2. Kompromitacja

Mike upierał się, że nie powie, po kogo jedziemy. Zakładałam, że zapewne po jakiegoś jego kolegę, ale nie rozumiałam, dlaczego robił z tego tajemnicę. 

Wreszcie podjechaliśmy pod jakiś wysoki blok. Po chwili wyszedł z niego przystojny blondyn z torbą w ręce. Czyli to ten nasz tajemniczy pasażer. Mógł być w wieku mojego brata, roztrzepane włosy i przyklejony figlarny uśmieszek na twarzy. Po schowaniu rzeczy do bagażnika, załadował się na przednie siedzenie. 

— Siema stary, witam piękne panie!

— Cześć — odpowiedziałam z uśmiechem, co zrobiła również ruda. —Jestem Vanessa, to moja przyjaciółka Nicole. — Szturchnęłam ją w ramię, bo ona jak zwykle romansowała z kimś przez telefon.

— A ja Oliver, miło was poznać. — Uśmiechnął się figlarnie, po czym przejechał wzrokiem po rudej, która wróciła do wcześniej wykonywanej czynności. 

Eh, gdzie ta jej kultura. Zapodziała się wraz z mózgiem. 

— To co, bracie,  znowu zaczynamy pieskie życie? — zapytał zaczepnie Mike. 

Śmiało stwierdziłam, że mój brat jest niespełna rozumu. Ciężki z niego przypadek

— No jasne! Alkohol, imprezy, panienki czego chcieć więcej?! — Tak zwany rok akademicki. Zaczynało się fantastycznie. — No, a wy dziewczyny chyba dołączycie do imprezy?

— No pewnie. — Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Nicole mnie wyprzedziła. 

Czyli jednak słuchała. Cwaniara. Mimo że wlepiała nos w telefon, to wytężała słuch. Słyszała to, co chciała słyszeć. Czyli jeśli pojawiał się temat imprez, to Bright była pierwsza do tego. Jej długo nie trzeba było namawiać, to wiedział każdy, kto ją znał.

— A tak właściwie co studiujesz? — spytałam z czystej ciekawości.

— Bezpieczeństwo wewnętrzne a wy?

— Ja architekture wnętrz, a Nicole...

— Psychologię — Uśmiechnęła się nikle pod nosem.

Oliver zblokował ze mną wzrok w bocznym lusterku. Mike z pełnym skupieniem prowadził samochód, zaś Nicole wciąż stukała w ekran telefonu. Niedługo jej się od tego esemesowania mózg przegrzeje.

— Dlaczego te kierunki? — Zaciekawił się. 

— Ja kocham sztukę i wszystko co z nią związane, uwielbiam projektować wnętrza i mam rękę do rysunku — wyjaśniłam, przyglądając się widokowi za oknem.

— Od zawsze chciałam w jakiś sposób pomagać ludziom, ale nienawidzę ran, krwi i wszystkiego podobnego, więc pomyślałam, że pomoc psychiczna, wsparcie i rozmowa to najlepsze rozwiązanie. Zawsze jestem dobra w dawaniu rad, mam predyspozycje — powiedziała Nicole. 

Miałam świadomość, ile przeszła w życiu, dlatego cieszyłam się, że mimo tylu problemów sama chciała pomagać ludziom.  Cholernie silna z niej dziewczyna.

Dalszą drogę spędziliśmy na słuchaniu muzyki, luźnej rozmowie i... spaniu. Tak właśnie spaniu. Jechaliśmy około trzynaście godzin. Bolały mnie wszystkie możliwe części ciała, ścierpł mi kark, nogi, ręce... Ledwo się ruszałam po wyjściu z samochodu. Dramat. Musiałam przyznać, że już troszeczkę tęskniłam za Dublinem. Jednak to naturalne — odcięłam pępowinę. Zdecydowałam się na samodzielne życie, byłam odpowiedzialna sama za siebie, a to duży obowiązek. Musiałam sprostać zadaniu i dać sobie radę.

Chłopaki wysadzili nas pod akademikiem, a sami pojechali do mieszkania. Umówiliśmy się dzisiaj na imprezę. Co prawda była teraz druga nad ranem, pośpimy zapewne do czternastej, piętnastej, więc powinnyśmy wyrobić się do dziewiętnastej. W wakacje pracowałam razem z Nicole jako kelnerki w klubie. Tata zapewniał mnie, że będzie przelewał mi co miesiąc kieszonkowe, ale mimo wszystko sama chciałam trochę zarobić. 

***

— Spodziewałam się trochę większego pokoju... no cóż — Nicole jak zwykle narzekała. Czego ona się spodziewała? Apartamentu z jacuzzi, sauny, basenu na balkonie, dwóch łazienek i sypialni, obszernej kuchni? Dobre sobie, chyba za dużo się filmów naoglądała. — Ja biorę łóżko pod oknem!

— O nie! Zrobię wszystko, ale to łóżko biorę ja! — Spanie pod oknem mnie odprężało, a zwłaszcza kiedy w nocy nie mogę spać. 

Wtedy siadałam przy oknie i oglądałam gwiazdy. W domu zawsze tak robiłam. Szukałam różnych konstelacji, wypatrywałam spadających gwiazd, marzyłam, wyobrażałam sobie lepsze życie i zastanawiałam się, jak będzie wyglądać przyszłość.

— Wszystko powiadasz? — W jej oczach zobaczyłam błysk, to nie wróżyło nic dobrego.

— No wiesz, ale bez przesady...

Jej wzrok... Cholera, mówił sam za siebie. Obawiałam się, jaki szatański plan narodził się w jej głowie. 

— Na dzisiejszej imprezie podejdziesz do jakiegoś przystojnego typa i powiesz, że kochasz jednorożce i czy ci kupi jednego. A i jeszcze pożyczysz mi tą koronkową bluzkę na imprezę! — oznajmiła dumnie, psotnie mrugając do mnie oczkiem.

Boże, ona zwariowała! Upadła na głowę i coś jej się poprzestawiało w złą stronę. Przerażenie zakiełkowało we mnie, gdyż naprawdę nie wyobrażałam sobie zrobić wyznaczonego wyzwania przez przyjaciółkę. Ja w roli clowna, super. To przegięcie, to na pewno upokorzy się na maksa. Powariowała już całkiem? Czy wspominałam już, że moja przyjaciółka chorowała na tak zwaną "głupotę"?

— Brałaś coś? — W duchu liczyłam, że to jeden z jej kiepskich żartów.

Nicole rzuciła się na łóżko, uśmiechając bezczelnie, za co miałam ochotę zdrapać jej ten nieznośny uśmiech z twarzy. Na za wiele sobie pozwalała, flądra jedna.

— Nie, a na dodatek, żeby było ciekawiej to ja wybiorę ci chłopaka — 

Super jeszcze większa żenada. Tylko tego brakowało, do cholery. No cóż, ale czego się nie robi dla głupiego łóżka i oglądania nocą gwiazd, jak nie będę mogła spać. Wyjątkowe poświęcenie.

— Okej, niech ci będzie. — Zapowiadał się ciekawy wieczór.

 A teraz zaczęłam odpływać do krainy Morfeusza...

Biegłam przez las, przeskakując gałęzie, aż w końcu znajduję się na polanie. Widziałam stojącą na środku Luizę i Luisa całujących się. Próbowałam zamknąć oczy, żeby zaoszczędzić sobie tego widoku, ale jakaś siła wyższa na to mi nie pozwalała. Nagle zaczęło mnie kłuć serce, dusić w piersi. Upadłam na trawę. Nic nie czułam oprócz przeraźliwego bólu, ale nie fizycznego, a psychicznego, który zdecydowanie był silniejszy od poprzedniego. Pragnęłam krzyczeć, wyć, ale moje gardło odmawiało posłuszeństwa, jakbym miała ogromny supeł na gardle. I nagle....

Boże nie! Wyrwałam się ze snu cała zdyszana, mokra od potu i przerażona. Znowu te przeklęte sny. Kiedyś się przez nie wykończę. Od bardzo dawna nie śniła mi się ta dwójka, a tu proszę co za niemiła niespodzianka. Zostało mi nic innego, jak oglądanie gwiazd. Robiło się coraz jaśniej. Miasto nocą było naprawdę piękne. Mogłabym przyglądać mu się godzinami, ale wiedziałam, że muszę zasnąć, bo nie będę miała sił, a miałam dużo do zrobienia. Po dłuższej chwili znowu dopadł mnie sen, ale tym razem przespałam kilka godzin spokojnie, bez większych udręk. 

***

— Dzień dobry! — Przywitałam się z sympatyczną kasjerką i zaczęłam wykładać zakupy na kasę. Trochę ich wzięłam, ale w końcu nie mogłyśmy z Nicole umrzeć z głodu.

Zupki chińskie, serki wiejskie, jakieś pudełkowe jedzenie i jogurty... Typowe jedzenie dla studentów, aby jakoś przeżyć studia i samodzielne życie. Musiało być smacznie, ale praktycznie i tanio. Umówiłyśmy się również z Nicole, że co zakupy będziemy się zmieniać — raz to ona będzie je robić, raz ja. Sprawiedliwie.

— Dwadzieścia pięć dziewięćdziesiąt dziewięć — powiedziała kobieta za kasą, uśmiechając się do mnie promiennie. 

O nie! Miałam tylko dwadzieścia pięć. Co za wstyd. Brawo Vaness to się popisałaś. Pierwszy dzień i taka wtopa.

— Mhm... Chyba będę musiała coś odłożyć, bo brakuje mi dziewięćdziesięciu dziewięciu centów. — Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. 

Kiedy jednak kobieta miała się odezwać, usłyszałam za sobą męski głos. Włoski na ciele stanęły mi dęba.

— Ja chętnie dołożę te dziewięćdziesiąt dziewięć centów. — Dotarło do mnie z lekkim opóźnieniem. 

Spojrzałam na chłopaka z zaskoczeniem w oczach. Dopiero wtedy zorientowałam się, z kim miałam do czynienia. Musiałam zadrzeć głowę, aby przeciąć z nim spojrzenie. Jego czekoladowe oczy świdrowały mnie z ogromną mocą, a zawadiacki uśmieszek gościł na jego wargach, sprawiając, iż również miałam ochotę się uśmiechnąć. A jednak zawstydzenie było silniejsze, przez co wyszedł mi grymas. Przełknęłam z trudem ślinę, przyglądając mu się uważniej, zapominając o całym bożym świecie. Chryste, czy on był koszykarzem? Nadawał się, bo zdawało mi się, że liczył sobie z około dwa metry wzrostu. 

Sportowa sylwetka, burza blond włosów ułożona w charakterystycznym nieładzie i ten wzrok zwalający z nóg. Przez chwilę myślałam, że będę musiała przytrzymać się kasy, aby nie zaliczyć sromotnego upadku na oczach wszystkich, a zwłaszcza jego. Czy naprawdę musiał mnie ratować w takiej kompromitacji cholernie przystojny blondyn? 

— Dziękuję, jestem twoją dłużniczką! — Wzięłam szybko zakupy i wybiegłam ze sklepu w tempie ekspresowym, jakby się paliło.

Musiałam wymazać z pamięci obraz chłopaka i jego uśmiechu. Na pewno się ze mnie nabijał, nie było innej opcji. Przecież ludzie od tak się do mnie bez powodu nie uśmiechali, do tego w sklepie.

Większej kompromitacji nie mogłam sobie zagwarantować. W tym momencie przypomniał mi się pomysł szalonego rudzielca. Nagle zmieniłam zdanie, zdecydowanie ten wieczór mógł być bardziej upokarzający. Może dobrym pomysłem było zacząć robić listę "kompromitacje Vanessy Colins". Zapewne będzie sięgać do ziemi. 

Boże dziewczyno dlaczego nie wzięłaś więcej pieniędzy? On był taki przystojny. Na pewno wziął cię za biedną. Niechlujny kok, krótkie szorty, dosyć luźna bluzka i ta moja twarz z samego rana. Zlitował się nade mną. Co za porażka. Chyba zostałam stworzona do niefortunnych sytuacji.

*Mam nadzieję, że moje wypociny przypadną wam do gustu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top