rozdział 9

- Gdzie my idziemy? - spytała Eleanore, kiedy po krótkiej wizycie w szpitalu, wraz z rodzeństwem Maximoff szła w tylko im znanym kierunku.

- Do naszego mieszkania. - odparł jej Pietro, uśmiechając się delikatnie. Co chwilę wahał się, czy nie złapać ją za dłoń, ale nie zrobił tego ani raz, bojąc się jej reakcji.

- A po co w ogóle? - dopytywała dziewczyna, ale tym razem Pietro nawet nie zdążył otworzyć ust, żeby jej odpowiedzi.

- Dowiesz się w swoim czasie. - mruknęła Wanda. Nastolatka spojrzała na nią nieco speszona.

- Okey.

Eleanore zwolniła kroku, za wszelką cenę unikając wzroku Wandy. W jakiś niewyjaśniony sposób się jej bała, nawet jeśli wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy - bynajmniej w towarzystwie jej brata. Pietro od razu z resztą zauważył, że jej uśmiech zniknął, a także jak dwukolorowe oczy co chwilę zerkają w stronę drugiej z dziewczyn.

- Nie bój się. Nic ci nie zrobi. - powiedział cicho, nachylając się bardziej w stronę Eleny. Ta zerknęła na niego, a uśmiech znów wrócił na jej twarz. Zdawała sobie doskonale sprawę, że się po prostu martwił.

O nią.

- Mimo wszystko i tak będę ostrożna. Widzę, że nie za bardzo ma do mnie zaufanie. - odpowiedziała mu równie cicho, po czym położyła dłoń na jego ramieniu. Po ciele chłopaka przeszły przyjemne  dreszcze na jej dotyk. - W przeciwieństwie do ciebie.

~*~

- Dobra. Obie się znacie, ale nie osobiście. - zaczął Pietro, gdy całą trójką znaleźli się już w ich mieszkaniu. Stanął między obiema dziewczynami, które patrzyły na siebie nawzajem. - Wanda, to jest Eleanore. - przedstawił, wskazując na dziewczynę o dwukolorowych oczach. - Elena, to jest moja siostra Wanda.

- Miło cię poznać, Wanda. - odezwała się Eleanore, wystawiając w jej stronę dłoń, jako pierwsza. Zrobiła to odruchowo, ale na szczęście Wanda odwzajemniła jej gest i ścisnęła lekko jej dłoń.

- Tak, ciebie też. - mruknęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Zaraz jednak uśmiechnęła się delikatnie, zerkając ukradkiem na swojego brata. - Pietro często o tobie gada.

- O tobie też często wspomina. Widać, że mu na tobie zależy. - powiedziała Elena z uśmiechem. Poczuła, że dziewczyna wcale nie była taka zła, jak z resztą na początku przypuszczała. - Po was przynajmniej widać, że się kochacie. Ja i moje rodzeństwo raczej rzadko okazujemy sobie taką miłość.

- Jesteś chyba najstarsza, prawda? - zagadnęła Wanda, siadając wreszcie na kanapie. Szatynka również to zrobiła, nie zauważając nawet, że Pietro gdzieś wybył.

- Zgadza się. Mam młodszego brata i siostrę.

Siedziały przez chwilę w ciszy, trochę unikając swojego wzroku. W końcu Pietro wrócił do pomieszczenia i usiadł obok Eleanore, twarzą do swojej siostry.

- A powiesz mi, co sądzisz o Avengersach? - spytała Wanda, niby niewinnie, a jednak z ukrytym celem. Musiała wiedzieć, co dziewczyna myślała o grupie superbohaterów, za którymi ona za bardzo nie przepadała.

- Emm... Noo, podziwiam ich za to, że ratują ludzi w niebezpieczeństwie. Naprawdę przerażają mnie ci wszyscy kosmici, którzy już raz nawiedzili Nowy Jork.

- Czyli uważasz, że Avengersi są potrzebni? Na przykład, taki Tony Stark? - ciągnęła dalej Maximoff, nie przejmując się nawet tym, że ona mogła wiedzieć, co zamierzała. Nie interesowała się tym w tamtym momencie.

- Pomagają nam. - odparła Eleanore dość niezręcznie, zakładając kosmyk swoich rozpuszczonych włosów za ucho. Spojrzała ukradkiem na Pietro, jakby szukając ratunku, lecz po chwili znów wróciła wzrokiem do dziewczyny przed sobą. - Wy macie te swoje moce, oni mają broń i ukryte lub nabyte zdolności, których większość ludzi nie ma. Nie mówię, że nie popełniają błędów, bo każdy je popełnia, ale przecież chcą dobrze.

- Mylisz się.

- Co? - spytała kompletnie zdezorientowana Elena, myśląc, że powiedziała coś nie tak. Nie sądziła nawet, że Wanda wciąż czuła ogromny żal i ból w sercu po stracie bliskich. - Niee, ja po prostu... - zaczęła znowu, ale niestety przerwano jej, nie dając nawet dokończyć.

- Tony Stark zniszczył nam życie, zabił naszych rodziców. On nie ma serca! - powiedziała głośno Wanda, uderzając zaciśniętą dłonią w udo. Eleanore przestawało się tam podobać, czuła się dziwnie mała przy dziewczynie i nawet nie starała się tego ukryć.

- Wanda. - upomniał siostrę Pietro, widząc, że robiło się coraz bardziej niezręcznie, a nawet niebezpiecznie. Musiał przecież zapobiec tragedii, bądź po prostu kłótni.

- Mówię tylko, jak jest. - odparła mu tylko, a on aż wycofał się w siedzeniu, widząc w jej oczach obłęd. Wanda po chwili znów zwróciła się do Eleny. - Uważasz ich wszystkich za bohaterów, okey, fajnie. Ale to nie zmienia faktu, że dla mnie Tony Stark zawsze będzie mordercą.

- On wcale nie...

Dziewczyna pokręciła głową, chcąc jakoś bronić Iron Mana czy też Tony'ego Starka. Ale znów nie dokończyła, nie będąc nawet w stanie po dobitnym spojrzeniu Wandy. Przerażała ją coraz bardziej i coraz bardziej żałowała, że w ogóle tam z nimi poszła. Miała już dość przykrych spotkań, na które nieświadomie była narażona w ostatnich dniach.

- Ja już chyba pójdę. - mruknęła Eleanore, pomału podnosząc się na równe nogi. Spojrzała jeszcze na rodzeństwo, po czym skierowała się do drzwi bez słowa więcej.

Pietro w ogóle nie zdążył zareagować, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami. Czuł się winny, że nie zdołał zapobiec temu szybciej i zatrzymać Elenę na dłużej.

- Eleanore! - zawołał jeszcze, choć było to zbędne. Nieświadomie wstał, po czym spojrzał na siostrę z pretensją. - Coś ty zrobiła? Naskoczyłaś na nią bez większego powodu.

- Powiedziałam to, co miałam na myśli. To, że się obraziła, to już nie moja wina.

Wtedy żadne z nich nie wiedziało nawet, że czeka ich naprawdę trudny czas, a słowa Eleanore, że Avengersi są jednak dobrzy, a Ultron jest zły, okażą się prawdą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top