Rozdział 25
*Nika*
Chłopak patrzył się na mnie niedowierzająco. Marszcząc brwi zapytałam;
-Coś nie tak?
Brunet tylko kiwał głową na boki z uśmiechem na ustach.
-Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie, proszę? - usłyszałam jak szepcze patrząc przed siebie ze splecionymi dłońmi na kolanach.
-Dobrze - odparłam zachodząc w głowę dlaczego zadał mi to pytanie ponieważ zazwyczaj zadaje się je gdy pytanie będzie niepokojące.
- Skąd wciąż masz nadzieję? Skąd wciąż w tobie tkwi ta chęć życia do dnia jutrzejszego? Skąd masz w sobie tyle dobra by wybaczać od tak? - zapytał patrząc mi prosto w oczy
Patrząc na Valentina widziałam w nim małego zagubionego chłopca, który ma w sobie tyle żalu iż on go przygniata. Najgorszy żal to ten, który jest skierowany do nas samych. Stajemy się bowiem wtedy więźniami własnego życia. Tworzymy klatkę, którą sami stworzyliśmy, sami zamknęliśmy a z czasem gubimy klucz i nie potrafimy się z niej wydostać tkwiąc tak dopóty, dopóki ktoś nas nie ujrzy. Tak postrzegałam Valentina...nosił kajdany, które sam założył, stworzył klatkę w której sam się zamknął z czasem gubiąc klucz.
-Uwolniłam się z własnej klatki. Nie mam nadziei na lepsze jutro bo wiem, że to przynosi tylko jedno: rozczarowanie. Żyję dniem, który nadszedł jakby jutra miało nie być. Skąd mam wiedzieć czy dzisiaj nie będzie końcem? Wybaczam bo ON mi wybacza. Wybaczam bo nie chcę by winowajca mego bólu poszedł do piekła. Może mnie zranił, może mnie skrzywdził lecz nie mam serca skazywać go na straty. Skąd mam wiedzieć czy to co mi zrobił nie było głupim, bezsensownym żartem? Lepiej wybaczyć, wiesz? Nie nośmy gorzkiego smaku nienawiści wobec winowajcy bo to zrani nas samych. Wybaczmy a będzie nam wybaczone - odparłam na pytania Valentina.
Spoglądając na niego ujrzałam w jego oczach łzy. Złapałam go za dłoń szepcząc;
-Nie zmuszę cię do powiedzenia tego co cię rani. Nie zmuszę cię byś wyzbył się bolesnych wspomnień. Proszę cię jednak o jedno: nie twórz klatki z której później wyjść już niemożliwe...
Wstając ruszyłam ku pokojowi. Zatrzymałam się jednak w przejściu szepcząc;
-Nie martw się. W szkole nadal się nie znamy.
Wchodząc po schodach zmieniłam cel swojej podróży wchodząc do pokoju chłopaka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top