rozdział 10

- Zespolenie komórkowe potrwa jeszcze parę godzin, ale zrzut świadomości można już zacząć. - poinformowała Helen Cho, podłączając Ultrona do odpowiedniego urządzenia. - Zaczynam ładować matrycę myślową. - dodała, podchodząc do innego urządzenia, by i przy nim wcisnąć odpowiednie guziki. - Start.

- Teraz go widzę. On... - zaczęła Wanda, podchodząc bliżej urządzenia, gdzie tworzył się android, nowe ciało dla Ultrona. - Śni o czymś.

- To chyba nie sny. - stwierdziła kobieta, zwracając się do niej. Wanda zerknęła na nią ukradkiem. - Raczej wczesna forma jaźni, szum informacyjny. Wkrótce...

- Kiedy? - zapytał zaintrygowany Ultron, przerywając jej. - Nie żebym cię popędzał. - dodał, jednak wszyscy i tak wiedzieli, że się spieszył. Niecierpliwił się, mimo że wiedział, że może to być czasochłonne.

- Drukujemy fizyczny mózg. Nie da się tego uprościć. Twój magiczny kamień...

Wanda nie słuchała zbytnio, o czym dyskutowali Helen i Ultron. Zamiast tego podeszła do maszyny, dotknęła jej delikatnie opuszkami palców i zamknęła oczy, by oddać się temu, co zamierzała. Prędko dotarło do niej, że to wszystko było niebezpieczną grą, zabawą, która miała skończyć się wkrótce tragedią. Dziewczyna wrzasnęła, widząc w głowie o wiele więcej, niż sądziła, że zobaczy. Odsunęła się gwałtownie, Pietro natychmiast zjawił się koło niej, chcąc ją nieco uspokoić. Ultron również wstał, patrząc w stronę Wandy z wymalowanym zdziwieniem.

Pietro dotknął twarzy siostry, a ona przerażona, zaczęła kręcić głową ze strachem w oczach. Oddychała głośno, próbując unormować nieco swoje szybko bijące serce.

- Jak mogłeś? - spytała z pretensją, przenosząc wzrok na Ultrona. Zaczynała rozumieć, że byli jedynie pionkami w pokręconej rozgrywce robota.

- Jak mogłem co? - dopytywał Ultron, udając, że nic nie wie. Wiedział doskonale, do czego zmierzała, a jednak nie raczył im o tym powiedzieć.

- Mówiłeś... Że zniszczymy Avengersów, żeby świat był lepszy.

- Bo będzie lepszy. - przekonywał, choć dziewczyna przestawała w to wierzyć. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę wybrali z bratem złą drogę.

- Jak wszyscy ludzie zginą? - spytała, a dla Ultrona był to pewnego rodzaju cios. Zrozumiał, że już wszystko wiedziała, że dłużej nie ukryje prawdy, bo ona już ją znała. Ale nawet mimo tego postanowił zgrywać głupiego.

- Wcale nie zg...

Ultron nie był w stanie dokończyć, bo wiedział, że skłamie. Coś go przed tym powstrzymali, sam nie wiedział co dokładnie. Wtedy też do Pietro dotarło, że wplątali się w nieźle bagno, że Eleanore mogła mieć rację, że Avengersi ratowali im życie, a nie szkodzili.

- Ludzkość będzie miała szerokie pole do doskonalenia się.

- A jak nie, to co? - spytał Pietro, odwracając się przodem do niego. Zarówno on, jak i jego siostra byli przerażeni tym wszystkim, co się działo. Po raz pierwszy zrozumieli, że byli po złej stronie, że Avengers wcale nie byli źli.

- Spytaj Noego.

Chłopak odwrócił się twarzą do siostry, nie będąc w stanie dłużej patrzeć na Ultrona.

- Jesteś obłąkany. - stwierdziła Wanda, wciąż patrząc na Ultrona. Nienawiść rosła w niej coraz bardziej, co doskonale odczuwała w swoim ciele.

- Życie na tej planecie rozpadło się w gruzy kilka razy, jeszcze na długo przed dinozaurami. Gdy ziemia zaczyna kwitnąć, Bóg wciska w nią kamieniem i wierzcie mi, znów bierze zamach. Musimy ewoluować. Nie ma tu miejsca na słabych.

Ultron nachylił się nad maszyną, patrząc na tworzące się ciało. Był tak blisko, a jednak wciąż potrzeba było trochę czasu. Wierzył jednak, że mógł wygrać w jakiś sposób i tak też się pocieszał.

Wanda natychmiast wykorzystała jego chwilę nieuwagi i machnęła delikatnie dłonią, cofając czar z doktor Cho.

- A kto ich oddzieli od silnych? - dopytywał Pietro, naprawdę ciekaw jego odpowiedzi. Grał też na czas, by nie zdradzić, że obecna tam z nimi kobieta już dla niego nie "pracowała".

- Życie. - zaśmiał się Ultron, choć nie było w tym nic śmiesznego. - To najlepsza próba.

Chłopak ponownie spojrzał na swoją siostrę, porozumiewając się z nią w ten sposób.

- Coś się zbliża. - powiedział nagle Ultron, jakby wyczuł, że coś było nie tak. - To quinjet.

Pietro podszedł do Wandy, objął jej twarz dłonią i pocałował w głowę. Właśnie takim drobnym gestem chciał dać jej znak, że z nią tam był, że mogła na niego liczyć. Kochał ją nad życie, nawet jeśli miał jej za złe, że wystraszyła Eleanore, dwa dni wcześniej.

- Ruszamy w drogę.

- Nie ma problemu. - powiedziała Helen, udając, że wciąż była pod czarem. Zdawała sobie sprawę, w jakim niebezpieczeństwie się wtedy znalazła, ale musiała jakoś działać, by nie poznać nic po sobie. Takim też sposobem nacisnęła jakieś przyciski na konsoli, a Ultron jęknął. Nim kobieta zdążyła się zorientować, posłał w jej stronę promień, który odrzucił ją w tył, raniąc przy tym mocno.

Pietro spojrzał w jej stronę, wiedząc, że nie mógł uratować też jej. Z resztą, siostra liczyła się dla niego bardziej, niż jakaś obca kobieta. Dlatego też wziął Wandę na ręce i wybiegł, czym prędzej z budynku, nie przejmując się ani Ultronem, ani ranną Cho.

- Stać! Ej, no co? Czekajcie! - zawołał robot, jednak oni już dawno byli daleko od niego i nie słyszeli jego nawoływań.

Chłopak zatrzymał się kilka kilometrów dalej i bezpiecznie odstawił dziewczynę na ziemię. Oparł się dłońmi o biodra, patrząc, jak Wanda jeszcze trochę się uspokaja, łapiąc za głowę.

- Elena miała rację. To nie Avengers są źli, tylko Ultron.

- A ja nie chciałam jej wierzyć. Będę musiała ją za to przeprosić. - mruknęła dziewczyna, po raz pierwszy czując wyrzuty sumienia za złe potraktowanie Eleanore. Docierało do niej, że tamta ścieżka od początku była dla nich zła.

- Na pewno ci wybaczy. - odpowiedział Pietro, kładąc dłoń na ramieniu siostry. Ta uśmiechnęła się delikatnie, chcąc wierzyć, że jej nowa znajoma jej na pewno wybaczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top