24. Nadzieja umiera ostatnia
-Znowu chcesz do tego wrócić?- zdziwiłam się.
-Tak. Tęsknie za tym- wziął łyka coca coli.
-Nielegalne wyścigi, eh znowu chcesz się wpakować w kłopoty?- zmarszczyłam brwi.
Właśnie siedzę z Cameronem w Macu. Dziewczyny kiedy im o tym powiedziałam bardzo się zdziwiły i, że jak coś to mam dzwonić. Będę pamiętać.
-Gadasz jak moja matka- przewrócił oczami.
Prychnęłam i napiłam się swojego shake'a.
-Po prostu jak będziesz miał problemy mama ci już nie pomoże. Masz 19 lat Cam, będziesz sam musiał sobie radzić.
-Nie musisz już się tak o mnie martwić- puścił mi oczko.
-Rób co chcesz, ale według mnie to głupie i nie dojrzałe.
-Dobra zmieńmy temat mała. Pograjmy w 20 pytań- zasugerował.
-Niech będzie. W takim razie zacznij.
-Kim jest Luis?
Zmarszczyłam brwi na jego pytanie. To będzie długa, ciężka gra...
-Dawny znajomy. Dlaczego całowałeś się z dziewczyną Kevina?
Po jego wyrazie twarzy widziałam, że jest zmieszany.
-Kev był zawsze ode mnie lepszy we wszystkim. Był w elicie szkolnej, kiedy zaczął chodzić z tą nową dziewczyną nie miał już dla mnie tyle czasu. Chciałem mu zrobić na złość, jak widać ta laska był pusta, skoro mając chłopaka całowała się z innym. tak naprawdę mu pomogłem. Bynajmniej dowiedział się jaka z niej zdzira- wzruszył ramionami.
No niezłe ziółko z niego. Nie rozumiem tylko jednego. Kevin uważa, że Cameron był we wszystkim lepszy, a Cam uważa, że Kev. No ładnie.
-Mimo wszystko to było nie fair.
-Co zrobił ci Luis?
Wstrzymałam oddech. Przecież nie powiem mu prawdy.
-Skrzywdził mnie.
-W jaki sposób?- zadał kolejne pytanie.
-Teraz moja kolej.
Miałam już dosyć tej rozmowy.
-Nie chcesz o tym rozmawiać?
-Jak się domyśliłeś?- zakpiłam.
-Dobra to co czujesz do Chrisa?
Cam jest mistrzem w zadawaniu najgorszych pytań. Niech go szlag trafi.
-Pytałeś już o to.
-Pytam jeszcze raz.
-Dobra ja już będę szła- poderwałam się z miejsca.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie- wstał razem ze mną.
-I nie zamierzam. Do zobaczenia- machnęłam do niego ręką i szybko wybiegłam z lokalu.
Dlaczego do jasnej cholery zawsze każdy pyta o Chrisa? Nie mają swojego życia? Jakby to był jedyny temat na świecie, a jest przecież ich tak wiele. Na przykład jaką mamy dzisiaj pogodę. To zdecydowanie lepsze. Z resztą jasno ostatnio powiedziałam, że Chris mi się podoba. Czego Cameron nie zrozumiał?
Na dworze już jest ciemno, a ja jestem w samych cienkich bluzkach. Jak nie będę chora to będzie cud. Daleko mam do akademika i co teraz zrobić?
Jeśli mój braciszek nie jest pijany to może by po mnie przyjechał. Nicole miała iść do Willa, więc powinna być z chłopakami. Wypytam ją.
Usiadłam na ławce kawałek od Maca i wybrałam numer przyjaciółki. Po kilku sygnałach odebrała i słyszałam w słuchawce jak ucisza swojego chłopaka.
-Hej Vans, co tam?- zapytała radośnie.
Ile bym dała, żeby być teraz tak szczęśliwa jak ona.
-Potrzebuję podwózki- westchnęłam- Wiesz czy Mike pił? Może by po mnie przyjechał?
-Mike pił, ale Will nie, może po ciebie przyjechać.
-Nie chcę robić kłopotu.
-A weź nie gadaj, czekaj na niego- powiedziała i się rozłączyła.
Zanim on się zbierze to wieki miną, ale i tak miło, że po mnie przyjedzie. W sumie nie ma wyboru, już widzę jak zareagowała by rudowłosa gdyby Will zaprzeczył.
Nie czuję już rąk, ani stóp, ani nosa. Czemu listopad w Seattle musi być taki zimny? Jest godzina 17, a na dworze jakby noc.
Gdy widzę jak na pobocze zjeżdża czarny mercedes gula staje mi w gardle. Biorę głęboki oddech, swój wzrok przenoszę na swoje vansy, a kiedy widzę czarne jordany podnoszę wzrok na osobę stojącą przede mną.
-Chodź- wyciąga rękę w moją stronę, jednak nie przyjmuję jej tylko sama wstaję i zmierzam w kierunku samochodu.
Chłopak dorównuje mi kroku i otwiera mi drzwi. Mógł sobie oszczędzić. Zapinam pasy i pocieram zmarznięte ręce o siebie w celu rozgrzania ich. To i tak nie pomaga.
-Zaraz zrobi się cieplej- blondyn komentuje widząc moje czyny. Mruczę pod nosem, po czym kieruje swoje spojrzenie na jego osobę.
-Miał przyjechać Will- mówię.
-Miał, ale jestem ja.
-Dlaczego?
Chłopak właśnie dołącza się do ruchu, a kiedy staje na czerwonym świetle spogląda na mnie.
-Dlaczego co?
-Dlaczego po mnie przyjechałeś?- wyszeptałam.
On zmarszczył czoło, następnie wciskając pedał gazu.
-Will mnie o to poprosił i...
-A ok- nie dałam mu dokończyć.
-I stwierdziłem, że to idealny moment na rozmowę.
Zrobiło mi się gorąco. Wiem jestem zmienna, ale... Ale ja nie mogę z nim rozmawiać. W sumie nawet nie wiem o czym chce. Może to nic istotnego? Mam nadzieję.
Nadzieja umiera ostatnia.
Odchrząkuję i zaczynam bawić się swoimi palcami.
-O-o czym- jąkam się, cholera.
-O nas- wstrzymuję oddech kiedy te słowa opuszczają jego usta.
Nadzieja matką głupich...
Wiercę się na siedzeniu. Will mam ochotę cię zabić!
Blondyn widząc, że nic nie mówię wzdycha i znowu się odzywa.
-Wiem.
-Co wiesz?
-Wiem, że słyszałaś moją rozmowę z Willem.
Boże... Jak to możliwe?
Czuję się źle, bardzo źle. Do jasnej cholery jakim cudem? Jak się dowiedział? Will mu powiedział? Teraz powie mi to wszystko w twarz? Nie przeżyłabym tego drugi raz. Błagam niech to będzie chory sen.
Brakuje mi powietrza, wyjmuję ze swojego plecaka butelkę wody, odkręcam i biorę łyka, żeby zwilżyć gardło.
Teraz przydałoby się coś mocniejszego. Chciałabym być tak bardzo upita, żebym nie pamiętała tej rozmowy.
-Skąd?- nie ukrywam mojego zdziwienia.
-Sama mi to powiedziałaś- zaśmiał się bez krzty humoru.
Zamurowało mnie. Nie ma słów, żeby opisać mojego stanu, w którym się właśnie znajduję.
Jak to powiedziałam? Nic nie pamiętam. Boże...
-Jak? Kiedy?
-Na ostatniej imprezie- podrapał się po karku- Byłaś nieźle wstawiona.
-Ta i rano obudziłam się w twoim łóżku nie pamiętając jak się w nim znalazłam- przewróciłam oczami.
"Mój" szofer zatrzymał się na poboczu, przy parku gdzie ulicę oświetla tylko latarnia. Nie jeżdżą tędy praktycznie żadne samochody. Co on wyrabia? Obrócił się do mnie i mnie w swoją stronę. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, dlatego spuściłam wzrok na swoje dłonie. On jednak złapał za mój podbródek i podniósł do góry tak, żebym na niego spojrzała. W momencie kiedy mój wzrok napotkał jego piękne tęczówki odpłynęłam.
Nie dobrze.
-Głupio mi...- zaczął.
-Chris nie musisz mi się tłumaczyć. Jest okej, pójdźmy swoimi drogami. Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie mnie ranią- wyszeptałam.
-Ale...
-Zastanawia mnie tylko dlaczego robiłeś to wszystko? Chciałeś, żebym się w tobie zakochała, a ty byś mnie zranił i miałbyś jakąś cholerną satysfakcję? Po co? Fajnie się bawiłeś?- zapytałam z wyrzutem.
-Vans...
-Nie Chris, to co zrobiłeś było bardzo nie fair. Zawiodłam się na tobie, wiesz? Polubiłam cię i myślałam, że pod tą maską "pana idealnego" jest normalny chłopak. Myliłam się.
Spojrzałam smutnym wzrokiem na niego, a do oczu naszły mi łzy.
Walić to wszystko, walić Chrisa Morgana.
Obróciłam się do niego plecami i chwyciłam za klamkę w celu wyjścia z samochodu jednak zablokował drzwi. Świetnie.
Jestem uwięziona z chłopakiem, który mnie zranił, który jest dupkiem, który mi się tak bardzo podoba.
Obróciłam się z powrotem do blondyna.
-Otwó...- nie skończyłam ponieważ ciepłe usta Chrisa mnie subtelnie uciszyły.
Co on wyrabia?
Całował mnie zachłannie, a ja byłam jak w jakimś amoku, po chwili jednak oddałam pocałunek, bo nie oszukujmy się. Chciałam tego.
Chciałam ust Christophera Morgana.
Ty go chcesz całego głupia idiotko!
Oderwaliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam powietrza. Jeszcze bardziej czułam się zażenowana. Patrzyłam wszędzie tylko nie w czekoladowe oczy blondyna.
Żołądek dziwnie się skręcił, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Chris dotknął mojego policzka i nachylił się do mojego ucha.
-To był najlepszy sposób na uciszenie cię- wyszeptał ze swoją seksowną chrypką.
-Eh Chris, tak nie może być... nie możesz mnie całować i robić tych wszystkich rzeczy.
-Ale ja chcę to robić- po tych słowach po raz kolejny musnął delikatnie moje usta.
Było to tak krótkie, że zastanawiam się czy to aby na pewno nie wymyśliła sobie moja chora podświadomość...
-Chris...
-Nie dajesz mi dość do słowa do cholery- uniósł głos, a ja momentalnie ucichłam- Ja wcale tak nie myślę. Nie jesteś żadną nic nie znaczącą laską, bo jesteś dla mnie ważna zrozum. Nie potrafię nazwać tego co czuję, ale wiem, że znaczysz dla mnie wiele. Chcę cię mieć blisko, spędzać z tobą czas. Czuję się przy tobie inaczej... Nie jesteś jak te inny dziewczyny, które pchają mi się do łóżka. Ty jako jedyna mnie nie chciałaś i nie znosiłaś, a ja chciałem, żebyś mnie polubiła. Otworzyłem się przed tobą. I nie masz prawa mówić, że nic dla mnie nie znaczysz, bo... Jesteś dla mnie cholernie ważna Vanesso Collins.... Jestem teraz z tobą szczery do bólu- powiedział, a ja byłam tak oszołomiona jego wyznaniem.
Niemożliwe...
-D-dlaczego powiedziałeś coś zupełnie innego W-willowi?- zadałam pytanie.
-Uczepili się mnie, ciągle wypytywali o ciebie i co nas łączy- powiedział, a mi na myśl od razu przyszły moje dwie zwariowane przyjaciółeczki.
Czy powinnam mu wierzyć?
Gdyby tak nie było to chyba nie mówiłby mi tego wszystkiego prawda?
Sama nie wiem co mam o tym myśleć.
-Teraz mi głupio...
-Wiesz, że nie ładnie tak podsłuchiwać skarbie?
-To było przypadkiem- oburzyłam się.
-Tak tak wmawiaj sobie- puścił mi oczko.
Chris ponownie odpalił silnik i po chwili znajdowaliśmy się na głównej ulicy. Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w niezręczniej ciszy.
-Dlatego mnie unikałaś, nie chciałaś rozmawiać, zbywałaś?
Przytaknęłam. Czuję się głupio, bardzo głupio.
-Dlaczego? Mogłaś ze mną to wyjaśnić.
-A co tu wyjaśniać? Słyszałam tą rozmowę, inaczej gdyby mi to ktoś powiedział, a ja słyszałam to z twoich usta. Nie widziałam sensu w naszej dalszej znajomości. Wolałam urwać kontakt...
-Co by było gdybyś nie poszła na tą imprezę, ja bym nie uchronił cię przed zaliczeniem zgonu i nie powiedziałabyś mi o tym co słyszałaś?
-Czekaj, czekaj... Uchroniłeś mnie przed zaliczeniem zgonu?- wytrzeszczyłam oczy.
-Nie jaki Luke nalewał ci kolejnego kieliszka, prosiłaś o więcej jednak ja twój bohater uratowałem cię- wyszczerzył się jak głupi.
-Nie pamiętam żadnego Luka- Chris słysząc moją wypowiedź zaśmiał się głośno.
Lubię jego śmiech i dołeczki i oczy i usta, które mają cudowny smak.
Wariujesz, Vans.
-Rozumiem, że w ten sposób wylądowałam u ciebie w łóżku?- zaśmiałam się.
-Dokładnie.
-Ja ci na urodziny chyba kupię GPS. Zawsze mylisz drogę, zamiast jechać do akademika dziwnym trafem znajdujesz się pod swoim blokiem.
-Nie mam pojęcia jak to się dzieje- wzruszył ramionami.
Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy. Ale nie była to jakaś dziwna cisza, wręcz przeciwnie była ona przyjemna. Cieszyłam się jego obecnością, rozkoszowałam się przy okazji jego pięknymi perfumami. Tak one są cudowne...
Kiedy zajeżdża na parking pod akademikiem nie wiem jak powinnam się zachować, co powiedzieć.
I kiedy powinnam nacisnąć na klamkę, otworzyć drzwi, pożegnać się, wyjść, ja nie robię nic. Siedzę i jak w jakimś transie.
-Yhm dzięki za podwózkę- uśmiechnęłam się delikatnie.
-To ja dziękuję, że nie dałaś mi z liścia- odwzajemnił uśmiech.
-Na początku miałam taką ochotę, ale cię oszczędziłam.
-Ah jakaś ty łaskawa skarbie.
Nagle wyszedł z auta, więc zrobiłam to samo. Zamknęłam drzwi i stanęłam na przeciwko niego.
-Idziemy?- zapytał.
-Tak... Czekaj, idziemy?- byłam zdziwiona.
O czym on mówi?
-Jeśli myślisz, że zmarnuję okazje na spędzenie z tobą czasu to się grubo mylisz- uniósł prawy kącik ust do góry.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Tyle razy mnie unikałaś teraz masz mi to jakoś wynagrodzić.
-A jakie byś chciał wynagrodzenie?- zapytałam.
Skrzyżowałam ręce pod biustem i stanęłam z jednej nogi na drugą. Morgan przybliżył się do mnie i pogładził mój policzek. Czuję dziwne uczucie w podbrzuszu.
-Wiesz dobrze jakie bym chciał najbardziej- znowu użył tej swojej chrypki.
-Aa chcesz jedzenie! A więc zapraszam na górę- uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w kierunku wejścia.
Odwróciłam się, jednak chłopak dalej stał i z uniesionymi brwiami mi się przyglądał.
-Będziesz tak stał czy zamierzasz wejść?
Chłopak dołączył do mnie i już po chwili byliśmy u mnie w pokoju.
-To co będziemy robić?- spojrzałam na chłopaka, a w jego oczach zobaczyłam błysk, ogarnęłam, że to nie było dobre pytanie- Dobra nie odpowiadaj- dodałam.
-Tobie to tylko jedno w głowie Collins- zaśmiał się.
Prychnęłam.
-O to mogłabym się kłócić Morgan- puściłam mu oczko- Możemy obejrzeć jakiś film- zaproponowałam.
-Dobry pomysł tylko nie jakieś romansidła- jęknął.
Podeszłam do stolika i zabrałam z niego laptopa, po czym podałam go Chrisowi, który już wygodnie rozwalił się na moim łóżku.
-Masz i znajdź coś fajnego, a ja pójdę się umyć- chłopak w odpowiedzi kiwnął głową.
Z szafy zabrałam koszulkę Mike, którą kiedyś mu zabrałam i szare szorty, w których przeważnie śpię. Spojrzałam na blondyna, który zamiast szukać filmu mi się przyglądał.
-Nie patrz się tak.
-Ależ dlaczego?- uniósł prawą brew do góry.
-Bo czuję się niezręcznie- na moich policzkach zagościły rumieńce.
Odwiedziłyście mnie? To teraz żegnam, znikajcie.
Morgan się tylko zaśmiał, na co ja przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju.
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic.
Co się dzisiaj odwaliło?
To wszystko jest chore.
Mimo wszystko cieszę się, że tak to się skończyło.
Mogę znowu mieć z nim normalny kontakt.
Ale czy to dobrze?
Przecież ja się w nim jeszcze bardziej zakocham, a później będzie jeszcze trudniej się odkochać, bo przecież mu się ktoś podoba.
Matko tępa idiotko mu się ktoś podoba!
Ja jestem dla niego ważna i lubi ze mną spędzać czas, ale nasza relacja nie wyjdzie po za granice przyjaźni o ile w ogóle zostaniemy przyjaciółmi.
On już jest kimś zainteresowany i ty nie jesteś tym kimś.
No niestety, życie to nie bajka. Nie wszystko zawsze jest tak jakbyśmy tego chcieli.
Życie to pasmo rozczarować, bólu, cierpienia, ale też szczęścia. Ja chyba jeszcze na nie nie do końca zasłużyłam. Wierzę w to, że kiedyś mi się uda odnaleźć swoje szczęście.
Nasza znajomość mnie zniszczy. Czuję to. Niech mi się jeszcze tylko zwierzy z tego jak bardzo podoba mu się Diane Thomson to normalnie kulka w łeb i do widzenia.
Ogarnij się kretynko! Żyj chwilą, teraz jest z tobą i to z tobą spędzi czas więc zepnij dupę i nie myśl o tym, że podoba mu się inna.
Mój zdrowy rozsądek ma rację.
Walić to wszystko.
Będę cieszyć się z tego co jest teraz. Jeśli będę do życia nastawiona ciągle negatywnie, to nic mi się nie uda.
Czysta, przebrana i pełna pozytywnej energii kroczę do pokoju. Widzę, że drzwi do pokoju są uchylone.
Czyżbym miała gości?
Wchodzę do środka i czuję się zażenowana tą sytuacją. Bardzo.
-Vans czy ja o czymś nie wiem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top