rozdział 5
Było późno, gdy Wanda i Pietro przemierzali przez miasto, prosto do kościoła, gdzie mieli się z kimś spotkać. Ludzie, którzy jeszcze pozostawali na zewnątrz, nie zwracali na nich zbytniej uwagi, zajmując się swoimi sprawami. Rodzeństwo prędko przedarło się na teren zniszczonego już kościoła.
Powolnym krokiem skierowali się do budynku, rozglądając wokoło. Mimo wszystko pozostawali czujni, bo tak naprawdę nie wiedzieli, czy ktoś im zagrażał, czy też nie. Pietro ruszył jako pierwszy, by w razie konieczności osłonić siostrę.
Wnętrze kościoła było w tragicznym stanie. Nie było połowy dachu, ściany były porozwalane, wszędzie był kurz i porozrzucane rzeczy. Na środku natomiast stało potężne krzesło, na którym ktoś siedział, oczywiście tyłem do rodzeństwa.
- Mów. - odezwała się Wanda stanowczo, gdy wraz z bratem podeszli bliżej. - Jeśli myślisz, że mamy czas...
- Wiecie, że ten kościół stoi dokładnie w środku miasta? - przerwał jej czyjś głos, przez co od razu zamilkła. - Tak postanowiła Rada Starszych, by wszyscy byli równie blisko Boga. To mi się podoba.
Wanda podeszła do krzesła bliżej, mierząc robota ze sztuczną inteligencją stworzonego przez Tony’ego Starka i Bruce’a Bannera w celu ochrony Ziemi przed zagrożeniami, uznający ludzkość jako największe dla niej zagrożenie. Pietro natomiast pozostawał w tyle, ale w gotowości i czujności, by w razie czego zaatakować.
- Geometria wiary... - zaczął Ultron, ale zamilkł natychmiast, zdając sobie sprawę, co dziewczyna chciała zrobić. - Dziwisz się, że nie możesz przeczytać moich myśli? - zapytał, co nieco zaskoczyło rodzeństwo.
- To czasem trwa. - odparła Wanda, a jej oczy zaświeciły czerwienią. Nie domyślała się nawet, że nie gada z człowiekiem, a z jakimś robotem. - Ale prędzej, czy później rozgryzę każdego człowieka.
Ultron momentalnie wstał, a koc, którym się okrywał, spadł na ziemię. Oczom rodzeństwa ukazał się robot, przypominający człowieka tylko poprzez ciało, choć i ono było wykonane z metalu.
- Na mnie połamiesz sobie zęby. - powiedział, opierając się dłonią o krzesło. Dziewczyna cofnęła się momentalnie, jeszcze bardziej zaskoczona jego widokiem. Żadne z nich nie sądziło nawet, że miało do czynienia właśnie z nim. - Potrzeba wam kogoś więcej, niż człowieka. - kontynuował, podchodząc do nich bliżej. - Dlatego oddałaś berło Starkowi.
- Nie miałam zamiaru.
Ultron przybliżył się do niej jeszcze bardziej, a ona cofnęła się ponownie. Nie potrafiła ukrywać, że w jakiś sposób ją przerażał, a z drugiej intrygował.
- Ale wyczułam, że się go boi. - powiedziała zgodnie z prawdą, przypominając sobie spotkanie ze Starkiem i resztą członków Avengers. - Ono nim zawładnie. I szybko go zniszczy.
- Sami tworzymy to co nas niszczy. - oznajmił Ultron, zaczynając krążyć po pomieszczeniu, w którym się wtedy znajdowali. - Zwolennicy pokoju produkują broń. Avengersów zrodziła inwazja. Ludzie rodzą... - przerwał na moment, odwracając się w ich stronę i wystawiając dłoń. Szukał w głowie odpowiedniego słowa, które wtedy mu gdzieś uleciało. - Mniejszych ludzi. Tee... - znów zamilkł, aż w końcu go oświeciło. - Dzieci. - zaśmiał się, przypominając sobie, jak się to nazywało. Rodzeństwu jednak nie było do śmiechu. - Wypadło mi z głowy. - oznajmił, choć wcale ich to nie interesowało, bo domyślili się od razu, o co mu chodziło w tamtym momencie. - Potomstwo. Ma na celu was zastąpić, osłodzić wam... Koniec.
- Więc to jest twój cel? - spytała dla upewnienia Wanda, chodź odpowiedź wydawała się oczywista. - Wykończyć Avengersów?
Ultron odwrócił się gwałtownie w jej stronę.
- Mój cel to ocalić świat. - oznajmił oczywistym tonem, rozkładając ręce. - A przy okazji, tak.
~*~
Jeszcze tego samego wieczoru rodzeństwo Maximoff oraz Ultron znaleźli się w jednej z baz Hydry, gdzie ten miał im coś pokazać i wyjaśnić.
- Początek zrobiony. - mruknął robot, prowadząc ich do jakiegoś pomieszczenia z różnymi maszynami, które widzieli pierwszy raz w życiu. - Ale by rozwinąć skrzydła potrzebuję czegoś jeszcze.
- A to wszystko to...?
- Ja. - odpowiedział od razu, nawet się nie odwracając. Zaraz wzbił się nieco w powietrze, co nawet ich nie zaskoczyło. - Mam coś, czego im brakuje. Jedność. - powiedział, ciągnąć za jakieś łańcuchy. - Oni są skłóceni, podzieleni. Stark sprawia, że skaczą sobie do oczu. A kiedy ty dobierzesz się do ich umysłów...
- Aaa, czyli ty też nie chcesz ich zabijać. - odezwał się Pietro, wzruszając ramionami.
- Nie chcę męczenników. - stwierdził Ultron, podlatując do nich nieco bliżej. - Okaż cierpliwość. Spójrz na sprawę obiektywnie. - polecił, aczkolwiek chłopak i tak miał coś innego w planach.
- Nie chcę być obiektywny. - powiedział natychmiast, obserwując, jak robot ląduje centralnie przed nimi. - Ja patrzę subiektywnie. - wyjaśnił pokrótce. - Na zdjęcie, które noszę przy sobie. - kontynuował dalej, wyciągając z kieszeni ów zdjęcie. Ścisnął je mocno w dłoni. - Każdego dnia.
- Straciliście rodziców w czasie bombardowania. Widziałem akta.
- Tego w latach nie znajdziesz.
- Pietro. - mruknęła Wanda, patrząc na brata ostrzegawczo, lecz ten nawet na nią nie spojrzał. Domyślała się, co chciał zrobić, ale sama nie zamierzała nawet zaczynać tego tematu.
- Niee. - zaprzeczył od razu Ultron, nie odrywając od niego wzroku. - Mów. - dodał do Pietra.
Chłopak zerknął na siostrę z pewną melancholią. Mówienie o tym sprawiało ból im obojgu. Pluł sobie w brodę, że mówił to jakiemuś robotowi, a nie dziewczynie, która mu się podobała, a która kilka godzin wcześniej pytała właśnie o to.
- Mieliśmy dziesięć lat, jedliśmy obiad z rodzicami. Jeden pocisk walnął piętro niżej, pół podłogi znikło. Tak po prostu. - zaczął Pietro, wzruszając się i odwracając się do Ultrona twarzą. - Nasi rodzice też. - dodał z pewnym bólem, czując uścisk w sercu ma samą myśl o rodzicach. - Budynek zaczyna się rozpadać. Łapię siostrę, daje nura pod łóżko, trafia drugi pocisk. Ale ten nie wybucha. - ciągnął dalej, patrząc przed siebie. - Tylko leży sobie na gruzie. Jakiś metr od nas. A na boku pocisku widać jedno słowo.
- Stark. - dokończyła Wanda z nienawiścią, sama przenosząc wzrok na Ultrona. Miała za złe właśnie ów mężczyźnie, który niby zniszczył im tamtego dnia życie.
- Byliśmy uwięzieni dwie doby. - kontynuował Pietro.
- Gdyby próbowali nas ratować, poruszyli te cegły, to wtedy pocisk by eksplodował. - powiedziała dziewczyna z lekko spuszczoną głową, którą zaraz podniosła. - Czekaliśmy tak dwa dni, aż Tony Stark nas zabije.
- Wiemy, co to za jedni. - oznajmił chłopak, kiwając głową. Wtedy jedyne, co czuł to nienawiść i nic innego nie miało w tamtym momencie znaczenia.
- Dziwiłem się, że tylko wy przeżyliście eksperymenty Strackera. Wszystko jasne. Wyrównamy rachunki. - odezwał się Ultron po chwili ciszy, przenosząc na nich swój wzrok. - Ty i ja możemy ich zranić. - powiedział do Pietra, wskazując na niego nieco dłonią. - Ale ty... - ciągnął, podchodząc do Wandy. Zaraz wystawił rękę, jakby chciał dotknąć jej włosów, jej twarzy, czego jednak nie zrobił. - Zniszczysz ich. Od środka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top