Rozdział 18 ''Nie zapominaj o mnie''

Czerwiec

Ewelina

Za mną ciężki maj. Pełen spięć, niedomówień i udawania, że wszystko jest dobrze. W ciągu niespełna pół roku, zmieniłam się nie do poznania, byłam ciągle podminowana, nerwowa i rzadko kiedy się uśmiechałam. Czy tak powinna wyglądać zakochana osoba, która właśnie odnalazła miłość swojego życia? Odpowiedź, która sama się nasuwała, mroziła mi krew w żyłach.

Z mamą ograniczyłyśmy kontakt do minimum. Każda z nas potrzebowała nabrać dystansu, przetrawić słowa, które padły i dopiero wtedy można było myśleć o jakimkolwiek porozumieniu. Gdy spróbowałyśmy ponownie podjąć ten temat, skończyło się oczywiście kolejną awanturą. Mama stwierdziła, że jestem nieodpowiedzialna, a całą winę za moje karygodne zachowanie, zrzuciła na biedną babcię. Która teraz pewnie przewracała się w grobie, słysząc jakie głupstwa wygadywała jej synowa.

Nigdy za sobą nie przepadały. Z kolei mnie z babcią, łączyła szczególna więź. Zawsze rozumiałyśmy się bez słów, ale przenigdy babcia nie wmawiała mi swoich poglądów. Jedynie rzetelnie wyrażała swoją opinię, dzieliła się swoimi doświadczeniami, ale zawsze w taki sposób, bym sama wyciągała wnioski.

Do Hugona nie miałam żalu. Nawet cieszyłam się, że wziął sprawy w swoje ręce, bo ja zapewne w dalszym ciągu bym ciągnęła tę farsę, a niczego by to przecież nie zmieniło. Tylko odwlekało w czasie nieuchronne.

Minął tydzień od naszego ostatniego spotkania. W ten weekend Hugon miał wyjazd służbowy, więc ja postanowiłam się zrelaksować, a przynajmniej spróbować. Wyjechałam z Olafem i Kasią pod namioty, nad pobliskie jezioro.

Siedzieliśmy właśnie przy rozpalonym ognisku i urzeczona słuchałam opowieści Kasi o ciąży. Nic nie było mi straszne.

Fascynowały mnie nabrzmiałe piersi, jej zachcianki, wahania nastrojów, a przede wszystkim ruchy dziecka. Gdy o nich opowiadała, nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jakie to uczucie, mieć w sobie nowe, kiełkujące życie.

Olaf stał na uboczu i przez dłuższy czas, rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy wrócił, od razu wymienił z Kasią trwożliwe spojrzenia. Zmarszczyłam podejrzliwie brwi. Było jasne, że chcieli mi o czymś powiedzieć, ale nie wiedzieli jak się za to zabrać.

Zaczęła Kasia, głaszcząc przy tym czule swój zaokrąglony, ciążowy brzuszek.

– Ewelina, bo... Nie powiedzieliśmy tobie, bo... Tak naprawdę, to wyszło tak zupełnie na spontanie – jąkała się.

– Co? – zapytałam rozbawiona ich widocznym zakłopotaniem.

– Bo wiesz, mówię nie planowaliśmy tego – nadal owijała w bawełnę. Naprawdę, w tej ciąży czasem jej nie poznawałam.

– Mów do rzeczy, dziewczyno – ponagliłam ją zniecierpliwiona, a Kasia wzięła głęboki, powolny wdech.

– Dołączy do nas Rafał. Zadzwonił dzisiaj niespodziewanie i powiedział, że będzie w mieście, więc zaproponowałem, żeby do nas dojechał. – Olaf poinformował mnie poważnym tonem, aż się roześmiałam się, słysząc nutkę stresu w jego głosie.

– Serio, tylko tyle? A ja już zdążyłam się wystraszyć! – Kręciłam głową z niedowierzaniem i przyglądałam się jak schodzi z nich całe napięcie.

– Czyli nie jesteś zła? – spytała wyraźnie uspokojona Kasia.

– Nie jestem. Wszystko w porządku, nie mam nic przeciwko, temu aby przyjechał – odpowiedziałam. I pomyślałam, że nawet się cieszę na to spotkanie. Tęskniłam za naszymi rozmowami. Niby byliśmy pogodzeni, ale nie wyglądało, to już tak jak kiedyś.

Nadal siedzieliśmy i ogrzewaliśmy się przy ognisku. Wyobrażaliśmy sobie poród Kasi. Zarzekała się, że chce rodzić naturalnie, a Olaf obiecywał, że będzie jej dzielnie w tym towarzyszył. Tryskali szczęściem i miłością, a patrzenie na nich skrycie kuło moje poszarpane serce.

Prawdziwym wyzwaniem w życiu, jest czerpać radość ze szczęścia bliskich, gdy samemu rozpada się na drobne kawałki. Nie pozwoliłam zrodzić się zazdrości, tłumiłam ją wszystkimi mocami, którymi jeszcze dysponowałam. A z każdym dniem niestety tylko ich ubywało.

Wieczór mijał, a my ze smakiem, zajadaliśmy pieczone kiełbaski, zdjęte prosto z ognia, robiąc z nich hot dogi z chleba i ketchupu. Kasia z kolei ani na moment, nie przestawała w swoje ciążowej paplaninie.

W końcu z ciemności otaczających nas drzew, wyłonił się Rafał. Przyszedł z wielkim plecakiem i karimatą zawiniętą pod pachą.

– Cześć wszystkim! – przywitał się wesoło. Jak to miło było usłyszeć jego przyjazny głos.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się przez rozmazujące wzrok, skaczące płomienie. Rafał uśmiechnął się szerzej, dedykując ten uśmiech, jakby specjalnie dla mnie. Odłożył na ziemię swoje bagaże, ucałował Kasię, a jego wzrok znów powędrował w moją stronę.

– Mam coś dla ciebie. – Wycelował we mnie palcem, a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.

– Dla mnie? – spytałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia, a Rafał przytaknął zadowolony, widząc, że zrobił mi niemałą niespodziankę.

– Gdy dowiedziałem się, że będziesz, musiałem wstąpić na stację benzynową. Przecież bez tego, nie spodoba ci się żadne ognisko! – mówiąc, to rzucił w moją stronę paczkę pianek marshmallow. Pamiętał! Moją twarz natychmiast ozdobił szeroki uśmiech.

– Dziękuję! – wykrzyknęłam uradowana, łapiąc w locie opakowanie ulubionych słodyczy.

Rafał zaśmiał się uroczo, podszedł do mnie i pocałował w policzek, a ja odwzajemniłam pocałunek z wielką radością. Naprawdę cieszyłam się z jego obecności. Mimo, że kochałam towarzystwo Olafa i Kasi, dzisiaj czułam się jak piąte koło u wozu.

Rafał przysiadł na ławce, tuż obok mnie i ramieniem oparł się swobodnie o moje. Ja natomiast nie wiedzieć czemu, spięłam się tą nieoczekiwaną bliskością.

– Gdzie masz swój kijek? – spytał i zaczął otwierać paczkę ze słodyczami. Podałam mu kij, a Rafał nadział na niego dwie pianki i skierował nad palenisko.

– A poczęstujesz się? – zapytała Kasia z miną kotka ze Shreka. Przecież takie zagranie u ciężarnej, od razu stawiało ją na wygranej pozycji!

– Nie mam wyjścia, gdyby nie ciąża, zapomnij – powiedziałam zniesmaczonym tonem pełnym niezadowolenia, co wywołało u wszystkich głośny wybuch śmiechu.

Siedzieliśmy przy ognisku jeszcze przez długi czas. Rozmawialiśmy, zajadaliśmy się pysznościami i piliśmy piwo. Czułam się beztrosko, jakbym była nastolatką, a moim jedynym problemem był pryszcz na środku czoła.

Nagle rozdzwonił się mój telefon. Domyślałam się kto dzwoni, więc wstałam prędko i przeprosiłam wszystkich, idąc na ubocze. Skierowałam się od razu na piaszczystą plażę, gdzie usiadłam niemal przy samym brzegu.

– Halo? – Odebrałam połączenie.

– Cześć, kokosiku. – W słuchawce rozległ się niski głos Hugona.

Jego tembr zawsze przyprawiał moje serce o miłosne drgania. Właśnie to było w nim wyjątkowe, że samym spojrzeniem, dotykiem, zapachem bądź głosem, potrafił mnie porwać.

– Cześć skarbie – przywitałam się rozmarzona. Pod wpływem alkoholu, jeszcze bardziej odczuwałam jego nieobecność i tęsknotę.

– Jak się bawisz? – spytał. A słyszalny smutek w jego wypowiedzi, sprawił, że moje serce zacisnęło się z bólu. Nie często, dało się wyczuć w nim, tak ogromną tęsknotę jak teraz. Zazwyczaj starał się zgrywać twardziela.

– Dobrze, właśnie zajadamy pianki z ogniska – odpowiedziałam i przygryzłam dolną wargę z nerwów. Nie mogłam mu powiedzieć, że jest z nami Rafał. Ostatnio działał na niego jak płachta na byka. Skończyłoby się to kłótnią, a tego za nic w świecie nie chciałam.

– O proszę jakie luksusy. Widzę, że dbają tam o ciebie i doskonale mnie zastępują. Cudownie, że masz takich przyjaciół, ale żałuję, że nie ma mnie tam z tobą – wyznał, a ja przymknęłam oczy, bo ogarniała mnie smutna niesprawiedliwość.

– Ja też żałuję. Nikt nie jest w stanie ciebie zastąpić Hugon. Brakuje mi ciebie – odpowiedziałam przez zduszone gardło. By odwrócić swoją uwagę od wzbierającego smutku, z zapałem przesypywałam w drugiej ręce chłodny piasek.

– Wiem, ale już niedługo – odparł, starając się o weselszy ton. Jemu również było ciężko, taka rozłąka nikomu nie wychodziła na dobre, tylko prowokowała między nami napięte sytuacje. – A teraz leć, baw się dobrze i nie zapominaj o mnie.

– Nie zapomnę. Kocham cię Hugo – powiedziałam, zaciskając mocniej powieki, w nadziei, że to uchroni mnie przed kolejnym wylewem łez.

– Też cię kocham, pa – szepnął i się rozłączył.

– Pa – wyszeptałam przygaszona. Znów smutek rozpanoszył się po całym moim ciele, a razem z tym, cały dotychczasowy błogi nastrój prysł. A w dodatku na horyzoncie nie było widać, żadnego możliwego pocieszenia.

Tęsknota, doskonale otumania zmysły. Gdy mocno tęsknimy, nic nie jest przejrzyste. Kolory się zacierają i uniemożliwiają odróżnienie tego co dobre, co na miejscu, a co jest złą ścieżką. W samotności i tęsknocie, zaślepieni ludzie łatwiej popełniają błędy, bo rozpaczliwie szukają ukojenia.

Pogrążona w swoim labiryncie myśli, siedziałam i wpatrywałam się w gładką taflę wody, którą oświetlał blady blask księżyca. Jego kształt odbijał się zjawiskowo i tak realistycznie, że gdybym zanurzyła się teraz w jeziorze, śmiało bym mogła powiedzieć, że pływałam będąc na księżycu.

Po chwili dołączyła do mnie Kasia i usadowiła się na piasku obok.

– Dzwonił Hugo, tak? Powiedziałaś mu, że jest Rafał? – od razu spytała o to, bo domyślała się, że to wciąż drażliwa kwestia.

– Nie mogłam, wiesz co by się stało gdyby się dowiedział i bez tego jest nam ciężko – odpowiedziałam i z irytacją, cisnęłam dłonią piaskiem.

– Ech... Ewelina – westchnęła znacząco. – Musicie znaleźć rozwiązanie. Może dla waszego wspólnego dobra, postaw wszystko na jedną kartę. Co masz do stracenia? Uda to się uda, nie uda to się nie uda, zasada stara jak świat – mówiła jak natchniona.

– Czasem mam myśli, żeby tak zrobić, ale zaraz opuszcza mnie odwaga – przyznałam łamiącym się głosem.

– Czasem odwaga, to ostateczny krok do pełni naszego szczęścia. Wystarczy, tylko zebrać siły i się odważyć.

– Ja jej jeszcze nie nabrałam – przyznałam smutno. Już nie byłam w stanie powstrzymać samotnej łzy, która ściekła po policzku.

– Kiedy znów się spotkacie? – zapytała i objęła mnie z troską, a ja ułożyłam głowę na jej ramieniu. Drgnęłam niemrawo barkami, bo sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. – Za tydzień są twoje urodziny? Nie przyjedzie?

– Nie może, ma mnóstwo pracy. W dodatku to jego weekend z dziećmi. – Kasia pokrzepiająco potarła dłonią moje przedramię.

– Nie za dużo pracuje?

– Przecież wiesz, że prowadzi własną firmę. Tak się złożyło, że w jednym czasie, skumulowało się kilka poważnych zleceń i naprawdę robi co w jego mocy, by to wszystko połączyć – wyjaśniłam i przymknęłam oczy, bo wezbrały w nich niechciane łzy. Kasia głośno odetchnęła.

– To nic. My tobie zorganizujemy imprezę. Nie pozwolę, byś swoje urodziny spędziła samotnie. I nie martw się już tym wszystkim, jestem święcie przekonana, że będzie dobrze. – Szturchnęła mnie łokciem w ramię. – Pamiętaj, że mam do tego nosa – dodała.

A ja zaczynałam się zastanawiać, czy aby na pewno jej nos nie szwankował w ciąży.

Hugo

Rozłączyłem się. Położyłem się wygodnie na kocu rozłożonym na piasku, pod gołym niebem. Wokół mnie panowała zupełna cisza i spokój. Razem ze mną gwiazdy i tęsknota.

Coraz częściej miewałem złe przeczucia. Pojawiały się niespodziewanie, siejąc spustoszenie w moim stęsknionym sercu. Gdziekolwiek Ewelina teraz była, była beze mnie. Co bym nie zrobił, jakbym jej mocno nie kochał i świata poza nią nie widział, obydwoje mieliśmy swoje życia, które nadal były oddzielne. Zakochując się, nie myślałem, że nie będziemy w stanie tego połączyć.

Spoglądałem w lśniące gwiazdy i przypominało mi się nasze dominikańskie niebo. Już wtedy, gdy leżeliśmy złączeni ciałami, wiedziałem, że będzie trudno. Że przed nami najważniejsze wyzwanie w życiu.

Zapatrzony w gwieździstą noc nad głową, poczułem nagle lekkie szturchnięcie w nogę. Ocknąłem się i spojrzałem przed siebie. W moich nogach stała Majka, w białej, kusej sukience i cienkim sweterku.

– Można się przyłączyć – spytała, świdrując mnie wzrokiem.

Kurwa, przez cały wyjazd nie odstępowała mnie na krok. Uwiązała się szyi i bez przerwy czegoś potrzebowała. A to żebym sprawdził czy zgadza się umowa, albo przejrzał kalendarz na następny miesiąc. Cokolwiek, byle być ze mną sam na sam.

Coraz częściej widziałem, jak na mnie zerka i to zdecydowanie nie tak, jak powinna pracownica na swojego szefa. Kurwa. Jeszcze tego brakowało. Cholernie seksownej asystentki, podkochującej się we mnie.

Wyprostowałem się i przesunąłem na skraj koca.

– Siadaj. – Zrobiłem jej miejsce. Usiadła obok i podkuliła kolana pod brodę, odsłaniając w ten sposób swoje zgrabne uda. Odwróciłem wzrok i wbiłem go w błyszczące jezioro.

– Ale tutaj pięknie – westchnęła. Przytaknąłem jedynie ruchem głowy. – Ta praca jest spełnieniem moich marzeń, nie co dzień można pracować w tak urokliwych miejscach.

Tak, to bez wątpienia był plus naszej pracy. Niecodziennie można spędzać weekend, w luksusowym hotelu na Mazurach. Ale tak zażyczył sobie nasz klient, który potrzebował reklamy swojego ośrodka. Chciał, abyśmy na własnej skórze, poznali jego wszystkie zalety. Tak, więc czerpaliśmy pełnymi garściami z tych przywilejów, oczywiście nie zapominając o tym, że mamy do wykonania swoje obowiązki.

Żałowałem, że nie mogłem zabrać ze sobą Eweliny. Ale sam ustaliłem takie żelazne zasady. Na wyjazdy służbowe nie mógł jeździć nikt z zewnątrz, a tym bardziej życiowi partnerzy. Nie chciałem, żeby cokolwiek rozpraszało pracowników. A sam, czasami potrzebowałem uciekać od Klaudii, więc to była idealna wymówka. Tylko teraz nie potrzebowałem ucieczki, było wręcz odwrotnie. Pragnąłem towarzystwa Eweliny, by móc normalnie oddychać, trzeźwo myśleć i mieć zapał do pracy. To był najwyższy czas by zmienić regulamin.

– Dzięki, że mnie zatrudniłeś – odparła Maja, wyrywając mnie z zamyślenia. Usiadła po turecku i ściągnęła z siebie sweterek, gdy to zrobiła od razu poczułem, jak unosi się w powietrzu kwiatowy zapach.

– Ściślej, to razem z Markiem cię zatrudniliśmy, nie jest to wyłącznie moja zasługa, i nie masz za co dziękować. Nadajesz się do tej roboty jak nikt inny.

– Dziękuję – Maja posłała mi słodki uśmiech, w ramach podziękowania za komplement. – Za nami kolejny sukces, czemu leżysz tutaj sam zamiast świętować? – usiadła bokiem, żeby móc mi się ciągle przyglądać.

– Lubię tak czasem ochłonąć i pozbierać sobie na spokojnie wszystkie myśli – odpowiedziałem, a swój wzrok znów skierowałem przed siebie.

– Czyli trochę przeszkadzam? – spytała uroczym głosem.

Zmarszczyłem nos, dając delikatnie do zrozumienia, że ma trochę racji. Chciałem odpocząć od ich towarzystwa, od myśli związanych z pracą. Potęsknić za Eweliną w samotności.

– Dobra w takim razie idę popływać, chyba, że idziesz ze mną, szefie? – spytała i powoli wstawała na nogi.

Spojrzałem na nią zdziwiony. Było już ciemno, woda pewnie była lodowata, a ona miała zamiar się kapać?

– Szefie? – ponowiła pytanie. Nie lubiłem, gdy tak się do mnie zwracała, bo wtedy jej głos zmieniał się w płynną zaczepną melodię.

Nie czekając na moją odpowiedź, zdjęła przez głowę sukienkę i rzuciła ją niedbale na piach. Kurwa. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zaskoczyła mnie i teraz gapiłem się na jej perfekcyjne ciało w srebrnym bikini, które ledwo zakrywało jej ogromne piersi. Do tego jak się okazało miała talię osy, długie nogi, figura niczym modelki z wybiegu. Kurwa. Chyba tylko gej nie wpatrywałby się w taki pociągający obrazek. Zagryzłem zęby.

– Nie, dzięki – wydusiłem, choć jej ciało kusiło swoimi wdziękami.

Maja wzruszyła obojętnie ramionami. Włosy związała w kucyk i poszła w stronę jeziora, bujając zmysłowo biodrami.

Opadłem na koc i głęboko westchnąłem. Dobrze, że się opanowałem i oparłem pokusie. Musiałem zacząć trzymać ją na jeszcze większy dystans. Za bardzo przypominała moją żonę. Była pociągająca, seksowna i nic więcej. Brakowało jej wszystkiego czym wyróżniała się Ewelina.

Widok mojej ukochanej pod przymkniętymi powiekami, trochę mnie uspokoił. Łudziłem się naiwnie, że gdy Ewelinie nadarzy się kusząca okazja, również nad sobą zapanuje. A co jeśli nie? Przecież mnie wiecznie przy niej nie ma.

Jest sama.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top