2#Marcin

Świetliki zaczęły mnie prowadzić. Szłam po dróżce, a obok było mnóstwo drzew liściastych. Od czasu do czasu pojawiały się  też iglaste. W lesie było przeraźliwie cicho. Po za trzaskającymi gałązkami pod moimi stopami, wokół nie było żadnego dźwięku. Zawsze uważałam, że w lesie jest cisza, dlatego jest przyjemnie, ale nie sądziłam, że może być jeszcze ciszej oraz fakt, że brak jakiegokolwiek hałasu będzie mi przeszkadzać. Minęło trochę czasu, ale ta dróżka nie miała końca. Wtedy weszliśmy na jakąś małą polankę. Zobaczyłam nie ruszających się ludzi wraz z psem. Ile jeszcze mi takich widoków umknęło, bo myślałam o ciszy, o świetlówkach i o tym, gdzie i kiedy dojdę tam, gdzie te owady mnie zaprowadzą. Teraz zaczęłam uważnie się rozglądać i zaczęłam dostrzegać mnóstwo nie ruszających się zwierząt. Raz nawet wpadłam na nieruchomego niedźwiedzia. Po jakimś czasie nie było już widać nikogo, droga stała się węższa, a obok niej były straszne gąszcze. Ponieważ nie miałam co już obserwować zza drzew, znowu zastanowiłam się nad świetlikami. Jak to możliwe, że te niebieskie owady się ruszają, skoro nikt po za nami nie? Uznałam, że są magiczne, oraz skoro one się przemieszczają, to może ktoś jeszcze. Wtem moje myśli zakłócił huk. Co ciekawe, świetliki prowadziły w jego stronę. Dźwięk był dosyć mocny, co oznaczało, że jestem blisko. Postanowiłam dobiec. Wtedy odkryłam, że kojarzę te miejsce. To okolice domu mojej koleżanki Niny! I właśnie z tamtąd dobiegał huk. Tylko jakim cudem i kto go spowodował?

Podeszłam. Jak zawsze klucz był pod wycieraczką, więc bez zbędnego namysłu, wzięłam go i otworzyłam drzwi.

Gdy to zrobiłam, weszłam korytarzykiem ciasnym, ale przytulnym. Ominęłam nieruszającą się jej mamę, która sprzątała. Zaczęłam się bardziej rozglądać. W kuchni był jej kot, który pałaszowałby kocią karmę, gdyby się poruszał.

W pokoju była babcia robiąca na drutach. Oczywiście ona też stała nieruchomo. W sypialni rodziców był jej tata, który trzymał pilot w jednej ręce, a w drugiej gazetę. Nina znajdowała się w swojej sypialni. Była w trakcie malowania się, co było dziwne, bo jej dom, od szkoły był daleko, a czas zatrzymał się o piętnastej. Nie doszłaby w pięć minut, a była w szkole. To jest dziwne...

Wyszłamz domu. Wtedy znowu zobaczyłam świetliki, które tym razem prowadziły gdzieś indziej. Zaczęłam za nimi podążać. Byłam bardzo ciekawa, dokąd mnie zaprowadzą. Po około godzinie (gdyby działał zegar), las zrobił się ciemniejszy i bardziej mroczny. Po chwili z dróżki wyłoniła się jakaś drewniana ściana. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że to jest dom. Nie był za duży, ale miał swój urok. Co ciekawe, świetliki prowadziły właśnie do niego.

Gdy weszłam zobaczyłam długi, zniszczony korytarz. Schody prowadzące na strych skrzypiały, a piwnica była zamknięta. Wszędzie wokół panował chłód. Dopiero, gdy weszłam do pokoju, zrobiło mi się o wiele cieplej i w końcu przestałam się trząść.

- Cześć Mia - usłyszałam znajomy głos.

Zza pieca wyłoniła się twarz. To był Marcin! Chłopak do którego czuję to coś! Był uśmiechnięty i ruszał się!

- Pewnie zastanawiasz się co się stało i dlaczego tylko my się ruszamy?- powiedział Marcin, po czym dodał - Niestety, sam tego nie wiem. Ale mam przypuszczenia. Cóż... Miałem kiedyś wisiorek, który zatrzymuje czas, ale niedawno ktoś mi go ukradł. Jeśli go odzyskamy, prawdopodobnie będę mógł wznowić czas, ale ciężko będzie go odzyskać, skoro nawet nie wiadomo, kto go ukradł... Tylko ciekawe, dlaczego my się ruszamy? Myślę, że ja nie zostałem zatrzymany, ponieważ byłem właścicielem wisiorka... Ale ty? - oznajmił zaciekawiony i jednocześnie zmartwiony Marcin.

--------------------------------------------------

Ciąg dalszy nastąpi
Dziękuję za gwiazdki. Kolejną część wstawie dzisiaj lub jutro. Wy wybieracie!

Słów: 579

1 poprawa - 3 kwietnia 2020!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top