epilog

- El? - odezwała się dziewczyna, wchodząc do pokoju swojej siostry po raz pierwszy od kilku dni. Martwiła się o nią, szczególnie, że od jakiegoś czasu Eleanore rzadko kiedy wychodziła do ludzi.

- Nie mam czasu, Effie. - mruknęła nastolatka, leżąc tyłem do drzwi, w której pojawiła się młodsza dziewczyna.

- Porozmawiajmy, proszę. Nie wychodzisz od tygodnia z pokoju, a tym bardziej z domu. Co się stało?

Eleanore nie odpowiedziała, a jedynie pociągnęła nosem. W oczach ponownie zagnieździły się jej łzy, które tak usilnie próbowała powstrzymać.

Effie podeszła do jej łóżka i usiadła na skraju materaca, dotykając lekko ramienia siostry. Jej samej robiło się przykro na jej widok, dlatego postanowiła dowiedzieć się czegoś o jej stanie.

- Eleanore? Powiedz coś. - nalegała brunetka, aczkolwiek nie uzyskała żadnej odpowiedzi ze strony nastolatki. - Martwię się.

Elena biła się z własnymi myślami, czy aby na pewno jej powiedzieć. W końcu chęć wygadania się wygrała, a ona odwróciła się do siostry, ocierając oczy.

- Przejdziemy się? - spytała cicho, w nadziei że tamta się zgodzi. A Effie nie zamierzała jej odmawiać, wiedząc, że i tak wtedy zgodzi się na wszystko, byleby jej jakoś pomóc.

- Jeśli ci to pomoże, to jasne. Za dziesięć minut na dole. - oznajmiła, podchodząc do drzwi. Musiała dać chwilę czasu siostrze na uszykowanie się.

- Dziękuję.

~*~

Obie dziewczyny szły przed siebie, milcząc. Eleanore za wszelką cenę unikała wzroku siostry, a także rozmowy z nią. Niby zawsze mogły się wygadać, a jednak coś ją wtedy blokowało.

- Powiesz mi w końcu, co się stało? - zaczęła Effie, zerkając na nią. Elena sama spojrzała na nią, ale po chwili spuściła głowę w dół, zaczynając bawić się swoimi palcami.

- Mogę nie?

- Naprawdę nie chcę naciskać, ale wiem, że wygadanie się komuś pomaga. - powiedziała młodsza, chcąc jakoś zachęcić ją do rozmowy. Sama za tym nie przepadała, ale wtedy musiała zrobić cokolwiek. - To jak? - spytała, na co Eleanore westchnęła, wiedząc, że i tak była już na straconej pozycji. Nie miała już nic więcej do stracenia.

- Pamiętasz, jak wspominałam jakiś czas temu o pewnym chłopaku? Kilka dni temu miałam iść z nim na pierwszą randkę.

- No pamiętam. Dziewczyny ci nawet ostatnio pomagały. - odparła jej Effie, kiwając głową na znak, że pamięta. Trudno było zapomnieć szeroki uśmiech siostry. - Co z nim?

- Nie przyszedł. - oznajmiła Eleanore na jednym tchu. Oczy znów ją zapiekły, bo wiedziała, jak blisko była wyjawienia prawdy.

- Co za... - zaczęła brunetka, jednak nawet nie dokończyła swojego zdania.

- Nie! Nie przyszedł, bo... Jego siostra powiadomiła mnie, że nie żyje.

Effie spojrzała na nią wielkimi oczami, bo wtedy naprawdę spodziewała się wszystkiego, ale z całą pewnością nie tamtej informacji. Zakryła usta ręką, zauważając w dwukolorowych oczach siostry łzy.

- O matko! El! - zawołała, natychmiast ją przytulając. Eleanore objęła ją, nawet jeśli była znacznie wyższa od niej i wtuliła się w jej ciało, czując się wtedy bardzo mała i bezbronna.

- Ja nie wiem, co ze sobą teraz zrobić, Effie. Czuję się tak źle. - wyszeptała w koszulkę dziewczyny, mocząc ją lekko. Ta przytuliła ją mocniej, głaszcząc po plecach.

- Będzie dobrze.

Stały tam przez dłuższą chwilę, nie przejmując się zaciekawionymi spojrzeniami przechodniów. W tamtej chwili jakoś nie liczyła się cała reszta.

- Przepraszam bardzo.

Serce Leny zabiło mocniej, bo rozpoznała ten głos niemalże od razu. Odstąpiła od Effie, wytarła oczy i spojrzała na chłopaka przed sobą w totalnym szoku.

- Cześć, Elena. - przywitał się, obserwując tylko ją. Widział jej łzy i poczuł dziwne uczucie gdzieś w środku. Zrozumiał, że cierpiała.

- Pietro...

- To ja was może... - powiedziała Effie, odsuwając się od nich. Postanowiła zostawić ich samych, widząc, że była tam niepotrzebna. Z resztą, właśnie spotkała ponownie chłopaka, który podobno nie żył.

- Czy ja mam jakieś omamy? Ty żyjesz? Jak niby? Przecież... - zaczęła Eleanore, kiedy on podszedł do niej bliżej. Nie była w stanie dokończyć choćby zdania.

- Proszę, nic nie mów. Nie wracajmy do tego, dobrze? - powiedział, łapiąc jej twarz w swoje dłonie. Dziewczyna zadrżała na ten dotyk, a jej serce zabiło mocniej. Czuła, jakby zaraz miała się tam rozlecieć w drobny mak.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale, Elena. Cieszmy się tą chwilą, dobra?

Nie dał jej już nic więcej powiedzieć, bo nachylił się nad nią i po raz pierwszy złączył ich usta w pocałunku. Oboje wiedzieli też, że na pewno nie w ostatnim.

Czuję się, jak w niebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top