rozdział 6

- Działa mi to na nerwy. Stark to jest zaraza! - warknął głośno Ultron, nie potrafiąc wytrzymać już w frustracji.

- Ah, młody. - mruknął ktoś, a każdy z nich rozpoznał ten głos. Tony Stark we własnej osobie pojawił się na statku, na którym i oni się znajdowali. Ultron spojrzał przez ramię, akurat kiedy Iron Man lądował kilka metrów przed nim, tuż przed Anastasią, która wtedy stała tam niewidzialna i kompletnie niezauważona, Thorem i Steve'em. - Ranisz tatusiowi serce.

- Mówię, co myślę. - odpowiedział mu Ultron, odwracając się do nich przodem. Tuż po obu jego stronach stanęli Wanda i Pietro, choć o krok z tyłu, w gotowości, by w razie konieczności zacząć odpierać atak.

- Może nie pyskuj ojcu. - powiedział Thor, głosem wkurzonej matki. Ana spojrzała na niego z rozbawieniem, choć nie było wtedy nikomu do śmiechu.

- To duże z młotkiem, to matka? - spytał robot prześmiewczo. Żadnemu z Avengers się to nie spodobało.

- No i po co się odzywałeś? - mruknął Stark do boga piorunów. Thor spojrzał na niego, ale nikt z Avengers już się więcej nie odezwał w tym temacie.

- Ah, te żarciki, panie Stark. - wtrącił Pietro, podchodząc kilka kroków do przodu. - Fajnie, co? Swojsko. - ciągnął dalej, zerkając w dół, wprost na rakiety Starka. Oczywiście, teraz nie należały już do niego. - Jak za dawnych lat.

- W życiu tym nie handlowałem. - powiedział Tony natychmiastowo, doskonale wiedząc, o czym chłopak mówił. Nie był głupi, domyślił się, o co mu chodziło.

- Wy możecie jeszcze zniknąć. - odezwał się Steve, kierując słowa do rodzeństwa. Żadne z nich nie chciało robić im krzywdy.

- I znikniemy. - odparła od razu Wanda, mierząc go wzrokiem. Czuła jakiś niewyjaśniony żal do nich wszystkich, największy do Tony'ego..

- Wiem, co przeżyliście. - ciągnął Rogers, stawiając kolejne kroki w ich stronę. Chciał załatwić to wszystko polubownie, słownie, ale zdawał sobie też sprawę, że mogło być to naprawdę trudne.

- Aaa! Kapitan Ameryka. - powiedział Ultron, kręcąc głową sam do siebie. Na jego twarzy nieustannie znajdował się uśmiech, ale nie taki radosny, bardziej prześmiewczy, co naprawdę wszystkich wkurzało. - Świętobliwy druh drużynowy. Anioł stróż w szeregach prewencji. Jako maszyna nie mogę puścić pawia, ale...

- Jeśli chcesz pokoju, pozwól nam go strzec. - wtrącił Thor.

- Pokój, spokój. To nie jest to samo. - poinformował Ultron, stawiając w jego stronę kilka kroków. Atmosfera z każdą chwilą stawała się bardziej napięta i doskonale to wszyscy czuli. Wystarczyła chwila, by rozpoczęła się między nimi walka.

- Taa, a Vibranium niby po co? - odezwał się Stark, kiwając do Ultrona głową. Doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.

- Dobrze, że pytasz, bo nie mogę się doczekać, by przedstawić światu swój diabelski plan.

Wystarczył jeden ruch ręką Ultrona, a z różnych stron wynurzyły się roboty, które powstrzymały Steve'a i Thora, natomiast Stark został brutalnie przyciągnięty do "przywódcy" i popchnięty od razu do tyłu, przez co odbił się o powierzchnię ściany, robiąc niemałe wgniecenie. Anastasia strzeliła bronią do Ultrona, ale i ona zaraz została zaatakowana przez roboty. Nawet jeśli nikt jej nie widział - teraz jednak znów stała się widzialna.

Zaraz zaczęła się walka między Iron Manem a Ultronem, a także reszta zaczęła walczyć, po wyswobodzeniu się z uścisku. Pietro i Wanda wcale nie stali tam bezczynnie i również zaczęli atakować Avengers, jak tylko się dało.

Chwilę później do całej sytuacji wmieszali się też inni ludzie, których wcześniej tam nie było, i zaczęli strzelać we wszystkich i wszystko. Sytuacja robiła się bardziej dramatyczna, bardziej brutalna, niż mogli się tego spodziewać.

I nagle Pietro poczuł wibracje swojego telefonu. Zdezorientowany i nieco obolały, leżąc na ziemi, wyciągnął komórkę z kieszeni, dostrzegając na wyświetlaczu znajomą twarz Eleanore. Bił się z własnymi myślami, czy odebrać, czy oddzwonić później. Nie chciał jej zlewać, ale też wtedy nie było czasu na rozmawianie.

Ostatecznie nie odebrał od dziewczyny.

~*~

- Nia, to źle, że do niego dzwonię? Może powinnam poczekać jeszcze dzień, dwa... Nie chcę się narzucać. - odezwała się Eleanore, odkładając swoją komórkę na materac przed sobą. Naprzeciw niej siedziała zielonooka brunetka, przytulając do swojej piersi poduszkę.

- Spokojnie, Lena. - powiedziała, łapiąc ją za rękę, jakby chcąc dodać jej tym otuchy. Wiedziała, że jej przyjaciółka biła się z własnymi myślami. - Pomyślałaś, że może nie ma go w domu, albo jest gdzieś, gdzie nie może odebrać? - spytała, chcąc ją nieco uspokoić. Eleanore pokręciła głową. - Oj, dziewczyno. - mruknęła Nia, wzdychając cicho. Czasami zastanawiała się, czy dziewczyna aby na pewno nie zgubi kiedyś swojej głowy przez swoje roztrzepanie. - Może do ciebie później oddzwoni. Przynajmniej wierzmy, że to zrobi.

- Może masz rację.

- Wiem, że mam. - odpowiedziała jej natychmiast nastolatka, wypinając dumnie pierś do przodu i odrzucając swoje włosy na plecy. - Aali będzie? - spytała, zmieniając temat ich rozmowy. Musiała zrobić cokolwiek, by odciągnąć myśli Eleny od Pietra.

- Mówiła, że nie. Jest w szpitalu z mamą. W sensie, pomaga jej tam. Mówiła, że chce kiedyś pielęgniarką zostać. - odparła Eleanore, przypominając sobie rozmowę z drugą przyjaciółką, z którą rozmawiała jeszcze tego samego dnia, z samego rana.

- A no tak, mówiła. - przytaknęła Nia, sama przypominając sobie rozmowę z blondynką. Zaraz odrzuciła ponownie swoje włosy na plecy, bo te nieustannie leciały jej na twarz. - A ty kim chciałabyś zostać kiedyś? Chyba nie będziesz całe życie pracować w piekarnik.

- To nie jest wcale głupi pomysł. Lubię tam pracować, szczególnie że nasze wypieki sprzedają się tak szybko. - powiedziała Eleanore z uśmiechem. Sama myśl o piekarni, o własnej piekarni była spełnieniem jej marzeń. - Nawet nie wiesz, jakie to fascynujące, gdy na koniec dnia nic nie zostaje na wystawie. Fakt faktem, że czasami samemu chciałoby się spróbować tych wszystkich rzeczy. Na szczęście, właściciele często dają nam coś do spróbowania. - dodała, nieświadomie łapiąc się za brzuch. Z tego wszystkiego, aż robiła się głodna. - A ty ci chciałabyś robić w przyszłości?

- Myślałam nad jakimś butikiem. Własne pomysły, własne miejsce do projektowania i szycia. Marzenie.

- Kiedyś na pewno ci się uda, Nia. - stwierdziła dziewczyna, tym razem ona, łapiąc dłonie nastolatki w swoje. Naprawdę wierzyła, że te ich marzenia kiedyś się spełnią.

- Też chciałabym w to wierzyć.

~~~~~~~~~~
I jak się wam podoba?

Chcę, żebyście poznali też trochę lepiej Eleanore i jej przyjaciółki, bo to naprawdę super dziewczyny są.

Dajcie znać, co o tym myślicie 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top