34. STRASZNE I FRUSTRUJĄCE

        Promienie słońca przedzierały się przez rolety wybudzając mnie ze swojego chorego snu. Wczorajsze szaleństwo, a mianowicie wypicie tak dużej ilości alkoholu dawało się we znaki. Głowa to mi chyba zaraz eksploduje, uschnę z braku wody. Wyjęłam poduszkę z pod głowy, żeby po chwili wylądowała ona na mojej twarzy. Dobija mnie fakt, że poza tym ile wczoraj piłam i siedziałam przy tym barze jak jakaś alkoholiczka, nie pamiętam kompletnie nic. Paranoja...

Starałam z wszystkich sił przypomnieć sobie cokolwiek, ale mój mózg nie chciał ze mną współpracować.

Skoro już wstałam i jak widać mój umysł nie ma zamiaru zapaść w sen, to chyba pora wstać. Nic innego mi nie pozostało.

Powoli zdjęłam poduszkę, przetarłam twarz rękoma i lekko uchyliłam powieki. Kiedy światło dostało się do moich gałek ocznych tak szybko jak je otworzyłam tak je zamknęłam. To boli.

Ponowiłam próbę i tym razem było lepiej. Spojrzałam na miejsce, w którym się znajdowałam. O cholera! Pokój Morgana... Nie pamiętam jak się tu znalazłam, ale ten kto mnie tu przyniósł, cokolwiek to zginie. Ten pokój przypomina mi tylko o bólu, który rozrywa mnie od środka, bólu który spowodowany jest odejściem blondyna. Tyle wspomnień wiążę się z tym pokojem...

-Podobało się zakończenie filmu?- zapytał mnie Chris szeptem kiedy byłam wtulona w jego ramię.

Przetarłam piąstkami po zaspanych oczach.

-Oh, tak było... Niezłe- mruknęłam.

Chłopak podniósł mnie tak, że usiadłam mu na kolanach dalej wtulając się w jego tors.

-Przecież wiem, że odpłynęłaś w drugiej części filmu skarbie- w jego oczach widniało rozbawienie.

-Masz mnie- zachichotałam.

-A no mam- uśmiechnął się szeroko i ciaśniej oplótł mnie ramionami.

-Zostaniesz na noc?- wyszeptał po chwili wprost do mojego ucha, ze swoją charakterystyczną chrypką. Przeszedł mnie dobrze znany mi dreszcz, ah.

-To będzie dziwne Chris... Zaczną snuć różne teorie- odpowiedziałam przeciągle ziewając.

-Już snują, poza tym nie raz u mnie nocowałaś- cmoknął mnie w czubek głowy.

Było tak dobrze i oczywiście musiał to zepsuć. Jestem tylko ciekawa dlaczego. Miał mnie dość? Dość przyjaciół, którzy jak twierdził byli dla niego rodziną? Nie chciał nic zmieniać, a tu proszę, zniknął bez słowa. Świadomość tego, że on gdzieś jest, możliwe, że się świetnie bawi, bez nas, beze mnie, boli. Cholernie boli. Na dodatek wszystko mi o nim przypomina... Zdjęcia, przyjaciele, którzy ciągle poruszają temat o nim albo wspominają nasze odpały, w których oczywiście był Morgan. Co ja też nie jestem lepsza, bo chcąc nie chcąc ciągle wracam wspomnienia do tych chwil, spędzonych razem. To mi nie pomaga.

Zwlekłam się z łóżka i sięgnęłam po tabletki popijając je wodą. Ktoś mnie ubezpieczył na kaca. Spojrzałam na siebie i przeszłam niemały zawał. Ktoś mnie przebrał, a może sama to zrobiłam? Nie pamiętam... Przyjrzałam się łóżku i stwierdzam iż druga poduszka i materac obok mnie jest wygnieciony. Wyglądało to jakby ktoś ze mną spał, ale możliwe, że ja po prostu wierciłam się po całym łóżku. Kto wie...

Po pokoju unosił się ten najwspanialszy zapach. Zapach Chrisa, nic dziwnego to jego pokój tak samo jak koszulka, którą mam na sobie.

Weszłam do łazienki, żeby załatwić swoje potrzeby i chociaż w małym stopniu doprowadzić się do porządku.

Podniosłam głowę z nad kranu i podskoczyłam w miejscu piszcząc i obracając się w stronę osoby, która prawie wystraszyła mnie na śmierć.

-Co tu robisz?- uniosłam brwi wycierając twarz ręcznikiem.

-Ładna koszulka.

-Eh nic nie pamiętam z wczoraj- westchnęłam.

-Nie pamiętasz nic?- zatkała ręką usta.

-Kompletnie nic...

Wyszłam niepewnie z łazienki i stanęłam na środku pokoju.

-Co się wczoraj wydarzyło?- zmarszczyłam skonsternowana brwi. Ygh to frustrujące, że jedyne wspomnienie z wczoraj to jak wlewałam w siebie drinki. Mam dosyć alkoholu jak na razie...

Momentalnie zrobiło mi się niedobrze, dlatego wpadłam do łazienki i opróżniłam zawartość mojego żołądka do toalety. Spuściłam wodę i obmyłam buzię.

-Nieźle wczoraj zaszalałaś.

-Powiesz mi Nicole co się wczoraj działo- powiedziałam błagalnym tonem.

-Chris...- samo jego imię wywołało u mnie dreszcze, Chryste.

-Nicole chodź szybko muszę ci coś powiedzieć- do pokoju wpadł Will, a ja zmarszczyłam brwi. Szatyn miał duże oczy i jakby był przestraszony. O co chodzi?

-Ale...- zaczęła rudowłosa, jednak jej chłopak jej przerwał.

-Chodź- posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, przyjaciółka popatrzyła na mnie przepraszająco i poszła za Willem.

***

-Nicole możesz mi powiedzieć co Chris?- powiedziałam upijając łyk gorącej czekolady.

Siedzimy w pizzerii i czekamy na naszych znajomych.

-Aaa... Yhm...- widziałam, że jest zmieszana. Patrzyła wszędzie tylko nie na mnie. Ukrywa coś?

-Nicole- warknęłam.

-Chris dalej się nie odezwał- przygryzła nerwowo wargę i w końcu na mnie spojrzała. Wiedziałam, że nie o to jej chodziło. Jest za bardzo zdenerwowana.

-Cholera, mnie nie oszukasz- powiedziałam surowym tonem. Walczyła sama ze sobą. Powiedz mi ....

-No bo chodzi o to, że...- i cholera jasna, znowu musieli przerwać.

-Nicole- odparł ostrzegawczo Will.

Usiał obok rudowłosej razem z Mikem, Rachel, Oliverem a obok mnie zajęła miejsce Sarah, Jordan i Kevin.

-Chris co?- warknęłam poirytowana.

-Nic Vans, daj spokój- odpowiedział mój brat.

-Zaraz mnie szlag trafi. Przecież widzę, że coś ukrywacie i nie chcecie mi nic powiedzieć-burknęłam i wstałam łapiąc w rękę kubek z napojem.

Prawie opuściłam budynek, ale kiedy usłyszałam słowa Willa zamarłam i stanęłam jak wryta.

-Chris wrócił.

Nabrałam gwałtownie powietrza i obróciłam się w ich stronę. Obserwowali moją reakcję, ale ja byłam jak wyprana z emocji. Nie okazałam nic.

W końcu postanowił wrócić? Skoro tak się stało to gdzie teraz jest?

Szybko wybiegłam na dwór zakładając w pośpiechu kurtkę. Za dosłownie kilka dni Boże Narodzenie, biały puch pokrywał ulice, drzewa, wszystko. Seattle wyglądało tak spokojnie.

Szłam prosto przed siebie głęboko oddychając. Pocierałam zmarznięte ręce, nie wzięłam rękawiczek dzisiaj ze sobą, a trzeba było.

Chris pieprzony dupek Morgan wrócił...

Niewiarygodne.

Skostniałymi dłońmi wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki. Ledwo co udało mi się wprowadzić kod pin. Weszłam w kontakty i drżącymi rękami wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam urządzenie do ucha.

Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci... Czwarty...

~Przepraszamy, ale wybrany numer nie odpowiada, możesz nagrać wiadomość głosową bądź oddzwonić później...- westchnęłam sfrustrowana słysząc głos przeklętej sekretarki.

Skoro jest tutaj w Seattle to dlaczego nie chce się ze mną skontaktować? Znudziłam mu się? Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak bardzo cierpię...

Odgarnęłam śnieg z ławki i usiadłam. Co z tego, że jest mokra? Mogę być chora? W tej chwili to nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.

W mojej głowie przelatuje tyle pytań, na które chciałabym znać odpowiedź.

-Nie możesz tak cholera robić- warknęłam wyrzucając ręce w górę w akcie frustracji.

-Ale chcę- krzyknął- I wiem, że ty też. Inaczej niczego byś nie odwzajemniała- wstał i podszedł do mnie, był zdecydowanie za blisko. Na tyle blisko, że przysłaniał mi zdolność racjonalnego myślenia. Ledwo powstrzymuje się, żeby się na niego nie rzucić.

Cofnęłam się kilka kroków w tył.

Co on ze mną robi?

-To jest chore! Jesteśmy przyjaciółmi- odkrzyknęłam, nie interesowało mnie to, że najprawdopodobniej słyszą nas nasi znajomi, którzy są w salonie.

-Wiesz, że nie bawię się w miłość- cholera te słowa tak bolą...- Nie potrafię- powiedział ciszej.

-Wiem to Chris, serio, ale to nienormalne. Zachowujemy się jak pieprzona para, a nią nie jesteśmy- fuknęłam.

-Szczerze to mnie to nie obchodzi, nie przeszkadza. Związek może tylko wszystko zniszczyć. Zawsze tak praktycznie się dzieje. Nie potrzebuje tego, żeby być szczęśliwy- warknął.

Dlaczego musi to wszystko mówić? Jego słowa tak cholernie ranią, odbierają mi ostatnią nadzieję. Nadzieję, która z każdym jego słowem gaśnie.

-Już nie chodzi mi związek, tylko o to, że nie możemy się całować, obściskiwać i bóg wie co jeszcze- pokręciłam głową na boki.

-Dlaczego?- zmarszczył brwi. Trzymajcie mnie, bo zaraz nie wytrzymam.

-Do cholery? Ty się pytasz?- gdybyś tylko wiedział co do ciebie czuję- To tak jakbyśmy byli przyjaciółmi z korzyściami- burknęłam.

-Możemy nimi być- wzruszył ramionami, a ja nie wierzyłam w to co słyszę.

-Żartujesz sobie?

-Skarbie... Nie kłóćmy się- westchnął.

-Wiesz co? Jak oprzytomniejesz to się odezwij- powiedziałam już spokojniej, dało się usłyszeć smutek w moim głosie. Oczy też mnie na pewno zdradzały. Dobrze, że było w miarę ciemno.

Odwróciłam się, żeby odejść, ale on uniemożliwił mi to łapiąc mnie za nadgarstek i obracając przodem do siebie. Nie zdążyłam nic nawet powiedzieć, bo usta chłopa znalazły się na moich. Przywarł mnie do ściany dalej nie przestając mnie całować.

Och, boże. Dlaczego go nie odepchnę? Tak nie może być, on wygrywa. Z resztą jak zawsze. Właśnie kłóciliśmy się o to, że nie możemy zachowywać się jak para, a ja znowu uległam. Poddałam się temu choremu uczuciu, które w pełni mną zawładnęło.

Jestem pewna, że to już nie jest tylko zauroczenie. To coś o wiele mocniejszego, coś co z każdym razem staje się silniejsze. Coś co może mnie wykończyć. Bo miłość do Chris'a mnie wykończy...

Potrząsnęłam głową, wycierając palcami łzy, które zgromadziły się w kącikach oczu. Na dworze powoli się ściemnia, jest coraz bardziej zimno, a ja nie mam ochoty wracać do akademika. Potrzebuję pobyć sama. Nawet nie mam gdzie teraz pójść, jak będę siedzieć w tym zimnie to zamarznę.

Wstałam i powoli zaczęłam kierować się w stronę akademika. Telefon mi się rozładował, super. Podeszłam do najbliższego przystanku, autobus za 10 minut. Wspaniale prawda?

Usiadłam na zimnym siedzeniu i zaczęłam pocierać o siebie dłonie. Może to coś pomoże? Jeżeli po dzisiaj nie będę chora to będzie cud. Niemalże od razu w mojej głowie pojawił się obraz kiedy byłam chora po powrocie od dziadków Chrisa.

-Przyniosłem słodycze skarbie- uśmiechnął się machając w powietrzu reklamówką.

-Dziękuję- wychrypiałam.

Chłopak postawił jedzenie na stole i kucnął przy łóżku. Nachylił się, żeby mnie pocałować, ale zatrzymałam go ręką.

-Nie chcę, żebyś był chory- wychrypiałam zmęczona.

-Nic mi nie będzie- po tych słowach mocno mnie pocałował i wślizgnął się pod kołdrę obok mnie. Opatulił mnie bardziej kocem i przytulił mnie do swojego ciało. Był taki ciepły.

-Jak się czujesz?- spytał gładząc mnie po włosach.

-Trochę lepiej- mruknęłam.

-To zapewne zasługa Chrisa Morgana- jestem pewna, że się uśmiechnął.

-Na pewno- zachichotałam, ale od razu tego pożałowałam, bo znowu dostałam napadu kaszlu.

-No mnie i tych moich usteczek- rzucił zaczepnie, a ja się zarumieniłam. Jak dobrze, że nie widzi mojej twarzy.

Po kilku minutach przyjechał oczekiwany autobus, szybko weszłam do środka i usiadłam na samym końcu. Nie było praktycznie nikogo, oprócz jakieś starszej pary. Ciepło mnie opatuliło, w końcu poczułam się lepiej. Przymknęłam powieki, żebym tylko nie zasnęła...

-Przepraszam, ale to był już ostatni kurs. Musisz tutaj wysiąść- usłyszałam jakiś głos i momentalnie otworzyłam powieki.

O cholera! Zasnęłam...

-Och tak, przepraszam- powiedziałam zawstydzona.

Wybiegłam z autobusu i zorientowałam się, że nie jestem gdzie powinnam. Powinnam wysiąść przystanek stąd. Ruszyłam w kierunku akademika. Nie mam nawet pojęcia, która jest godzina. Ciekawe czy się martwią?

Jest tak cholernie zimno, a na dodatek zaczął padać śnieg. Cała przemoczona wchodziłam po schodach. W końcu znalazłam się w swoim pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na zmartwione Nicole i Sarah.

Były przy mnie od razu i mocno mnie przytuliły, a ja cicho załkałam. Nie chcę się tak czuć, tak okropnie źle. Nie chcę! Cholera nie chcę!!!

Zdjęłam mokrą kurtkę, szalik i czapkę, następnie powiesiłam je na wieszaku. Moje krótkie kozaki były również przemoczone. Sarah szybko zalała mi gorąco herbatę i mi ją podała. Usiadłam na łóżku z kubkiem i opatuliłam się do połowy swoim różowym, ciepłym kocem.

-Gdzie ty byłaś kochana?- spytała rudowłosa.

-W parku- mruknęłam siorbiąc herbatę.

-Dlaczego nie odbierałaś telefonu?- wtrąciła Sarah.

-Rozładował się- poprawiłam się na siedzeniu i oparłam plecy o ścianę.

Marzę o prysznicu i spaniu.

-A...- nie dałam jej skończyć.

-Możecie mnie nie przepytywać? Czuję się jakbym była niepełnoletnia i tłumaczyła się tacie- burknęłam.

-Sorry. Yhm... Vans- posłałam jej pytające spojrzenie i pokazałam ręką, żeby kontynuowała- Jeśli chodzi o Chrisa. Jak już wiesz, wrócił. Wczoraj był na imprezie i... I uderzył takiego typa, bo ciągnął cię na parkiet- wytrzeszczyłam oczy, ja tego nie pamiętam- Potem odwiózł cię do domu, spałaś z nim w jednym łóżku kochana- kiedy Nicole skończyła mówić, a ja pokiwałam głową na boki.

I teraz już trochę rozumiem, chociażby to dlaczego miejsce obok mnie w łóżku wyglądało jakbym miała towarzysza oraz to, że mam jego koszulkę. Czy on mnie przebrał? Mam nadzieję, że zrobiłam to sama. Boże, byłam blisko niego chociaż odrobinę od tak długiego czasu, a ja w głowie mam kompletną pustkę.

-Dlaczego ja tego nie pamiętam?-jęknęłam- Ale ja nie rozumiem już nic... Nie odbiera ode mnie telefonów, nie chce mieć ze mną kontaktu- westchnęłam.

-Powiedził Willowi, że...

-Że?

Zapanowała dziwna cisza, jednak po chwili Nicole ponownie się odezwała. Na pewno nie chciałam tego słyszeć, nigdy.

-Że nie może się z tobą spotykać- przymknęłam powieki.

Chris dlaczego mi to robisz?

-Dlaczego?- starałam się odgonić łzy gromadzące się pod powiekami. Dziewczyny wzruszyły ramionami.

Może powiedziałam coś nieodpowiedniego? Wyznałam mu swoje uczucia? Oby nie... Zrobiłam coś nie tak? Jakiś cholerny powód on musi mieć. Zawsze jakiś jest!

Wstałam, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej swoją grubą piżamę. Zazwyczaj śpię w jakiś za dużych koszulkach i szortach, ale dzisiaj jest mi zimno. Spojrzałam na dziewczyny przez ramię, były zmartwione. Sama byłam... Sobą, tym jak się zachowuję i jaki wpływ ma na mnie obecność Chrisa, a teraz raczej jego nieobecność...

Weszłam pod prysznic i lekko odprężyłam się kiedy gorące krople zderzyły się z moją zimną skórą. Poczułam gęsią skórkę na ciele i te dreszcze. Jednak nie te dobrze mi znane.

Ubrana z mokrymi włosami weszłam z powrotem do pokoju. Dziewczyny dalej siedziały na moim łóżku z tymi swoimi smutnymi minami. Czyżby zaraziły się ode mnie.

Położyłam swoje rzeczy na komodę i usiadłam na przeciwko nich.

-Vans ja... Ja nie rozumiem Chrisa, bo wtedy uderzył tego typa. Zaopiekował się tobą, a teraz nie chce się z tobą spotykać. On jest taki pokręcony- skwitowała Sarah.

Też tego nie rozumiem.

-Powiedz nam co czujesz. Będzie ci lepiej, zobaczysz- spojrzałam na nich oczami przepełnionymi bólem i żalem.

-Nie wiem...

-Mów- ponagliła blondynka.

-To nie jest zauroczenie dziewczyny. Ja... Go kocham. To straszne i frustrujące, ale niestety tak jest. Zdałam sobie z tego ostatnio sprawę. To uczucie jest o wiele za silne. Tak mocne, że nie daje sobie rady. On wyraźnie mi powiedział, że nie bawi się w miłość. Było dobrze jak byliśmy przyjaciółmi, mimo że zachowywaliśmy się jak para czasami. Głównie jak byliśmy sami. To uczucie rosło i rosło. Tak bardzo go kiedyś nie cierpiałam, a teraz? Tak cholernie go kocham, a on? On odszedł, a kiedy wrócił to nie chce mieć ze mną kontaktu. Może być jeszcze gorzej? Tak strasznie chciałabym go nienawidzić, a jedyne co nienawidzę to to, że go kocham. To mnie wykańcza- pociągnęłam nosem i spuściłam swój wzrok na moje palce, którymi się bawiłam.

Przygryzłam nerwowo wargę, przyznałam się do wszystkiego. Czy mi lepiej? Z pewnością mi ulżyło, podzieliłam się z kimś tym co czuje. Nie jestem sama.

-Vans znamy cię na tyle dobrze, że zdążyłyśmy zauważyć, że to nie jest tylko zauroczenie. Ty nie potrafisz bez niego funkcjonować. Popatrz na siebie. Nie cieszysz się nawet z tego, że zobaczysz swojego tatę, a nie widziałaś go od końca wakacji. Cholernie dziwi mnie to, że Chris nie chce mieć z tobą kontaktu, coś mi tu śmierdzi- westchnęła Nicole.

-Dokładnie. Przecież doskonale wiemy jak się zmienił i to dzięki tobie. Wy nie jesteście tylko przyjaciółmi kochana, jesteście kimś więcej, ale oboje nie zdajecie sobie z tego sprawy. Cierpisz ty i on zapewne też. Nie rozumiem tylko jego zachowania. On cię nawet zabrał do swoich dziadków i do miejsca, do którego nikogo nigdy nie zabrał- dodała blondynka.

-On nie bawi się w miłość- spojrzałam przez okno na piękne niebo, na którym lśniły gwiazdy. Padał śnieg, co stwarzało świąteczną atmosferę.

-Spójrz- nakazała Sarah i podsunęła mi pod nos ramkę ze zdjęciem, na którym jestem ja i Chris. Jesteśmy tak mocno uśmiechnięci, że mnie samą aż policzki zabolały patrząc na to. Obejmował mnie ramieniem, a ja akurat czochrałam go po tych jedwabistych włosach. To fotografia z sesji, do której Oliver nas zmusił- Czy tu wygląda jakby nie bawił się w miłość?- obie uniosły do góry brwi ze znakiem zapytania w oczach.

-Tu wyglądamy jak para dobrych przyjaciół- podkreśliłam ostatni wyraz.

-Nie Vans, tu wyglądacie na tak cholernie szczęśliwą parę, która darzy się wyjątkowym i silnym uczuciem- odparła. Pokręciłam przecząco głową i schowałam się pod kołdrę.

-Chcę spać- mruknęłam.

Dziewczyny wymieniły się spojrzenie, po czym wstały, przytuliły mnie i Sarah wyszła z pokoju, a Nicole usiadła na swoim łóżku.

-Kochana nie lubię patrzeć na to jak jesteś smutna- westchnęła.

Nie skomentowałam tego tylko bardziej wtuliłam się w swoją poduszkę.

-Masz zamiar w ogóle kiedyś stworzyć rodzinę? Mieć dziewczynę? Czy twoje relacje będą się opierać tylko i wyłącznie na całowaniu, przytulaniu itp. ale będziecie wspaniałymi przyjaciółmi?- spojrzałam mu prosto w oczy, widziałam, że jest niespokojny.

Jest tak cholernie niewygodny temat. Yghhh... Zdaję sobie sprawę, że ta rozmowa wygląda jakbym była w nim zakochana, ale w tym momencie mnie to nie obchodzi. Chcę wiedzieć co on o tym wszystkim myśli.

-Ugh! Skarbie... Jasne, że chcę założyć rodzinę. Po prostu ja nie potrafiłbym być teraz w związku. Ja... Mówiłem ci przecież, że nie bawię się w miłość- odwrócił wzrok.

-Ale dlaczego? Wytłumacz mi to, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Tak mi się bynajmniej zdaje- zmrużyłam oczy, a słowa jesteśmy przyjaciółmi ledwo przeszły mi przez gardło.

Wykończę się...

-Może dlatego, że boję się odrzucenia? Albo, że znowu coś nie wyjdzie? Ktoś mnie zdradzi, zrani, cokolwiek? Znowu będę w kompletnej rozsypce jak wtedy po zerwaniu z Julie. Odtrącę od siebie cudowne osoby i zamknę się w swojej skorupie upijając się do nieprzytomności. Nie chcę tego skarbie... Tymczasem mam wspaniałych ludzi wokół siebie i nie potrzebuję związku do szczęścia.

-Wiesz, że kto nie ryzykuje ten nie pije szampana?- oparłam swoje dłonie o jego tors.

Odwróciłam wzrok na ten piękny widok, odeszłam od blondyna i usiadłam przy krawędzi. Jestem tu już trzeci raz i za każdym razem tak samo mocno mi się tutaj podoba. Widok cudowny, zapierający dech w piersi. Nocą jest chłodno, ale księżyc tak mocno świeci i oświetla dużą część okolicy oraz kawałek tego wzgórza.

-Wiem, ale jedyne czego potrzebuję to właśnie teraz się do ciebie przytulić- Chris usiadł obok mnie i spojrzał mi prosto w oczy jakby niemo prosząc o pozwolenie. Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam w chłopaka. Czułam jak się rozluźnia z resztą tak samo jak ja.

Naprawdę byliśmy aż tak spięci? Na to wygląda.

-Jesteś najwspanialszą przyjaciółką Vans- mruknął mi prosto do ucha.

Zamknęłam na moment powieki i wzięłam głęboki oddech. Dlaczego te słowa muszą tak boleć? Gdybyś tylko wiedział...

"Jesteś najwspanialszą przyjaciółką Vans..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top