6. Dzień horroru
Z mojego jakże miłego snu wybudził mnie najgorszy możliwy dźwięk na świecie, a mianowicie dzwonienie budzika. Chciałabym przewinąć czas, żeby było kilka miesięcy później, święta i czas wolny... Niestety było to niewykonalne. Nikt jeszcze nie odkrył wehikułu czasu. Co zważając na to, że technologia tak szybko się rozwija wszystko było możliwe. Zgramoliłam się z łóżka i zaczęłam wybudzać Nicole. Spała jak suseł. Oczywiście nie było to łatwe zadanie.
W tym tygodniu nic się specjalnego nie działo. Od wtorku, kiedy to obudziłam się w łóżku Chrisa, nie widziałam go ani razu. Z tego powodu się bardzo cieszyłam, ale była jedna rzecz, która mnie martwiła — co ja do cholery robiłam, że znalazłam się w łóżku tego palanta i jeszcze spałam w jego podkoszulku. Wszystko to stało pod wielkim znakiem zapytania. Bałam się, że zrobiłam coś, czego nigdy na trzeźwo nie dałabym rady. Chciałam się wszystkiego dowiedzieć, ale jak? Musiałabym się z nim spotkać... Co pewnie i tak niczego by mi nie powiedział. I co ja miałam teraz zrobić? Nienawidziłam znajdować się w takich żenujących sytuacjach. Dobijało mnie jeszcze to, że o wszystkim wiedział Chris, a to co robiłam na pewno nie było stosowne, skoro nie chciał mi o tym powiedzieć.
***
— Dzień dobry, albo niedobry z racji tego, że dzisiaj pierwszy dzień roku akademickiego. Pragnę uroczyście powitać nowych studentów, mam nadzieję, że odnajdziecie się na naszym uniwersytecie i szybko nawiążecie więzi z pozostałymi. Oczywiście, o was dzieciaki, no może już nie takie dzieciaki, wy już można powiedzieć, jak dorośli, nie zapomniałem. Jesteście na kolejnym roku i liczę, że tak samo będzie wam dobrze iść jak w poprzednim. Cieszę się, że znowu mogę szczycić się waszą obecnością, co i tak wiem, że pewnie znajdą się osoby, które już dzisiaj udały się na wagary. Pamiętajcie o zasadach jakie tutaj obowiązują. Jak w ubiegłych latach mamy drużynę futbolu, której kapitanem jest Christopher Morgan. — Zamarłam, dopiero wtedy go zauważyłam. Stał obok swoich kolegów; Jamesa i Dylana, którzy również są znajomymi Mike'a. Miał na sobie granatową koszulę opinającą jego mięśnie i czarne, dopasowane spodnie. Tak zwyczajny strój, a tak nieziemsko w nim wyglądał. Co nie zmieniało faktu, że cholernie mnie irytował. Nie spodziewałam się, że będziemy razem na jednym uniwerku. Tyle, że z tego co mi wiadomo to on był na trzecim roku. — Od tego roku szkolnego jest również drużyna siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej i nożnej, a nawet są cheerleaderki. Każdy może dołączyć, od jutra trwają zapisy. A teraz bez zbędnego przedłużania: możecie się rozejść i odebrać swoje plany zajęć. Dziękuję.
Nie ukrywałam, że byłam miłośniczką tańca i sportu. Musiałam pomyśleć nad zapisaniem się do cheerleaderek. Kochałam takie wyzwania i będę mogła się trochę pokazać. Pamiętaj Vaness teraz masz być otwartą, wygadaną, odważną dziewczyną! Poniekąd mi się to udawało, ale największą trudność sprawiała mi moja nieśmiałość, jednak coraz częściej ją przezwyciężałam. Teraz czekałam na Nicole, aż łaskawie wyjdzie na zewnątrz. Ja już dawno odebrałam swój plan, a ta się tak gramoliła, że masakra.
O nie! Zauważyłam Chrisa. Szybko wyciągnęłam komórkę i udawałam, że coś na niej robię, modląc się o to, żeby jednak minął mnie bez żadnego słowa. Jednak moje błagania nie zostały wysłuchane.
— Witaj kurdupelku. — No przepraszam bardzo, wiedziałam, że nie byłam wysoka, ale chyba nie musiał mi tego wytykać.
— Czego chcesz? — burknęłam zirytowana jego obecnością.
— Ała, jaka ostra — zawył udawanie, zaciskając zęby.
Liczyłam, że początek roku będzie dla mnie nieco bardziej optymistycznie, ale okazało się, że ja zwyczajnie miałam pecha.
— Powtórzę pytanie; czego chcesz?
— Jezu, wyluzuj. Chciałem tylko pogadać — obruszył się, marszcząc brwi.
— A więc słucham. Daję ci minutę.
— Co ty na to: ja, ty, dzisiaj, kawiarnia u Nate'a o szóstej? — On sobie żartował? Jeśli myślał, że gdzieś z nim pójdę, to się grubo mylił.
— Hmm — udałam, że się namyślam. — Niech się zastanowię. Nie!
— Dlaczego? Nie chodzi mi o żadną randkę, po prostu chcę zjeść kolacje i przy okazji opowiedzieć ci, co takiego robiłaś wtedy na imprezie, a raczej po. — Przyznam, że dziwiło mnie to, że Chris tak po prostu chciał mi opowiedzieć o tamtym zdarzeniu. Musiało być w tym jakieś drugie dno.
— Ta i tylko po to?
— No tak, chyba lepiej, żebyś wiedziała o wszystkim.
— Niech będzie, ale to jest tylko koleżeńskie wyjście.
— Ooo, nasza znajomość przeskoczyła na wyższy poziom, a mianowicie "koledzy". Wcześniej kim byliśmy? Wrogami? Nieznajomymi?
— Och, nie podniecaj się tak, a teraz wybacz, ale śpieszę się. — Już miałam odejść i stanąć w innym miejscu, kiedy on znowu się odezwał.
— Przecież czekasz na tę swoją przyjaciółeczkę. — Co za stalker.
— Tak, ale mogę poczekać gdzie indziej. Adios. — Liczyłam, że się odczepi.
— Poczekaj! — A jednak nie... — Zostań, ja sobie pójdę i tak na mnie czekają. Przyjadę po ciebie wieczorem. Do zobaczenia, ślicznotko.
Kiedy Chris tylko zniknął mi z pola widzenia, naszedł mnie mój brat, który uściskał mnie mocno na powitanie. Dostrzegłam w jego oczach jednak troskę, a nie szczęście, co wydało mi się dziwne.
— Vaness, czy ty i Chris no wiesz... — zapytał, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy mojego braciszka już całkiem popierdzieliło?
— Boże. Mike, nie!
— Siostra, uważaj na niego. To pieprzony babiarz. Panienki miewa na jedną noc, a te głupie ustawiają się do niego w kolejce. Z tego co wiem, to chyba z raz był w poważnym związku, ale to niepotwierdzone. Jest wredny, ale potrafi bajerować laski. Proszę nie daj się mu, nie wiem co bym mu zrobił, gdyby cię skrzywdził. Jest świetnym kumplem, nigdy nie zawodzi, ale z dziewczynami sama rozumiesz — wyjaśnił, powodując tym samym, że gula urosła mi w gardle. Wiedziałam, że Chris był palantem, ale to chyba jednak za mało powiedziane.
— Tak wiem, nie mam zamiaru się do niego zbliżać.
***
Postanowiłam, że nie będę się stroić. Nie chciałam, żeby Chris sobie jeszcze coś pomyślał. Skoro "koleżeńskie" wyjście to takie będzie. Zwykła, szara bluza i białe spodnie były okej. Wzięłam jeszcze czarną torebkę i byłam gotowa. Włosy miałam wyprostowane. Chciałam zrobić koka, ale jak na złość mi nie wychodził. Kiedy miałam leniwy dzień i spędzałam go w domu, to kok wychodził wręcz idealnie, a kiedy zamierzałam gdzieś wyjść, to z moich włosów wychodziło niezidentyfikowane, brzydkie coś. To chore.
Kiedy Nicole się dowiedziała, że wybieram się na kolacje z tym ćwokiem, nie mogła w to uwierzyć. Sama się sobie dziwiłam. Ale ja musiałam wiedzieć, co mi odwaliło na imprezie. Moja przyjaciółka od razu wyobrażała sobie nie wiadomo co... Miała bujną wyobraźnię. Nagle usłyszałam klakson. Horror czas zacząć.
Wyszłam na zewnątrz prosto do samochodu Chrisa. Widziałam jego spojrzenie przez przednią szybę i to wystarczająco mnie osłabiło.
— Witaj, skarbie. — Czemu wiedziałam, że to powie?
— Cześć — powiedziałam oschle.
— No weź, odpręż się... To zwykłe wyjście.
— Ciężko jest się odprężyć, kiedy wiesz, że zrobiłaś coś nieodpowiedniego przy nieodpowiedniej osobie — powiedziałam to prawie, że na jednym wdechu.
— Spokojnie, to nic strasznego.
Oby było przynajmniej warte uwagi.
— Ta, a dla ciebie w ogóle istnieje coś strasznego?
— Coś się znajdzie. — Uśmiechnął się zadziornie.
— Mhm. — Dalszą drogę przebyliśmy w niezręcznej ciszy.
Kawiarnia u Nate'a okazała się bardzo przytulna, chętnię się tu jeszcze pojawię ale w innym towarzystwie, rzecz jasna. Ja zamówiłam tortille i mrożoną herbatę, a Chris hamburgera i wodę. W tle leciała muzyka — same najlepsze hity.
— Możesz mi już powiedzieć? — Byłam bardzo niecierpliwa.
— Może najpierw zjesz. — Pokazał głową na moje zamówienie.
— Chętnie najpierw posłucham. — Nie każ mi dłużej czekać.
— Okej, niech ci będzie. — Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. Bałam się tego, co zaraz usłyszę. — Kiedy leżałaś tak na tej kanapie zaproponowałem ci, żebyś spała u mnie w pokoju, na co ty od razu się zgodziłaś. Kiedy wstałaś, ledwo co utrzymywałaś równowagę, dlatego wziąłem cię na ręce i zaniosłem do pokoju. Tam rzuciłaś się na łóżko, po czym nagle wstałaś i zaczęłaś na nim tańczyć. Jeszcze nikt tak dla mnie nie tańczył, ślicznotko. — Uśmiechnął się na wspomnienie mojego tańca, zaś mi serce podskoczyło do gardła. Siedziałam i na niego patrzyłam pełna skupienia, czując się cholernie zażenowana. Boże! — Później powiedziałaś, żebym cię złapał, po czym skoczyłaś prosto na mnie i dałaś mi buziaka w policzek. Leżąc tak w moich ramionach, swoją rękę przerzuciłaś na moje drugie ramię. Po chwili jakbyś odpłynęła. Położyłem cię na łóżku, a ty po chwili zaczęłaś mówić, że jest ci niewygodnie, dlatego dałem ci swój podkoszulek. — Czy on mnie widział bez sukienki? Jezu. — Kazałaś mi się odwrócić, co też uczyniłem, a ty się szybko przebrałaś. Wyglądałaś bardzo seksownie w tej podkoszulce, skarbie. Później wsunęłaś się pod kołdrę i odleciałaś ponownie, ale tym razem spałaś do rana. Kiedy się obudziłem, głowę miałaś na moim torsie, a rękę na moim brzuchu. To tyle. Nic strasznego — skwitował niewzruszony. Co do cholery? Nic strasznego? Przecież to totalna porażka. Nie miałam słów do opisania, jak się czułam. To okropne. Myślałam, że już bardziej się nie da upokorzyć. Jednak się myliłam.
— Skąd mam wiedzieć, czy to prawda?
— Jak chcesz, to ci to udowodnię. — Wtedy wyciągnął telefon i puścił nagranie, jak tańczę na łóżku. Nie wierzyłam, że to nagrał. To nie człowiek, to potwór.
Jak mógł to nagrywać? Był aż takim psycholem, czy może chciał wykorzystać to nagranie i pokazać całemu światu? Okropnie się zawiodłam.
— Boże! jakim prawem? Jak mogłeś? — Myślałam, że się tam popłaczę.
— Spokojnie, nie mam zamiaru tego nikomu pokazywać. No chyba że...
— No chyba, że ???
— Że nie zgodzisz się udawać mojej dziewczyny przed ojcem. — Jeśli to był żart to bardzo kiepski.
Spojrzałam na niego niedowierzająco, pragnąc, aby chłopak powiedział, że żartuje. Jednak nic się takiego nie wydarzyło, a ja poniosłam bolesną porażkę. Byłam rozbita.
— To jest szantaż — wydusiłam.
— Ależ skąd. To jest układ. Ty udajesz moją dziewczynę, po czym ja usunę nagranie przy tobie..
— Dlaczego nie znajdziesz sobie normalnej dziewczyny, przecież masz tyle panienek? — Chyba znałam odpowiedź. Wykorzystał sytuację. Wiedział, że nie odmówię jeśli ma to nagranie i może z nim zrobić, co chce. Szantażysta. To mu się udało. Chris 2:1 Vaness.
— Jesteś wyjątkowa. — Puścił mi perskie oczko.
To najbardziej tandetny i fałszywy tekst, jaki od niego usłyszałam.
— Ta, chcesz, żebym tak myślała. Każdej tak prawisz komplementy, słodko nazywasz: skarbie, ślicznotko? Później zapraszasz na imprezę, śpisz z nią i zapominasz? Zostawiasz jak śmiecia. Każda dziewczyna to taki jednorazowy, papierowy kubeczek. Jak już skorzystasz, zgniatasz i wyrzucasz. Zgadłam? — Sądząc po jego minie, stwierdziłam, że blondyn był bardzo zszokowany tym co przed chwilą usłyszał. Po chwili otrząsnął się, zmarszczył czoło i w końcu się odezwał
— Chyba bardzo mnie nie lubisz, kwiatuszku.
— Serio, Chris? Kwiatuszku? Co jeszcze wymyślisz? — Zaczęłam się bardzo męczyć w tej sytuacji.
— Mam jeszcze więcej w zanadrzu. Wracając do tematu... Przyjadę po ciebie jutro o piatej. Ubierz jakąś sukienkę, to będzie uroczyste wyjście.
— Nie mam za dużo do gadania jak widzę. — Przewróciłam zirytowana oczami.
— No nie masz. — Szeroko się uśmiechnął, a ja dalej byłam taka poważna.
Nie dość, że odwaliłam niezłą scenkę po imprezie, to jeszcze miałam udawać jego dziewczynę. Chciałam urwać z nim kontakt. Dowiedziałam się wszystkiego i dziękuję. Widocznie los mi płatał figle. Po zjedzeniu pożegnałam się grzecznie, czyli rzuciłam głośne cześć i wyszłam. Kłócił się ze mną, że odwiezie mnie do domu, ale ja stanowczo zaprzeczyłam i wybiegłam. Chciałam znaleźć już się w moim cieplutkim łóżku.
Właśnie szłam przez park i zorientowałam się, że bardzo źle zrobiłam. Mógł mnie ten palant odwieźć do akademika, ale nie, Vaness, za bardzo go nie trawisz. Tu było strasznie. Ciągle słychać jakieś dźwięki w tle, szumy. Na ławkach siedzieli jacyś pijani ludzie. Nie którzy się odzywali, krzycząc np. żebym się do nich dosiadła. Inni tylko obserwowali. Niech ta droga już się skończy.
— A kogo my tu mamy? Taka ślicznotka, sama w parku. — Zbliżyła się do mnie grupka chłopaków, zgaduję, że koło dwudziestu lat. Wstrzymałam oddech. Moje serce wali w niebotycznym tempie, czułam, jakby miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. Dlaczego ja? Stałam i patrzyłam na nich jak zahipnotyzowana. Jeden z nich podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, na co ja się wzdrygnęłam i zaczęłam się cofać. Jednak nie było to dobrym pomysłem, bo uderzyłam plecami o twardy brzuch jednego z chłopaków. Kiedy chciałam odejść, on złapał mnie w pasie i jeszcze bardziej do siebie przyciągnął. Nie widziałam jego twarzy. Umrę! Zamknęłam oczy.
— Proszę, nie rób mi krzywdy — wydusiłam z siebie. I nagle usłyszałam głos, którego nienawidzę, ale który właśnie teraz mógł mi pomóc.
— Idioci, co wy do cholery robicie?
Jak się okazało to Chris trzymał mnie w talii. Mocny uścisk powodował, że przeszył mnie dreszcz, ale również przestałam się bać. Czułam się bezpiecznie, mimo że przy nim nie powinnam.
— No chcieliśmy tylko ją postraszyć! — Odezwał się typ, który wcześniej trzymał mnie za ramię.
— Mówiłem wam coś już na ten temat, a teraz zejdźcie mi z oczu.
Kiedy chłopcy odeszli, Chris obrócił mnie tak, że teraz stałam do niego przodem. Popatrzyłam mu w oczy. Widać było, że jest strasznie zdenerwowany. Schyliłam głowę. Głupio mi.
— Skarbie... Cholera, mówiłem ci, że cię odwiozę. — Prawie, że krzyczał
— Martwisz się, że nie miałby, kto udawać jutro twojej dziewczyny? — Ścisnął moje ręce. Dopiero teraz zorientowałam się, że on ciągle je trzymał.
— Masz mnie za takiego potwora?
— Jestem zwykłą dziewczyną, nic nieznaczącą. Co to za różnica, co się ze mną stanie?
— Cholera... Nigdy tak nie mów, rozumiesz? A teraz odwiozę cię do domu. I zero sprzeciwu.
Nie miałam na nic siły. Podążałam za chłopakiem. Przez głowę przelatywało mi mnóstwo myśli. Dlaczego Chris się tak przejął? Co gdybym była na jego miejscu, też bym tak zareagowała. Ale to ja, a on... On nie przejmował się losem dziewczyn. Z moich przemyśleń wyrwały mnie migają światła, co oznaczało, że Chris otworzył samochód. Mimo że wrzesień w Seattle był piękny to noce bywały bardzo chłodne. Miałam na sobie samą bluzę, dlatego nie dziwiłam się, że zamarzam. Usiadłam w wygodnym fotelu. Nagle mnie oświeciło.
— Skąd w ogóle się tam znalazłeś?
— Tajemnica zawodowa.
— Boże, Chris. Mów. — Tym razem to ja uniosłam na niego głos, z czego byłam dumna.
Miałam dość bycia ustawianą po kątach.
— Kiedy zauważyłem, że biegniesz w stronę parku, postanowiłem, że za tobą pójdę tak na wszelki wypadek. Wiem, że w parku o tej porze jest mnóstwo dziwnych typów, którzy zaczepiają takie dziewczyny jak ty. Nie chcieli ci nic zrobić tylko nastraszyć. — Czyżby Chris Morgan miał serce?
— Znasz ich.
— Nie?
— Wiem, że tak.
— Miałem z nimi kilka nieprzyjemnych sytuacji. Wiem, jacy są i co robią. Tyle. Koniec przesłuchania? — W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
Przez dalszą drogę oczy same mi się zamykały. Miałam wrażenie, że na chwilę przysnęłam. Było to bardzo możliwe.
— Dzięki. — Nie chciałam mu dziękować, ale mu się to należało
— Nic wielkiego. — Odpięłam pasy i wyszłam z auta. Nicole pewnie umierała ze strachu. Nawet nie patrzyłam przez ten cały czas na komórkę.
Nie no super. Jej nawet nie było. Myślałam, że chociaż przez chwilę się martwiła, a tu okazało się, że albo była na jakiejś imprezie, albo została na noc u jakiegoś typa. Świetnie. Teraz musiałam się umyć i nareszcie mogłam wsunąć się pod kołdrę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top