Rozdział 21 ''Stare wino''
Czerwiec
Ewelina
Zniecierpliwiona, zerknęłam już chyba po raz setny na zegarek. Kasia się spóźniała, miała być dwadzieścia minut temu. Tego dnia były moje urodziny i tak jak zapowiedziała przy ognisku, w żadnym wypadku nie chciała dopuścić bym spędziła je samotnie.
Tak naprawdę, to odetchnęłam z ulgą, bałam się zostać sama w tym szczególnym dniu. Hugo nie mógł przyjechać, ponieważ chłopcy zjechali do niego na dwutygodniowe wakacje, więc znając mnie topiłabym smutki w czekoladzie. A tak swoje trzydzieste trzecie urodziny, miałam szansę godnie świętować.
Trzydzieści trzy lata. To już tak dużo. Zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd, że w tym wieku tkwiłam w takim miejscu. To nie tak, że byłam wyłącznie nieszczęśliwa, po prostu brakowało mi stabilizacji. Pewności na czym stoję, że moje życie jest już na dobrej i prostej drodze, i nic się nie zmieni.
Może gdyby był ze mną Hugo, to by się zmieniło. Ale na razie taka wizja, była jak coś niemożliwego do spełnienia. Nie byłam nawet w stanie sobie tego wyobrazić. By budzić się dzień w dzień u jego boku. I razem z nim żegnać zachody słońca.
Był bardzo zapracowany. Dopiero będąc tak blisko, widziałam ile wyrzeczeń i poświęceń kosztuje prowadzenie własnej firmy. Hugo siedział w tym jak ryba w wodzie. Doskonale się w tym odnajdywał, czerpał z tego energię i rozumiałam, że nie potrafiłby żyć szczęśliwie w tak monotonnym miasteczku jak moje. W takim razie co nam pozostało? Przecież nie da się wiecznie trwać w takim weekendowym związku.
Z dołujących rozmyślań wybił mnie natarczywy dźwięk dzwonka. Zatkałam uszy, bo ktoś wygrywał nim przyśpiewkę piłkarską, jakby trąbił na meczu.
Mimo, iż spodziewałam się przyjaciółki, z rezerwą skradałam się do drzwi. Pełna obawy czy nie zastanę tam niechcianego intruza.
Wolałam nie ryzykować, bo rano znalazłam kolejne czerwone róże. Tym razem, leżały ułożone w pedantycznie równym rządku wzdłuż tarasu. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tego widoku. Powinnam w końcu coś z tym zrobić albo przynajmniej powiadomić policję.
Ostrożnie uchyliłam drzwi, ale na szczęście przed nimi stała rozanielona Kaśka. Podskakiwała w miejscu podekscytowana i klaskała w dłonie jak mała dziewczynka.
– Ktoś tutaj jest starszy o rok! – piszczała rozradowana.
– Nie musisz mi przypominać. – Przewróciłam ostentacyjne oczami.
– Stare ale jare! – krzyknęła. Wyciągnęła ramiona i zatopiła mnie w uścisku, chroniąc przy tym zgrabnie swój ciążowy brzuszek.
– Odezwała się, ta co ma dwadzieścia sześć lat! Nie zapominaj, że jestem starsza nawet od Olafa! Porażka! – pisnęłam, gdy zaczęła mnie mocno tulić.
– Kobiety jak wino, Ewelciu nie wiesz o tym? – skwitował Olaf z kamienną miną, z kolei ja prychnęłam ze śmiechu. Stare wino, o to do czego porównano mnie w dniu urodzin.
Przyjaciele zadecydowali jednogłośnie, że zamiast spaceru, skorzystamy z samochodu. Zachowywali się tajemniczo i nie mieli nawet zamiaru wyjawić dokąd mnie zabierają. Więc poddałam się bez walki i posłusznie dałam im się porwać.
Po krótkiej chwili podjechaliśmy pod mały hotel, w którym jeszcze nigdy przedtem nie byłam. Mieścił się w małej kamienicy, zewsząd obrośniętej bluszczem, od frontu z małym tarasikiem z białą balustradą. Uroczy w każdym najdrobniejszym szczególe. Kasia najwidoczniej musiała zakodować w pamięci, że byłam nim zaciekawiona, gdy tylko został otwarty.
Weszliśmy do środka, a moją rozgrzaną słońcem skórę ostudziło zimne powietrze, dmuchające z klimatyzacji. Nie zdążyłam dobrze rozejrzeć się po wnętrzu, gdy Kaśka zaczęła mnie szarpać za ramię.
– Zamknij oczy – rozkazała niespodziewanie.
– Żartujesz? – spróbowałam zaprotestować i patrzyłam na nią z miną błagającą o litość, bo naprawdę nie miałam ochoty na wygłupy. Niestety jej twarz pozostawała niewzruszona.
Olaf, nie czekając dłużej zaszedł za moje plecy, by dłońmi zasłonić mi oczy, a Kasia złapała mnie za rękę.
– Wy obydwoje powariowaliście w tej ciąży! – stwierdziłam ze śmiechem. Czułam się jak małolata, a nie trzydziestotrzyletnia letnia kobieta. Może to i dobrze? Lepiej czuć się młodo, niż być starym winem.
Zeszliśmy po małych schodkach. Ja asekurancko podtrzymywana pod pachami przez Kasię i z wciąż wczepionymi w moje zamknięte powieki, gorącymi dłońmi Olafa.
W końcu usłyszałam, jak otwierają się przed nami drzwi.
– Niespodzianka! – rozległ się głośny chóralny krzyk zebranych.
Wtedy Olaf opuścił dłonie, a ja aż zamrugałam kilkukrotnie z dopadającego mnie zaskoczenia. Nie wiedziałam na czym mam skupić swój wzrok. W powietrzu unosiły się złote konfetti, a przy suficie wisiały wypełnione helem, balony we wszystkich możliwych kolorach tęczy.
Po środku całego zamieszania, stała garstka wiwatujących znajomych. Był Łukasz z Joasią, Laura z Leonem, Ola z chłopakiem, Karol i Baltazar. Przez sekundę przemknęło przez moją głowę, że brakuje ich dwóch. Ale nie zatrzymałam tej myśli, pozwoliłam by się ulotniła. Chciałam się cieszyć z tego co miałam w danym momencie.
Po chwili wszyscy mnie otoczyli i zaczęli składać życzenia. Bałam się, że mnie rozerwą, tak się przepychali, ale w duchu wychodziłam ze szczęścia. Dzięki nim poczułam się ważna, doceniona i kochana.
Zabawa zaczęła się od razu. Z głośników poleciały polskie hity i nikt nie miał czasu na rozmowy. Polano szampana, a w dłoń wciśnięto mi bez pytania o zgodę, pełny kieliszek. Wirowałam, przeskakując z jednych ramion do drugich i nie nadążałam rejestrować tego z kim rozmawiam czy tańczę. Byłam przeszczęśliwa i to była wyłącznie ich zasługa.
Odtańczyłam kilka piosenek i odsunęłam się na bok, by zaczerpnąć tchu. Rozejrzałam się z zachwytem po pomieszczeniu, które było zachowane w biało, niebieskich kolorach. Wokół parkietu ustawiono małe, drewniane stoliki ozdobione śnieżnobiałymi obrusami w niebieską, grubą kratę. Dzisiaj stały złączone w jednym długim rządku, by pomieścić wszystkich gości.
Każdy kąt sali, dumnie prezentował ogromne kwietniki, wypełnione bujnymi monsterami i paprociami, które dodatkowo zwisały z sufitów w małych, białych koszyczkach. Całe wnętrze emanowało spokojem. Jego barwy oczyszczały nie tylko umysł, ale nawet strapione dusze.
Stałam zauroczona i nie zauważyłam, kiedy przystanął obok mnie Karol. Dzisiaj w jasno szary garniturze w kratę. Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby w taki upał zdecydować się na tak oficjalny strój. Ja miałam na sobie kusą satynową sukienkę w różowym kolorze, i nawet w tak skąpym ubraniu było mi piekielnie gorąco.
– Kto dzisiaj tobie towarzyszy, aniołku? – Karol spytał wyniośle, podając mi kolejny kieliszek szampana. Skwaszona zmarszczyłam brwi. Co to w ogóle za pytanie?
– Goście? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie mogłam się pohamować i dodałam do tego nutkę ironii.
– Pytam, kto jest twoim partnerem w tak ważnym dniu? – dopowiedział, jakby nie zrozumiał mojego przekazu, albo specjalnie go zignorował.
Zmrużył groźnie oczy i przybliżył się do mnie, wwiercając swoje chłodne spojrzenie czarnych tęczówek. Jego ramię otarło się o moją odkrytą rękę, co natychmiastowo spowodowało we mnie dziwny niepokój, który ogarnął ciało i sprawił, że dostałam gęsiej skórki. Nie wiem czemu, ale wystraszyłam się go, przez co stałam całkowicie sparaliżowana, nie potrafiłam się odsunąć, by odzyskać chociaż trochę przestrzeni.
– Karol wiesz dobrze, że Hugo ma mnóstwo pracy i jest zajęty. Nie rób tego specjalnie, nie czepiaj się. Gdyby mógł na pewno by się zjawił – odparłam coraz bardziej nabuzowana. Chciałam być miła, w końcu pofatygował się tutaj i przyszedł na moją urodzinową imprezę, ale już ledwo gryzłam się w język.
Za każdym razem, gdy tylko miał możliwość krytykował Hugona. Coraz bardziej mnie to drażniło, bo często trafiał w punkt swoimi uwagami. Za wszelką cenę pragnął go oczerniać. Mimo, że puszczałam każde słowo mimo uszu, one zawsze zasiewały ziarna niepewności w mojej głowie i brzęczały natrętnie.
– Moim zdaniem, jakby był twoim prawdziwym partnerem, to nawet gdyby się paliło, powinien tutaj się stawić. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu się na to godzisz. Zdajesz się być rozsądna – podsumował, poprawiając wymownie swoje okulary. Zawsze to samo, swoimi przemądrzałymi słowami potrafił sprawić przykrość jak nikt inny. – Zasługujesz na coś lepszego – wyszeptał.
Niespodziewanie mężczyzna uniósł dłoń i bezwstydnie zsunął z mojego ramienia zagubiony kosmyk włosów. Jego opuszki przejechały z premedytacją po mojej nagiej skórze, a ja w pełni zaskoczona wyprostowałam aż plecy. Nie podobało mi się, że z taką śmiałością mnie dotknął. Czułam, jak wkracza nieproszony w moją prywatną strefę.
– Że niby na ciebie? – prychnęłam podminowana i zaczęłam nerwowo stukać obcasami, które miałam na nogach.
– Przede wszystkim na szacunek. Na kogoś kto będzie się liczył z twoim zdaniem, a nie myślał tylko czy jemu jest wygodnie – odgryzł się bezczelnie, a mi aż zaszkliły się oczy od jego trafnych słów.
Karol był dobrym obserwatorem. Wyciągał wnioski, które usilnie chowałam. Stworzyłam złotą klatkę, do której wpuszczałam wyłącznie dobre chwile. Ale wszystko co złe nie znikało, ono czyhało za drzwiami i mogło zaatakować w każdej sekundzie bez ostrzeżenia. A gdy tak się stanie, to już nie będzie burza czy mała zawierucha, tylko tsunami, które zmiecie wszystko ze swojej drogi.
– Jeśli byś tylko zechciała, ja bym się tobą zaopiekował. Pokazał, jak wygląda prawdziwa miłość, która szanuje uczucia drugiego człowieka – szepnął wymownie prosto w ucho. Teraz już zatrzęsła mi się broda.
– Ewelina. – Z nadciągającej rozpaczy, wyrwał mnie ciepły głos Baltazara. Chłopak położył delikatnie dłoń na moim ramieniu. – Chciałbym ci jeszcze raz złożyć życzenia i chwilę porozmawiać, bo niestety nie mogę dłużej zostać.
– W takim razie zostawiam was samych – odezwał się szarmancko Karol, po czym się oddalił.
Baltazar odchrząknął znacząco i poczekał, aż zostaniemy całkowicie sami.
– Tak, więc wszystkiego najlepszego Ewelinko – powiedział, nieśmiało zerkając mi w oczy.
W pracy często się mijaliśmy, gdy kończył koncert szybko znikał i rzadko kiedy mogliśmy porozmawiać sami we dwójkę. Chociaż, gdy tylko nadarzyła się okazja, zawsze rozmowa sama płynęła w spokojnym przyjaznym rytmie. Czułam, że jest moją pokrewną duszą. Mogłabym się z nim zaprzyjaźnić, gdyby tylko zechciał.
– Chciałbym, żebyś częściej się uśmiechała i była najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Nie zmieniaj się tylko, bo jesteś wyjątkowa – dodał ogromnie zawstydzony, a zdradzał go spory rumieniec na policzku.
Po tych słowach wręczył mi mały pakunek w złotym ozdobnym papierze.
– Otwórz to na osobności – wyszeptał. Przejęłam pakunek mocno zaintrygowana.
– Dziękuję. Ale co to takiego? – odszepnęłam. Zdziwiłam się tą nutką tajemnicy, jaką usłyszałam w jego głosie.
– Zobaczysz. Gdy przeczytasz i też to poczujesz, odezwij się do mnie – wyznał.
Spojrzałam mu podejrzliwie w oczy. Nie wiedziałam o czym mógł mówić. Jednak Baltazar nic nie wytłumaczył, tylko posłał słodki uśmiech. Był taki delikatny, czasem odnosiłam wrażenie, że jest takim wiecznym, romantycznym chłopcem. A jego dusza jest czysta jak łza.
Podziękowałam za prezent i przekazałam Kasi, by schowała bezpiecznie do torebki.
*
Zabawa trwała w najlepsze. Szampan lał się strumieniami, a na brak chętnych partnerów do tańca nie mogłam narzekać. Kasia pilnowała bym ani przez jedną sekundę nie została sama i nie miała okazji do przygnębiających rozmyślań.
W pewnym momencie poprosiła mnie, żebym przyniosła jej sweterek, który rzekomo miał być na górze, w hotelowym pokoju. Zdziwiłam się, że wynajęła pokój, ale z ciężarną przecież się nie dyskutuje, więc potulnie poszłam spełnić jej prośbę.
Szłam wąskim korytarzem, a w dłoni ściskałam klucz i szukałam na kolejno mijanych drzwiach numeru piętnaście. Uśmiech nie schodził mi z ust. Przyjaciele zrobili mi cudowną niespodziankę. Kasia jest najwspanialszą przyjaciółką, jaką można sobie tylko wymarzyć. Mimo, że brakowało mi ukochanych brązowych oczu, musiałam przyznać, że w tym momencie byłam szczęśliwa.
W końcu znalazłam odpowiedni numer, więc przystanęłam przy drzwiach i przyłożyłam do zamka klucz. Zawahałam się, bo okazało się, że są otwarte. Spojrzałam jeszcze raz na liczby zamieszczone na drzwiach, ale wszystko się zgadzało, więc ostrożnie pociągnęłam je do przodu.
Ze zdumienia otworzyłam szeroko usta, ale żaden głos nie był w stanie wydobyć się przez ściśnięte ze wzruszenia gardło. Poczułam, jak moje ciało przeszywa dreszcz, skóra cierpnie, a w środku rozlewa się przyjemne ciepło.
Na końcu pokoju, na skraju dużego hotelowego łóżka siedział z opuszczoną głową Hugo, a w rękach trzymał bukiet polnych kwiatów. Zadarł czoło i spojrzał wprost w moje oczy. Serce mi załomotało, gdy zatopiłam się w jego orzechowym spojrzeniu. Hugo posłał łobuzerski uśmieszek i wstał.
– Hugo! – wykrzyknęłam, biegnąc już w jego stronę niczym rakieta wystrzelona w kosmos.
On w tym czasie odłożył kwiaty na łóżko, a ja po chwili wpadłam w jego silne ramiona. Wskoczyłam na niego z impetem, a Hugo sprytnie uniósł mnie do góry. Wsunął dłonie pod krawędź sukienki i zacisnął je na udach, wprawiając tym moje ciało w niespokojne wibracje. Ależ mi tego brakowało! Moje usta odnalazły drogę, do jego pełnych warg i nareszcie zatopiły się w pełnym namiętności pocałunku.
Nieważne, który raz mnie całował, bo za każdym razem było tak samo. Przez moje ciało przebiega prąd, jednocześnie czuję tęsknotę i lekkość. Radość miesza się ze strachem, jakby kumulował wszystkie moje emocje, rezerwując je wyłącznie dla siebie. To się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie tym jedynym, mimo, że tak dużo nas dzieliło.
– Co ty tu robisz? – wyszeptałam, pomiędzy pocałunkami, a Hugo oderwał się od moich ust z błogą miną.
– Naprawdę myślałaś, że nie przyjadę na twoje urodziny? – zapytał z zawadiackim uśmiechem. Widać było, jak wielką radość sprawił mu fakt, że udało się mnie zaskoczyć.
Hugon odsunął mnie od siebie i postawił na podłogę.
– Ale dlaczego nic nie powiedziałeś?! – dopytywałam, niemal skacząc w miejscu z buzującego szczęścia.
– Chciałem zrobić niespodziankę. – Wzruszył ramionami i sięgnął po bukiet, który zaraz mi wręczył. – Wszystkiego najlepszego, kokosiku – wyszeptał i złożył łagodny pocałunek, ocierając w zwolnionym tempie swoje wargi o moje. A ja czułam jak rozpływam się od czułości, jaką mnie właśnie obdarowywał.
Następnie złapał mnie za ramiona i obrócił do siebie plecami. Powolnym ruchem, odgarnął moje rozpuszczone włosy na bok, odsłaniając w ten sposób szyję. Przejechał po niej nieśpiesznie opuszkami, a ja czułam jak pod wpływem jego dotyku, każdy włosek na moim ciele staje na baczność. Hugo nachylił się i musnął gorącymi wargami mój odkryty bark. Przygryzłam wargę z rozkoszy, a w moje podbrzusze uderzyła elektryzująca fala gorąca.
– Mam coś jeszcze dla ciebie – szepnął prosto do ucha, po czym założył na moją szyję drobny łańcuszek. Schyliłam brodę i zerknęłam na medalik. – To jest kamień księżycowy i malachit, oba kamienie przypisane są do naszych imion. Kazałem je połączyć w jeden wisiorek, żeby były nierozerwalne – wyjaśnił znaczenie prezentu.
Tak jak my, pomyślałam. Byłam wzruszona, że zadał sobie tyle trudu by stworzyć tak personalny prezent.
– Dziękuję – wyszeptałam z rozczuleniem. Dotknęłam ostrożnie medalik, bojąc się, że zaraz go zniszczę. Był kruchy i potrzebował uwagi, dokładnie jak nasz związek.
Odwróciłam się przodem do Hugona i zarzuciłam mu ręce na kark. Znów pozwoliłam pochłonąć się głębokiemu orzechowemu spojrzeniu. Hugo przysunął się blisko i połechtał delikatnym całusem moje wargi, ale ja nie mogłam już dłużej zwlekać. Odpowiedziałam namiętnym pocałunkiem, mocniej przywierając ciałem do jego twardej klatki piersiowej. Oddech mi przyspieszył, a dłonie zaczęły niecierpliwie błądzić po jego szerokich plecach. Dzisiaj jeszcze bardziej uwydatnionych przez opięty materiał białej koszulki polo.
Stęskniłam się, więc nie miałam zamiaru udawać, że o niczym innym nie marzyłam, jak o tym by zostać z nim sam na sam. Mogłabym dzisiaj nic więcej nie robić, tylko tak topić się w jego objęciach.
Z tym, że Hugo najwyraźniej miał inny plan, bo niespodziewanie oderwał się ode mnie.
– Chodź, idziemy na dół – wydyszał, panując nad rodzącym się między nami pożądaniem.
Wyciągnął do mnie dłoń, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana. Czułam jak policzki mnie palą, a usta wciąż pulsują spragnione jego smaku. Hugo zagryzł zęby.
– Chodź – powtórzył stanowczo. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
Jęknęłam zrozpaczona, jak niby zdołam poskromić pożądanie przez cały wieczór?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top