19. Koszmar się powtarza
Nie był to żaden potencjalny morderca, podejrzany albo ktoś mile widziany. Był to ktoś kogo na pewno nie chciałam widzieć. Teraz, jutro, nigdy!
-Przyniosłem jedzonko- odparł zadowolony z siebie, a ja miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak kultura tego nie wymagała.
Ale przecież w słowniku Chrisa nie istnieje takie coś jak kultura. To czym ja się przejmuję?
-Wyjdź, chcę spać- warknęłam.
-Ojej, gorszy dzień? A wiem... Okres?- nie no teraz przesadził.
-Wynocha!
-Ale co z tym?-blondyn uniósł rękę, w której trzymał reklamówkę z jedzeniem, które tak pięknie pachniało, jeszcze bardziej zgłodniałam...
O nie, jeszcze zrobił te swoje maślane oczka, zawsze na mnie działały, ale nie tym razem Morgan. Nie tym razem. Wyrwałam chłopakowi zrywkę i zamknęłam drzwi, zostawiając go zdezorientowanego po drugiej stronie. Dobrze mu tak. Pukał chwilę w drzwi, ale w końcu się poddał i odszedł. Ja wyjęłam kebaba, którego szybko pochłonęłam. Będę gruba! Albo pójdzie w cycki. Przydałby się alkohol! Najlepiej zapija się smutki. Niestety muszę zadowolić się colą, która była w zestawie.
Tak w ogóle dlaczego Chris do mnie przyszedł? Możliwe, że znowu czegoś ode mnie chce. Gdyby nie był takim draniem zapewne teraz siedziałabym z nim i zajadała się pysznościami i rozmawiała lub dogryzalibyśmy sobie nawzajem jak to mamy w zwyczaju.
Wróciłam do łóżku najedzona i zastanawiałam się czy iść jutro do szkoły. Przypomniałam sobie, że muszę oddać projekt, więc nie mam wyjścia. Będę starać się unikać tej fałszywej mordy. Po, tym razem, krótkiej chwili zmorzył mnie sen i oddałam się w objęcia Morfeusza.
Szłam ogromnym korytarzem w poszarpanej sukience i brudnych balerinach. Na twarzy miałam rozmazany makijaż od płaczu,potargane włosy i siniaki na ciele. Dookoła mnie stali uczniowie śmiejący się ze mnie. Wytykali mnie palcami. Ja byłam sama, bezbronna. Król szkoły, mianowicie Christopher Morgan stanął nade mną górując wzrostem. Spoliczkował mnie i wypowiedział słowa, które na zawsze zapamiętam.
"Jesteś nic nie znaczącą laską! Nie obchodzi mnie co się z tobą stanie. Dla mnie możesz być martwa!"
Wykrzyczał na cały korytarz. Moje słone łzy spływały po policzkach. Jedyną reakcją tzw. "publiczności" był gorzki śmiech. Śmiech, tak okropny i bolesny. Nikt nie zaszczycił mnie współczującym spojrzeniem, w ich oczach widniało tylko rozbawienie. Byli rozbawieni tym, że jakiś chłopak nie miał szacunku do kobiety. Dla nich byłam nikim...
"Dla mnie możesz być martwa!"- te słowa obijały się z hukiem w mojej głowie.
MARTWA- krzyknęłam w myślach od razu gdy się obudziłam. Koszmary wracają. Popatrzyłam na godzinę: 8:30. Matko! Na 9 miałam zajęcie. Trudno, nawet nie będę się śpieszyć. Projekt oddaję dopiero o 12, więc nic się nie stanie jeśli się spóźnię.
Odczytałam wiadomość od Sarah, która poinformowała mnie o tym, że doleciała. Szybko wystukałam odpowiedź, po czym podeszłam powolnym krokiem do szafy, z której wyjęłam białą bluzkę z krótkim rękawem, w pomarańczowo- granatowe paski i do tego nowe, szare spodnie. Ubrałam się, pomalowałam i rozczesałam włosy. Codzienne, zwykłe czynności. Spakowałam torbę, zakluczyłam drzwi i wyszłam. Chowając klucze do torebki wpadłam na czyjś tors. Poczułam zapach mocnych perfum. Nie znałam ich jestem pewna, a może i nie? Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam ten ładny uśmiech, który potrafi sprawić, że sama się uśmiecham.
-Cam.
-Vans- przytulił mnie na przywitanie, a ja odwzajemniłam gest.
-Co ty tu robisz?- zdziwiłam się.
-A przyszedłem po ciebie, w sumie przyjechałem- zaśmiał się.
-Nie musiałeś.
-Ale chciałem-odparł zadowolony.
-Czekaj czekaj. Ty tu przyjechałeś tą maszyną?- spytałam zszokowana. Chłopak w odpowiedzi kiwnął twierdząco głową. -O matko!
Więcej nic nie mówiąc wyszliśmy z budynku. Pierwsze co na parkingu rzuciło mi się w oczy to ta czerwona, błyszcząca machina. Będę na tym jechać. Maszyna śmierci- pomyślałam. Cameron podał mi kask, który założyłam. Z przodu usiadł on, a za nim ja. Oplotłam go rękami w pasie. Chłopak uruchomił swój motor i ruszyliśmy. Z początku jechał w miarę przyzwoicie, ale później jestem pewna, że złamał wiele zasad. Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Po krótkiej wymianie zdań ruszyłam w stronę auli, po drodze zatrzymując się w toalecie, żeby załatwić swoje potrzeby. Weszłam do auli i usiadłam w środkowym rzędzie obok Korth. Przywitałam się z nią krótkim cześć. Otworzyłam mój notatnik i czekałam na wykładowcę, który zawsze się spóźnia na nasze zajęcia. Kiedy po 10 minutach w końcu dotarł do nas,wreszcie zaczęliśmy.
Niby dzień jak co dzień, ale jednak nie do końca. Musisz udawać, że jest wszystko ok, a w rzeczywistości rozrywa cię od środka. Jest to tak okropne. Kto by pomyślał, że aż tak będę cierpieć przez Chrisa. Nie łączyło nas nic. Inaczej by było gdyby między nami było uczucie. Gdyby mi się podobał. Matko! Czy blondyn o czekoladowych tęczówkach mi się podoba? Nabrałam gwałtownie powietrza na moją myśl i ze świstem wypuściłam. To by było straszne. Ja nie chciałam... Nie chciałam się w nim zakochiwać, bo wiedziałam, że to się źle skończy. On nie bawi się w związki, żadne uczucia. Sama słyszałam. Miałam myśli, że mogłam nie słyszeć tej rozmowy, ale gdyby tak było dalej brnęłabym w tą chorą znajomość. Dalej bym z nim rozmawiała i najprawdopodobniej coraz bardziej przywiązywała. Później bym się rozczarowała i bolało by jeszcze bardziej. Widocznie tak miało być. Miałam się dowiedzieć, tak zadecydował los. Teraz muszę przyzwyczaić się do myśli, że Christopher Morgan mi się podoba... Wkopałam się na maksa. Wydaję mi się, że on od dawna mi się podobał, ale nie chciałam się do tego przyznać. Przerąbane!
-Vans, słuchasz mnie?- spytał Kevin.
-Nie przepraszam...
-Pytałem, czy idziesz z nami na pizze?
-Słuchaj, gorzej się czuję, chyba po tych zajęciach idę do domu. Poszłabym teraz, ale muszę oddać projekt. Może innym razem?
-Nie ma sprawy.
-Odwieźć cię?- spytał Cameron.
-Dzięki, ale się przejdę- odparłam i wysiliłam się na lekki uśmiech.
Rozpoczęły się zajęcia. Usiadłam w pierwszym rzędzie, oddałam projekt. Starałam się słuchać wykładowcy, ale nie szło mi za dobrze. Rysowałam różne szlaczki w notatniku, obserwowałam swoje paznokcie wyczekując końca. Marzę, żeby zaszyć się w swoim pokoju, sama...
Nareszcie zajęcia się skończyły, a ja szybko wybiegłam ze szkoły. Gdy już miałam przejść przez bramę uwalniając się od universytetu ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę krzaków. Popchał mnie na ścianę, którą uderzyłam plecami. Przez cały czas miałam zamknięte oczy, jednak doskonale wiedziałam kto przykuł mnie do muru, a swoje ręce umieścił przy głowie. Znałam te perfumy doskonale. Spuściłam głowę w dół i zacisnęłam oczy, żeby się nie rozpłakać. Po chwili otworzyłam je i spojrzałam prosto w oczy blondyna. Przyglądał mi się z zainteresowaniem. Zacisnęłam szczękę i zmrużyłam oczy.
-Czego chcesz?- burknęłam.
-Porozmawiać- odparł spokojnie.
-I w tym celu przykuwasz mnie do muru?- spytałam, a chłopak zmniejszył odległość między nami. Jest zdecydowanie za blisko.
-Owszem. Unikasz mnie- stwierdził na co ja prychnęłam.
-Daj mi w końcu spokój. Źle się czuję i idę do domu.
-Podwiozę cię-uśmiechnął się cwaniacko.
W innych okolicznościach zapewne bym się zgodziła, ale sytuacja jest taka, że jesteś zasranym dupkiem i nie chcę mieć z tobą nic do czynienia.
-Chcę być sama, zrozum- warknęłam.
-Nie zrozumiem dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz.
-Co ja mam ci do cholery wyjaśniać Morgan?
-Chociażby dlaczego mnie unikasz?- uniósł brwi i przygryzł wargę, co sprawiło, że miałam ochotę się na niego rzucić, ale mam resztki rozumu.
-Po czym to stwierdzasz?- Skąd on wie? Aż tak widać? Dzisiaj robiłam wszystko, żeby się z nim nie minąć albo wymienić spojrzeniem. Myślałam, że mnie nie widział.
-Bo widzę? Uciekasz przede mną. Kiedy mnie widzisz zawracasz lub wchodzisz do toalety. O co chodzi do cholery?
-Nie czas na rozmowę. Nic się nie dzieje, odwal się w końcu- krzyknęłam i zebrałam w sobie na tyle siły, żeby odepchnąć go od siebie.
Chłopak zrobił krok w tył i potrząsnął głową. Ja wykorzystałam moment i szybko pobiegłam przed siebie. Kiedy już byłam kawałek od szkoły zatrzymałam się. Nabrałam powietrza i ruszyłam wolnym krokiem do akademika. Myślałam, że się odczepi, ale myliłam się gdy zobaczyłam jego samochód, który zatrzymał się obok mnie.
-Wsiadaj!- krzyknął.
-Nie mam zamiaru z tobą jechać- odparłam.
Nie zatrzymałam się tylko szłam dalej pewna siebie. Chłopaka nie zaszczyciłam ani jednym spojrzeniem. Jechał pomału, na równi ze mną.
-Nie wygłupiaj się!
Nic nie powiedziałam tylko skręciłam do parku. Jest to dłuższa droga, ale bynajmniej Chris da sobie spokój. Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości.
Od nieznajomy:
Pora się spotkać, nie sądzisz?
Park to odpowiednie miejsce
Przeraziłam się. On tu jest, nie chcę go poznać. Nie dzisiaj, nie teraz.
Zawróciłam i.... Niestety wpadłam na czyjąś klatkę, zostałam uchroniona przed upadkiem, bo ten ktoś złapał mnie za ramiona. Podniosłam wzrok na twarz chłopaka i myślałam, że dostanę zawału. Za jakie grzechy? Czy nie wystarczająco już cierpię? Mam jeszcze bardziej? Dlaczego życie mnie tak bardzo nie lubi? Ciągle coś złego się u mnie dzieje. Nie to nie może być prawda. Nie mogę przeżywać tego ponownie. Nagle wszystko zaczęło się układać w całość. Boże jaka ja byłam głupia. Że też się nie zorientowałam.
-Luis- wyszeptałam.
-Wspaniale jest się znowu spotkać- uśmiechnął się szeroko.
-Ty jesteś moim stalkerem. Po co to wszystko? Czego ode mnie chcesz! Za mało mi krzywdy wyrządziłeś?- krzyknęłam.
-Chcę się zemścić!- zaśmiał się histerycznie.
On naprawdę jest chory psychicznie. Boję się go, tak cholernie się boje. Mogłam jechać z tym matołem, bynajmniej nie byłabym teraz trzymana przez Luisa.
-Za co?
-Nie udawaj, że nie wiesz- prychnął.
Zaczęłam się szarpać, ale on tylko wzmocnił uścisk na ramionach. Pierwsze łzy spłynęły po moim policzku. Dlaczego ja nie wsiadłam do tego cholernego samochodu?
-Proszę puść mnie- pisnęłam.
-O nie nie nie moja droga- warknął.
Teraz już na dobre się rozpłakałam. Bałam się krzyczeć, bo Luis pewnie by mnie uderzył. Zamknęłam oczy i czekałam, aż coś się wydarzy. Nagle Luis puścił moje ramiona, a ja usłyszałam dźwięk łamanych kości. To było straszne. Szybko otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć.
-Nie zbliżaj się do niej gnoju rozumiesz!?- blondyn krzyczał i obkładał pięściami Luisa.
Poczułam jak ktoś mnie przytula. Wystraszyłam się, ale kiedy usłyszałam przy uchu będzie dobrze uspokoiłam się i bardziej wtuliłam w chłopaka.
-Mike- wychrypiałam.
-Mała.
-Co wy tu robicie?- zaciekawiłam się.
-Chris do mnie dzwonił. Mówił, że źle się czułaś, nie chciałaś z nim jechać i dlatego poszłaś do parku. Postanowiłem, że sprawdzę czy wszystko ok, a on- wskazał głową na chłopaka, który zmierza w naszym kierunku- uparł się iść ze mną- wzruszył ramionami.
Luis z zakrwawionym nosem i rozciętą wargą zaczął uciekać. Może w końcu da mi spokój? Nadzieja umiera ostatnia...
-Boże czego on znowu chciał od ciebie?- zapytał zdenerwowany Chris.
-Zemsty- wyszeptałam.
-Jakiej zemsty do cholery?- był już nieźle wkurzony.
-Nie mam pojęcia...
-Mogłaś ze mną jechać Vans! Nie spotkałabyś go!
-Daj mi spokój. Chcę być sama!- teraz to ja krzyknęłam.
-Odwiozę cię- odezwał się Mike.
-Dobrze- przytaknęłam.
Spojrzałam jeszcze przelotnie na blondyna. W jego oczach dało się zauważyć... żal. Minęłam go i ruszyłam w kierunku auta Mike'a. On jeszcze zamienił z nim jedno zdanie i do mnie dołączył. Wsiadłam i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy.
-Dlaczego nie chciałaś jechać z Chrisem?- zadał mi pytanie, na które tak bardzo nie chciałam odpowiadać.
Co ja mam mu powiedzieć? Bo mi się podoba, ale ja dla niego jestem kolejną, nic nie znaczącą laską? To chore. Wzięłam głęboki wdech.
-Chciałam się przejść- odparłam.
-Na pewno?
-Tak.
Mike o nic więcej nie pytał i byłam mu za to wdzięczna. Teraz czuję się źle. Zostałam sama. Sarah nie ma, Kevin i Cam na pizzy, Chrisa nie chcę znać, Nicole mnie olewa. Świetnie prawda? Wspaniała z niej przyjaciółka.
Kiedy byłam już w domu, pierwsze co to rzuciłam się na łóżko i głośno zawyłam. Łzy niekontrolowanie zaczęły płynąć po policzkach. Jestem bezsilna. Chciałabym teraz zasnąć i nie budzić się dopóki wszystkie problemy by się nie rozwiązały.
Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej dresy i luźną koszulkę. Przebrałam się i wróciłam z powrotem do łóżka i próbowałam zasnąć. Jednak jest to bardzo trudne mając w głowie te okropne myśli.
Co by było gdyby Chris go ode mnie nie odciągnął? Czy Luis zrobiłby mi krzywdę? Boję się nawet o tym myśleć. Tak naprawdę powinnam po rękach całować Morgana za to, że zadzwonił po Mike i za mną poszedł, ale fakt, że myśli o mnie tak, a nie inaczej sprawia, że czuję ogromny ból i złość. Nie potrafię z nim przebywać, a zwłaszcza, że mi się podoba. Niestety... Dziwnie to brzmi i w ogóle ciężko mi się przyzwyczaić do tej myśli.
Obudziłam się zalana potem, cała roztrzęsiona. Przedziwne jest to, że nie pamiętam mojego snu. Nic, a nic. Dawno mi się to nie zdarzyło, ale skoro jestem w takim stanie, to sen musiał być okropny. Chyba lepiej, że go nie pamiętam.
Przewróciłam się na lewy bok i sięgnęłam do szafki nocnej po telefon. Jest godzina 18. Na dworze już tak ciemno, a zaledwie dwa miesiące temu słońce było jeszcze wysoko na niebie. Mam 5 nie odebranych połączeń o Nicole. Przypomniała sobie o mnie. Sprawdziłam portale społecznościowe, po czym musiałam opuścić moją milusią kołdrę i powolnym krokiem ruszyłam do łazienki. Załatwiłam swoje potrzeby i przemyłam twarz zimną wodą.
Do jutra nie mam zamiaru się nigdzie ruszać, ani z nikim rozmawiać. Zwyczajnie w świecie chcę być przez chwilę sama. Potrzebuję spokoju, którego ostatnio tak bardzo mi brakuje.
Wyjęłam chipsy z szafki i nasypałam do miski. Razem z nią rozsiadłam się na łóżku. Wzięłam laptopa na kolana i zaczęłam szukać jakiegoś filmu. Zdecydowałam się na "gwiazd naszych wina". W telefonie włączyłam tryb samolotowy, żeby nikt się do mnie nie dobijał.
***
Płaczę już z dobrą godzinę. To nie było odpowiednie oglądać taki film kiedy ma się takiego doła. Jest mi jeszcze gorzej. Mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić i wygadać. Brakuje mi przyjaciółek, jednak mam żal do Nicole. Jutro z nią porozmawiam o ile będzie miała czas dla mnie.
Wzięłam piżamę, czarną, koronkową bieliznę i poszłam wziąć gorący prysznic. Gdy pierwsze krople dotknęły mojej skóry, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Woda oczyściła mnie z negatywnych emocji, bynajmniej tak na razie mi się wydaje.
Czysta wróciłam do pokoju i postanowiłam zadzwonić do taty. Ostatni raz rozmawiałam z nim tydzień temu i to dosłownie kilka minut.
~Hej tato- przywitałam się.
~Cześć słońce. Cieszę się, że dzwonisz. Opowiadaj co tam u ciebie? Jak nauka?
~Wszystko jest w jak najlepszym porządku- dużo kosztuje okłamywanie bliskich, ale to najlepsze rozwiązanie. Mój tata na pewno nie chciałby się dowiedzieć, że jego córka się zakochała i to w cholernym dupku, który uważa ją za nic nie znaczącą laskę i tylko ją wykorzystuje.- Na uniwersytecie wszystko dobrze. Dzisiaj właśnie oddałam projekt na konkurs.
~To super! Jestem z ciebie dumny. A masz już może jakiegoś kawalera?- pytanie powiedział bardzo niskim głosem, aż wydobyłam z siebie cichy chichot.
Mój tata jest bardzo szalony i nie jest jak większość ojców. Nie przeszkadza mu każdy chłopak z jakim się spotykam albo przyjaźnie. On mi kibicuje i od razu chce ich poznać, co raczej nie jest dobrym pomysłem nie oszukujmy się.
~Nikogo nie mam.
~Jestem pewien, że niedługo kogoś sobie znajdziesz. Jesteś świetną dziewczyną Vaness.
~Dobrze, a co u ciebie powiedz?
~Eh, co tu dużo mówić. Po staremu- zaśmiał się.- W pracy ok, w domu też. Tylko nudno bez was. Zmieniając temat to jutro rano dostanę wypłatę i wtedy przeleję ci kieszonkowe.
~Dziękuję. Wiesz chyba muszę znaleźć jakąś pracę.
~Dlaczego?
~Przecież nie możesz mnie ciągle utrzymywać- westchnęłam.
~Nie marudź. Dobrze wiesz, że ja nie mam na co stracić, wam się te pieniądze przydają. Wszyscy są szczęśliwi. Najpierw skończ studia, potem pójdziesz do pracy.
~Zastanowię się.
Z tatą rozmawiałam jeszcze z dobre 10 minut. Opowiadał mi co ostatnio śmiesznego wydarzyło się u niego w pracy, co zrobił mój kuzyn w przedszkolu i inne takie.
Kiedy naszła mnie chęć na coś słodkiego przypomniałam sobie, że lodówka jest pusta. Cholerka. Koniecznie muszę zrobić zakupy. Znowu muszę iść głodna spać, no chyba, że... Chyba, że Nicole schowała coś w szafkach. Zaczęłam poszukiwania i kiedy zobaczyłam paczkę moich ulubionych ciastek uśmiechnęłam się szeroko.
Szybko pochłonęłam moją zdobycz niczym wygłodniałe zwierzę. Podłączyłam telefon, żebym miała pełną baterie rano i wróciłam do łóżka. Do mojej kochanej kołderki, ciepłego kocyka i do tej cholernej muchy, która się mnie uczepiła. Jak widać polubiła moje towarzystwo, niestety bez wzajemności. Moją relacje z muchą mogę porównać do mojej i Chrisa. Dość nietypowe, ale ja jestem dziwna i stwierdziłam to już wielokrotnie. Zaraz szlag mnie trafi jeśli ten głupi owad nie przestanie mnie nękać. Przysięgam, że on tego pożałuje. Jaka ja się agresywna zrobiłam. No, ale jeśli chcesz spać, ale nie możesz, nie przez głupie myśli o chłopaku, nie przez głośną lodówkę, nie przez dziwnego sąsiada, co swoją drogą z nim serio jest coś nie tak, a przez głupią muchę? Każdy normalny i nienormalny człowiek by się najzwyczajniej w świecie wkurzył. Racja? Racja. Dlatego zaraz pójdę po łapkę i to będzie koniec dla tej muszki. Ona jakby mnie usłyszała i wyleciała przez otwarte okno, z którego mam piękny widok na miasto i gwiazdy. Grzeczny owad.
***
Właśnie stoję przed lustrem w białych spodniach z wysokim stanem, również białej bluzce z długim rękawem, na której widnieje napis I miss your stupid face i właśnie rozczesuje swoje brązowe włosy. Zdecydowałam się dzisiaj na odrobinę mocniejszy makijaż. Mianowicie zrobiłam sobie kreski, pomalowałam usta pomadką nude, wytuszowałam rzęsy i zakryłam korektorem niedoskonałości.
Nie chcę wyglądać jak wielkie nieszczęście tylko dlatego, że trafiłam na nieodpowiedniego faceta. Muszę być silna, nie mogę pokazywać słabości w miejscach publicznych. Nie dość, że zakochałam się w tym dupku to jeszcze wszystko zaczyna się od nowa. Historia lubi się powtarzać prawda? Myślałam, że zacznę nowe życie tutaj w Seattle i z początku tak było, ale teraz gdy wrócił mój koszmar wiem, że się myliłam... Czuję się jak w jakiejś słabej telenoweli. Bez kitu.
Wróciłam do tych czterech ścian, zabrałam torebkę, do której wrzuciłam portfel, kilka kosmetyków tak na wszelki wypadek, butelkę wody i po zakluczeniu drzwi również klucze. Telefon schowałam do tylnej kieszeni i ruszyłam na uczelnie.
Co chwilę rozglądałam się czy ktoś za mną nie idzie albo obserwuje. Boję się, że znowu on się pojawi. Jestem pewna, że może się zemścić również za to, że został pobity przez Chrisa. Ale to ja jestem tą cholerną ofiarą. Ja jestem jego celem i wiem, że strasznie dziwnie to brzmi lecz taka prawda. On chce się zemścić i prędzej czy później to mu się uda. Może dzisiaj, jutro, za miesiąc albo rok, ale to Luis Hutt. Nie powstrzyma go nic, ani nikt. Znam go za dobrze i wiem, że dopnie swego.
Kiedy w końcu moim oczom ukazał się Uniwersytet odetchnęłam z ulgą. Tu mnie raczej nie dopadnie. Kiedy przekroczyłam bramę znowu zostałam przykuta do muru, jednak nie przez osobę, która zawsze to robi, ale przez Nicole, która skanowała moją twarz, a jej usta były zaciśnięte w wąską linie.
-Dlaczego ode mnie nie odbierasz? Nie ma z tobą kontaktu do cholery!- wrzasnęłam i puściła moje ramiona, natomiast swoje skrzyżowała pod biustem.
-Oo nagle się mną zainteresowałaś!- przybrałam tą samą pozę co rudowłosa.
-O czym ty mówisz?- westchnęła i zmarszczyła brwi.
-Oj nie pamiętasz? Umówiłyśmy się w kawiarni, bo chciałam z tobą porozmawiać, ale mnie wystawiłaś. Na dodatek zamiast przyjść po swoje rzeczy wysłałaś Chrisa i to o 1 w nocy! Zamieszkałaś u niego na stałe? Może powinnam szukać nowej współlokatorki.
Nicole spuściła głowę na swoje buty i intensywnie nad czymś rozmyślała. Po chwili podniosła swój wzrok z powrotem na mnie i przygryzła wargę. Nic nie mówiąc chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w stronę wyjścia. Byłam tak zdezorientowana, że przez moment nic nie mówiłam, ale po chwili się otrząsnęłam.
-Co ty odwalasz!?- zbulwersowałam się.
-Nie idziemy na pierwsze zajęcia tylko do Nate'a. Musimy pogadać.
-W końcu- burknęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top