Rozdział 23
*Nika*
Wchodząc do domu usłyszałam przepiękną melodię graną bodajże na gitarze. Ta melodia chwytała mnie za serce bo była taka...smutna. Wiedziałam, że ktokolwiek to grał musiał cierpieć albowiem gdy cierpimy jednocześnie wykonując jakąś czynność na przykład granie na gitarze to, przekładamy swoje cierpienie na tę czynność świadomie czy też nie. Dlatego zdejmując buty ruszyłam prosto w stronę schodów, gdzie dopiero wtedy usłyszałam czyjś szloch. Odgłos melodii jak i szloch zaprowadził mnie pod drzwi od pokoju Valentina. Nagle spotkanie z Bethany poszło w niepamięć. Wchodząc bez pytania do pokoju chłopaka ujrzałam go zapłakanego poruszającego palcami po strunach. Poruszając się cicho podeszłam do łóżka na którym po chwili usiadłam tuż obok chłopaka. Valley jednak chyba wyczuł moją obecność ponieważ otworzył swoje zapłakane i pochłonięte rozpaczą oczy po czym spojrzał na mnie szepcząc tylko;
-Nie pytaj
Nie pytałam. Wiedziałam, że w sytuacjach, gdy masz problem z przeszłością lepiej milczeć. Rozmowa o bólu przynosi tylko jeszcze większy ból. Milczałam więc po prostu siedząc obok niego marząc w myślach by jeszcze raz zagrał tę melodię, która dzwoniła mi w uszach.
-Po co tutaj przyszłaś? - zapytał nagle niezbyt miło.
Wiedziałam co chciał tym osiągnąć lecz nie wiedział, że ja kiedyś tę taktykę stosowałam wobec innych. Zostaw mnie w spokoju zapewne o to mu chodziło lecz ja nie miałam takiego zamiaru. Nerwowo wyginając dłonie przed oczami miałam siebie, która kilka lat temu targnęła się na swoje życie.
-Jeżeli to przeze mnie, przepraszam. Nie chciałam cię skrzywdzić bo aż za dobrze znam smak bólu. Wiesz...nie spytam cię co było powodem twego płaczu. Nie spytam dlaczego ukrywasz się pod maską złośliwości. Nie spytam bo wiem, że wspomnienia i rozmowa wcale nie sprawiają, że czujemy się lepiej. To ponawia tylko przeżyte już cierpienie. Wiem, że chcesz być sam lecz nie wyjdę teraz z pokoju bo wiem iż będąc w cierpieniu i samotności robi się niemądre rzeczy, których o zdrowych zmysłach byśmy nie zrobili.
Siedząc w milczeniu jakie zapadło po moich słowach patrzyłam jak chłopak walczy sam ze sobą co było widać w jego oczach, które były zagniewane. Nagle Valley spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.
-Co ci się stało? - zapytał zszokowany
Nie rozumiałam co ma na myśli. Jakie było moje zdziwienie, gdy chłopak, który jeszcze niedawno przyciskał mnie do ściany grożąc, że długo tu miejsca nie zagrzeję, teraz głaszcze delikatnie mój policzek wierzchem dłoni. Czułam lekki ból nagle rozumiejąc co miał na myśli. Przecież dostałam w twarz od Bethany.
Nagle usłyszałam jego ponowne pytanie;
-Kto cię uderzył?
Nie chcąc przytłaczać go swoimi nędznymi problemami milczałam. Bolało mnie to, że nie mam komu tego powiedzieć lecz wolałam sama umierać z cierpienia niż to cierpienie przerzucić na kogoś innego by samej poczuć się lepiej. W moich oczach pojawiły się łzy biorąc dłoń chłopaka w swoje dłonie spojrzałam mu w oczy mówiąc,
-To nieważne. Bywało gorzej. To błahostka. Nie ma o czym mówić.
Kłamałam mu prosto w oczy ale nie miałam serca dokładać mu problemów widząc go w takim stanie.
-W porównaniu do twojej lewej dłoni?
Słysząc te słowa znieruchomiałam. Nie wiedziałam dlaczego ciągle do niej nawiązuje. Czując narastający strach odpowiedziałam powstrzymując płacz;
-Ciesz się, że nie dane ci było doznać takiego bólu ani go widzieć. Ja czułam ten ból, widziałam jak mi to robią i słyszałam ich śmiechy, krzyki, wyzwiska...
Czując łzy spływające po policzkach ruszyłam w kierunku drzwi wiedząc, że muszę stąd wyjść jak najszybciej.
Łapiac za klamkę usłyszałam krzyk Valentina;
-Hej!
Na jego słowa pokręciłam tylko głową.
-Czasami lepiej milczeć by nie ranić nikogo poza samym sobą... - szepnęłam zamykając za sobą drzwi.
Idąc korytarzem weszłam do swojego pokoju w którym zamykając drzwi oparłam się o nie zjeżdżając po nich plecami by po chwili wybuchnąć płaczem. Chciałam wrócić do ośrodka czy to tak wiele? Ocierając łzy, które pojawiały się z każdą sekundą niespodziewanie usłyszałam cichutki głos wewnątrz mnie, który szeptał;
Może ryba chciałaby być jak zając; chasać swobodnie gdziekolwiek zechce a zając chciałby być rybą i pływać pod wodą? Jednak żadne z nich nie może się zamienić miejscami bowiem ryba zdechłaby na powierzchni ziemi tak samo jak zając pod powierzchnią wody.
Może dlatego Bóg nie spełnia wszystkim naszych źyczeń? Albowiem chce naszego dobra a za naszym marzeniem skrywa się zbyt wiele cierpień o których wie, że nie jesteśmy w stanie unieść...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top