18. Zostałam sama

   Biegnę korytarzem w mojej nowej brązowej bluzie, jeansach z podwiniętymi nogawkami i przetarciami w kilku miejscach, na czubku głowy zrobiłam sobie tzw. samuraja , zero makijażu, no tylko korektor zdążyłam nałożyć. Jeszcze minuta, a będę spóźniona. Głupi Christopher. Gdyby w nocy mnie nie obudził, wyspałabym się, a tak? Nie mogłam zasnąć i efekt jest taki, że nie usłyszałam budzika, a może go wyłączyłam? Nie pamiętam.

Szybko wbiegłam do auli, w której miałam pierwsze zajęcia i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że profesora Diego jeszcze nie ma. Zajęłam miejsce obok Sarah i się z nią przywitałam. Miałam zamiar właśnie spytać Sarah gdzie jest nasz przyjaciel, ale nie zdążyłam, bo do sali wbiegł spóźniony wykładowca. Przywitał się i zaczął swój wykład. Jest jednym z moich ulubionych wykładowców. Ma przyjemny głos, jest młody, mówi dosyć ciekawie i na jego zajęciach nie siedzę z głową w chmurach. No raz się tylko zdarzyło.

Kiedy zajęcia się skończyły, spakowałam swoje rzeczy do czarnej torby i stanęłam nad Sarah, która dalej siedziała ze wzrokiem utkwionym w tablice.

-Ej kochana- szturchnęłam blondynkę- Coś się stało?

Dziewczyna otrząsnęła się i na mnie spojrzała.

-W zasadzie to nic, albo tak- zmieszała się i spuściła głowę.

-Mów o co chodzi- ponagliłam.

Sarah spakowała swoje rzeczy i wyszłyśmy na dwór do ogrodu. Usiadłyśmy na jednej z wolnych ławek. Widziałam, że z Sarah coś nie tak.

-Chodzi o moją mamę- w jej oczach zebrały się łzy. Mocno przytuliłam dziewczynę do siebie, żeby dodać jej otuchy.- Ona ma chore serce. W ostatnim czasie się jej pogorszyło. Leży w szpitalu.- wychrypiała i na dobre się rozpłakała.

Siedziałyśmy tak w ciszy. Nie było sensu gadać tych wszystkich pocieszeń: wszystko będzie dobrze, wyzdrowieje. Nic nie jest wiadome, a takie złudzenie jest złe. Trzeba się modlić, mieć nadzieję, trzymać kciuki. Cokolwiek. Ale kiedy mówisz komuś, że na sto procent z tego wyjdzie, a później okaże się to być nie prawdą, jest jeszcze gorzej. Byłeś przekonany, że wyzdrowieje, a stało się odwrotnie. To boli bardziej. Dlatego jedyne co powiedziałam to ciche przykro mi. *To jak danie dziecku lizaka, a później odebraniu mu go, bo jest nie zdrowy*. Sama poczułam pieczenie pod powiekami. Wiem jak to jest tracić bliską osobę i szczerze tego nikomu nie życzę. Będę wspierać Sarah.

-Myślę, że powinnaś zrobić sobie wolne na kilka dni i polecieć do mamy.

-Tak planowałam.

-Czy ona ma tam kogoś bliskiego?

-Tak, tatę i mojego dorosłego brata.

-Ok.

-Boję się Vans. Cholernie się o nią boję. Już raz walczyła o życie, co jeśli teraz nie uda jej się przeżyć? Czeka ją bardzo ważna operacja. Od niej wszystko zależy- załkała.

-Ciii.

-Pójdę do domu, spakuję się i już wieczorem polecę.

-Pójść z tobą?

-Nie dziękuję... Jordan ze mną pojedzie.

-Ok- przytuliłam ją jeszcze raz i wstałam- trzymam kciuki.

Pożegnałyśmy się, powiedziałam jej jeszcze, żeby dała znać jak wyląduje. Poszłam na kolejne zajęcia. Tym razem Kevin już był.

-A co to się nie przychodzi na pierwszą godzinę?

-Miałem problem z Camem- westchnął.

-Jaki?

-Drzwi do łazienki się zatrzasnęły i Cameron nie mógł wyjść- wyjaśnił- Musiałem wyważać zamek, ale za nim to wszystko, minęło sporo czasu.

-No to ciekawie.

Wyjaśniłam chłopakowi co z Sarah i, że nie będzie jej przez następne kilka dni.

Za chwilę zaczynamy trening drużyny cheerleaderek. Przebrałam się w swój sportowy strój i wyszłam z szatni. Zmierzałam w kierunku boiska gdzie czekały już niektóre dziewczyny.

-Już wszystkie?- spytała liderka.

-Nie jeszcze 3 zostały- odparłam.

-Ale mają ruchy- burknęła.- W takim razie zanim zaczniemy rozgrzewkę, Vaness idź po pompony- uśmiechnęła się sztucznie.- Nasz kolejny doping będzie właśnie z nimi. Ruchy- ponagliła.

Ja przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę kantorka. Wzięłam pudło z czarno-białymi pomponami i wyszłam. Idąc usłyszałam znajomy głos i na chwilę przystałam. Za szkołą stał na pewno Will i nie wiem kto jeszcze.

-Wiesz, widać, że coś się między wami święci. Te spojrzenia- odparł szatyn.

Na jego słowa ktoś się głośno zaśmiał. Doskonale znałam ten śmiech. Należał do Chrisa.

-Proszę cię- prychnął- Ja i Vans? Dobre sobie. To tylko kolejna laska. Nic nie znacząca dla mnie. Pomogła mi kilka razy. Z resztą to siostra Mike'a. Wiesz, że żadna nie będzie jak Julie. Nie bawię się już w żadne uczucia, związki.

-Wygląda to inaczej- odparł Will.

-Zamknij się, gówno wiesz- warknął.

Usłyszałam kroki, dlatego szybo się ulotniłam.

Nie wiem dlaczego, ale strasznie zakuło mnie coś w środku. Jakby ktoś coś mi wyrwał. Te słowa zabolały jak żadne inne. Dawno nie czułam się tak źle... Czyli byłam tylko nic nie znaczącą laską. Świetnie prawda?

Cholera Vans!

Wiedziałaś, że będziesz przez niego cierpieć, dlatego chciałaś być od niego z daleka.

Nie potrafiłaś, więc wyszło jak jest.

Prawda boli... Przecież CHRISTOPHER MORGAN, CHOLERNY DUPEK nic dla mnie nie znaczył. Ale skoro czuję się jak czuję to chyba jednak było inaczej. Jakby to ująć... W jakimś stopniu się do niego przywiązałam. Do tych chorych podtekstów, do jego obecności. Niekiedy myślałam sobie, że nie jest taki zły. Myliłam się, jest tym chamem, o którym mówił mi Mike.

Muszę odciąć się całkowicie od Christophera Morgana, cholernego dupka, który potrafi tylko krzywdzić dziewczyny i się nimi bawić. POSTANOWIONE!

Podeszłam do dziewczyn, a one jakby ducha zobaczyły. Nie wiedziałam o co chodzi.

-Dlaczego płaczesz- spytała Korth, wysoka blondynka o wspaniałej figurze, do tego bardzo ładna. Polubiłyśmy się nawet.

Zdziwiłam się jej pytaniem. Ja płakałam? Szlag. Postawiłam karton i przetarłam twarz dłońmi. Nie powinnam płakać, nie mogłam pokazać słabości.

-Nic wielkiego. To robimy tą rozgrzewkę?-spytałam i delikatnie się uśmiechnęłam, ale raczej wyszedł z tego grymas.

-Każdy robi indywidualną- stwierdziła Diane.

Po rozgrzewce pokazywałyśmy sobie nawzajem różne figury, kroki. Fajnie wyglądałyśmy z tymi pomponami. Mimo tego, że tak kocham taniec kompletnie nie mogłam się skupić, a to wszystko przez tego kretyna. Kiedy miałam stanąć na samej górze piramidy zauważyłam, że chłopacy zrobili sobie przerwę i nas obserwują. Spięłam się i przez to mi nie wyszło. Zamiast tego znalazłam się na samej górze na ułamek sekundy i robiąc fikołek w górze spadłam na samą ziemię. Będę miała siniaki. Nie dość, że odczuwam ból psychiczny to teraz dodatkowo jeszcze fizyczny. Zamknęłam na chwilę powieki, żeby tylko się nie rozpłakać. Kiedy otworzyłam okropnie kręciło mi się w głowie, w nią też uderzyłam. Nade mną stała Diane i ten dupek. 

Prychnęłam pod nosem na sam jego widok. Kiedy wyciągnął do mnie dłoń, nie przyjęłam jej tylko wstałam, otrzepałam się i złapałam się za głowę.

-Może zabrać ją do pielęgniarki?- spytał blondyn.

-Myślę, że sobie poradzi- stwierdziła Diane.

-Kontynuujemy?- zapytałam do dziewczyn.

Trochę lepiej się czułam, zawroty głowy minęły.

-Owszem.

Odwróciłam się do chłopaków tyłem i powolnym krokiem ruszyłam do przodu. Przez to, że kilka razy gorzej się poczułam, liderka kazała mi siedzieć na ławce, bo coś sobie jeszcze zrobię. Jak ona się martwi...

Nagle ktoś się do mnie przysiadł, modliłam się, żeby tylko nie był to Morgan i na szczęście moje błagania zostały wysłuchane. Siedział obok mnie Will. Ale co on robi obok mnie? Dziwne...

-Hej- przywitałam się.

-Cześć. Słuchaj, co się stało?- zapytał.

-A o co ci konkretnie chodzi?

-O ten upadek. Widziałem, że zanim to się wydarzyło patrzyłaś na Chrisa- No nie, sprytny z niego gość.

-Źle się poczułam ok?

-Ta ta, a jedzie mi tu czołg?-zakpił i wskazał na swoją gałkę oczną.

-Mówię prawdę...

-Słyszałaś prawda?- spytał.

-Nie wiem o co ci chodzi- odparłam. Prawda jest taka, że doskonale wiedziałam o czym mówi. Nie chciałam, żeby wiedział, że ja wiem.

-Nie udawaj głupiej.

-Dobra- westchnęłam.- Słyszałam... Skąd wiesz?

-Widziałem cień sylwetki, a potem zobaczyłem ciebie jak idziesz do dziewczyn. Domyśliłem się, że byłaś to ty. Słuchaj, ja wiem, że on tak naprawdę nie myśli.

-Will, wiem jaki on jest. Rani dziewczyny. Wiesz żałuję tylko tego, że go nawet polubiłam. Trudno, mogłam się tego spodziewać, że jestem kolejną nic nie znaczącą laską. Luz- powiedziałam i zamknęłam oczy, żeby się nie rozpłakać po raz kolejny.

-Jestem pewny, że znaczysz dla niego dużo...

-Ta ta, a jedzie mi tu czołg- spapugowałam go.

-Will wracaj już!- krzyknął trener.

-Mam tylko prośbę... Nie mów mu nic ok? O naszej rozmowie... I o tym, że ja słyszałam.

-Yhm... Jasne. Trzymaj się mała.

Trening już się skończył. Przebrałam się i wyszłam. Odblokowałam telefon i weszłam w messengera.

Vans:

Gdzie jesteś? Musimy pogadać...

Już po chwili dostałam odpowiedź.

Nicole:

Murek przed szkołą.

Vans:

Jesteś sama?

Nicole:

Nie

Jeszcze Will, Mike, Chris, Oliver, Dylan, James.

Vans:

Dobra pogadamy później. Kawiarnia u Nate'a, godz. 15.

Nicole:

Ok, ale coś się stało?

Nic już nie odpisałam. Powinna wiedzieć o co mi chodzi. Nagle na kogoś wpadłam.

-Oj przepraszam- powiedziałam i podniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć z kim mam do czynienia- O to ty- uśmiechnęłam się ciepło.

-Fajnie cię widzieć- odrzekł- Masz czas po zajęciach, na przejażdżkę na przykład?

-Cam, dzisiaj nie dam rady. Spotykam się z Nicole, a później muszę kończyć projekt.

-No trudno, może kiedy indziej?

-Zdecydowanie.

Pożegnałam się i poszłam na zajęcia. Przez cały czas praktycznie byłam nieobecna. Znaczy ciałem byłam na auli, ale myślami bardzo, bardzo, bardzo daleko. Teraz siedzę na sofie w knajpie i czekam na przyjaciółkę, która spóźnia się już dobre 10 minut. Nagle dostałam sms. Pomyślałam, że Nicole, ale moja myśl była złudna. Okazała to się być kolejna wiadomość od tajemniczego nieznajomego.

Od nieznajomy:

Przyjaciółka cię wystawiła?

Przeraziłam się, jak za każdym razem kiedy do mnie pisze. Znowu mnie obserwuje. Rozejrzałam się dookoła, skoro mnie widzi jest gdzieś tutaj, prawda?

Do nieznajomy:

Daj mi spokój...

Od nieznajomy:

Co się stało, że zaliczyłaś spotkanie z ziemią na treningu?

On tam był? Kim on jest do cholery? Nikogo tam nie widziałam. SZLAG!!!

Do nieznajomy:

Whoa! Czyżbyś jednak nie wiedział wszystkiego?

Zakpiłam sobie z niego. Tak działa mi na nerwy cały ten stalker...

Od nieznajomy:

Jestem tylko człowiekiem

Do nieznajomy:

Potworem chciałeś powiedzieć

Od nieznajomy:

Cwaniara, coraz bardziej mnie kręcisz

Do nieznajomy:

Spadaj!

Od nieznajomego:

Niedługo się spotkamy

Myśl, że niedługo poznam tego psychola mnie przeraża.

Posiedziałam jeszcze 15 minut, ale rudowłosa się nie pojawiła. Wystawiła mnie, zapewne dla Willa. Świetnie. Potrzebowała rzeczy, bo pewnie zostaje u niego. Sarah wyleciała. Na męskie towarzystwo dzisiaj nie mam ochoty, a więc zostałam sama. Przygotuj się Vans na samotne popołudnie i wieczór. Tylko ty, laptop i projekt mieszkania...

***

   Po przebraniu się w wygodne ciuchy wzięłam się za kończenie projektu mieszkania wieżowca. Jutro muszę go oddać, a jeszcze muszę popracować. Najgorsze jest to, że zamiast się skupić na tym co ważne, ja myślami jestem przy osobie, która mnie nieświadomie zraniła.

"Ja i Vans? Dobre sobie. To tylko kolejna laska. Nic nie znacząca dla mnie. Pomogła mi kilka razy. Z resztą to siostra Mike'a. Wiesz, że żadna nie będzie jak Julie. Nie bawię się już w żadne uczucia, związki."

Te słowa były dla mnie jak sztylet w serce. Myślę, że nikt nie chciałby usłyszeć czegoś takiego, nawet od osoby, której się nie cierpi. U mnie jest ten problem, że blondyn był mi bliski, bardziej niż mi się wydawało...

Stop Vans!

Po dość długim czasie w końcu udało mi się skończyć. Wnętrze jest nowoczesne, dużo bieli, czarnego, szarości. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu Marcelusowi Cuperowi, czyli inżynierowi, właścicielowi wieżowca. Będzie to kolejna firma, a na samej górze będzie się mieścić jego mieszkanie, które któryś ze studentów zaprojektuje. Obym to była ja.

Umyłam się wcześniej, posprzątane mam w pokoju, chyba pójdę spać. Jest dopiero godzina 20, ale zdarzenia dzisiejszego dnia wykończyły mnie tak bardzo, że teraz jedyną rzeczą, której pragnę to długi sen. No może jeszcze coś zjem, bo odzywa się mój żołądek, a z nim lepiej nie zadzierać.

Zaglądnęłam do małej lodówki i z przykrością stwierdziłam, że jest pusta, bo przeterminowane jogurty się nie liczą co nie? I co teraz mam począć? Pójść głodna spać? A może wybrać się do sklepu? Co ta druga opcja raczej nie jest za dobra. Nie chciałabym, żeby ludzie kiedy mnie zobaczą padali trupem. Wyglądam gorzej niż okropnie, więc chyba odpowiednie będzie jeśli się położę, rano coś zjem.

Wygodnie ułożyłam się na łóżku, zgasiłam białą, biurkową lampkę, przykryłam się kołdrą w słodkie, szare kotki i cieplusim kocykiem, bo jest mi dosyć zimno. Wszystko wydaję się być ok i powinnam zasnąć jak to odbywa się w filmach, ale życie to nie film, prawda? Dlatego ja teraz walczę z myślami i próbuję zapaść w sen, jednak jest to trudniejsze niż myślałam. Za każdym razem kiedy już czułam, że zaraz zasnę i nawet widziałam już mniej więcej mój sen coś mnie rozbudzało. A to mucha nad uchem, albo lodówka zaczęła wydawać z siebie różne, nieznane odgłosy, albo ktoś za ścianą nie wiadomo co robił. Zalety mieszkania w akademiku...

I gdy już widziałam tego ogromnego pączka usłyszałam trzask. Głośny trzask, a raczej pukanie. Z ogromnym niezadowoleniem podniosłam dupsko i ruszyłam do drzwi. Wspominałam już, że okropnie wyglądam? A teraz mam się komuś pokazać? Co za szczęście... Odkluczyłam drzwi, bo po tym gdy wczoraj przyszedł do mnie w nocy Chris, nie chciałam mieć powtórki z rozrywki. Tym razem mógł to być potencjalny morderca!

-Boże, co ty tu robisz?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top