Rozdział 17 ''Złowrogi cień''

Hugo

Kochaliśmy się całą noc, bez wytchnienia, bez opamiętania. Byłem zmęczony, niewyspany, obolały ale szczęśliwy. Nie potrafiłem oderwać się od Eweliny, ciągle chciałem ją czuć. Upewniać się, że mnie pragnie, kocha i potrzebuje. Między nami pojawiło się zbyt wiele złych emocji, z którymi obydwoje nie mogliśmy sobie poradzić. Każde z nas zamknęło się w sobie, a w pojedynkę raczej nie uda nam się wygrać.

Bolało, gdy widziałem smutek w jej oczach, ale na razie nie byłem gotowy na dziecko. Zanim pojawiła się Ewelina, myślałem nawet o wazektomi, lecz ciągle coś mnie od tego odwodziło. A teraz im dłużej ją poznawałem, wiedziałem, że przy niej zmienię swoje postanowienie. Ona była warta każdej gwiazdki z nieba i wszystkiego czego tylko zapragnie.

Mimo tego, wciąż uważałem, że jest zdecydowanie za wcześnie na takie tematy. Nie mogliśmy nawet dojść do porozumienia gdzie mamy zamieszkać, a co dopiero rozmowa o ewentualnym potomstwie.

Z każdym dniem, coraz bardziej żałowałem tych wypowiedzianych tak bezmyślnie słów. To mogło poczekać. Teraz powinniśmy się skupić na nas, na fundamencie naszego związku, który i bez tego miałem wrażenie, że drżał niebezpiecznie w posadach.

Myślę, że gdyby nie tamta słowna wpadka, to temat potomstwa nawet jeszcze by się nie pojawił w naszych rozmowach. Niestety było już za późno. Musiałem ponieść tego konsekwencje i odbudować naszą nadszarpniętą relację.

Zamknąłem oczy i przetarłem dłonią zmęczoną twarz. Siedziałem w fotelu, ubrany w elegancki jasno szary garnitur i czekałem na Ewelinę. W mojej głowie wrzało od rozmyślań, a dodatkowo pojawił się stres. Ciśnienie samo rosło. Zachowywałem się, jak zestresowany małolat przed poznaniem rodziców swojej licealnej dziewczyny, a nie dorosły poważny mężczyzna. Rodzice Eweliny mieli się pojawić dopiero przed kościołem.

W końcu do salonu weszła Ewelina, a ja od razu zlustrowałem ją od góry do dołu. Wyglądała jak cukiereczek. Miała na sobie różową, zwiewną sukienkę przed kolano z dekoltem w serek. Skupiłem uwagę na gładkich nogach i momentalnie nabrałem ochoty. Wyobraziłem sobie jak zadzieram materiał do góry i łapie za pełne uda.

Zagryzłem zęby, próbując opanować swoje rosnące pożądanie. A Ewelina w niczym mi nie pomagała, bo przyglądała mi się z figlarną miną. Miałem wrażenie, że jej policzki nadal są zaróżowione od nocnych uniesień. Nie wiem jak, ale dzisiaj będę musiał się powstrzymać i trzymać ręce przy sobie. Westchnąłem i wstałem z fotela.

Uroczystość komunijna minęła w mgnieniu oka. Staliśmy przed kościołem i czekaliśmy, aż wszyscy goście zbiorą się w jednym miejscu, by fotograf mógł wykonać pamiątkowe zdjęcia. Następnie wszyscy wyruszyliśmy samochodami na obiad, który miał się odbyć w domu Laury.

Pogoda tego dnia zdecydowanie dopisała. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały twarze swoim blaskiem. Dzięki bezwietrznej aurze wokół panowała błoga cisza, a powietrze pachniało kwitnącymi wszędzie tulipanami.

Zostałem przedstawiony całej rodzinie i oczywiście poznałem rodziców Eweliny. Czułem, jak jej matka nie spuszczała mnie ze swojego radaru. Zapewne oceniała moją wartość, więc starałem się niczym nie podpaść chociaż na starcie..

Po sutym obiedzie razem z Eweliną siedzieliśmy na tarasie. Sączyliśmy wino i rozkoszowaliśmy się wiosenną porą i swoim towarzystwem. Ewelina opowiadała mi przezabawne anegdotki z dzieciństwa, gdy nagle wsłuchany w jej słodki głos, zauważyłem, że w naszą stronę idą jej rodzice. Złapałem Ewelinę za kolano, dając jej w ten sposób subtelnie znać. Zerknęła w ich stronę i widziałem jak wstrzymała raptownie oddech.

- Musisz im powiedzieć - odezwałem się i spojrzałem jej głęboko w oczy.

- Wiem, ale ... - próbowała się wymigać, a przecież obiecała, że dzisiaj im wszystko wytłumaczy.

- Albo ty to zrobisz albo ja. Przecież, to śmieszne, jesteśmy już dorośli - powiedziałem stanowczo, bo nie chciałem już stwarzać pozorów idealnego kandydata. A przede wszystkim, do jasnej cholery, nie chciałem udawać kogoś kim nie jestem.

- Jak się bawicie? - spytała Laura, która zjawiła się razem z nimi jakby, stoją na straży. Zapewne obawiała się awantury, która lada moment mogła się rozwinąć.

- Super! Wszystko świetnie przygotowałaś - odparła Ewelina i dyskretnie zsunęła moją dłoń z kolana. Już mi się to nie podobało.

- Dokładnie Laurko, przepięknie wszystko zaplanowałaś. Jak zwykle jesteś perfekcyjną gosposią - dodała dumna matka. Widać było, że chodzi jak paw obrośnięty w najlepsze piórka. Szczyciła się swoją starszą córką, zięciem i wnuczkami. Zawsze jest podział na dzieci, to występuje naturalnie i tutaj ewidentnie tą gorszą córką była Ewelina.

- Dzięki mamusiu - odpowiedziała skromnie Laura.

- To mówisz Hugon, że masz swoją firmę w Warszawie, tak? - pani Iza zwróciła się do mnie i założyła nogę na nogę. Czyli oficjalnie zaczęło się przesłuchanie.

- Zgadza się, a dokładniej firmę reklamową - potwierdziłem grzecznie.

- Można z tego wyżyć? - spytała wprost, nie spuszczając ze mnie podejrzliwego spojrzenia.

- Mamo! - Ewelina podniosła głos zażenowana. Poklepałem ją uspokajająco po kolanie, zostawiając na nim dłoń. Jej mama tylko rzuciła na to okiem i znów przeniosła wzrok na mnie.

- Nie narzekam - odpowiedziałem i nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Przecież jej córka doskonale sobie radziła finansowo, czego się obawiała? Że będzie mnie utrzymywać, a ja jestem darmozjadem?

- Izo już nie magluj biednego chłopaka - odezwał się pan Ryszard, który od razu przypadł mi do gustu. Przy żonie był cichy i nie wychodził przed szereg, ale gdy zostawał sam tryskał humorem i sypał żartami z rękawa niczym komik. Zdobył moją sympatię już na samym początku.

Nie wiem jak, to się stało, że oni się dobrali. Jak taki wesoły człowiek, wytrzymał tyle lat z tak powściągliwą kobietą? Najwidoczniej, to musiała być prawdziwa miłość i właśnie te różnice sprawiały, że doskonale się uzupełniali.

Mama Eweliny cmoknęła głośno i machnęła ręką.

- Masz rację Rysiu. Hugo jest cudownym chłopcem i myślę, że Ewelinka w końcu dobrze wybrała - podsumowała, ciekaw byłem jak długo będzie utrzymywała takie zdanie.

Ścisnąłem mocniej kolano Eweliny, dając jej do zrozumienia, że teraz jej kolej. Z tym, że jej matka kontynuowała wypowiedź.

- Nie to co Kuba Kozłowskich. Wiecie co nawywijał swoim rodzicom?! Kozłowscy to nasi sąsiedzi z kamienicy, Hugo - wyjaśniła. - Wyobraźcie sobie, że Kuba związał się ze starszą kobietą, ale to jeszcze nic. Ona jest rozwódką i ma dzieci! Taki zawód rodzicom przynieść - zamilkliśmy.

Krew się we mnie zagotowała. Puściłem kolano Eweliny i teraz zacisnąłem dłonie w pięści. Czekałem, aż Ewelina się odezwie, ale pierwsza zrobiła to Laura.

- Mamo, ale co w tym złego? Jeśli się kochają i kobieta jest w porządku jakie to ma znaczenie?

Ojciec kiwał głową ze zrozumieniem, za to matka bezczelnie prychnęła:

- Przestań jak może być porządna?!

- Mamo nie każdy jest wierzący jak ty. Świat już dawno się zmienił i mogłabyś przystopować te swoje zaściankowe teorie - odpowiedziała srogim tonem Laura. Byłem jej wdzięczny, że stanęła w naszej obronie. Natomiast drażniło mnie, że Ewelina siedziała cicho i ledwie oddychała.

- Laura nie bądź śmieszna. Teraz biedny Kuba będzie wychowywał bękarty - rzuciła z obrzydzeniem.

Laura spojrzała na mnie z wystraszoną miną. Tego kurwa już za wiele.

- Ewelina - zwróciłem się do niej ostro, naprawdę nie zniosę tego dłużej. Wszystko rozumiem, chciała dobrze, ale jej plan nie wypalił. Byłem wyrozumiały, ale nie pozwolę by obrażano niewinne dzieci.

Niestety Ewelina ani drgnęła, siedziała przerażona i blada jak ściana, a jej mama nie zwracając uwagi na nikogo, kontynuowała swój paskudny monolog.

- Z takich dzieci nic dobrego nie wyrośnie, stają się rozpieszczone i grubiańskie, bo nieudolni rodzice wiecznie przeskakują się w staraniach, aby być tym lepszym. Już nie wspominając, że to grzech - zagalopowała się.

- Kochanie daj już spokój, to nie nasz interes - odezwał się łagodnie Rysiek, ale ja już nie potrafiłem dłużej milczeć.

- Proszę państwa, Ewelina chce wam coś powiedzieć - odezwałem się. Spojrzałem na nią, ale nadal patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem.

Matka uniosła pytająco brwi. Zapadła cisza. Nikt się nie odzywał.

- Ewelina - powtórzyłem głośniej, na co spuściła głowę. W dalszym ciągu milczała jak grób. - Tak się składa, że Ewelina nie powiedziała wam o mnie wszystkiego.

- Hugo - szepnęła.

- Nie Ewelina już wystarczy. Liczyłem na ciebie wiesz? - odparłem przez ściśnięte zęby. I ona mnie kocha? Jak może mnie kochać skoro się mnie wstydzi? - Proszę państwa mianowicie chodzi o to, że jestem w trakcie rozwodu. Z byłą żoną mam dwóch cudownych synów. I nie uważam, żeby to był jakikolwiek problem w naszym związku skoro się kochamy - wyrzuciłem z siebie.

Pani Iza pobladła i spojrzała znacząco na córkę.

- Ewelina czy to prawda? - spytała. Już myślałem, że znowu się nie odezwie, ale w końcu zdobyła się na odwagę.

- Tak mamo, to prawda i proszę nie rób z tego problemu. Hugo jest miłością mojego życia i jego przeszłość nie ma na to wpływu - wyznała ściszonym głosem. Spojrzałem na nią z czułością. Wiedziałem ile ją to kosztowało i byłem jej wdzięczny za te słowa. Matka schowała twarz w dłonie, a ojciec zaniemówił.

- Coś ty zrobiła. Będziesz tego żałowała, zobaczysz. Tyle mężczyzn na świecie. Nie mogłaś sobie normalnie ułożyć życia jak siostra? Tylko wierzysz w te brednie o przeznaczeniu, których nagadała ci babcia - oburzyła się pani Iza.

- Mamo - wtrąciła się Laura. - Nie wybiera się w kim się można zakochać. To dzieje się samo. - Ale ich matka nadal kręciła energicznie głową, nie przyjmując tego do wiadomości.

- A co się stało z tym uroczym Rafałem? Przecież on był idealny, nic nie można było mu zarzucić - powiedziała załamana. Tego już było za wiele! Każdy widzę, uważał go za perfekcyjny wzór.

Poderwałem się z fotela na równe nogi.

- Mamo to tylko mój kolega. Kocham Hugo i nic tego nie zmieni - Ewelina odezwała się tym razem stanowczym głosem, jakby odzyskała siłę, którą ja właśnie straciłem.

Ruszyłem w głąb ogrodu, bo obawiałem się, że zaraz wybuchnę. Najbardziej wyprowadziła mnie z równowagi wzmianka o Rafale. Przemykał przez nasze wspólne życie, jak złowrogi cień.

Przystanąłem przy fontannie, z dala od wszystkich i spuściłem głowę. Zakochując się w Ewelinie, nie wiedziałem, że to będzie takie trudne. Pierwszy raz przeszło mi przez myśli, że może los nie przez przypadek nas wymijał, bo to z góry było spisane na straty.

Zagryzłem zęby. Nie, przecież to niemożliwe. Ale jak mamy stawić temu czoła, gdy cały świat jest przeciwko nam?

Po chwili poczułem oplatające moją talię, delikatne dłonie. Przymknąłem oczy. Przyszła do mnie. Stanęła po mojej stronie. Odczułem ukłucie serca wymieszane ze skromną radością, a do oczu napłynęły łzy.

- Przepraszam - szepnęła Ewelina i oparła czoło o moje plecy. Wziąłem głęboki wdech. - Naprawdę chciałam dobrze.

- Przejdziemy przez to razem. Poradzimy sobie ze wszystkim - wyszeptałem niepewnie, bo pierwszy raz nie wierzyłem w to co mówię. - Ale teraz chciałbym już wracać, jedziesz ze mną?

- Jadę - odpowiedziała bez zawahania i mocniej się wtuliła.

Zdawałem sobie sprawę, że podjęła najtrudniejszą decyzję. Stanęła przed wyborem rodzice - miłość. Wybrała mnie. A ja zacząłem ją kochać za to jeszcze mocniej.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to wcale nie najtrudniejsza decyzja jaką musiała podjąć.

*

Maj jak zaczął się nerwowo, tak samo się skończył. Widywaliśmy się rzadko, a każde z tych spotkań kosztowało mnie multum energii, zmęczenia i frustracji. Chciałbym poświęcić jak najwięcej czasu Ewelinie, ale nie mogłem. Po prostu nie miałem jak. Dwa weekendy z dziećmi. Mnóstwo pracy. Przygotowania do kampanii ruszyły pełną parą, zostawałem po godzinach, a w weekendy i tak byłem zawalony robotą.

Zorganizowałem nawet idealny dzień w Warszawie. Chciałem oczarować ją miastem, pokazać jego uroki i przekonać do przeprowadzki, ale na nic to się zdało. Ewelina pozostawała niewzruszona, jak skała.

Nić, która splotła nasze serca napinała się niebezpiecznie i w każdej chwili mogła się przerwać.

Im bardziej Ewelina się oddalała, tym mocniej ją kochałem.

A nasze kolejne spotkanie znów odwlecze się w czasie, bo przede mną firmowy wyjazd, a Ewelina czas naszej rozłąki miała spędzić w gronie przyjaciół. Miałem nadzieję, że wyłącznie w towarzystwie Olafa i Kasi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top