Rozdział IX: Źródło kłopotów
Nie zapominajcie o gwiazdkach i komentarzach, dzięki którym kolejny rozdział szybciej się pojawi!
_____________________________________
Loki dał się opatrzyć, wiedział, że nikt inny tego nie zrobi, a medyk był teraz i tak bardzo zajęty. Od czasu do czasu spojrzał na Victorię, która bez ustanku krzątała się dookoła niego, a gdy spytał, co takiego wyrabia, to zaczynała coś mamrotać pod nosem, w końcu stwierdził, że nie opłaca się z nią nawet gadać.
- Loki?
- Tak?
- Nie uważasz, że to dziwne?
- Co takiego?
- Ten cały atak trolli. Było w nim coś podejrzanego.
- Zgadzam się. Zostali tutaj sprowadzeni, a następnie wypuszczeni. Dali im wolną rękę, a sami pewnie coś majstrowali - opowiedział obojętnie.
- Jak w takiej sytuacji możesz być tak spokojny?! - naskoczyła na niego.
- Przypuszczam, że wiem, co takiego ukradli.
- Co to?
- Nie mogę ci powiedzieć - syknął w jej stronę, dlatego Victoria uznała to za koniec rozmowy i niby przez przypadek dotknęła mocniej jego rany. Loki syknął z bólu.
- Oj, wybacz - przeprosiła słodkim głosikiem.
Loki westchnął, a gdy wiedział, że jest już opatrzony, założył płaszcz, który leżał koło niego. Nie patrząc na Victorię, poszedł sobie. Niektórzy patrzyli na nią i widzieli w jej oczach zawód. Ona sama podniosła się i leniwym krokiem wyszła z sali tronowej. Jakoś straciła ochotę do opatrywania innych. Za to udała się na miejsce pobojowiska. Przypomniała sobie, że widziała czarnych jeźdźców, którzy prowadzili trolle. Podczas bitwy nie widziała ani jednego, dlatego udała się w miejsce, gdzie widziała ich ostatnio. Miejsce to nie wyglądało za ciekawie. Wszędzie walące się trupy trolli i ludzi. Rzeki krwi, po odłupywane kości, leżące zęby i uzbrojenie. To wszystko poniekąd doprowadzają ją do mdłości, ale wzięła się w garść. Była jedną z Avengersów i musiała być twarda.
Nie znalazła nic ciekawego. Obejrzała się za siebie, skąd miała widok na całą okazałość zamku. Coś jednak przykuło jej uwagę, a mianowicie lewa strona pałacu. Pomiędzy złotymi kolumnami i zdobieniami ujrzała czarną dziurę. Pobiegła tam, starając się nie myśleć o tym, że momentami deptała po umarłych.
Tak jak się okazało, w ścianie była niewielka, lecz widoczna dziura. Bardzo dziwne, że nikt jej nie zauważył, ale zapewne przez ten cały niespodziewany atak nikt nie przejmował się czymś takim, szczególnie że walka toczyła się po drugiej stronie zamku. Weszła przez niewielkie otwór, w którym sama ledwo się zmieściła. Wkoło niej było ciemno. Stała na czymś w rodzaju żelaznej platformy, ozdobionej dziwnymi wzorkami. Była w jakimś zaułku, więc udała się w jedyną możliwą drogę. Weszła do większego, przestronniejszego pomieszczenia. Metalowa platforma okazał się być zwykłym, małym odgałęzieniem od o wiele szerszej, która prowadziła na sam koniec pomieszczenia. Znajdowała się tam jakby ambona, a na niej stała skrzynia, której szkielet był metalowy, a ściany jakby ze szła. Wypełniona była czymś niebieskim i świecącym. Rozejrzała się jednak dokładniej. Na przeciw skrzynki znajdowały się schody i jedyne wyjście - nie licząc oczywiście dziury. Od głównej platformy rozchodziły się jeszcze inne, prowadzące do niewielkich wyżłobień w ścianie, a w nich były dziwnej artefakty. Tylko w jednym nic nie było, co ją bardzo zdziwiło. Chciała tam podejść, gdy usłyszała jak drzwi się otwierają. Z powrotem wróciła do korytarza, z którego wyszła.
- Mówię ci, że na pewno nic nie ukradziono - mówił Thor.
- A ja ci mówię, że na pewno - warknął w jego stronę Loki, wyraźnie już zniecierpliwiony.
Obaj zaczęli się rozglądać, za nimi pojawili się także przyjaciele-wojownicy-bogowie Thora. Uważnie przyglądali się każdej wnęce, Sif skierowała się w stronę, gdzie znajdowała się Victoria.
- Spójrzcie! - krzyknął Loki i wtedy wszyscy do niego podeszli.
Victoria odetchnęła z ulgą, że nie została odkryta i może słuchać, o czym mówią.
- Cholera, tylko nie to - powiedział Thor, wyglądał na naprawdę zaniepokojonego.
- A jednak. Gdzie podziali się straże, którzy mieli pilnować skarbca?! - wrzasnął Fandral.
- Walczyli, jak każdy z nas - oznajmił Thor, na co Fandral nie odpowiedział już nic.
- Musieli się tutaj jakoś wedrzeć, przeszukajmy to miejsce, na pewno coś znajdziemy.
- Nie! - zaprotestował Loki, a wtedy wszyscy na niego spojrzeli. - Lepiej zajmijmy się tym całym bałaganem, który jest na zewnątrz, trzeba także upewnić się, czy żaden złoczyńca nie uciekł z więzienia...
- Jeden już uciekł i wciąż nie mogę uwierzyć, że Thor po tylu zdradach mu ufa - syknęła Sif.
Loki nie przejął się jej słowami, a zgromił ją tylko swoim zimnym, obojętnym wzorkiem. Jeżeli jakoś uraziły go te słowa, to był świetnym aktorem, gdyż nawet nie mrugnął.
- Jak już mówiłem, trzeba zrobić porządek po walce. I tak dostali już tego, czego chcą, więc tutaj nie wrócą - tłumaczył dalej Loki, zupełnie ignorując Sif. Ta wypuściła powietrze ze złości.
- Loki ma rację. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - rzekł Thor, wszyscy spojrzeli na niego, nie rozumiejąc, co mówi. Piorunowładny zakłopotał się. - To takie ziemskie przysłowie... no wiecie. Było, minęło i takie tam.
Loki miał dość tych jego ziemskich obyczajów, wywrócił oczami.
- Dobra, chodźmy. Ale jeżeli to kolejny twój podstęp Loki, to...
- Tak, wiem, wiem. To „na wielkiego Odyna mogę pożegnać się z tym światem" - dokończył za niego czarnowłosy, który najwyraźniej słyszał to już tyle razy, że te słowa nie robiły na nim najmniejszego wrażenia.
Hogun fuknął tylko w jego stronę i wyszedł jako pierwszy, za nim ruszyła reszta, a Thor na końcu opuścił pomieszczenie, jeszcze raz patrząc z żalem na puste miejsce, gdzie powinien znajdować się jakiś artefakt.
Victoria delikatnie wychynęła zza rogu, aby przyjrzeć się, co takiego robi Loki. On, upewniwszy się, że wszyscy na pewno odeszli, odwrócił się w stronę skrzynki, ostrożnie do niej podchodząc. Victoria dopiero teraz zdała sobie sprawę, że bije od niej moc. Niezwykle potężna i... zimna moc. Loki przez chwilę stał przed nią jak posąg, a następnie wyciągnął w jej kierunku rękę i dotknął szybki zaledwie jednym palcem. Moc zaczęła przepływać po jego ręce, sprawiała, że jego skóra stawała się niebieska, a na niej pojawiały się dziwne znaki. Bardzo podobne do tych na platformach.
Kobieta o mały włos nie krzyknęła. Z jednej strony miała ochotę iść i go ratować, ale z drugiej widziała, że on to robi umyślnie, jakby był w stu procentach przekonany, że to normalne. Niebieska skóra ogarnęła całe jego ciało.
Wyszła z ukrycia. Wmawiała sobie, że nie mogła na to dłużej patrzeć, lecz tak naprawdę zawładnęła nią ciekawość. Zaszła go od tyłu.
Nie zdołała jednak nawet się odezwać, czy jakoś go szturchnąć, odwrócił się w jej stronę z niespotykaną szybkością. Zmierzył ją wzorkiem, ale się nie odezwał, mimo narastającego gniewu. Najbardziej przeraziły ją jego oczy. Były krwisto czerwone. Takie... przerażające. Była przestraszona.
Pomału, niepewnie wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego policzku. Wzdrygnął się, ale nie był w stanie się odsunąć. Nie potrafił ukryć już zdziwienia. W miejscu, gdzie dotykała jego skóry, wydobywało się intensywne ciepło, które pomalutku rozprzestrzeniało się po całym jego ciele. Wiedział, że lodowa skóra opuszcza tę część jego twarzy.
- Jak ty to? - zdołał ledwo wypowiedzieć.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, co robi, równie pomału zabrała rękę i spuściła wzrok. Ujrzała jego rękę, właśnie nią dotykał niebieskiej skrzynki.
Chwyciła ją w dłonie, najdelikatniej jak potrafiła.
- Czy to boli? - spytała cicho, wpatrując się w jego niebieską dłoń.
- Nie... - odpowiedział jej ledwo słyszalnym szeptem. - To... moje prawdziwe ja.
Victoria podniosła na niego wzrok zdziwiona, a on obdarzył ją smutnym uśmiechem. Poczuła, że zaczyna się przed nią otwierać. W duchu ucieszyła się, chociaż nie wiedziała dlaczego. Przecież on ją nie obchodził!
_____________________________
Kolejny rozdział jest :D!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top