest kilka babskich rzeczy. Jakieś szorty i bluzka. Bieliznę też wziąłem, a w moim podkoszulku przemęczysz się jedną noc

— Skąd masz te rzeczy?

— Ze sklepu.

Śmieszek.

— Wydałeś na mnie pieniądze?

— Nie, ukradłem — odpowiedział sarkastycznie.

— Jesteś nienormalny! — krzyknęłam zirytowana. — A te ubrania zapewne będą na mnie za duże albo za małe. Przecież nie znasz mojego rozmiaru.

— Znam.

— Skąd? — Niemożliwe, żeby wiedział. Nie miał okazji do sprawdzenia tego.

— Po imprezie, jak już słodko spałaś zobaczyłem rozmiar na sukience. Zresztą jesteś mała, łatwo jest się domyślić, że nosisz S albo XS. — Zwycięsko się uśmiechnął. 

Skurczybyk rzeczywiście znał mój rozmiar. Cwaniaczek. Czy on zaplanował całą akcję już po imprezie? To nienormalne. 

Przez resztę drogi siedziałam obrażona i się nie odzywałam. Nie miałam zamiaru gadać z tym ćwokiem. Na sam jego widok miałam ochotę skoczyć z mostu. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Będzie mnie szantażował dupek.

— Jesteśmy. — Wyszedł i otworzył mi drzwi.

Stałam właśnie przed ogromną restauracją VIOLINS. Jeśli w środku było tak samo pięknie jak na zewnątrz, to musiałam przyznać, że to najpiękniejsza restauracja jaką widziałam. Co prawda nie było ich za wiele, ale jakieś były.

— Witaj tato. To moja dziewczyna Vanessa. — Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, kiedy ja podziwiałam wystrój tego miejsca

— Dzień dobry, panu. — Uśmiechnęłam się do wysokiego mężczyzny po czterdziestce. Jego głowę pokrywała brązowa czupryna. Tak samo jak Chris, był bardzo umięśniony i przystojny. Nigdzie nie widziałam jego mamy. Co prawda ten matoł mówił, że mieliśmy udawać przed ojcem. Czy on nie miał mamy? Na pewno było jakieś wytłumaczenie.

— Witaj, synu. Miło mi cię poznać, Vanesso. — Podałam mu dłoń, a on ją cmoknął. Widać, że jego tata był tradycjonalistą.

Usiedliśmy przy kwadratowym stoliku przy dużym oknie. Usiadłam obok Chrisa, a jego tata naprzeciwko mnie. Zauważyłam, że jest jeszcze jedno wolne miejsce. Może jego mamy? Wzięłam do ręki menu i zaczęłam szukać czegoś, co by mi smakowało. Nagle usłyszałam damski głos. Podniosłam głowę z nad karty i ujrzałam śliczną brunetkę. Wyglądała na dosyć młodą.

— Dobry wieczór. — Uśmiechnęła się do mnie, a ojca pocałowała w policzek. To niemożliwe, żeby to była mama mojego "chłopaka".

Spojrzałam na Chrisa. W jego oczach widać było... Pogardę, złość, nienawiść. Patrzył się na kobietę siedzącą po drugiej stronie stolika. To na sto procent nie jego rodzicielka. A więc kto? Kuzynka? Ciocia? Siostra? Boże Macocha? Z moich myśli wyrwał mnie kelner, który przyszedł po zamówienie.

— Przepraszam, ale muszę na chwilę do toalety. — Żebym jeszcze wiedziała, gdzie ona jest.

Kiedy w końcu ją znalazłam załatwiłam swoje potrzeby, przeczesałam ręką włosy i poprawiłam usta. Kiedy wyszłam znowu zderzyłam się z torsem chłopaka. To już drugi raz. Dlaczego on musiał chodzić za mną krok w krok. 

— Po raz kolejny na mnie wpadasz, kwiatuszku.

— Gdybyś stał w innym miejscu, a nie przed samymi drzwiami, to bym nie wpadła. Zresztą co ty tu robisz?

— Chciałem się upewnić, że nie zwiałaś.

— I ja mam w to uwierzyć?

— Dobra, tak naprawdę chodzi o to, że mój ojciec zaraz zacznie przesłuchanie. — Wywrócił oczami. Jezu jakie znowu przesłuchanie? — Od jak dawna się znamy, od kiedy jesteśmy razem, w jakim momencie to się stało, kto pierwszy wyznał, co czuje, co studiujesz, czy lubisz sport albo politykę. Mój tata jest kimś ważnym w rządzie i uwielbia sport. Chciałem z tobą ustalić te rzeczy, żeby nasze wypowiedzi były zgodne.

— W porządku.

— A więc znamy się od dwóch lat, chodzimy od roku, ja wyznałem ci, że cię kocham na diabelskim młynie w wakacje, pierwszego sierpnia. Kochasz oglądać futbol, a do polityki wolisz się nie mieszać. Studiujesz inżynierię tak jak ja. A i bym zapomniał, masz dwadzieścia dwa lata.

Poczułam się gorsza... Niewystarczająco dobra, skoro Chris kazał mi zupełnie udawać kogoś, kim nie jestem. Przecież na temat moich zainteresowań, studiów nie musiałam kłamać. To nie okej.

— No no, widzę, że lepiej niż ja znasz moje zainteresowania. Dlaczego mam kłamać?

— Nie pytaj.

— Chcę wiedzieć.

— To nie czas na wyjaśnienia. Trzymaj się tej wersji. Później może ci wyjaśnię.

Wróciliśmy do stolika. To wszystko było takie dziwne. Jego ojciec był dziwny. Dlaczego mam kłamać o moich zainteresowaniach, wieku? Byłam, aż tak nudna? Nieodpowiednia?

— Powiedz mi dziecko drogie, co studiujesz? — Oho i się zaczęło.

— Inżynierię — skłamałam...

— Tak jak Chris, cudownie. To przyszłościowy kierunek. A czym się interesujesz? Jakieś hobby?

— Kocham futbol, nie ominął mnie żaden mecz Chrisa. — Złapałam go za rękę. Bardzo go to zdziwiło, bo momentalnie się spiął. Nie chciałam tego robić, ale bycie w związku do czegoś zobowiązuje.

— Ooo to świetnie. A teraz może coś o was. Od jak dawna się znacie? Od kiedy jesteście razem i jak to się stało? Opowiedzcie wszystko.

— Znamy się od dwóch lat, a chodzimy od roku — powiedziałam zgodnie z informacjami, które przekazał mi blondyn.

— Dokładnie od pierwszego sierpnia — dopowiedział Chris.

— Tak, byliśmy wtedy w wesołym miasteczku z paczką przyjaciół. Nikt nie chciał iść na diabelski młyn, tylko ja i Chris. Kiedy byliśmy w górze, niespodziewanie mnie pocałował i wyznał, że od dawna mu się podobałam. No i od tamtej pory jesteśmy razem. — Spojrzałam na chłopaka, czy czasem nie jest zły, że trochę podkoloryzowałam naszą historię, ale on tylko szeroko się uśmiechnął. To chyba oznacza, że dobrze zrobiłam. Ojciec Chrisa już o nic nie pytał, ale za to odezwała się brunetka. Tym pytaniem zwaliła mnie z nóg.

— Zabezpieczacie się, prawda? Nie chciałabym zostać babcią w tak młodym wieku. — Czyli to jednak była jego matka?

— Boże, Kornie, nigdy nie będziesz babcią dla mojego dziecka. Nic ci do tego. — Ryknął Chris, wyraźnie się denerwując. 

Zatkało mnie! Dlaczego on był taki chamski dla tej kobiety?

— Christopher, jak ty się wyrażasz do swojej matki.

— Tato, ona nigdy nie będzie dla mnie prawdziwą matką.  

Teraz już nic nie rozumiałam. Poczułam, że im przeszkadzam. Nie znosiłam rodzinnych kłótni, a zwłaszcza, że ta mnie nawet nie dotyczyła. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Patrzyłam na kłócących się ojca z synem i myślałam, co zrobić, żeby przestali się kłócić. Wymyśliłam dosyć ryzykowne rozwiązanie, ale powinno się udać.

— Jest mi strasznie słabo — powiedziałam ochrypniętym głosem. 

Wstałam, ale po chwili opadłam na siedzenie. Zamknęłam oczy. Musiałam być wiarygodną aktorką.

— Boże, Vaness, otwórz te oczy — mamrotał Chris, dotykając dłonią mojego policzka. 

Udało się! Przestali się kłócić. Ciekawe na jak długo.

Otworzyłam pomału oczu. Chris stał nade mną ze szklanką wody. Podał mi ją, a ja wzięłam łyka.

— Już dobrze.

Nieważne, że to tylko gra.

— Dziewczyno, może ty jesteś w ciąży! — Krzyknęła kobieta.

Wtedy to poważnie zrobiło mi się słabo. W głowie aż mi zawirowało z wrażenia po usłyszeniu myśli kobiety.

— Na pewno nie — zaprotestowałam, patrząc spanikowana na Chrisa.

— Powinnaś zrobić badania — Kornie drążyła dalej.

— Nie są potrzebne — fuknął Chris.

— Skąd taka pewność? — Zdenerwował się ojciec.

— Bo mam okres — powiedziałam szybko. 

Wiedziałam, że to ich uspokoi.

— Ah, przepraszam — powiedziała speszona brunetka.

— Nic się nie stało. — Uśmiechnęłam się do niej.

Po tym incydencie wszystko wróciło do normy. Chris razem z ojcem rozmawiali o ostatnim meczu futbolu, a ja pokazywałam Kornie stronę internetową z ciuchami. Okazało się, że kobieta jest projektantką mody. Doradziła mi, co mi pasuje i co powinnam kupić. Naprawdę była miła. Umówiłam się z nią na zakupy w sobotę. Przyjedzie do Seattle. Nic nie będę mówić  Chrisowi, bo gdyby się dowiedział, to nie wiem, co by mi zrobił. Nagle Chris wstał i poprosił mnie, żebym zrobiła to samo. 

Ale wtedy zrobił coś, co spowodowało szybsze bicie mojego serca. świat się na chwilę zatrzymał, bowiem Chris uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko. Następnie otworzył je, a mi ukazał się srebrny pierścionek. Zatkałam buzię dłonią z wrażenia.

— Vanesso Colins, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną? — Zaniemówiłam. 

Stałam i patrzyłam tak na niego ze świadomością, że to tylko udawane. A mimo to czułam dziwną ekscytację wymieszaną ze strachem. Dlaczego on to robił? Tego nie było w scenariuszu!

— Oczywiście, że tak — wydusiłam oszołomiona, zaś chłopak założył mi pierścionek na palec, wstał i... Pocałował mnie. Głęboko, żarliwie, zapierająco dech w piersi. Na początku byłam tak zszokowana, że stałam sparaliżowana, ale po chwili oddałam pocałunek.

Scena niczym z filmu. Szkoda tylko, że udawana. Boże, Vaness, o czym ty myślisz. Oczywiście chodziło mi o samą scenę, nie o chłopaka. Przyznam, że gdyby nie był takim cholernym dupkiem, to już dawno byłabym w nim zakochana po uszy. Jezu Vaness ogarnij się!

Kornie i Gabriel, bo tak właśnie miał na imię  ojciec Chrisa, wyściskali nas i pogratulowali. Głupio się czułam, okłamując ich. Tak w ogóle to po co te zaręczyny? Miałam udawać tylko dziewczynę, a tu proszę stałam się narzeczoną. Ten ćwok będzie musiał mi wszystko wytłumaczyć.

Z restauracji wyszliśmy jakoś po dziewiątej. Teraz czekaliśmy na taxi, Kornie i Gabriel już pojechali. Okazało się, że będziemy spać w hotelu. Byłam pewna, że zostaniemy u ojca Chrisa. Myliłam się. Wygląda na to, że Kornie to macocha tego matoła, tylko zastanawiałam się dlaczego on jej tak nie lubił.

Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top