Rozdział XI: Klejnot Przestrzeni i Umysłu
Każda z wyznaczonych osób, które miały udać się na Ziemię po kamienie, dostała jeden kamień, który miała sprowadzić, a w razie konieczności wezwać do pomocy innych. Thor miał za zadanie zdobyć kamień Przestrzeni, czyli Tesseract. Znajdował się w podziemnej bazie na Ziemi. Był pilnie strzeżony, ale nie będzie miał większych problemów, aby się do niego przedostać. Już dawno dostał specjalne uprawnienia do tego, aby móc z niego korzystać i w każdej okazji nawet zbadać do jakiś badań na jego planecie.
Do dnia dzisiejszego jeszcze nigdy tego nie użył, ale wreszcie przyszedł ten pierwszy raz. Wziął ze sobą kartę, którą dostał już dawno. Miał szczęście, że Jane schowała mu ją gdzieś tam, bo inaczej nigdy by jej nie znalazła i musiały przez to zapewne zranić kilka osób, aby dostać się do kamienia.
Heimdall przeniósł go na Ziemię, w okolice miejsca, gdzie znajdował się klejnot. Thor dumnym krokiem podszedł do żołnierza stojącego przy bramie i pokazał mu swoją plakietkę. Ten na chwilę zniknął w swojej budce, a zaraz potem wrócił i wpuścił go do środka.
Na powierzchni nie było żadnych naukowców, jedynie masa żołnierzy, którzy starannie pilnowali tego miejsca. W garażach znajdowały się samoloty, czołgi, samochody i wiele innych broni gotowych w każdej chwili na odparcie ataku. Bóg piorunów uważnie się wszystkiemu przyglądał. Podszedł do jednego z żołnierzy i kazał się zaprowadzić do kamienia.
Byli w połowie drogi, gdy nagle coś huknęło. Obaj zatrzymali się w wąskim korytarzu, gdy nagle zza ściany wyleciał jakiś mężczyzna. Uderzył o twardą ścianę, ześlizgnął się z niej i już więcej nie wstał. Żołnierz, który prowadził Thora, natychmiast udał się tam, aby zbadać sytuację. W tym czasie Asgardczyk wyciągnął swój młot. Delikatnie machał nim w prawo i w lewo, czekając na dalszy przebieg zdarzeń.
Nie musiał długo czekać, gdyż zaraz zza rogu wyłoniła się potężna sylwetka mężczyzny. Jego skóra była koloru bordowego, na twarzy miał dziwne wzorki. Był nieco wyższy od Thora i na pewno znacznie pokaźniejszy. Spojrzał na Thora z uśmiechem, niby drwiącym. W ręku trzymał pokaźną teczkę.
Thor od razu zorientował się, że znajduje się w środku Tesseract. Nie czekając na zaproszenie, ruszył do ataku. Wyciągnął przed siebie młot, biorąc nim zamaszysty zamach. Celował prosto w szczękę, ale jego przeciwnik był niebywale szybki. Złapał młot w locie, pociągnął najpierw do siebie, a następnie odepchnął. Thor stracił równowagę i poleciał na ścianę. Podniósł się, sięgnął do pasa, gdzie miał odbiornik. Wcisnął odpowiedni guzik. Teraz pozostało mu tylko grać na zwłokę.
Wypinając dumnie pierś do przodu, stanął wielkoludowi na drodze. Korytarz był wąski, więc nie było mowy o tym, aby udało mu się w jakiś sposób przedostać na drugą stronę nie zahaczając o niego.
Ten tylko uśmiechnął się, pokazując czarne jak smoła zęby. Wziął rozbieg i wbiegł prosto na Thora. Bożek nie spodziewał się takiego uderzenia, na chwilę go zatkało, ale nie upadł. Był zadowolony, że wreszcie udało mu się nie upaść, aż zdał sobie sprawę, że on nie miał upaść.
Ten czerwony jegomość stał przed nim, wytrzeszczał usta w niemym uśmiechu. Trzymał go za koszulę, jakby to od niego zależało, kiedy Thor upadnie.
- Klejnot Przestrzeni jest mój - rzekł do Thora. Jego głos był gruby i niski, niemal przyprawiający o dreszcze.
- Nie na długo.
Thor poczuł jak spada, ale młot uchronił go od upadku. Stojąc na równych nogach, zdał sobie sprawę, że na pomoc przyszedł mu Iron Man. Obcy mierzył go wzorkiem z niesmakiem. Widać, że nie przepadał albo za ziemską technologią, albo za ludźmi.
- Coś ci nie odpowiada? - spytał Stark, widząc jego skrzywiony wyraz.
- Ty - odpowiedział po prostu, ale takim tonem, że i Thor zorientował się, że jednak przeciwnik ma odrazę go mieszczan Ziemi.
- Wiesz, masz coś wspólnego z moim bratem - zaczął Thor. Ten spojrzał na niego i ponownie się uśmiechnął. Jednak tym razem ten uśmiech był inny, jakby bardziej radosny.
- Chodzi ci o Lokiego? Świetny z niego czarodziej, a jeszcze większy krętacz i kłamca.
- Skąd się znacie?
- Jego spytaj. Ja nie muszę wam na nic odpowiadać, ale chyba Loki będzie miał wam wiele do wyjaśnienia.
Niespodziewanie coś wybuchło. Rozniósł się gęsty dym, obaj mężczyźni zaczęli kaszleć, dusić się. Gdy wszystko opadło, bordowoskórego już nie było. Razem z klejnotem Przestrzeni.
Thor i Tony wyszli na zewnątrz. Dopiero wtedy zdali sobie sprawę, jaką rzeź zrobił ich przeciwnik. Wszędzie walały się trupy, nie wspominając już o krwi. Część budynków była zmasakrowana, pojazdy dymiły się.
- Byłeś już po kamień Umysłu? - spytał Thor Tony'ego.
Ten nie odpowiedział, tylko z zamyśleniem pokiwał potakująco głową. Wreszcie wziął wdech , spojrzał Thorowi w oczy.
- Jego tam nie było.
- Co?
- Nie było ani kamienia Umysłu, ani włóczni Lokiego. Widać, że był tam przede mną.
- To nie twoja wina, trudno. Jednak teraz ma dwa kamienie, w najgorszym przypadku trzy. Jest źle.
- Wracajmy do Asgardu. Na Ziemi i tak już nic ciekawego nie znajdziemy. Pozostały jeszcze trzy kamienie. Vision ma jeden, Eter skądś trzeba skombinować, a Duszy i Czasu to już kompletna zagadka. Nic dodać, nic ująć.
- Przynajmniej wakacje są pełne wrażeń - podsumował Thor z uśmiechem.
- Ta... Standard. Powiem ci, że przyzwyczaiłem się. Zawsze, gdy z Pepper chcemy gdzieś wyjechać, to akurat wtedy jakiś debil z przerośniętym ego mu chcieć zniszczyć świat.
- Niestety, tego raczej już nigdy się nie pozbędziesz. Przynajmniej masz ciekawe życie - skwitował Thor. - Heimdall, zamierz nas.
Pozostał po nich tylko ślad w kształcie koła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top