Rozdział 2

*Valentino*
    Wchodząc do domu z uśmiechem samozadowolenia na twarzy rzuciłem plecak w kąt idąc ku kuchni.
-Wychodzę dzisiaj wieczorem i nie wiem kiedy wrócę - powiedziałem widząc matkę krzątającą się przy garnkach.
-Niestety ale Vally nigdzie dzisiaj nie pójdziesz - odpowiedziała odwracając się do mnie.
Wiedziałem, że nie mam po co się kłócić ale mimo to odpowiedziałem;
-Chcę pójść i pójdę mam do cholery osiemnaście lat! - krzyknąłem uderzając dłonią o blat.
Matka jakby w ogóle mnie nie słysząc spojrzała ku wejściu do pomieszczenia i o zgrozo stał tam ojciec.
-Posłuchaj mnie młody człowieku. Póki co mieszkasz pod moim i matki dachem więc zważaj na słowa i przeproś mamę. - powiedział poważnym tonem głosu.
Nie mając innego wyjścia podszedłem do matki i ją przeprosiłem.
-Czemu nie mogę iść? - zapytałem
-Ja i twoja matka adoptujemy dziewczynę z domu dziecka. - powiedział a ja sądząc, że żartuje zacząłem się śmiać.
-Żartujesz prawda? Nie sprowadzisz pod nasz dach jakiejś sieroty? - spytałem wywracając oczami na co ojciec podszedł do mnie. Patrząc w jego oczy uśmiech zniknął mi z twarzy.
-To, że żyjemy w dostatku nie znaczy, że wszyscy mają takie szczęście. Gdybyś choć w połowie doznał jej bólu jaki przeżyła doceniałbyś bardziej to co masz. - szepnął
-A więc sierotą będzie dziewczynka? Jak mi przykro. Co takiego ją złego w życiu spotkało,hm? Lizaka jej ukradli? - pytałem z sarkazmem
Matka patrzyła na mnie ze łzami w oczach po czym wyszła z pomieszczenia. Ojciec patrzył na mnie i niedowierzał.
-Wiesz chłopcze, nie wierzę, że to powiedziałeś. Nika ma szesnaście lat i wprowadzi się do nas za dwa dni a ty pojedziesz z nami i zobaczysz jak przyszło jej żyć. Może wtedy pojmiesz swoje nieodpowiednie zachowanie. Przykro mi, że tak łatwo przyszło ci oceniać kogoś, kogo nie znasz...
  Słuchając ojca widziałem w jego oczach łzy. Obserwowałem jak odchodzi ale nim wyszedł zapytałem;
-Co ją niby w życiu spotkało? - zapytałem drwiąco
Ojciec obracając się w moim kierunku, szepnął;
-Zapytasz jej sam za dwa dni jeżeli ci w ogóle odpowie - powiedział smutno
  Nie wiedziałem dlaczego powiedział to tak, jakby jej życie było wielką tragedią i sądził, że owa Nika mi nie odpowie. Pff...mi każda odpowiada i tak samo będzie z nią.
   Szkoda, że wtedy nie wiedziałem jak głupio sądzić mi przyszło, że każdy człowiek jest taki sam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top