Rozdział 8 "Mówiłem, że znalazłem ideał?"

Hugo

Wchodziliśmy do restauracji. Zerkałem kątem oka na Ewelinę i widziałem, że nie pałała zachwytem. Domyślałem się, że wizja spędzenia czasu w towarzystwie nieznajomych, w dodatku na biznesowym spotkaniu może nie być tym o czym marzyła, ale powiedzmy, że niech to będzie jej dzisiejsza kara.

W dalszym ciągu nie mogłem pojąć, jak mogła uwierzyć w te niepoprawne brednie nowo poznanemu mężczyźnie, którym był Marek. Już nie mogłem się doczekać jego miny, gdy zobaczy za chwilę Ewelinę u mego boku. Może powinienem to nagrać? Najchętniej, to skopałbym mu te nadpobudliwie krocze.

Ale wracając do najważniejszego, Ewelina zwątpiła we mnie. Nasze zaufanie zostało nadszarpnięte w nieoczekiwany sposób. Czy to trwało od dłuższego czasu? Nie wiem, ale obawiałem się pytać. Wiem, że dopuściłem się zdrady żony, ale zrobiłem to z miłości. Nigdy wcześniej nie posunąłem się do takiej zbrodni. Zdawało mi się, że Ewelina jest tego świadoma.

Kelnerka przy wejściu wymieniła z nami uprzejmości i wskazała kierunek gdzie znajdował się nasz stolik. Z daleka już dojrzałem Marka, Majkę i klientów. Zjawiliśmy się jako ostatni. Niespodziewanie żołądek zawinął się w supeł. Zestresowałem się, bo to było nasze pierwsze oficjalne wyjście, a nie miałem jeszcze rozwodu. Jak miałem przedstawić Ewelinę?

Zerknąłem na nią, a ona posłała mi nikły uśmiech. Była równie zestresowana co ja, mimo to prezentowała się doskonale. Delikatnie podkręcone włosy, opadały luźno na odkryte ramiona i plecy. Włożyła czarną, obcisłą sukienkę bez ramiączek do połowy łydki. Gdy ją zobaczyłem omal nie spadłem z krzesła.

W sposób subtelny i niewyzywający potrafiła wyglądać tak apetycznie i seksownie, że wszystkie roznegliżowane kobiety wokół traciły blask. Ewelina była żywym dowodem, na to, że nie trzeba wcale świecić golizną, aby wzbudzać podziw wśród płci przeciwnej.

Gdy zbliżaliśmy się do stolika, dojrzał nas Marek. Uśmiechnął się serdecznie, żeby za chwilę zbaranieć. Parsknąłem pod nosem, widząc jego wyraz twarzy. Zerwał się z krzesła, przemierzył salę jak błyskawica i przystanął przy nas. Minę miał tak skruszoną, że aż miałem wrażenie, że będzie błagał o wybaczenie.

- Kurwa, przepraszam - wydusił i nerwowo poprawił swój czarny krawat. Pokręciłem głową z dezaprobatą. Marek przeniósł pełen pokory wzrok na Ewelinę.

- My się już chyba znamy prawda? - odparła sarkastycznie, a Marek przetarł twarz dłonią.

- Jaki ze mnie głupek - przyznał oficjalnie.

- Daruj już sobie - uciąłem jego próby wybielenia się. - Marek to jest moja Ewelina. - Spuścił głowę, po czym podniósł ją i wyciągnął do niej dłoń.

- Marek.

- Ewelina - wymienili uścisk.

Zaraz zza Marka pleców wyłoniła się Maja. Po burzy blond loków, chyba musiała sobie przedłużyć włosy, bo na co dzień miała zdecydowanie krótsze. Pierwsze co, to rzucił się w oczy ogromny biust wyeksponowany przez kusą, czerwoną sukienkę. W pracy koszule skutecznie zasłaniały jej wdzięki, więc teraz trochę mnie zgniotło. Kątem oka widziałem jak Ewelinie różowieją policzki, więc objąłem ją ramieniem wokół talii.

- Kochanie poznaj Majkę, naszą asystentkę. - Dziewczyny wymieniły uprzejmości, a mnie Maja obdarowała ciepłym całusem w policzek. Zagryzłem zęby. Co ona wyprawiała?

Przywitaliśmy się z resztą gości i zasiedliśmy przy okrągłym stoliku.

- Bardzo nam miło poznać w końcu twoją żonę Hugon - odezwał się klient. Wziąłem łyk zimnej wody i odstawiłem szklankę.

- To nie jest moja żona, jestem w trakcie rozwodu, a Ewelina jest moją partnerką. - Spojrzałem na nią przepraszającym wzrokiem. Nie chciałem, żeby poczuła się zawstydzona. Ostatnie czego potrzebowała, to łatka kochanki.

- Och najmocniej przepraszam, nie wiedziałem - zreflektował się.

- Nic nie szkodzi - odparłem i położyłem dłoń na kolanie Eweliny.

Rozmowy zaczęły się toczyć, a każdy temat krążył wokół pracy, więc Ewelina siedziała niemrawa i do nikogo się nie odzywała. Może to był jednak zły pomysł, żeby ją tutaj zabierać?

Dyskusja rozgorzała na temat nowego projektu. Maja siedziała obok mnie i klienta, i prezentowała nie tylko swoje wdzięki, ale też teczkę pełną naszych propozycji.

Wychwalała, wskazując na same plusy projektu, raz po raz przy tym dotykając mnie przyjacielsko za ramię bądź klepiąc w kolano. Udowadniała w ten sposób moją zasługę i pochwalała pomysły swojego szefa. Klient siedział jak zahipnotyzowany i spijał z jej ust każde słowo. W zasadzie z Markiem byliśmy niepotrzebni, bo Maja była w swoim żywiole. Doskonale dałaby sobie radę bez nas. Naprawdę mieliśmy szczęście, znaleźliśmy ideał na to stanowisko, jakby została specjalnie stworzona do tej roli.

Ewelina zerkała skrępowana na te spoufalone gesty ze strony Majki. Zdawałem sobie sprawę, że to źle wygląda, a nawet podejrzewałem, że moja asystentka robiła to specjalnie. Czy możliwe, że chciała wzbudzić zazdrość w mojej dziewczynie? Aby to nie miało miejsca, starałem się okazywać Ewelinie jak najwięcej uwagi.

Lubiłem obserwować jak jej ciało przejmują emocje. Gdy jest szczęśliwa, gdy oddaje się rozkoszy w moich ramionach, gdy śpiewa czy teraz, gdy jest nieswoja. Jak mówi drżą jej z zakłopotania policzki. Ruchy ma wolniejsze, zerka dyskretnie oczami, obserwując każdego w ukryciu. Jestem pewien, że nikt tego nie widzi, nawet ona tak myśli. Ale ja jestem wpatrzony w nią jak w ósmy cud świata, dzięki czemu jestem w stanie wychwycić każdym najdrobniejszy gest.

Nagle do moich uszu dobiegło, jak Ewelina głośno wzdycha. Odwróciłem się w jej stronę, nachyliłem i subtelnie dłonią odgarnąłem włosy z ramienia, odsłaniając obojczyk. Musnąłem go opuszkiem palca, na co przygryzła wargę, a na skórze został ślad gęsiej skórki.

- Wytrzymaj jeszcze trochę - szepnąłem. Kiwnęła głową i rozejrzała się po sali. Nie miała humoru, była smutna. Martwiła się. Bałem się co też może jej przyjść do głowy.

W końcu goście się z nami pożegnali. Odprowadziliśmy ich do szatni, gdy tylko wyszli Maja wykonała gest zwycięstwa.

- Musimy to uczcić panowie! - pisnęła uradowana. Marek wtórował jej dobrym humorem. - Gdzie idziemy?

Zerknąłem na Ewelinę, jej oczy zdawały się być przerażone wizją spędzenia kolejnych godzin w ich towarzystwie. Objąłem ją mocno i zacisnąłem palce na biodrze.

- Mam pomysł gdzie pójdziemy - odparłem zadowolony. Wiedziałem co zrobić, żeby rozluźnić Ewelinę. Musieli ją poznać z prawdziwej strony, tym bardziej, że Maja starała się wywyższać nad nią w każdy możliwy sposób, a w rzeczywistości, nie dorastała jej do pięt.

Nachyliłem się do Eweliny i wyszeptałem do ucha:

- Zobaczysz spodoba ci się, zaufaj mi. - I ugryzłem delikatnie płatek ucha, dzięki czemu w końcu się uśmiechnęła.

Zamówiliśmy taksówkę i dojechaliśmy na miejsce. Cała trójka spojrzała na mnie wielce zaskoczona.

- Klub karaoke? - Marek zmarszczył brwi.

- Przyda nam się odskocznia od tych monotonnych imprez, co o tym sądzisz kochanie? - zapytałem, spoglądając na Ewelinę z małą obawą, ale ona przygryzła dolną wargę w uśmiechu.

- Miałeś świetny pomysł - podsumowała. Odetchnąłem i wsunąłem dyskretnie dłoń pod płaszcz i powędrowałem nieśpiesznie po jej wystającej pupie. Czułem, że tutaj zacznie być sobą i oczaruje nie jedną osobę w klubie.

Weszliśmy do środka, znaleźliśmy wolny stolik i zamówiliśmy po drinku, żeby świętować sukces. Na scenie zmieniali się wykonawcy, chętni umilenia nam tego wieczoru, co niekoniecznie miało się z prawdą i czasem mijało się z celem.

Popłakaliśmy się do łez, gdy dziewczyna starała się zaśpiewać jak najseksowniej potrafiła Like a Virgin Madonny, łamiąc przy tym tak angielski, że każde słowo brzmiało jakby łączyła się z kosmosem. Wiedziałem, że nikt nie równa się z głosem Eweliny, która zerkała tęsknie na scenę, ale brakowało jej odwagi.

- Może Ty nam zaśpiewasz? - spytałem, dotykając jej pleców.

- No nie wiem... - wahała się i spojrzała na mnie niepewnie.

- Umiesz śpiewać? - zapytał zaciekawiony Marek, który o dziwo dzisiaj nie uganiał się za panienkami.

- Czy umie śpiewać? - zaśmiałem się głośno i napiłem się whisky.

- Co w tym śmiesznego? - Marek zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojej ożywionej reakcji, za to Majka patrzyła spochmurniałym wzrokiem.

- Że niby potrafisz śpiewać, tak? - powątpiewała.

Ewelina na dźwięk jej ironicznego tonu, wyprostowała się jak struna i poprawiła na krześle. Zawrzała gotowa do walki, wiedziałem, że wystarczy jeszcze chwila, aby poszła udowodnić na co ją stać. Podobała mi się taka pobudzona, nareszcie wyglądała jak moja Ewelina z błyskiem w oku.

- Jeśli to prawda, musisz to zrobić! Albo ja to zrobię, a uwierz, że przyniosę nam raczej hańbę - namawiał ją podekscytowany Marek. Maja skrzyżowała ramiona, eksponując bardziej swoje wielkie piersi.

- Boisz się? - sprowokowała Ewelinę, która zaśmiała się uroczo.

- Mogę się założyć, że gdy skończę wszyscy na tej sali będą stali, no może oprócz ciebie - Ewelina odpowiedziała, rzucając wyzwanie. Po czym odgarnęła włosy do tyłu i wstała od stołu. - Teraz moja kolej - powiedziała, schyliła się i dała mi namiętnego buziaka, nie robiąc sobie nic z dwójki wpatrzonych w nas par oczu, po czym skierowała się w stronę sceny.

- Skąd ty ja wytrzasnąłeś? - spytał pobudzony Marek i kręcił się na krześle.

- Mówiłem, że znalazłem ideał? - odpowiedziałem, patrząc ciągle na plecy oddalającej się w tłumie ukochanej.

Majka zagryzła zęby i chwyciła swoją szklankę. Po chwili na scenie pojawiła się Ewelina. Przywitała się z publicznością jak rasowa gwiazda. Już, gdy tylko wyszła na środek zwróciła na siebie uwagę. Część rozmów ucichła, a gdy zaczęła śpiewać wszyscy umilkli. Dało się słyszeć pojedyncze gwizdy lub okrzyki brawo.

Rozsiadłem się wygodnie i rozkoszowałem się występem. Ewelina nie odrywała ode mnie oczu, rozkochując w sobie z nadprzyrodzoną mocą. Gdy skończyła widownia zwariowała. Wszyscy poderwali się z miejsc i oklaskom nie było końca. Publiczność skandowała jej imię. Gdyby, tylko zechciała zostać popularna, porwałaby za sobą tłumy.

Roześmiany ruszyłem w jej stronę, zostawiając żywo klaszczącego Marka i wciąż siedzącą Majkę. Gdy mnie zobaczyła przyspieszyła, podbiegła i zawiesiła się na szyi.

- Skąd wiedziałeś jak poprawić mi humor?

- Tak bardzo cię kocham, że zrobię wszystko, żeby zobaczyć twój uśmiech - odpowiedziałem. Ewelina uszczęśliwiona przyssała się do moich ust.

Kiedy wracaliśmy do stolika, zatrzymał nas jakiś facet. Miał na żelowane włosy, które zastygły mu na głowie niczym skorupa żółwia.

- Dzień dobry - zwrócił się do Eweliny. - Jest pani fantastyczna. Jestem z wytwórni muzycznej i z chęcią nawiążę z panią współpracę - powiedział, a moje serce o mało nie wyskoczyło. No tak to może być szansa! Nadzieja na to, że będzie przy mnie. Teraz miała wszystko, żeby zostać gwiazdą, każdy ją doceni taką jaką jest, nikt nie będzie chciał zmieniać. Z moją pomocą może osiągnąć sukces.

Spojrzałem na Ewelinę, ale na jej twarzy nie dojrzałem cienia uśmiechu.

- Dziękuję bardzo, nie jestem zainteresowana - odmówiła grzecznie.

- Ewelina.

- Ale... - facet się zająkał, ewidentnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Naprawdę nie jestem zainteresowana, ale bardzo dziękuję za pana propozycję - odparła i wyminęła zszokowanego gościa. Poszedłem za nią, ale zaraz się zawróciłem.

- Ale ja jestem zainteresowany, przekonam ją - powiedziałem i wyciągnąłem z jego dłoni wizytówkę. Schowałem do kieszeni i dołączyłem do Eweliny, która niczego nie zauważyła. To będzie trudne zadanie, ale muszę coś zrobić.

Marek witał nas z szeroko otwartymi ustami.

- Zatkało mnie! - krzyknął pełen podziwu i się ukłonił. Ewelina się zaśmiała, widząc jego zachwyt. Z kolei Maja nie potrafiła ukryć swojego niezadowolenia i zacisnęła usta w wąską linię. Czemu jej tak to przeszkadzało?

- Chyba wygrałam co? - spytała Ewelina i upiła łyk drinka.

- Rozłożyłaś wszystkich na łopatki! - dalej zachwycał się Marek. Podszedł do mnie i szepnął mi do ucha. - Wygrałeś frajerze los na loterii.

Nie musiał mi o tym mówić, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Musiałem tylko teraz racjonalnie rozporządzać wygraną, żeby nie rozpłynęła się pomiędzy palcami.

Ale jak miałem, to zrobić skoro jutro wyjedzie, a nasze następne spotkanie ma być dopiero za dwa tygodnie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top