32. JESTEŚ ZŁA?
Wstałam kiedy zaczął dzwonić ten przeklęty budzik. Cholera, zapomniałam go wczoraj wyłączyć.
-Wyłącz to dzwoniące chujostwo-usłyszałam przy uchu zachrypnięty głos chłopaka.
Momentalnie poderwałam się do pionu i obróciłam się w stronę mruczącego coś pod nosem chłopaka. Pierwsze co zrobiłam to wyłączyłam ten głupi dzwonek, a potem gapiłam się na tego dupka. Już nie pierwszy raz kiedy budzę się obok niego, mimo że on usypiał na podłodze.
-Zanim coś powiesz- wymruczał- To wiedz, że na tej podłodze było mi bardzo niewygodnie- otworzył jedno oko by zapewne zobaczyć moją reakcję- O sto razy bardziej wolałem się do ciebie przytulić- szepnął.
-Nie potrafisz zachować przestrzeni osobistej, wiesz w ogóle co to jest?- wymamrotałam krzyżując ręce pod biustem.
-Przy tobie nie potrafię jej zachować zrozum. Ciągnie mnie do ciebie Vans i to cholernie. Nic na to nie poradzę- westchnął, a ja spaliłam rumieńca. Jak zwykle.
Nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego z powrotem się położyłam. Obróciłam się w stronę chłopaka, a on mnie do siebie przyciągnął przez co nasze twarze dzieliło tak niewiele. Chłopak domyślam się chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Spojrzał na mnie niezrozumianym wzrokiem, a ja przybrałam obojętny wyraz twarzy.
Trochę się z nim siłowałam, aż w końcu udało mi się wydostać z jego uścisku. Podeszłam do komody, na której leżały moje ciuchy, po czym razem z nimi wyszłam z pokoju kierując się do łazienki.
Po przebraniu się we wczorajsze ubrania zeszłam na dół gdzie przy blacie stała babcia Chrisa.
-Dzień dobry- powiedziałam, a kiedy kobieta obróciła się w moją stronę, posłałam jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła.
-Witaj słonko. Zrobiłam tosty na śniadanie- powiedziała, a następnie podała do stołu talerz.
-Dziękuję, ale chyba nie jestem głodna- stwierdziłam, ale kiedy zobaczyłam mordercze spojrzenie babci wiedziałam, że nie mam wyjścia.
-Złotko powiedz mi, czy ty się odchudzasz, głodzisz?- spytała całkiem poważnie, a mi zachciało się śmiać. Nagle do kuchni wpadł wkurzony Chris.
A temu co?
-Co? Vans do cholery? Głodzisz się? Zwariowałaś? Przecież jesteś tak chuda, nie możesz, co ty sobie wyobrażasz? Chcesz zostać anorektyczką? Wiesz jak ciężko z tego wyjść?- spanikował, nie poznawałam go takiego.
Wstałam i zatkałam mu ręką usta. Pokiwałam rozbawiona głową, ale po chwili spoważniałam, kiedy przypomniałam sobie, że jestem na niego zła za wczoraj i za nockę.
-Głupku! Nie odchudzam się okej?- powiedziałam i zabrałam mu rękę z twarzy.
-Ale babcia...- staruszka mu przerwała.
-Ja się jej tylko spytałam, bo nie chciała jeść śniadania- westchnęła.
-Na pewno? - spojrzał na mnie wyczekująco.
-Tak- przewróciłam zirytowana oczami.
Wróciłam z powrotem do stołu i zaczęłam jeść tosta. Chłopak przyłączył się do mnie. Po kilku minutach babcia podała nam dwa kubki z gorącą herbatą. Stanęła na przeciwko stołu i się nam przyglądała, co nie powiem było dosyć krępujące.
-Nawet nie wiecie jak słodko wyglądacie gdy tak spaliście do siebie przytuleni- westchnęła wesoła babcia jakby wspominając.
Widelec wypadł mi z rąk na stół, a moje usta się otworzyły. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, podobnie jak Chris.
-Co babciu robiłaś u nas w pokoju?- zapytał Chris po dłuższej chwili.
-Yhm, sprawdzałam czy macie zamknięte okno, bo mogły wam komary w nocy nalecieć.
-Babciu komary zimą?- zaśmiał się.
-Marcel? Tak już do ciebie idę- krzyknęła zakłopotana i jak najszybciej wyszła z kuchni.
Przecież jej nikt nie wołał. Babcia Chris'a to niezła agentka. Jedliśmy tak w ciszy, którą blondyn postanowił przerwać.
-Jesteś zła?- spojrzał na mnie smutno.
-A jak myślisz? Teraz mu nie wytłumaczę, że nie jesteśmy razem, nie uwierzy- westchnęłam.
-To nie tłumacz, niech myśli, że jesteśmy razem- wzruszył ramiona.
Czy on się dzisiaj dobrze czuje?
Nic na to się nie odezwałam tylko w spokoju dokończyłam śniadanie. Zaczęłam zmywać naczynia, kiedy do kuchni wparowała babcia Adele i naskoczyła na mnie, że jestem gościem i mam przestać. Oczywiście jej nie posłucham, dlatego siłą zabrała mi talerz. Z babcią nie wygram.
Poszłam do salonu gdzie siedział pan Marcel. Usiadłam na fotelu i wpatrywałam się w włączony telewizor.
Gdzie jest Chris? Byłam pewna, że siedzi z dziadkiem w pokoju. Jak widać nie.
-Jak tam na studiach Vanesso?- zapytał po chwili mężczyzna zaglądając zza gazety.
-A dobrze, wiadomo dużo nauki, ale daję radę.
-Przypomnij mi co studiujesz?- podrapał się po nosie.
-Architekturę wnętrz.
-Oo to bardzo kreatywnie. Masz jakąś swoją pasję?- zdjął okulary z nosa.
-Kocham tańczyć, jestem w drużynie cheerleaderek i po za tym to nic. Chyba, że chodzenia na zakupy się liczy- zaśmiałam się.
-Czyli taniec, fantastycznie.
Posiedziałam jeszcze chwilę i stwierdziłam, że pójdę poszukać Chris'a. Wiem, że jestem na niego zła, ale chyba pora jechać. Muszę wziąć notatki od Sarah, przygotować się.
Poszłam na górę, ale go nie było, na dole też nie. Poszedł na dwór? Po co? Ubrałam buty i kurtkę, pociągnęłam za klamkę i wyszłam na ganek. Rozglądnęłam się po ogrodzie. Jest tutaj tak ładnie, domek, ogród i okolica przypomina scenerię z filmów amerykańskich. Zeszłam po schodkach i skierowałam się za budynek. Gdzieś musi być. Samochód stoi, na podjeździe, więc tutaj jest, chyba że poszedł na spacer. Ale nikogo o tym nie powiadamiając?
Znalazłam się w drugiej części, wtedy go zauważyłam. On już totalnie zwariował? Leży rozwalony na trawie, gdzie temperatura jest bardzo niska. Nie zdziwiłabym się gdyby zaczął padać śnieg. Serio.
Podbiegłam do niego i stanęłam nad nim. Miał zamknięte oczy, a kiedy zjawiłam się obok na jego ustach pojawił się głupi uśmieszek.
-Wstawaj głupku! Będziesz chory, przecież jest zimno- powiedziałam głośno.
-Nie martw się o mnie, dam sobie radę- odparł.
-Ah tak, ok- położyłam się obok niego, w podobnej pozycji.
-Przeziębisz się- zmarszczył brwi.
-Nie martw się o mnie, dam sobie radę- powtórzyłam jego słowa.
Chris westchnął, po czym wstał i złapał mnie za rękę podnosząc do góry. Spojrzałam na niego ostro, a on tylko pociągnął mnie na huśtawkę ogrodową.
-Wracamy?- spytałam.
-Już znudziło cię moje towarzystwo?- zaczął nas bujać.
-Oh Morgan- pokiwałam głową.
-Skoro tak bardzo masz mnie dość- uniósł brwi- to chodź.
-Wiesz, że nie o to chodzi. Muszę się na jutro przygotować.
-Przecież jest dopiero 12- zmarszczył brwi obracając się bardziej w moją stronę.
-Ygh mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia- przygryzłam wargę, a wzrok chłopaka od razu się na niej znalazł.
-Jaką sprawę?- zaciekawił się.
Nie chciałam mu o niej mówić, nie jest mu to potrzebne do szczęścia.
-Nie ważne...- wzrok chłopaka kazał mi mówić, a ja uległam temu czekoladowemu spojrzeniu- Eh, chcę pójść pogadać z Kevinem. Wczoraj nie poszłam na ostanie zajęcia, bo się na niego wkurzyłam. Chcę z nim wyjaśnić pewną sprawę.
-Co zrobił?- uniósł głos.
-Nic.
-Mów Vans- ponaglił.
Jak on mnie wkurza.
-Powiedział, że się ze sobą przespaliśmy. Uwierzył Camowi, a on ciekawe komu jeszcze o tym powiedział- przewróciłam oczami.
-Pójdę z tobą- zaproponował.
-Wykluczone, to moja sprawa Chris.
-Związana ze mną- uśmiechnął się cwanie.
-Nie Chris, jeżeli zastanę w mieszkaniu również Cama to wiesz jak teraz mógł by na mnie naskoczyć. Pogadam z nim sama. Po za tym Kevin za tobą nie przepada- zrobiłam zbitą minę- Wiesz przez to bawienie się laskami.
-Zmieniłem się.
-To to udowodnij Chris, nie mi, bo ja ci wierzę i widzę. Możesz pokazać im kim jesteś. Nie musisz, ale oni dalej będą cię mieć za tego dupka.
-Za dużo się zrobić nie da- westchnął.
-Na początek musisz "zerwać" z Diane- zrobiłam palcami cudzysłów- O i na imprezach nie kleić się do wszystkich możliwych lasek.
-Skarbie, od jakiegoś czasu kleję się tylko do ciebie- uniósł prawy kącik ust do góry.
-Czuję się wyróżniona... Chris ja mówię poważnie.
-Ja też, a jeśli chodzi o dziewczyny to ostatni raz spałem z jakąś laską pod koniec września- wytrzeszczyłam oczy.
Niemożliwe...
-Żartujesz- popatrzyłam na niego dziwnie.
-Jestem jak najbardziej poważny.
Miałam już się odezwać, ale uprzedził mnie głos dziadka Marcela.
-Chodźcie dzieciaki! Są ciasteczka- mężczyzna oblizał usta i się szeroko uśmiechnął, a ja z Chrisem się cicho zaśmialiśmy.
Morgan ma naprawdę sympatycznych dziadków. Poszliśmy za panem Marcelem, usiedliśmy przy dużym stole w salonie i wzięliśmy się za jedzenie ciasteczek. Z pewnością będę gruba.
***
Jest godzina 13, my właśnie stoimy na ganku i żegnamy się z babcią Adele i dziadkiem Marcelem. To stare małżeństwo się świetnie trzyma i bardzo się kocha. Jest to prawdziwa miłość, niesamowite. Są ze sobą już 50 lat, a oboje mają po 70. Byli razem w klasie w liceum. Już wtedy ich do siebie ciągnęło, a kto by wtedy pomyślał, że będą razem tak długo?
-Zapraszamy was serdecznie. Wpadnijcie do nas jeszcze. Mam już nadzieję, że jako para- babcia puściła mi oczko, a ja się zarumieniłam.
Chris się niespokojnie poruszył. Dziadek wziął Chrisa na bok i o czymś z nim rozmawiał. Babcia pochyliła się w moją stronę.
-Powiedz mu o swoich uczuciach, zobaczysz będzie dobrze- wyszeptała.
-Ale my się naprawdę tylko przyjaźnimy- odszeptałam.
-Mnie nie oszukasz złotko. Coś między wami jest i mówi ci to stara babka, która ma doświadczenie życiowe- zachichotała.
Koło nas pojawili się mężczyźni, młody złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, co mnie bardzo zaskoczyło.
-Trzymajcie się dzieciaki i uważajcie na siebie- powiedział staruszek.
Wyściskali nas mocno, pomachali nam, a my wsiedliśmy do samochodu. Zapięłam pasy i ostatni raz spojrzałam w stronę ganku gdzie stali dziadkowie. Odmachałam im, a Chris raz zatrąbił klaksonem.
Naprawdę miło było ich poznać. Jest to tak spokojna okolica, przyjemnie, ładnie. Mogłabym tu mieszkać, ale mimo wszystko jest mi dobrze w Seattle.
Spojrzałam kątem oka na mojego towarzysza. Był skupiony na drodze, jego oczy zdradzały, że nad czymś intensywnie myślał. Odwróciłam wzrok, bo bałam się, że zorientuje się, że go obserwuje. A on szybko spostrzega takie rzeczy.
Te dni były takie piękne. Byłam z Morganem tak blisko jak nigdy dotąd. Ciekawe kiedy to się skończy. Czy w tym roku, w następnym ? Jak nie w tych to na pewno koniec będzie wraz z końcem roku studenckiego. Mi zostaną jeszcze dwa lata, a on zacznie pewnie pracować, możliwe nawet, że wyjedzie i nigdy się już nie zobaczymy. Kto wie...
"Powiedz mu o swoich uczuciach". Nie mogę, w ten sposób zniszczę naszą relacje. Prawda, jest ona chora, ale jest. Wolę to niż brak Chrisa. Kocham jego obecność, bliskość, dotyk, jego czekoladowe oczy, które lubię jak na mnie patrzą, ale równie mocno mnie onieśmielają. Kocham to w jaki sposób do mnie mówi, jak nazywa mnie skarbie, jak unosi te swoje brwi albo je marszczy, kocham jego dołeczki, przez które niekiedy tak uroczo wygląda. Co nie zmienia faktu, że jest zabójczo przystojny i seksowny.
Czy aby na pewno Chris Morgan mi się tylko podoba?
- Skarbie...- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Chrisa. Obróciłam głowę w jego stronę- Pojedziemy jeszcze gdzieś- uśmiechnął się delikatnie.
-Ehh Chris... Gdzie? Przecież mieliśmy wracać- westchnęłam.
-Do knajpy. Zjemy dobry obiad, w końcu już po 13- uśmiechnął się łobuzersko.
-Oo skoro tam, to jestem za. W ogóle to ta knajpa należy do nich wszystkich?- spytałam.
-Ta knajpa należała kiedyś do mojego wujka. On stwierdził, że to nie jest już dla niego, dlatego mi ją oddał. Pracowaliśmy w niej wszyscy przez wakacje, ale potem była ta sytuacja z Julie- na dźwięk jej imienia się wzdrygnęłam, Chris na szczęście tego nie zauważył- Zostawiłem tą knajpę im. Wiem, że dobrze sobie radzą.
-Ah okej...- przez chwilę panowała cisza- Julie też tutaj pracowała?- spytałam nieśmiało.
-... Tak, ale po tej sytuacji jak już mówiłem wyjechała. Odwróciła się nawet od swojej przyjaciółki Aly- pokręcił głową- Nie rozmawiajmy już o Julie.
Pokiwałam delikatnie głową i obróciłam ją w stronę szyby obserwując ładną okolicę. Dojechaliśmy pod knajpę i zaparkowaliśmy na parkingu. Wysiadłam z samochodu i stanęłam przed drzwiami, żeby sprawdzić czy wyglądam wystarczająco dobrze. No tak pół na pół.
Szlag teraz uświadomiłam sobie, że oni widzieli mnie wczoraj w tych ciuchach, pomyślą, że się nie przebieram czy coś, a to przecież przez to, że babcia Chrisa nie pozwoliła nam wracać nocą.
Westchnęłam, a obok mnie pojawił się Morgan. Spojrzał na mnie w szybie i szeroko się uśmiechnął.
-Wyglądasz ładnie- objął mnie od tyłu.
-Wyglądam średnio. Mam wczorajsze ubrania.- skrzywiłam się, a on delikatnie pacnął mnie w ramię.
-Jeżeli chcesz to wyjmę z torby, którąś z moich starych koszulek. Prawdopodobnie na mnie są już za małe, ale na ciebie może być- uśmiechnął się.
Chłopak wyjął z torby jakąś czarną koszulkę, podał mi ją, a ja dałam mu buziaka w policzek. Nie wiem co mnie podkusiło, po prostu byłam mu wdzięczna.
Miłość, Vans!
Pragnę wyłączyć to gówno w mojej głowie.
Weszliśmy do budynku, Chris podszedł do lady zamówić nam obiad, powiedziałam, że zdam się na niego. Mam nadzieję, że to będzie coś dobrego. Ja natomiast skierowałam się do łazienki, w celu przebrania się w koszulkę Morgana.
Wsadziłam czarny materiał w spodnie, pogładziłam go i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Dobra, lepsze to niż wczorajsze ubrania, co możliwe, że nikt by na to nie zwrócił uwagi. Ale jest opcja, że ktoś się taki znajdzie. Lepiej nie ryzykować.
Zaczęłam szukać wzrokiem Chrisa. Siedział przy ścianie z chłopakami. Podeszłam do nich, przywitałam się i usiadłam obok Morgana, bo to jedyne wolne miejsce.
Widziałam, że kumple "mojego" chłopaka posyłają sobie dziwne spojrzenia.
-Stary, bo nie wiemy czy powinniśmy to mówić- zaczął Kornel i dyskretnie pokazał na mnie głową. Ja to widziałam. O co może chodzić?
-Mówcie, my nie mamy sobie nic do ukrycia- powiedział Chris, popatrzyłam na niego, marszczył brwi. Zawsze tak robi kiedy się nad czymś zastanawia, nie rozumie.
-Julie wróciła- odezwał się niepewnie Seba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top