Rozdział 22

*Valentino*
   Siedząc na łóżku robiłem to, co najbardziej kochałem a nikt o tym nie miał pojęcia; grałem na gitarze. Nawet rodzice nie wiedzieli iż gram.
Poruszając palcami po strunach odgrywałem jedną z moich ulubionych piosenek My heart will go on - Celine Dion. Zapewne większość uznałoby mnie za dziwnego, ponieważ jaki chłopak płacze na Titanicu? Ja. Ja płakałem. Mając zamknięte oczy grałem jednocześnie myśląc o mojej malutkiej bezbronnej siostrzyczce... Wiedziałem, że to niebezpieczne rejony moich wspomnień ponieważ zawsze doprowadzały mnie do płaczu. Niespodziewanie poczułem jak łóżko obok mnie ugina się a po chwili otwierając oczy ujrzałem ją. Nikę. Siedziała i patrzyła na mnie swoimi czarnymi oczami jakby próbując zrozumieć powód mojego bólu.
Nakładając maskę chroniącą przed kolejnym bólem odłożyłem gitarę opierając o ścianę po czym patrząc na dziewczynę odparłem;
-Nie pytaj.
Zrozumiała. Nie pytała, nie mówiła. Po prostu była.
-Po co tutaj przyszłaś? - zapytałem unosząc lekko głos ponieważ teraz potrzebowałem samotności. Potrzebowałem ciszy... odludnego miejsca...
Widziałem kątem oka jak Nika nerwowo wygina dłonie nim odpowiedziała głosem pełnym rozpaczy;
-Jeżeli to przeze mnie, przepraszam.
Nie chciałam cię skrzywdzić bo aż za dobrze znam smak bólu. Wiesz...nie spytam cię co było powodem twego płaczu. Nie spytam dlaczego ukrywasz się pod maską złośliwości. Nie spytam bo wiem, że wspomnienia i rozmowa wcale nie sprawiają, że czujemy się lepiej. To ponawia tylko przeżyte już cierpienie. Wiem, że chcesz być sam lecz nie wyjdę teraz z pokoju bo wiem iż będąc w cierpieniu i samotności robi się niemądre rzeczy, których o zdrowych zmysłach byśmy nie zrobili.
Czując złość z powodu tego, że miała rację schowałem twarz w dłoniach. Miałem ochotę nakrzyczeć na nią, zranić tak by odeszła natychmiast i zostawiła mnie w spokoju. Nie zrobiłem tego jednak bo z jej słów wynika, że sama wcale nie miała kolorowo. Unosząc wzrok na nią zauważyłem jej spuchnięty policzek.
-Co ci się stało? - zapytałem
Nika spojrzała na mnie ze zdziwieniem jakby nic nie rozumiejąc. Podnosząc dłoń dotknąłem jej policzka wierzchem dłoni.
-Kto cię uderzył? - zapytałem ponownie
Nagle w oczach dziewczyny stanęły łzy. Złapała moją dłoń w swoje obie i szepnęła w moje oczy;
-To nieważne. Bywało gorzej. To błahostka. Nie ma o czym mówić.
-W porównaniu do twojej lewej dłoni?
Dziewczyna znieruchomiała łapiąc się za lewą rękę.
-Ciesz się, że nie dane ci było doznać takiego bólu ani go widzieć. Ja czułam ten ból, widziałam jak mi to robią i słyszałam ich śmiechy, krzyki, wyzwiska... - szepnęła ze łzami na policzkach odchodząc ku drzwiom.
-Hej! - krzyknąłem by nie odchodziła lecz ona tylko pokręciła przeciwnie głową - Czasami lepiej milczeć by nie ranić nikogo poza samym sobą...
Siedziałem na łóżku patrząc jak znika za drzwiami a potem słyszałem jej cichy szloch. By choć trochę go zagłuszyć wziąłem ponownie gitarę i non stop grałem tylko i wyłącznie refren tej samej piosenki co na początku...
Nawet nie wiedziałem ile nas łączy... Szkoda, że to wszystko zaprzepaściłem swoim jednym głupim błędem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top