Rozdział 9 "Za błędy słono się płaci"
Marzec, dwa tygodnie później
Hugo
Kolejne dwa tygodnie zleciały niczym miłosne męczarnie. Czas, to pojęcie względne. Dla jednych przemija w okamgnieniu, natomiast dla mnie zatrzymał się w miejscu. Świat wokół i obowiązki toczyły się swoim własnym rytmem, z kolei ja zawieszony w przestrzeni, wpatrzony w kalendarz, czekałem na zamianę daty. Nie potrafiłem się na niczym skupić, a mój wzrok bez przerwy przeskakiwał w stronę zegara, by kontrolować ile zostało jeszcze godzin do kolejnego spotkania. Na szczęście teraz dzieliły mnie od niego już ledwie minuty.
Zaparkowałem auto przed małym domkiem i zerknąłem na zegarek na nadgarstku. Mimo, że robiłem co w mojej mocy, by jak najszybciej pokonać dzielące nas kilometry, była już późna pora. Na naszą niekorzyść działał nie tylko czas, który dłużył się w nieskończoność, gdy byliśmy osobno, brak regularnej bliskości, sprawa rozwodowa, ale także odległość. Gdyby dzieliła nas chociaż godzina drogi bądź dwie, wyglądałoby to zdecydowanie lepiej. Ale w rzeczywistości nie dało się, ot tak wsiąść do samochodu i przyjechać, gdy tylko się tego zapragnęło.
Wchodząc na podwórko poczułem intensywny zapach kwiatów, jakbym znalazł się w samym środku kwiaciarni. Dziwne przecież, to nie był okres, by kwitły już jakieś w ogrodzie. Rozejrzałem się jeszcze po trawniku, ale niczego się nie dopatrzyłem. Wzruszyłem ramionami, pokonałem schody w kilku krokach i zapomniałem o sprawie. Moje serce drgało już, skacząc wesoło w piersi ze szczęścia.
Z rozmachem otworzyłem drzwi i wpadłem do środka, o mały włos nie rozdeptując przy tym Mączki, która przybiegła się ze mną przywitać. Suczka radośnie podskakiwała i warczała, kręcąc się przy moich nogach. Odwiesiłem płaszcz i wziąłem psa na ręce. Rozglądałem się po mieszkaniu, ale nigdzie nie było widać Eweliny.
W końcu usłyszałem odgłos obcasów, schodziła schodami. Miała na sobie zwykłą czarną sukienkę z krótkim rękawkiem i prześwitujące, czarne rajstopy w drobne kropki. Gdy tylko zerknąłem na jej uda poczułem jak mój penis drgnął. Jej zgrabne, smukłe uda ocierały się o siebie przy każdym kroku i wyobraziłem sobie jak mnie nimi zwinnie owija.
Związek na odległość nie jest jedynie mordęgą dla duszy i serca, lecz również dla ciała, które usycha żądne namiętności.
Ewelina wyglądała cholernie seksownie, zresztą jak zawsze. Podobała mi się równie mocno w dresie, piżamie czy eleganckiej sukience. Miała w sobie naturalny seksapil, który nie potrzebował żadnych ulepszaczy.
Uśmiechnęła się na mój widok, ale minę miała przejętą. Odstawiłem Mączkę na podłogę i ruszyłem w jej stronę.
– Przepraszam za spóźnienie, ale były okrutne korki – wytłumaczyłem się. Wybieraliśmy się dzisiaj na kolację do Kaśki i lada chwila, a mogliśmy się spóźnić.
Podszedłem do Eweliny w momencie, gdy była na ostatnim schodku i zatrzymałem ją. Jedną ręką złapałem za biodro, a druga powędrowała na udo, które uniosłem na tyle wysoko, by objęła mnie nim swobodnie wokół talii. Już byłem twardy i materiał spodni drażnił moje krocze. Ścisnąłem nogę i spragniony przyssałem się do jej szyi.
Smak jej gładkiej cery sprawił, że krew we mnie zawrzała. Czułem jak rozpływam się od jej słodkiego aromatu. Nie całowałem ust, czekałem aż pierwsza to zrobi. Ewelina zaczęła ciężej oddychać i dłonią zmierzwiła moje włosy.
– Wystarczy, idziemy. – Próbowała mnie odepchnąć, ale trzymałem ją mocno. Pokręciłem głową na znak protestu.
– Nie ma mowy, stęskniłem się – wymruczałem, pieszcząc teraz pocałunkami jej ucho, nadal omijając usta.
– Jesteśmy spóźnieni! – uniosła się rozdygotanym głosem. Przerwałem pocałunki i spojrzałem na nią. Wzbraniała się, ale jej oczy migotały jak żarzące się węgielki.
– Mam to gdzieś – wyszeptałem blisko jej ust. Zagryzła wargę. Zbliżyłem się jeszcze bardziej i teraz nasze usta dzieliły milimetry. Kroczem naparłem na brzuch tak, że na pewno poczuła jak jestem spragniony. Czułem jej gorący oddech i wdychałem go całym sobą.
Czekałem. I czekałem cierpliwie, wpatrując się w niebieskie tęczówki. Westchnęła głęboko i nie wytrzymała, zaczęła mnie zachłannie całować. Zarzuciła ręce na szyję i wsparła się mocno, żeby zarzucić drugą nogę na moje biodro. Chwyciłem ją za pośladki i ruszyłem do salonu.
Posadziłem na stole, który od pierwszego razu służył nam nie tylko do posiłków. Ewelina położyła się na nim, wyginając plecy w łuk, a na jej ciele zarysowały się kuszące wcięcia w szczupłej talii. Zagryzłem zęby. Podciągnąłem jej sukienkę do góry i wsunąłem dłonie pod delikatne rajstopy. Wbiłem palce w wzgórek łonowy, a Ewelina wiła się już zniecierpliwiona. Sam myślałem, że zaraz eksploduje przez ogarniające mnie pragnienie. Złapałem za cienki materiał.
– Porwę ci rajstopy – wychrypiałem głosem opanowanym przez pożądanie.
– Chrzanić rajstopy – wyjęczała. Uniosłem kąciki ust w uśmiechu, nachyliłem się i pocałowałem ją w usta.
Jednym zamaszystym ruchem zerwałem z niej rajstopy, bez wątpienia nic z nich nie zostało. Cisnąłem nimi o podłogę. Zrzuciłem z siebie spodnie, bieliznę, założyłem prezerwatywę i odsunąłem delikatnie materiał majtek, który zasłaniał nadal to czego tak pragnąłem. Złapałem ją za biodra i zsunąłem niżej, po czym wbiłem się w nią gwałtownie.
Ruchy miałem rwane, nie kontrolowałem już pożądania, które rozsadzało mnie od środka. Ewelina też zdawała się być na krawędzi rozkoszy, więc nie zwalniałem. W błyskawicznym tempie nasze ciała zawładnął orgazm. Czułem jak jej ciało pode mną zalewa fala dreszczy.
Zdyszany pochyliłem się nad nią i pocałowałem namiętnie.
– Teraz możemy iść – stwierdziłem zadowolony. Ewelina uśmiechnęła się zmysłowo, wciąż dochodząc do siebie po intensywnej przyjemności.
*
Wchodziliśmy po schodach do mieszkania Olafa. Po ślubie wprowadzili się do niego, na czas wykończenia domu, który kupili na nowym ponoć ekskluzywnym jak na te rejony osiedlu.
Ewelina jeszcze nie ochłonęła, jej policzki nadal miały barwę różanej róży. Była wtedy tak naturalnie piękna i przypisywałem sobie za to zasługi. Mimo tego było widać, że jest spięta. To nasza pierwsza wspólna wizyta u jej znajomych i przeżywała to odkąd zostaliśmy zaproszeni.
– Czym się tak przejmujesz? Aż taki jestem zły, że obawiasz się, że mnie nie polubią? – spytałem, obserwując ją uważnie.
– Hugo... wiesz, że nie o to chodzi. Ciebie nie da się nie lubić, tylko, że... – mamrotała pod nosem. Doskonale wiedziałem co. Obawiała się, że Olaf mnie nie zaakceptuje, że stanie po stronie Rafała, ale nie obchodziło mnie jego zdanie. Najważniejsze, że przyjaciółka Eweliny kibicowała nam od samego początku i mogliśmy liczyć na jej wsparcie.
– Ewelina to są dorośli ludzie, myślę, że rozumieją wszystko i akceptują twoje wybory skoro nas tutaj zaprosili, nie sądzisz? – Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła się do mnie.
– Masz rację. Przepraszam, po prostu tak bardzo mi na tobie zależy, że chciałabym, żebym każdy cię polubił, bo jesteś dla mnie całym światem – powiedziała nieśmiało i spuściła brodę.
Pokręciłem głową z delikatnym uśmiechem. Czemu bała się przyznać otwarcie do tego co czuła? Jakby obawiała się, że gdy wypowie to na głos i przyzna jak wiele znaczę, ja znowu zniknę. Nigdy już tego nie zrobię. Dlatego za wszelką cenę chcę udowadniać swoją miłość. Adorować, rozpieszczać, aby tylko czuła, że jest wyjątkowa.
– I bardzo dobrze kokosiku, bo ty już dawno zawładnęłaś moim – wyznałem, złapałem ją za policzek i subtelnie pocałowałem w usta. Nagle coś mnie tknęło. – Spędzisz ze mną święta? Chciałbym, żebyś poznała już chłopców – zapytałem z obawą. Może to uświadomi Ewelinę, jak wiele dla mnie znaczy, skoro otwieram przed nią tak osobiste zakamarki życia.
– Z przyjemnością – odparła zduszonym głosem, po czym odetchnęła tylko głęboko i ruszyła dalej.
Przystanęliśmy przy drzwiach. Ewelina ostrożnie zapukała i widziałem, że wstrzymała oddech. Objąłem ją wokół talii i przybliżyłem do siebie jak najbardziej to możliwe.
Otworzył nam Olaf. Nic nie wskazywało, że jest niezadowolony z naszej wizyty, a zwłaszcza z mojej. Normalny, naturalny chłopak. Przywitał się z nami serdecznie i zaprosił do środka. Z kuchni przybiegła roztrzepana Kaśka w kuchennym fartuszku z gołym facetem. Zaśmiałem się pod nosem na jej widok.
– Jak dobrze, że się spóźniliście! Bo jestem w czarnej dziurze z tą kolacją! Nic mi nie wychodzi! – krzyczała rozemocjonowana. Spojrzeliśmy z Eweliną na siebie wymownie. – O ludzie! Nie chce nawet wiedzieć czemu się spóźniliście! – dodała w mig pojmując co się mogło wydarzyć.
Kasia zarażała swoją pozytywną energią tak, że przy niej człowiek od razu czuł się całkowicie rozluźniony. Polubiłem ją już od naszej pierwszej rozmowy przez telefon. A gdy dowiedziałem się, że pomogła uciec Ewelinie ze Złotej sali, wymyślając historyjkę o miesiączce, zaskarbiła sobie moje względy i uznanie bezpowrotnie.
– Nie zwracajcie na nią uwagi, chodźcie do salonu. – Machnął ręką Olaf.
– Kasiu może tobie pomóc? – spytała Ewelina, wchodząc do przestronnego salonu. Środek pomieszczenia zajmował duży stół z krzesłami, kanapa narożna, a wszystko oddzielała długa wyspa, za którą znajdowała się kuchnia, gdzie widziałem krzątająca się Kaśkę.
Wnętrze urządzono sterylnie w skandynawskim stylu. Minimalizm i prostota rządziły, więc nie było tu miejsca na zbędne dodatki. Ładnie, ale pomału musiałem przyznać, że ostatnimi czasy najlepiej czułem się u Eweliny, gdzie rodzinne ciepło biło z każdego kąta.
Usiedliśmy na kanapie.
– Co się z nią dzieje? Dziwnie się zachowuje – zapytała zatroskana Ewelina, wodząc wzrokiem za przyjaciółką. Miała rację, Kaśka zdawała się być rozgorączkowana. Ewidentnie coś było na rzeczy. Czyżby przejmowała się tak naszym spotkaniem?
Olaf machnął ręką i nadal bagatelizował nasze obawy.
– Nie przejmujcie się, wszystko jest w porządku – uspokoił nas – czego się napijecie?
– Ja poproszę wino, a ty Hugo? – spytała Ewelina. Sięgnęła po moją dłoń i splotła nasze palce. Uwielbiałem te drobne gesty, dzięki którym w moim brzuchu szalało stado motylków, jak u nastolatka.
– Obojętne, może być wino albo whisky, co wy pijecie ja się dostosuję – odpowiedziałem, masując namiętnie opuszkiem palca wierzch dłoni Eweliny.
– Mam świetną whisky będzie idealna na tę okazję. Z chęcią z tobą wypiję – powiedział i ruszył w stronę barku.
Po chwili wrócił już z oba trunkami, a z kuchni dołączyła do nas Kasia. Mój wzrok znów mimowolnie powędrował na przyrodzenie gołego mężczyzny z fartuszka.
– A ty czego się napijesz? – zapytała Ewelina, upijając łyk wina.
Kasia wymieniła spojrzenia z Olafem, który nieznacznie kiwnął głową jak gdyby, dając na coś przyzwolenie.
– Nie będę dzisiaj piła wina, a nawet przez najbliższe osiem miesięcy – odpowiedziała Kasia, wycierając ręce o swój fartuch.
Spojrzałem na Ewelinę, której mina zastygła w szoku. Dopiero po chwili, jakby dotarło do niej co usłyszała. Zerwała się z kanapy i podbiegła do przyjaciółki.
– Jesteś w ciąży?! – piszczała, łapiąc ją za ręce, na co Kaśka przytaknęła ruchem głowy. – O Boże! To wspaniale! Nawet nie wiesz jak się cieszę! – Rzuciły się sobie w objęcia.
– Gratuluję! – odezwałem się dosyć głośno, aby zagłuszyć pisk dziewczyn, które w dalszym ciągu podskakiwały w miejscu.
– Będziesz cudowną mamą! Ojej, a ja ciocią! O Boże będę ciocią! – krzyczała podekscytowana Ewelina.
Obserwowałem jak jej twarz się zmieniła. Oczy błyszczały w towarzystwie łez, wyglądało to zupełnie inaczej niż, gdy świeciły z mojego powodu, a policzki zaróżowiły się, przybierając niemal barwę purpury.
Była niczym najjaśniejsza i najpiękniejsza gwiazda na nocnym niebie.
– Ty też będziesz kiedyś fantastyczną mamą – stwierdziła Kasia i mocno przytuliła Ewelinę.
Wbiło mnie w kanapę, jakbym się w niej zapadł. Ciężar przygniótł tak niespodziewanie, że nie dał szans na przemyślenie tego co za chwilę się stało.
– Ale ja nie chcę mieć już dzieci – powiedziałem poważnym tonem, patrząc prosto w oczy Ewelinie. Widząc jej minę, w sekundę tego pożałowałem.
Mogłem tego na razie nie zdradzać. Nie na takim etapie znajomości, gdzie jeszcze wszystko wisiało na włosku.
To był błąd. A za błędy słono się płaci.
Ewelina
Euforia sięgała niemalże zenitu. Serce przyspieszyło, i ze szczęścia chciało mi się jednocześnie śmiać i płakać. Gdzieś w środku zaczęła się tlić mała iskierka nadziei. Przecież mam Hugo. Moją miłość. I wtedy usłyszałam.
– Ale ja nie chcę mieć już dzieci. – Odwróciłam głowę w zwolnionym tempie i spojrzałam na Hugo.
Zapadła cisza. Było słychać tylko jednostajny, drażniący uszy pisk jak po wybuchu bomby. I właśnie tak było. Hugo bez ostrzeżenia rzucił między nas bombę. Jego wyraz twarzy nagle się zmienił. Był przeraźliwie zacięty. Moje serce dostało niebezpiecznych palpitacji. Nogi ugięły się w kolanach i przysiadłam na brzegu kanapy naprzeciwko niego.
– Ale... – zdołałam jedynie wydusić. Z tym, że Hugo nie pozwolił na więcej. Nachylił się, oparł łokcie o kolana i wbił we mnie poważne spojrzenie.
– Ewelina posłuchaj, przepraszam... To zły czas na takie rozmowy – Przetarł twarz dłonią. Zdawało się jakby żałował tych słów, które niespodziewanie padły. Motał się. – Mam już dzieci. Już dawno postanowiłem, że więcej nie będę miał. Dzieci za dużo zmieniają. Już od dawna mam takie nastawienie. – Zagryzł zęby.
Nie byłam w stanie się odezwać, skamieniałam. Gardło mi ścisnęło, puls przyspieszył, patrzyłam w jego oczy i widziałam, że nigdy nie zmieni zdania. Usta mówiły swoje, ale jego mina mówiła wszystko. Czas się zatrzymał. Wokół zapanowała cisza, zapomniałam, że są z nami Olaf i Kasia, którzy równie przejęci obserwowali tę scenę.
– Ewelina... – ponownie zaczął Hugo tym razem już opanowanym głosem. Nie mogłam od niego oderwać oczu, nie wierzyłam, że mówił to naprawdę.
– Słuchajcie, to nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy, lepiej obgadajcie to jak zostaniecie sami – odezwała się ostrożnie Kasia i dotknęła dłonią mojego ramienia. Ten gest pokrzepienia wywołał we mnie natychmiastowy przypływ łez.
Wstałam na równe nogi i zaczęłam się trząść.
– Idę do łazienki – wydukałam, powstrzymując się od płaczu.
– Ewelina... – Hugo za mną wstał.
– Daj jej chwilkę – zatrzymała go Kasia.
Poszłam do łazienki i nie słyszałam za sobą kroków, czyli posłuchał się rozsądnych słów mojej przyjaciółki. Zamknęłam drzwi na kluczyk.
– O Boże... – wyszeptałam na granicy łez. Byłam w szoku.
Nigdy nie mówiliśmy o dzieciach, uważałam, że jest za wcześnie na takie rozmowy. Ale nie przyszło mi do głowy, że taka może być rzeczywistości. Zawsze pragnęłam urodzić dziecko, założyć rodzinę, ale ciężko o tym mówić i marzyć, skoro nie miałam nikogo z kim można było spełniać takie marzenia. A teraz znalazłam miłość z którą nie miałam wspólnych celów.
Brakowało mi tchu. Nie byłam w stanie się rozpłakać, adrenalina zrobiła swoje i byłam jak naładowana broń, ale ciągle nie wystrzelona. Co teraz będzie?
Usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi.
– Otwórz, to ja – niski głos Hugo przyprawił mnie o ciarki na całym ciele. Chwyciłam się desperacko umywalki i zrobiło mi się słabo, jakbym miała zaraz upaść. – Porozmawiajmy.
– Już wychodzę, poczekaj na mnie w salonie – ledwo wypowiedziałam. Nie mogłam się rozpłakać, nie teraz. Nie przy nich wszystkich. Musiałam zostawić to dla siebie i poradzić sobie z tym sama.
– Kokosiku...
– Nie teraz. Naprawdę zaraz przyjdę – powiedziałam już stanowczym tonem. Usłyszałam jak Hugo głośno wzdychnął i wrócił posłusznie do pokoju. Wzięłam kilka głęboki wdechów. Spojrzałam w swoje smutne oczy w lustrze i zastanawiałam się jak my to pokonamy.
Przybrałam sztuczny uśmiech i wyszłam z łazienki. Hugo stał niespokojnie, chwiejąc się w przód w tył na nogach, z rękoma wciśniętymi w kieszenie. Widziałam, że zgryza zęby. Serce mi łomotało, ciśnienie zatykało uszy, straciłam całkowicie kontrolę nad swoim ciałem. Kasia krzątała się w kuchni, a Olaf siedział przy barze. Nikt nie wiedział jak się zachować. Nikt nic nie mówił, nawet Kasia była niemrawa.
Usiadłam na kanapie, a Hugo nie odrywał ode mnie oczu. Spuściłam wzrok, nie mogąc dłużej wytrzymać mocy jego spojrzenia, które mnie przytłaczało i chwyciłam kieliszek.
Hugo zrobił kilka kroków, usiadł obok mnie, po czym wyjął kieliszek z mojej ręki i odstawił na stół. Nic nie mówił. Chwycił mnie za biodra i bez pytania o zgodę posadził sobie na kolanach. Jego dłonie oplotły ostrożnie mój brzuch, a palce wędrowały po materiale sukienki.
Przygryzłam wargę, walcząc z nagłym poruszeniem, do oczu znów leciały łzy. Ale nie chciałam się odsunąć, nie chciałam przerywać bliskości. Chciałam czuć jego ciepło i siłę.
Z kuchni wróciła Kasia, a na jej twarzy była wymalowana niepewna mina.
– Chodźcie do stołu, już zrobiłam makaron. – Postawiła na stole, parujący półmisek.
Jak we mgle wstałam z kolan Hugona, który wyprostował się zaraz po mnie i ujął czule moją dłoń. Poprowadził do stołu, odsunął krzesło i usiadł tak blisko, że nasze nogi i ręce stykały się na całej linii jak przy stole na kiepskim weselu, gdzie było za mało miejsca, żeby pomieścić wszystkich gości.
Splótł nasze palce i trzymał kurczowo, jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Minę miał zbolałą i skruszoną. Niepokoiło mnie, że się nie odzywał, w zasadzie sama mu zabroniłam. W gruncie rzeczy mnie też brakowało słów, więc zjedliśmy w milczeniu.
– Dzięki kotku – powiedział Olaf, wylizując ostentacyjnie talerz, po czym mrugnął do Kasi okiem, a ona się rozpromieniła i zachichotała.
– To może dokładkę, a nie zlizujesz resztki biedaku.
– Jak jest to poproszę – odpowiedział rozbawiony. Po mojej twarzy błądził wątły uśmiech, gdy obserwowałam ich zachowanie. Ten związek mimo upływu czasu był naturalny, ciepły, pełen czułych gestów i uroczych przekomarzań. Naprawdę byli wyjątkową parą, z której cały świat powinien czerpać przykład. Zdecydowanie zmniejszyłoby, to liczbę rozwodów.
– A wam smakowało? Chcecie jeszcze? – spytała nas, wstając od stołu.
– Tak było pyszne, z chęcią wezmę dokładkę – odpowiedział Hugo i podał swój pusty talerz.
– Ja dziękuję Kasiu, było wyśmienite, ale więcej nie zmieszczę. – Dziwnie było usłyszeć swój głos. Tyle milczałam, zresztą każdy z nas milczał, przez co teraz czułam się jeszcze bardziej skrępowana.
Kasia wzruszyła ramionami i poszła do kuchni, a Hugo wstał z krzesła, podszedł do stolika z którego przyniósł mój osamotniony kieliszek.
– Dzięki – upiłam łyk. Byłam już spokojniejsza, ale nie wiem co czułam. Nie znałam tego wcześniej. Jakbym wypompowała się z emocji i ogarnęła mnie obojętność. Poczułam dojmującą pustkę, której nie potrafiłam określić i nie wiedziałam co ona oznacza.
Olaf uratował wieczór, opowiadał o swoich przygodach w pracy, a mianowicie był weterynarzem i pracował w lecznicy. Nawet Hugo wdał się w dyskusję, a ja robiłam dobrą miną do złej gry. Kasia uśmiechała się do mnie dyskretnie, pocieszając wzrokiem. Próbowała przesłać mi swoje radosne fluidy, ale dzisiaj to nie działało. Rozmawiałam, śmiałam się po prostu stwarzałam pozory których oczekiwał ode mnie świat.
Z wieczoru zrobiła się późna godzina. Przyszedł czas na powrót do domu. Bałam się zostać sam na sam z Hugonem. Jego wzrok od naszej rozmowy się nie zmienił. Był przejmująco zawzięty, jakby przez te wszystkie godziny przygotowywał się na atak i obronę swojego zdania, ale ja nie miałam siły podejmować tej dyskusji. Nie teraz. Do końca nie wierzyłam w te słowa i nie dopuszczałam do siebie prawdy.
Na zewnątrz zapadł już wiosenny zmrok, razem z zachodem słońca zrobiło się chłodniej, więc opatuliłam się szalikiem i naciągnąłem różową czapkę na uszy. Złapałam Hugona pod ramię i wracaliśmy w milczeniu. W towarzystwie uśpionego księżyca, błyszczącego nieśmiało zza granatowo-szarych chmur oraz przy mglistym świetle ulicznych latarenek.
Spokój okolicy, kłócił się z moimi uczuciami. Panikowałam, bo nie wiedziałam jak mamy rozwiązać tę napiętą sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Myślałam, że Hugon zacznie rozmowę, ale najwidoczniej nie miał takiego zamiaru. Może faktycznie lepiej przetrawić, to w spokoju, dzięki temu mądrzej odnajdziemy porozumienie. Bez krzywdzących słów, tylko ze zrozumieniem drugiej strony.
Gdy weszliśmy do domu, nadal nie wypowiadając żadnych słów zdjęliśmy kurtki, buty i poruszaliśmy się obok siebie ostrożnie. Hugo poszedł pod prysznic, a ja wypuściłam Mączkę na dwór. Niedługo później usłyszałam, że zwolniła się łazienka, a Hugo skierował się do sypialni.
W uciążliwej ciszy udałam się na górę i weszłam do łazienki. Przekręciłam zamek w drzwiach, czego nigdy dotąd nie robiłam. Puściłam wodę i schowałam się pod strumieniem lodowatej wody.
I dopiero wtedy zaczęłam płakać.
Płakałam, tłumiąc rękoma każdy dźwięk, który mógł mnie zdradzić. Starałam się to robić jak najciszej, ale ciałem rzucał niekontrolowany szloch. Ramiona skakały. Chciałam skulić się w sobie, aby znaleźć najbezpieczniejszą pozycję do przetrwania. Woda mieszała się ze łzami, a ja nie mogłam przestać.
Nie wiem ile tak stałam, ale dłonie miałam jak stuletnia staruszka, a ciało czerwone, bo nawet nie zauważyłam kiedy zaczęła lecieć gorąca woda. Musiałam tutaj spędzić dobrą godzinę, ale przynajmniej ochłonęłam. Jakbym wylała z siebie cały żal. Tę pierwszą warstwę, którą da się zmyć, bo ta która została w sercu już zawsze będzie kłuła.
Opatuliłam się szlafrokiem i ruszyłam do sypialni, bo nie wzięłam bielizny. Otworzyłam ostrożnie drzwi, było już ciemno i spodziewałam się, że Hugon śpi. Weszłam do środka i podskoczyłam wystraszona. Nie spał. Siedział na brzegu łóżka, ze splecionymi dłońmi i przygarbionymi plecami. Teraz wpatrywał się we mnie swoim pięknym, zadziornym orzechowym wzrokiem.
– Ależ mnie wystraszyłeś. Nie musiałeś czekać, brałam długą kąpiel – powiedziałam, podchodząc do komody. Wyjęłam z niej majtki i piżamę.
– Raczej prysznic. Dlaczego zamknęłaś drzwi? – spytał, nie kryjąc rozczarowania. Odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy.
– Odruchowo. Zresztą nie słyszałam, że chciałeś wejść – odpowiedziałam zmieszana. Nie słyszałam, bo mój płacz zagłuszył wszystko i byłam nieobecna.
Zdjęłam szlafrok, rzuciłam na fotel i ubrałam się szybko. Czułam jak mi się zażarcie przyglądał. Nie odrywał wzroku, gdyby mógł pewnie by nawet nie mrugał. Plecy paliły od mocy jego spojrzenia.
Podeszłam do łóżka i wsunęłam się pod kołdrę po swojej stronie. Położyłam się na boku, a wzrok wbiłam w okno. Bałam się na niego spojrzeć. Łudziłam się, że jeśli będę w łazience Hugo zaśnie i uniknę konfrontacji.
Usłyszałam jak wypuścił głośno powietrze. Usiadł na łóżku, a materac ugiął się pod jego ciężarem. Wszedł pod kołdrę i położył się obok. Chwilę leżał na plecach, po czym odwrócił się na bok, złapał mnie za biodra i przycisnął moje ciało do swojego. Brodę i usta oparł na mojej łopatce, sprawiając tym, że na mojej skórze wystąpiła gęsia skórka. Nie wyrywałam się, chciałam żeby mnie trzymał. Ktoś musiał, bo sama byłam w rozsypce.
Czułam jego gorący oddech, który był zaskakująco spokojny. Za to ja oddychałam niespokojnie i płytko. Przykleił mnie jeszcze mocniej do siebie, chociaż nie sądziłam, że to możliwe. Już chciałam się odwrócić, poszukać ukojenia w jego ustach i bliskości, gdy nagle się odezwał.
– Nie mówmy już o tym więcej, dobrze? Nie psujmy tego co jest między nami. Ewelina znamy się zaledwie trzy miesiące.
Wstrzymałam oddech. Łzy zebrały się w oczach. Powiedział, to czego nie powinien. Użył najgorszych słów, jakich mógł użyć. Nie odezwałam się.
– Jeszcze wrócimy do tej rozmowy, ale nie teraz, to jest naprawdę nieodpowiedni moment. Mój świat stanął na głowie i staram się nad tym wszystkim zapanować – szepnął, a ja przymknęłam zasmucone powieki. A jeśli nigdy nie nadejdzie odpowiedni czas? – Kocham cię kokosiku najmocniej na świecie – wyszeptał.
Przytulił mnie jeszcze intensywniej i pomału zasypiał. A ja nie mogłam oddychać. Czułam, że zostawił mnie samą i, że sama miałam sobie z tym poradzić. Tylko jak?
– Też cię kocham – odszepnęłam, do głuchej ciszy, bo Hugo już spał i zostałam sama.
Na drugi dzień wyjechał, a nasze kolejne spotkanie miało odbyć się za tydzień w święta. Przed wyjazdem widziałam jak się starał i próbował złagodzić napiętą sytuację, która pomiędzy nami stworzyła niewidzialny mur. Jego mocne ramiona i słodkie pocałunki z łatwością radziły sobie ze strachem, który zagościł w moim sercu.
Uznałam, że muszę nabrać dystansu. Jeszcze na wszystko przyjdzie pora. Na początek powinniśmy się skupić na naszym związku, który wymagał wiele uwagi. Wiedziałam, że miał rację. Zapewniał, że jeszcze porozmawiamy na ten temat.
Lecz doskonale pamiętałam minę Hugona, gdy oznajmił, że nie chce mieć więcej dzieci. Na wzgląd iż znaliśmy się tak krótko, można stwierdzić, że może się myliłam i byłam w błędzie. Ale wtedy w jego oczach dojrzałam odpowiedź.
On nie zmieni zdania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top