Rozdział 4

              Od nienawiści...

*Valentino*
   Wchodząc do szkoły zdenerwowany jak diabli z powodu sieroty, która od dzisiaj będzie mieszkać w moim domu jak i z tego, że spóźniłem się na lekcję. Otwierając drzwi wszedłem do klasy bez słowa od razu ruszając do swojej ławki. Siadając czułem na sobie spojrzenia wszystkich obecnych na sobie.
-Zajmijcie się sobą do cholery! - krzyknąłem na co nauczycielka zgromiła mnie wzrokiem a pozostali odwrócili się.
Siedząc poczułem jak ktoś szturcha mnie w bok. Obracając się ujrzałem Laurie - mojego przyjaciela, który nachylając się ku mnie szepnął;
-Słyszałeś, że od jutra do szkoły dojdzie nowa uczennica?
Myślałem, że mnie szlak trafi. Mówił o tej sierocie. Miałem dość. Biorąc plecak wyszedłem z sali trzaskając drzwiami. Miałem dosyć dzisiejszego dnia. To jedna wielka parodia. Wyjmując telefon ujrzałem na wyświetlaczu powiadomienie o nieodebranym połączeniu od Bethany - mojej dziewczyny. Nagle poczułem jak oddzwania więc odebrałem;
-Cześć kochanie - powiedziała
-Cześć Beth
-Spotkamy się dzisiaj? Dawno się nie widzieliśmy.
-Przykro mi ale dzisiaj nie mogę - odpowiedziałem rozłączając się.
Prawda była taka, że między nami nic nie było, a przynajmniej z mojej strony wobec niej. Po prostu pewnego dnia przykleiliśmy sobie etykietki "dziewczyna, chłopak" i tak zostało. Nie kochałem jej a nawet nie lubiłem. Denerwował mnie jej piszczący głos i trzymanie za dłonie, gdy jesteśmy w miejscach publicznych. Nie mieliśmy żadnych wspólnych zainteresowań. Nie wiem dlaczego jeszcze z nią nie zerwałem. Wchodząc do domu ujrzałem rodziców siedzących w salonie.
-Dlaczego nie jesteś w szkole? - zapytali jednocześnie
-Nie odpowiem na to pytanie. Mam dosyć dzisiejszego dnia - odpowiedziałem siadając w fotelu naprzeciw nich.
-Po Nikę jedziemy za dwie godziny skoro jesteś w domu. - powiedziedział ojciec posyłając mi wzrok oznaczający, że nie ma sensu się z nim sprzeczać.
Kiwnąłem tylko głową na zgodę ruszając w stronę pokoju.
-A...gdzie będzie spała ta... Nika? - zapytałem powstrzymując się by nie powiedzieć sierota
Matka patrząc na mnie odpowiedziała
-W pokoju obok twojego na piętrze
-Ale to pokój gościnny w którym śpi Laurie gdy się upije! - odparłem zły
-To teraz znajdzie sobie inne miejsce albo przestanie pić - odparł ojciec
Nie mając ochoty ich dłużej słuchać wyszedłem z pomieszczenia wbiegając po schodach od progu rzucając się na łóżko. Miałem spokój dopóty, dopóki rodzice nie krzyknęli, że czas ruszać po tę Nikę. Jeszcze jej nie poznałem a mam ją powyżej uszu. Zrobię wszystko by jak najszybciej opuściła ten dom...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top