Rozdział 21
*Nika*
Zdziwiła mnie obecność Valentina pod moimi drzwiami ale nie pytałam co tam robił. Postanowiłam zrobić to, co miałam ochotę zrobić odkąd tu przyjechałam; pójść do ogrodu. Schodząc na parter udałam się w stronę wielkich szklanych drzwi, które po chwili otworzyłam. Podchodząc ku różom chciałam chwycić jedną z nich w dłoń lecz każda róża tak samo jak człowiek posiada kolce. Dlatego jedyne co zrobiłam to nachyliłam się nad nią i po prostu powąchałam. Jej zapach zaprowadził mnie do wspomnień z dzieciństwa...prawdziwego domu.
Nagle zauważyłam pewne poruszenie po mojej lewej stronie. Obracając się w tamtym kierunku ujrzałam pustkę. Nie było nikogo. Dziwne... Byłam jeszcze chwilę na zewnątrz rozmyślając nad tym, dlaczego Valentino chciał mnie zabrać na imprezę. Wchodząc do wewnątrz domu usłyszałam hałas. Hałas wydobywający się z piętra. Wbiegając po schodach na piętro podążyłam w kierunku hałasu. Stojąc przed drzwiami do pokoju chłopaka uderzałam o nie pięściami nie zwracając uwagi na ból. Charmider, który się z owego pomieszczenia wydobywał brzmiał tak jakby ktoś rzucał meblami o ścianę. Nagle wszystko ucichło i było słychać tylko jeden dźwięk; płacz. Donośny rozrywający serce płacz. Zaprzestałam pukać o drewniane drzwi nie widząc w tym sensu. Z doświadczenia wiedziałam, że płakać należy w samotności bo dopiero wtedy przyniesie co ulgę i spokój.
Odchodząc zeszłam na parter opuszczając dom. Spacerowałam po tej małej miejscowości zastanawiając się co takiego doprowadziło Valentina- wydawać by się mogło silnego psychicznie chłopaka - do płaczu. Jakże wiele razy przekonałam się o tym, że człowiek choćby chciał nie da uodpornić się na ból. Można udawać obojętność, wieczną wrogość i nakładać inne maski. Jednak wewnątrz wszyscy jesteśmy tacy sami; ci którzy je nakładają zostali zranieni i noszą w sobie nienawiść lub niemożność przebaczenia i to ich wykańcza. Czy nie łatwiej wybaczyć? Czy nie łatwiej zostawić za sobą to co złe? Nie. Łatwo jest tylko mówić. Można podejść i powiedzieć "wybaczam ci" ale co z tego skoro tak naprawdę nie zapomnisz tego co co dana osoba zrobiła i w pamięci pozostaną żale? To na nic. Wybaczanie jest trudne dlatego tak niewielu z nas jest pozbawionych wrogości. Nagle przede mną stanęła dziewczyna. Kojarzyłam ją skądś lecz nie pamiętałam skąd. Chyba to zauważyła.
-Jestem Bethany a ty masz zostawić Vallentina w spokoju! - krzyknęła przez co wszyscy na ulicy spojrzeli się na nas. Poczułam pieczenie na policzku a potem jej śmiech gdy odchodziła.
-To ostrzeżenie! - krzyknęła na odchodne
Muszę porozmawiać z Valentinem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top