Rozdział 23 ''Przyjaciele tak robią''

Lipiec

Ewelina

Złudne uczucie szczęścia, ciekawe ilu z nas miewa taki stan. Ja chyba funkcjonowałam w nim od początku roku. Niby znalazłam miłość swojego życia, ale te niby wychodziło przed szereg i przysłaniało wszystko, to co dobre z coraz większą mocą.

Moje serce potwornie się bało przegranej w tym starciu. Za wszelką cenę starałam się w tych trudnych chwilach nie przebywać ze swoimi myślami zbyt długo sama, bo były natarczywe i z pewnością do niczego dobrego nie prowadziły.

Dzisiejszy dzień, również miałam spędzić w wesołym gronie przyjaciół. Grałam koncert w Złotej i mieli mi towarzyszyć Olaf, Kasia oraz Rafał. Po występie, planowaliśmy tam zostać by wspólnie pobawić się na zorganizowanej potańcówce.

Na okres wakacji, Karol wprowadził w knajpie „taneczne piątki", co skutecznie przyciągało zaciekawione tłumy. Musiałam mu przyznać, że potrafił zainteresować klienta i zdobyć popularność. Znał się na menadżerce, a każdy jego ruch był bardzo przemyślany i w rezultacie przynosił same zyski.

Kasia zrezygnowała już z pracy u Rafała, dzięki czemu miała wiele czasu, który mogłyśmy wspólnie pożytkować. Cieszyłam się, że mogę z nimi spędzać wolne wieczory, bo wypełniali w moim życiu niechciane i puste luki.

Hugo był teraz na dwu tygodniowych wakacjach z dziećmi i ze względu na napiętą sytuację pomiędzy nim a Klaudią, nie mogłam z nimi pojechać. Wolał unikać zaogniania konfliktu i wszystkiego co by, jedynie spowalniało rozwód. Też pragnęłam abyśmy mieli to już za sobą i mogli zacząć oficjalnie nasz wspólny etap życia, a tak przecież w dalszym ciągu figurowałam jako jego kochanka.

Cały poranek wisieliśmy na telefonie i rozmawialiśmy, aż padły baterie. Nic nie było w stanie złagodzić bólu rozłąki. Czasami miałam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać, nie oglądając się za siebie. Ale zaraz opamiętywałam się, a zapał gasł tak samo błyskawicznie jak się pojawiał.

Postanowiłam również, że przy najbliższym spotkaniu opowiem Hugonowi o różach. Niepokoiło mnie to coraz mocniej. Wczoraj znów zostałam obdarowana, tym razem ktoś wepchnął jedną różę za klamkę od drzwi wejściowych. To najwyższy czas by się o tym dowiedział, może to właśnie on znajdzie, na to skuteczną rade.

Zagryzłam wargi w złości, a miałam nie psuć sobie dzisiaj humoru. Spróbować się rozluźnić, aby nie być wciąż tak podminowaną. Przymknęłam powieki po czym wzięłam głęboki, powolny wdech wypełniający całą klatkę piersiową. Odetchnęłam, odganiając od siebie wszystko co złe i zerknęłam po raz ostatni w lustro.

Włożyłam białą, obcisłą sukienkę przed kolano, zdobioną po całej długości cienkimi frędzlami, które przy każdym najmniejszym ruchu poruszały się zmysłowo wokół mojego ciała. Na stopy wsunęłam srebrne, białe sandałki na słupku i poprawiłam włosy, dzisiaj subtelnie podkręcone w gładkie fale. Efekt był zdumiewający. Już widziałam się na środku złotej sceny, niczym perła w środku muszli.

Gdy tak pieczołowicie oceniałam swój wygląd, niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Jak zwykle serce podeszło do gardła, mimo, że spodziewałam się Kasi, to za każdym razem byłam podejrzliwa i nie miałam pewności kogo tym razem ujrzę.

Zerknęłam przez wizjer i zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Nie zwlekając już, otworzyłam drzwi, a mój wzrok napotkał głębokie spojrzenie Rafała.

Jego tęczówki natychmiastowo się rozszerzyły, a twarz pobladła. Nie wiedziałam skąd tak gwałtowna reakcja, ale omal z tego szoku nie upuścił róż, które trzymał w dłoniach. W ostatniej chwili je przytrzymał.

Dopiero wtedy spostrzegłam, że dzierżył z tuzin czerwonym róż.

Połamanych róż.

Mój oddech przyspieszył, a serce zacisnęło się niczym pięść boksera gotowa do uderzenia. Ręka bezradnie zsunęła się z klamki i teraz już oboje staliśmy w zupełnym osłupieniu.

Czułam, jak mój przyjaciel nie odrywa ode mnie markotnego spojrzenia. Z kolei ja, nie mogłam przerwać wpatrywania się w ułamane gałązki kwiatów, które zwisały jakby pozbawione życia. Jakby ktoś z chorą satysfakcją poukręcał im pąki. Jak głowy.

– Znów? – wydusiłam z siebie płaczliwym głosem. Nawet nie zorientowałam się, że byłam już tak bliska lawiny łez.

Rafał pokiwał zatroskany głową.

– Jest tego więcej, na tarasie – poinformował cicho.

Rzuciłam się pędem przed siebie, wyminęłam Rafała stojącego w progu i skierowałam się na balkon. Z rozgorączkowanym sercem zbierałam kolejno porozrzucane kwiaty, a łzy zupełnie bez zgody kapały z oczu i moczyły znienawidzone już róże.

Rafał w tym czasie wyrzucił do kontenera, to co uprzednio uzbierał, przejął ode mnie resztę i również pozbył się ich, upychając kosz, który nie chciał się domknąć od nadmiaru wyrzucanych kwiatów.

Stanęłam u szczytu schodów i obserwowałam go, jak walczył. Miał zaciętą minę, a jego oczy ukazywały ocean frustracji, która się w nim zrodziła. Gdy uporał się ze wszystkim, skierował się na schody. Spojrzał na mnie wzrokiem tak bolesnym, aż poczułam złość na siebie, że przeze mnie musiał się zamartwiać.

Schody pokonał w kilku krokach i natychmiast znalazł się przy mnie. Wyciągnął ramię i bez skrępowania chwycił mnie za talię by zaraz przyciągnąć jak najbliżej siebie. Objęłam go z całej siły, a twarz wtuliłam w jego pierś. Ciepło które poczułam, zapach niosący ze sobą spokój oraz bicie serca sprawiły, że łzy zamiast się zatrzymać, nabrały większej mocy. Zaczęły zalewać moje policzki, a kolejne krople zaczęły moczyć czarną koszulę Rafała.

– Nie płacz – szepnął.

Odchylił się nieznacznie, by móc na mnie spojrzeć, ale ja nadal wduszałam nos w jego ciało. Rafał kołysał mnie, tuląc w ramionach jak bezbronne dzieciątko.

– Ewelina gdybym tylko mógł, bym był przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie spuściłbym cię z oka, ale nie mogę. Nie mogę nic zrobić. – Przycisnął mnie mocniej do siebie i słyszałam, jak jego głos się łamie. Niewiele mu brakowało by się rozpłakał.

Uniosłam wzrok i napotkałam intensywne spojrzenie. Jego oczy migotały i wpatrywały się we mnie tak dobrze znanym mi wzrokiem. Pełnym bezgranicznego uwielbienia.

– Rafał... – przeraziłam się. Znów go stracę, znów wszystko popsuję.

– Ciii – próbował mnie uciszyć. – Nic się nie martw. Nie bój się mnie. Ja chcę tylko tobie pomóc. Przyjaciele tak robią.

Ostrożnie podniósł dłonie, po czym ujął w nie moją twarz. Kciukami subtelnie otarł łzy spod mych oczu.

– Pewnie wyglądam okropnie, muszę iść poprawić makijaż przecież mam zaraz koncert – wydukałam. Czułam intensywne szczypanie pod powiekami od rozpuszczonego tuszu do rzęs.

Rafał ponowił delikatny gest, przejeżdżając opuszkami po moich mokrych policzkach.

– Wyglądasz... pięknie – wyszeptał tak cicho, że ledwie dotarło to do moich uszu. Zauważyłam, jak jego grdyka drgnęła, gdy ciężko przełknął ślinę.

Nadal trzymał dłonie na mojej twarzy, a ja czułam jak rozpala mnie ogień przerażenia. Który niespodziewanie zawładnął moim ciałem, szalejąc w środku niczym pożar. Wyswobodziłam się powoli z jego uścisku i z twarzą przyozdobioną w marny uśmiech, wycofałam się w głąb domu.

– Poczekaj, poprawię makijaż – wystękałam rozedrganym głosem, który łaskotał moje gardło.

W błyskawicznym tempie, przypudrowałam twarz aby chociaż zakryć ślady, które zostały po stróżkach łez. Resztą postanowiłam, że zajmę się już w samotności w swojej garderobie.

W drodze do samochodu, nie byłam w stanie spojrzeć w stronę Rafała. Zawzięcie unikałam jego kontaktu wzrokowego, bo nadal nie wiedziałam jak się zachować. Niby powiedział zwykły komplement, ale według mnie kryły się w nim nieodwzajemnione uczucia oraz pragnienia, których przy mnie nadal doznawał.

Nie zdołałam wsiąść do samochodu, bo Rafał nagle złapał mnie za dłoń i odwrócił w swoją stronę. Zaskoczona od razu powędrowałam wzrokiem do jego zapatrzonych we mnie jak w obrazek oczu.

– Ewela, żeby była jasność ja niczego nie sugeruję. Przepraszam jeśli wprawiłem cię w zakłopotanie. Nie chcę byś w moim towarzystwie się krępowała – wyznał nieśmiało, a jego mina zdradzała skruchę.

– Dobrze Rafał, niech ci będzie. Nie mam siły dzisiaj na poważne rozmowy. Najchętniej to bym nawet odwołała koncert, bo nie wiem jak zdołam zapanować nad głosem – przyznałam przybita i spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie.

– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sobie poradzisz. Pamiętaj, że ciągle jestem przy tobie i możesz na mnie liczyć. Nie jesteś sama, w dodatku będą Olaf i Kasia – gdy to mówił, zaciskał palce na mojej dłoni, próbując tchnąć we mnie wolę walki. – Teraz wsiadamy i jedziemy pokazać jak jesteś wielka i wyjątkowa – schylił się i niespodziewanie ucałował moją dłoń.

Droga na salę, upłynęła nam w ciszy, której towarzyszyła jedynie składanka Celine Dion. Wsłuchałam się w muzykę i nastrajałam, nucąc pod nosem każdą z piosenek. Rafał oczywiście wyczuł moje potrzeby, usunął się w cień, aż niemal łapałam się na tym, że zapominałam iż siedzi obok. Jakby oddał całą przestrzeń, a nawet powietrze, aby tylko przynieść mi ulgę.

Weszliśmy na salę. Mieliśmy zarezerwowany stolik w loży VIP, gdzie siedzieli już w oczekiwaniu nasi przyjaciele.

– Och nareszcie łobuzy! Już myślałam, że nas wystawiłaś i to ja będę musiała wyjść na scenę i pokazać wszystkim jak tego NIE POWINNO się robić. Na szczęście uratowałaś całą masę biednych i nieświadomych ludzi – trajkotała wesoło Kasia, póki jej wzrok nie padł na moją twarz. – Co ci się stało?! – Zrobiła wielkie oczy z przerażenia.

– Nic Kasieńko, wszystko jest dobrze, nie martw się – starałam się ją opanować, by nie niepokoić niepotrzebnie jej ani dziecka. Nigdy nie miałam przed nią aż tak poważnych tajemnic, ale nie miałam innego wyjścia. Zamartwianie się było ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowała.

– Drobne nieporozumienie, ale już Ewela jest gotowa na występ i zaraz wszystkim pokaże klasę. Całą drogę ćwiczyła. – Rafał orzekł i objął mnie po bratersku ramieniem, a ja pokiwałam żywo głową, próbując przekonać Kasię.

– To mknij niczym gepard, bo już nie możemy się doczekać ciebie słowiku na scenie. Norbercik też z chęcią posłucha swojej matki chrzestnej. – Już zapomniała o swoich podejrzeniach i słodko przemawiała z uwielbieniem do swojego brzuszka. Z Olafem znali już płeć i wiedzieli, że to będzie syn.

Wycofałam się z bladym uśmiechem do garderoby i sprawnymi ruchami doprowadziłam się do porządku. Po całym zamieszaniu niemal nie było naocznego śladu, tylko wielki strach pozostał nadal w sercu.

Występ sprawił mi niesamowitą przyjemność. Poddałam się całkowicie melodii, zatraciłam się w słowach, dzięki czemu moje dręczące myśli uleciały. Wzrokiem błądziłam po lustrzanych ścianach i za wszelką cenę starałam się unikać intensywnych spojrzeń, które biły we mnie z trzech różnych stron.

Z lewej strony dochodził do mnie przebiegły wzrok Karola, który siedział przy barze i spoglądał spod zmrużonych powiek.

Z zacisza sali, z loży VIP promieniował inny rodzaj wzroku. Pełen zachwytu, oczarowania, zatracenia się w chwili. Przyciągał niepokojąco i zatrzymywał na dłużej przy sobie.

Aż w końcu z końca sali wzrok wiary, nadziei i dobroci błękitnego nieba. Baltazar niedawno skończył swój występ, więc zaraz zapewne ulotni się jak kamfora. I zjawi się, jak gdyby nigdy nic na następnym koncercie.

Brakowało jednego. Tego jedynego wzroku. Orzechowego.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top