Rozdział 28 ''Jedyna słuszna decyzja''
Ewelina
Mój błogi sen nie trwał zbyt długo. W środku nocy usłyszałam huk tłuczonego szkła, po czym dom wypełniły męskie krzyki. Zerwałam się z łóżka i biegłam na ślepo, nie włączając po drodze światła. Odgłosy dobiegające z dołu wskazywały, że ktoś właśnie bił się w samym środku mieszkania.
Wpadłam do salonu, a pierwsze co, to w oczy rzuciło mi się rozbite okno, dopiero później mój wzrok zawędrował w drugą stronę.
Zamarłam. Kilka kroków przede mną zobaczyłam szarpiącego się Rafała z Konradem! Co on tutaj robił?!
Mączka zaciekle szczekała, gotowa rzucić się w każdej chwili na pomoc, a ja stałam całkowicie roztrzęsiona i bezradna. Obserwowałam tylko, jak mój przyjaciel siłował się i wykręcał ręce Konradowi. Po czym wypchnął go przez to samo okno, którym zapewne wszedł. Za nim był taras, więc nie miał najmniejszego problemu, by przedostać się stamtąd do domu.
Gdy pomyślałam, ile razy mógł tam czyhać, nogi pode mną się ugięły, aż musiałam podtrzymać się dłonią ściany. Poczułam, jak w środku mnie wszystko sznuruje się w ciasny węzeł i uniemożliwia swobodny oddech.
Powiedzieć, że miałam szczęście, że akurat dzisiaj się zdecydował na atak, gdy był Rafał, to niedopowiedzenie roku. To był najpiękniejszy uśmiech losu.
Konrad, stojąc już po drugiej stronie, zauważył mnie swoimi szaleńczo rozwścieczonymi oczami.
– Ty szmato! Teraz on cię obraca?! – syknął w moją stronę i wskazał z pogardą na Rafała.
– Zamknij się! – odwarknął mu Rafał i widziałam, jak nadal zaciska mocno pięści. – Ewelina dzwoń na policję! – zwrócił się do mnie, ale ja nadal stałam jak wrośnięta w podłogę.
Wpatrywałam się w oczy Konrada i nie potrafiłam się spod nich uwolnić. Musiałam mieć przerażenie na twarzy, bo Konrad, obserwując moją minę zaczął się zanosić śmiechem, tak głębokim, że aż dudniło nim w uszach. Wyglądał, jakby go opętało.
– Ewelina nie wiedziałem, że jesteś tak dobrą dziwką! Walą do ciebie z każdej strony! Ty się wręcz nie możesz od nich odgonić! Co za różnica tobie, by mieć jeszcze mnie na dokładkę? – obrażał mnie z diabolicznym uśmiechem na twarzy, a ja czułam, jak moje policzki zaczynają płonąć ze wstydu i złości.
Konrad, nie odrywając ode mnie wzroku, oblizał się ze smakiem i przetarł dłonią usta, jakby ścierał z nich nagromadzoną ślinę.
– Nawet nie podziękujesz mi niewdzięczna pizdo za kwiatki?! – Splunął przez okno do środka domu. Czułam jak z tymi słowami sztywnieje. A więc przeczucie mnie nie myliło. Te nękanie, to była wyłącznie jego sprawka. – Nie teraz, to na pewno innym razem się uda. Do zobaczenia skarbie – rzucił lekko, posłał mi dziki uśmiech i zeskoczył z balkonu.
Jego słowa odbijały się w mojej głowie jak złowroga obietnica. Skuliłam ramiona i pękłam. Z oczu zaczęły wypływać lawinowo łzy, a ból brzucha był tak silny, iż obawiałam się, że zaraz zemdleje.
– Czemu nie dzwonisz na policję?! – Do moich uszu dobiegł podniesiony głos Rafała.
Uniosłam głowę, ale nic nie zdołałam dojrzeć. Z moich oczu leciały tak gęste łzy, że zasłaniały cały obraz. Nie zdążyłam nawet zarejestrować kiedy doskoczył do mnie Rafał i otulił ciasno ramionami.
– Już dobrze kochanie, nic ci nie grozi. Jestem tutaj – szeptał i czule głaskał opuszkami palców moje włosy.
Z wdzięczności, wkleiłam się mocno w jego nagą klatkę. Ucho przyłożyłam do piersi i wsłuchiwałam się w bicie serca, które teraz miało niespokojny rytm.
– Idź na górę, połóż się do łóżka. Zostanę tutaj i będę pilnował, a jutro z samego rana naprawimy okno i powiadomimy policję. Niczym się nie przejmuj. Jesteś już bezpieczna – starał się, by jego głos wyrażał opanowanie.
Kiwałam automatycznie głową, nie zastanawiając się nad sensem jego słów. Byłam jak w transie.
– Ewelina, słyszysz mnie? Kochanie idź na górę, musisz odpocząć – powtórzył dosadnie. Spojrzałam na niego zaskoczona, zaraz, zaraz o czym on mówił?
– Nie! Nie pójdę sama na górę! Nie ma mowy! – Na samą myśl brakowało mi tchu, a serce tak waliło, iż bałam się za chwilę wyskoczy z piersi.
– Ale ja muszę pilnować okna – bąknął zatroskany i odsunął mnie od siebie na wyciągnięcie ramion, by móc dokładniej przyjrzeć się twarzy, która teraz zapewne była obrazem nędzy i rozpaczy.
– Nie zostanę sama... – wymamrotałam uparcie, a słone krople ponownie zaczęły spływać po moich policzkach.
Przez zaszkloną mgłę widziałam, jak Rafał nie spuszcza ze mnie zatrwożonego wzroku. Próbowałam się uspokoić, ale naprawdę nie byłam w stanie. Rafał ostrożnie uniósł dłonie, by otrzeć nimi moje mokre policzki, po czym bez słowa wziął mnie na ręce. Zawiesiłam ramiona na jego szyi i przywarłam najmocniej, jak to tylko było możliwie.
Podszedł do kanapy i usiadł, ciągle trzymając mnie ciasno w objęciach.
– Tak może być? – zapytał z troską.
Zsunął ostrożnie moje nogi i biodra na siedzenie kanapy, a głowę ułożył sobie na kolanach. Przytaknęłam niemrawo i mocniej zacisnęłam palce na jego przedramieniu. Uwiesiłam się na nim jak na kole ratunkowym. I taka była prawda. Tonęłam. Byłam coraz głębiej pod wodą i tylko Rafał utrzymywał mnie w tamtej chwili na powierzchni.
Hugo gdzie jesteś? Przecież to ty miałeś być moim bohaterem i ratunkiem, a póki co wiecznie cię nie ma. Mogłam polegać wyłącznie na Rafale. Byłam przerażona, jakie znów zaczynałam wyciągać wnioski, gdy w pobliżu był mój oddany przyjaciel. A do Hugona odczuwałam w tamtym momencie wściekłość i niepohamowany żal.
Całą noc spędziłam w ramionach Rafała. O dziwo się wyspałam, zapewne dlatego, że czułam się przy nim całkowicie bezpieczna. Nie wiem skąd posiadał ten dar, panowania nade mną. Miałam wrażenie, że był moim aniołem stróżem. Może, to babcia podesłała go jako swojego wysłannika, który miał się mną opiekować, gdy jej zabraknie na tym świecie.
Nadal leżałam na kanapie, przykryta ciepłym kocem i obserwowałam w ciszy, chodzącego nerwowo po salonie Rafała. Umówił się już na wymianę okna na godzinę czternastą, a teraz główkował co należało zrobić z tym dalej.
W końcu stanął po środku pokoju i złapał się pod biodra. Odnalazł mnie zmartwionym wzrokiem.
– Musimy powiadomić o tym Hugona – odezwał się nagle, a jego twarz przybrała bardzo poważny wyraz.
Na te słowa wyprostowałam się błyskawicznie i odrzuciłam koc na bok. Przeraziłam się tą wizją, bo nie wiedziałam, jak zdołam to wszystko racjonalnie wytłumaczyć.
– Ale co ja mu powiem? – jęknęłam zbolała. Już mniejsza z tą akcją z Konradem, najbardziej obawiałam się jego reakcji, gdy dowie się o nocowaniu Rafała. Który teraz stał naprzeciwko mnie i wychodził wręcz z siebie, by pomóc.
– Ja z nim porozmawiam – oznajmił stanowczo. – Wiem co mu powiem, zaufaj mi. W zasadzie samą prawdę, przecież nic się pomiędzy nami nie wydarzyło. Zrozumie – próbował mnie przekonać. Nie czekając dłużej, wyją swój telefon z tylnej kieszeni spodenek i spojrzał na mnie wyczekująco.
– Rafał... to nie jest dobry pomysł – wątpiłam. Wstałam z kanapy i podeszłam do niego na miękkich od stresu nogach.
– To jest jedyny słuszny pomysł, jaki przychodzi mi do głowy. Daj mi jego numer – nalegał zirytowany. Nie chciałam już z nim walczyć, więc podyktowałam szybko rząd cyferek, którego zdążyłam już się wyczuć na pamięć.
Przystanęłam przy Rafale i patrzyłam, jak wciska zieloną słuchawkę, a po chwili rozlega się sygnał połączenia. W akcie desperacji, złapałam Rafała za dłoń.
– Ja nie mogę z tego powodu stąd wyjechać. Nie jestem jeszcze na to gotowa – powiedziałam przejęta i spojrzałam w jego oczy z rosnącą paniką. Gdy Hugon usłyszy co się wydarzyło, nie będę miała już żadnych argumentów.
Rafał popatrzył na mnie z zaciętą miną.
– Wiem. Nigdzie stąd nie wyjedziesz – odparł przez ściśniętą szczękę, a po moich plecach niespodziewanie przebiegł niespokojny dreszcz.
Widziałam, jak jego wszystkie mięśnie zacisnęły się od gwałtownych skurczy. Nie zdążyłam zareagować, Rafał odwrócił się szybko w stronę drzwi, bo usłyszał niski głos w słuchawce, mówiący halo. Wyszedł na zewnątrz, a za nim podreptała Mączka.
Zostałam sama ze ściśniętym sercem. Nie byłam w stanie myśleć nawet, jak przebiegała rozmowa. Z przejęcia wykręcałam palce na wszystkie możliwe strony.
Po długich dziesięciu minutach męczarni do środka wrócił zamyślony Rafał. Podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę telefon. Z jego miny nic nie potrafiłam wyczytać, zauważyłam jedynie, że twarz straciła wszystkie kolory i była blada jak papier.
– Wszystko już przegadane. Trzymaj, teraz chce z tobą porozmawiać – wyjaśnił, więc przejęłam niepewnie telefon w swoje dłonie.
Rafał spuścił głowę, wziął Mączkę na ręce i wyszedł z nią na taras. Odprowadziłam ich wzrokiem i przezornie przyłożyłam telefon do ucha, jakbym trzymała w ręku tykającą bombę.
– Halo? – odezwałam się stłumionym głosem.
Zerknęłam w stronę rozbitego okna, gdzie stał i przyglądał się mu Rafał. Spojrzał w bok i nasze spojrzenia skrzyżowały się na ledwie sekundę, bo natychmiast odwrócił się w drugą stronę i ustawił do mnie plecami.
Nie powinno go tutaj być. Ale prawda jest taka, że gdyby nie on... Pokręciłam głową, nie ma co gdybać. Na szczęście los okazał się w moim przypadku łaskawy.
– Kokosiku! Na pewno nic ci nie jest?! – Do mych uszu dotarł zaniepokojony głos Hugona, a do oczu automatycznie napłynęły łzy. Znów od płaczu dzieliła mnie cienka linia.
Przyjedź do mnie! Rozdarło się wewnątrz moje serce. Przyjedź! Ale nie odważyłam się tego powiedzieć, bo zdawałam sobie sprawę, ze Hugo ma swoje zobowiązania w Warszawie.
– Nie, nic mi nie jest. Miałam szczęście, że... – nie dokończyłam. Nie byłam w stanie przyznać się do tego głośno. Rzuciłam okiem na plecy mojego wiernego strażnika i zagryzłam boleśnie wargę.
– Wiem – Hugo wycedził przez zaciśnięte zęby. – Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. – Czułam w tonie jego głosu, jak bardzo był zdenerwowany, ale doskonale go rozumiałam.
– Hugo, bardzo się bałam – pisnęłam w słuchawkę, już ostatkiem sił powstrzymując łzy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Pragnęłam by mnie przytulił swoimi silnymi ramionami, w których potrafiłam zatopić się w rozkoszy i zapomnieć o całym świecie.
– Wiem kochanie, ale teraz już wszystko będzie dobrze. Posłuchaj Rafała, a wieczorem będę u ciebie. – Wstrzymałam oddech.
– Przyjedziesz? – wydukałam przez łzy, a serce na samą myśl zaczęło wariować wybijając szaleńczy rytm.
– Tak, muszę tylko załatwić kilka rzeczy w firmie i wyjadę najszybciej jak to możliwe – powiedział, a ja nie posiadałam się ze szczęścia. Chciało mi się skakać z radości. Nie wiem jak miałam wytrzymać nadchodzące godziny. Mogłabym przewinąć czas do przodu, byle tylko poczuć już jego zapach i ciepło przy sobie.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! – prawie wykrzyknęłam w słuchawkę uradowana.
– Mam taką nadzieję – Hugo wymamrotał smutno, jakby miał co do tego wątpliwości.
Naprawdę między nami się psuło. Musieliśmy wykrzesać z siebie wszystko co zostało, by ratować nasz związek. On był wart każdej łzy, każdego smutku i bólu z tęsknoty.
– Ewelina, przepraszam że nie było mnie przy tobie. Kocham cię i do zobaczenia za kilka godzin – szepnął zduszonym głosem i od razu się rozłączył, nie czekając na moją odpowiedź.
– Też cię bardzo kocham – wyszeptałam do siebie.
Hugo ewidentnie czuł się winny. Może w całej tej strasznej sytuacji, pojawi się jeden pozytywny akcent? Może będzie się na tyle bał, że nie zostawi mnie już samej?
Zamyślona wyszłam na taras, gdzie Rafał siedział na balkonowym krzesełku, a na kolanach trzymał Mączkę, którą drapał delikatnie palcami. Uśmiechnęłam się na ten widok. To niesamowite, jakby wyczuła nagle, że nie jest wrogiem. Że jest nam potrzebny. Gdyby go wczoraj nie wpuściła? Znów dostałam ciarek na całym ciele, a żołądek nerwowo dał o sobie znać.
Oddałam telefon Rafałowi i przysiadłam obok.
– Jeszcze nie podziękowałam tobie za wszystko. – Obserwowałam go kątem oka. Wpatrywał się zamyślony w psa, jakby całkowicie pochłonęło go głaskanie.
– Nie masz za co. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj byłem i mogłem pomóc. Nie wiem co bym zrobił, gdyby coś ci się stało. – Spojrzał na mnie z bólem wymalowanym w pięknych, ciemnobrązowych tęczówkach.
– Dziękuję jeszcze raz – szepnęłam. Złapałam jego dłoń i delikatnie ścisnęłam. Spojrzał na ten gest i dyskretnie wysunął spod spodu rękę.
– Dobra – chrząknął speszony. – Teraz mamy sporo spraw do załatwienia. Jedziemy na policję, później do sklepu z alarmami. Będziesz miała zamontowany alarm, kamery i czuwającą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę firmę ochroniarską – wymieniał, a ja z każdym słowem coraz szerzej otwierałam usta w zdziwieniu.
Rafał wstał z krzesła i odstawił Mączkę na płytki.
– Dokąd? – ściągnęłam brwi. – Ale mnie nie stać na takie rzeczy! – zaprotestowałam i również podniosłam się na nogi.
Raz, że nie miałam na to takich pieniędzy, to dwa uważałam, że to lekka przesada. Zgłoszenie na policję powinno ostatecznie rozwiązać sprawę. Konrad przecież musiał odpuścić.
– Mnie też nie stać, ale Hugo za wszystko zapłaci, ma mi zrobić przelew. On ma pieniądze, żeby zapewnić tobie bezpieczeństwo – podsumował zrezygnowany.
Spojrzałam na niego smutno, bo wciąż zawzięcie unikał kontaktu wzrokowego. Było mi przykro, że tak się czuł i nie wiedziałam jak go pocieszyć.
– On dzisiaj przyjeżdża prawda? – spytał bez siły w głosie.
– Tak – odpowiedziałam, a Rafał westchnął głośno i już kierował się do drzwi balkonowych. Zerknął na mnie przelotnie, posyłając nikły uśmiech, który nie miał nic wspólnego ze szczerością.
– To dobrze, nie powinnaś byś sama. A teraz zbieramy się, bo mamy dużo spraw do załatwienia – odparł i już zniknął za firanką.
Widziałam jak zeszło z niego całe powietrze. Zachowywał się jak przegrany, a przecież to nie była żadna rywalizacja.
*
Czytelnicy, kto z Was dobrze wytypował sprawcę różanego zamieszania? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top