Rozdział 5

     Ach, cóż to za odwaga posiadać wiarę w to, co cię skrzywdziło wielokrotnie...

*Nika*
    Siedząc na parapecie wpatrzona w widok za oknem czyli wykonując moje ulubione i jedyne zajęcie jakie mam. Oglądałam piękne róże o które pomagałam dbać jednej z opiekunek i znałam potrzeby tych kwiatów jak własną rękę. Moje dobre wspomnienia pochodzą tylko z tego ośrodka. Wspomnień z rodzicami zabrał ojciec czas a z rodzin zastępczych wolę nie pamiętać. Nie mam wiele...jestem człowiekiem biednym. Żebrałam o to, czego nigdy nie doznałam; o miłość. Nikt mi nie chciał jej ofiarować. Stałam się studnią bez dna; cokolwiek tam jest już tego nie odzyskam. Patrząc w niebo bawiłam się sama w samotności w odgadywanie kształtów chmur i porównywanie ich do czegoś. Uśmiechając się smutno szepnęłam;
-I choćbyś odeszła i tak cię znajdę...
To powiedział jeden z rodziców, który mnie adoptował. Nie wspominam go zbyt dobrze. Bałam się go...
Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły a w nich stanęła opiekunka. Spojrzałam na nią błagającym wzrokiem ale ona musiała wykonywać swoją pracę. Schodząc z parapetu ruszyłam za nią do salonu w którym czekali na mnie nowi rodzice. Siadając wraz z opiekunką nawet na nich nie spojrzałam. Patrzyłam na opiekunkę czując jak dłonie mi drżą ze strachu co nie uszło jej uwadze. Złapała mnie za dłonie a po moich policzkach spływały łzy.
-Obiecałaś, że nigdy więcej nie dasz mnie skrzywdzić. Nie chcę znów przez to przechodzić...nigdy więcej. Pokazywałam ci lewą dłoń...nie chcę... proszę...błagam nie. - mówiłam płacząc ale opiekunka nie mogła nic na to poradzić. Musiała wykonywać swój zawód i oddała mnie jak zabawkę w dłonie nieznanych ludzi, którzy zapewne się znów mną zabawią i zostawią. Nim wyszłam z budynku usłyszałam jak opiekunka prosi bym zaczekała. Rodzina zastępcza wraz z jakimś chłopakiem zapewne ich synem, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem zatrzymali się obserwując mnie. Nagle na korytarz wyszli wszyscy którzy mnie znali i podchodząc przytulali mnie po kolei życząc mi bym nigdy więcej nie doznała bólu i by koszmary zniknęły. Żegnając się z nimi płakałam a gdy podeszła do mnie Kate nie chciała mnie puścić. Płakałyśmy dopóki nas nie rozdzielono. Potem szłam za "rodziną" gdzie wsiadając do auta zaczęły się pytania typu "Jak się miewasz?", "Opowiesz nam coś o sobie?" Nie odpowiedziałam na żadne z nich. Uspokoiłam się dopóki nie usłyszałam rozkazu chłopaka "Pokaż swoją lewą rękę" spojrzałam na niego zszokowana a w oczach natychmiast stanęły mi łzy bowiem tak zwracali się do mnie ONI a potem mnie krzywdzili. Czułam strach. Chciałam uciec. Na szczęście samochód się zatrzymał a ja wybiegłam z samochodu biegnąc przed siebie dopóki nie poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top