Rozdział 13 ''Dlaczego nie może być prościej?''

Kwiecień

Ewelina

Taksówka podjechała pod nowe luksusowe osiedle. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam na zewnątrz. Szereg identycznych domków, zakłócał malowniczy krajobraz uroczego górskiego miasteczka. Wybierałam się właśnie na parapetówkę Kasi i Olafa. Niestety, ale przyjechałam sama. Hugo miał mnóstwo pracy, a w dodatku to był jego weekend z dziećmi.

Wduszając dzwonek do drzwi, zerknęłam na swoją dłoń, która była zaczerwieniona i podrapana w kilku miejscach. Oby Kasia niczego nie zauważyła, bo nie przygotowałam żadnej wymówki. Wypuszczając rano Mączkę na dwór, znów znalazłam na schodach połamane róże. Zbierałam je targana złością i przez nieuwagę, pokaleczyłam sobie ręce.

Nie chciałam, a nawet nie mogłam niepokoić Kasi w jej stanie, więc wciąż jedyną osobą, która wiedziała o moich niechcianych podarkach, był Rafał.

Po chwili drzwi się uchyliły i w progu stanęła rozradowana przyjaciółka. Małżeństwo, dom a przede wszystkim ciąża sprawiały, że wyglądała zachwycająco. Szczęście z niej kipiało, bo nie mieściło się w ciele. Było go najzwyczajniej w świecie za dużo. Roztaczała wokół siebie magiczną aurę, która każdego wprawiała w lepszy nastrój.

– Cześć kochana! – krzyknęła, po czym wycałowała mnie całą. Tak mnie ściskała, że musiałam na siłę wyrywać się z jej ramion.

– Wystarczy! Też się cieszę twoim szczęściem! – odparłam, na co przyjaciółka rozchichotała się wesoło.

Weszłyśmy do środka i rozglądałam się z zaciekawieniem po wszystkich kątach. Kasia nie pozwoliła mi wcześniej przychodzić, bo chciała żebym zobaczyła finalny efekt, który musiałam przyznać, że zapierał dech w piersi.

Wnętrze zostało urządzone w stylu glamour. Kryształowe żyrandole, błyszczące od nowości powierzchnie, czarne elementy łączone ze srebrem. Dopracowany każdy najmniejszy szczegół. Perfekcyjnie, jak cała Kasia.

– Pięknie – stwierdziłam zachwycona.

– Chodź, póki jeszcze nie ma nikogo oprowadzę cię na spokojnie – zarządziła, złapała za rękę i poszłyśmy w głąb domu.

Przystanęłam w przestronnym salonie, a mój wzrok zawędrował na widok z okien.

– Niesłychane tutaj nawet nie czuć, że jesteśmy w górach – zauważyłam.

– Prawda? Taki mały wielki świat. Mam kapkę wielkiego miasta, a nadal jestem w górach. Takie dwa w jednym! – odparła uradowana, niemal podskakując od wzbierającej ekscytacji.

Może to ma sens? Może to właśnie rozwiązanie naszej sytuacji? Ale to jedynie osiedle, strzeżone i prywatne. To w dalszym ciągu nie pędzące dzień i noc miasto, a mała mieścinka, więc nie przekonam Hugona. Nie ma szans.

Pokręciłam głową zrezygnowana i szłam za Kasią na górę.

– Jest jeszcze jedno pomieszczenie, które chciałabym ci pokazać – powiedziała tajemniczo, otwierając drzwi.

Weszłyśmy do środka i w mig pojęłam czyj to pokój. Żołądek mi się gwałtownie skurczył, aż wstrzymałam oddech. W pomieszczeniu stało jedynie małe, białe łóżeczko oraz komplet dziecięcych mebli.

– Tutaj będzie pokój dzidziusia! Jeszcze nic nie urządzamy, bo nie znamy płci, ale już nie długo. – Wzruszona chwyciła się delikatnie dłońmi za swój nieznacznie zaokrąglony brzuch. Przełknęłam z trudem ślinę.

– Och, cudownie Kasiu – wymamrotałam cicho, bo za bardzo nie byłam w stanie nic więcej wykrzesać. Z krępującej sytuacji wyrwał nas dzwonek do drzwi. Kasia raptownie podskoczyła, bo zapewne nachodzili następni goście.

– Ojeju! A nie wszystko gotowe! Przepraszam, ale muszę iść! – krzyknęła i już biegła w stronę schodów.

– Pomogę ci! – odkrzyknęłam za nią, ale już jej nie było widać.

Wzięłam głęboki wdech. Rozejrzałam się po pokoju i poczułam ogromną gulę w gardle. Podeszłam niepewnie do kołyski, jakby sam jej widok mógł zrobić mi krzywdę. Dłonią przejechałam po krawędzi łóżeczka, a serce przy tym zakłuło tak boleśnie, jakby ktoś w nie wstrzelił z pełną precyzją ostrą strzałę. Szybko oderwałam rękę, jak gdyby mnie poraziło prądem, a łzy samoistnie zaczęły szczypać pod powiekami.

Rozdygotana zbiegłam na parter. Zakopałam gdzieś w środku ten ból, a do twarzy przykleiłam sztuczny uśmiech. W korytarzu zobaczyłam, że przyszedł Łukasz z Joasią, więc przywitałam się z nimi grzecznie, a potem pognałam do kuchni, w której nadal krzątała się Kasia.

– Co ty taka blada?! Dobrze się czujesz? – spytała, bacznie mnie obserwując. Spuściłam głowę. Wstydziłam się przyznać do swoich uczuć. Uznałam, że lepiej nie mówić głośno tego co przeżywałam, że w ten sposób będzie łatwiej się z tym uporać. Nawet nie przypuszczałam, jakie to może mieć złe skutki.

– Zdaję ci się, wszystko dobrze. Mów lepiej w czym mam pomóc? – zmieniłam zręcznie temat, a Kasia już skupiła się na następnej czynności.

– Pokrój to. – Wskazała ręką na pomidory i mozzarellę. Kiwnęłam tylko głową i podeszłam do zlewu by umyć ręce.

– Hugo jeszcze raz was przeprasza, że nie mógł przyjechać.

– Nie martw się, wszystko rozumiem – odparła Kasia z ciepłym uśmiechem na twarzy. – Ale martwi mnie, że tak rzadko się widujecie. Kiedy znów się spotkacie? – spytała z wymalowaną troską na twarzy, a mnie nagle opanował smutek. Przysiadłam przy wyspie i podwinęłam rękawy mleczno-brązowej sukienki.

– Zapewne dopiero na komunii Leny. I sama nie wiem czy się cieszyć czy już planować wyjście awaryjne – westchnęłam i zmartwiona oparłam dłoń o policzek. Rodzinna uroczystość zbliżała się wielkimi krokami. Komunia mojej siostrzenicy, miała odbyć się już w następny weekend.

– Jeszcze nie powiedziałaś mamie? – Kasia zapytała i wzięła się pod biodra. Zaprzeczyłam ruchem głowy. – Oj Ewela, wiesz, że tego nie unikniesz, nie powinnaś zwlekać.

– Kasia znasz moją mamę, wiesz jakie ma podejście do życia – ton mojego zgaszonego głosu potwierdzał, jak bardzo obawiałam się tego tematu.

– Doskonale wiem i dlatego uważam, że powinnaś to jak najszybciej załatwić. Ale zostawmy tę rozmowę na inny dzień. Dzisiaj bym chciała, żebyś mimo wszystko odpoczęła i dobrze się bawiła. Dawno nie widziałam prawdziwej ciebie. – Posłałam jej uśmiech pełen wdzięczności. To doskonały pomysł, by dzisiaj się nie trapić i nareszcie wyluzować.

Rozejrzałam się po blacie w kuchni, na którym stało pełno jedzenia, jakby Kasia przygotowała go dla wielkiej armii. Nie wiedziałam ile osób zaprosiła, ani kogo i nie wiedziałam czy będzie Rafał. Nagle przyszło mi do głowy, że chciałabym żeby przyszedł. Mogłabym sobie z nim porozmawiać, a na duszy zrobiłoby się lżej. Swoim szerokim uśmiechem i ciepłem bijącym z ciemnobrązowych tęczówek, niczym promykami słońca potrafił rozganiać tworzący się wokół mnie mrok.

– A kogo zaprosiłaś? – zapytałam, pełna nadziei, że on jednak też będzie.

– Pytasz ogólnie, czy chcesz wiedzieć czy będzie Rafał? – wyczytała z moich myśli i puściła mi porozumiewawczo oczko. Chyba się zaczerwieniłam, bo uśmiechnęła się przyjaźnie. – Ma być – oznajmiła krótko, a ja poczułam uderzenie gorąca. Bałam się spytać czy z Dagmarą, więc nic nie dodałam i zaczęłam się denerwować.

Kasia pobiegła oprowadzać resztę gości, a ja zabierałam się za krojenie, gdy jak duch w drzwiach zjawił się Rafał. O mały włos nie spadłam z krzesła. Ledwie o nim myślałam, a teraz stał obok. Uśmiechnął się gdy mnie zobaczył i obszedł wyspę, żeby znaleźć się tuż obok.

– Cześć – przywitał się i pocałował mnie w policzek.

– Cześć – wydusiłam zduszonym głosem, a Rafał się zaśmiał.

– Ale masz minę! Aż tak się mnie nie spodziewałaś? Czy aż tak źle wyglądam? – zagadnął, a ja zmusiłam się do nikłego uśmiechu, chociaż serce waliło jak szalone nie wiedzieć z jakiego powodu.

– Nie, nie – jąkałam się nadal.

Spodziewałam, wręcz nie mogłam się ciebie doczekać. A wyglądasz cudownie. Ale nic z tych rzeczy nie wypowiedziałam na głos. W dodatku był w czarnej koszuli z długim rękawem. Powinien mieć zakaz chodzenia w czerni, bo sprawiała, że wyglądał jak mroczne bóstwo, tylko z dobrymi oczami.

– Halo? Ewelina? Co się dzieje? – Rafał stał nade mną i dotknął mojego ramienia, aż odruchowo podskoczyłam. Wystraszony zabrał rękę. – Przepraszam nie chciałem.

– Wybacz jestem poddenerwowana – wyznałam zawstydzona swoim nieobliczalnym zachowaniem, ale Rafał kiwnął tylko głową ze zrozumieniem.

– Nie ma Hugona? – Rozejrzał się z obawą po wnętrzu.

– Nie ma. A ty przyjechałeś z Dagmarą?

– Nie. Nie dostała wolnego w pracy – wytłumaczył. Nasz wzrok się spotkał, a nieznajome zakłopotanie samo się pojawiło. W końcu Rafał odchrząknął. – Pomogę ci, powiedz co mam robić – zapytał, wskazując na blat i przysiadł na krześle obok.

– Idź lepiej zwiedzaj – odparłam, na co jedynie się roześmiał.

– Znam tutaj każdy zakątek, zapewne lepiej niż Kaśka. Myślisz, że kto to wszystko wykańczał? Malował ściany, skręcał meble? To wszystko moja zasługa – wyznał dumny z siebie, a ja się uśmiechnęłam, widząc jak obrasta w piórka.

– A to chyba, że. Naprawdę wyszło wam zjawiskowo! Gratuluję. – Posłałam mu pełen podziwu uśmiech, który przyjął rozpromieniony.

– To co mam kroić? – spytał ponownie i zakasał rękawy.

– Pokrój pomidory w plastry, zrobimy caprese. – Podałam mu nóż i deskę nie wiem dlaczego, ale trzęsącymi się rękoma.

Rafał chyba to zauważył, bo spojrzał na mnie marszcząc delikatnie czoło, ale nic nie skomentował, tylko powiedział:

– Zaraz, teraz naleję nam wina – zadecydował i ruszył do lodówki. Wyjął z niej butelkę czerwonego wina, sięgnął po kieliszki po czym nalał nam po sporej porcji.

– Ty faktycznie tutaj czujesz się jak w domu! – zauważyłam rozbawiona, a Rafał ponownie zaśmiał się wesoło.

– Mówiłem, beze mnie nic by nie mieli.

– A oni wiedzą, że kupili dom z dzikim lokatorem? – spytałam, na co po chwili obydwoje wybuchliśmy szczerym śmiechem.

Rafał przysiadł z powrotem obok i obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, z którego biła widoczna ulga.

– Tak od razu lepiej. – Mrugnął do mnie, dając mi do zrozumienia, że widział co się ze mną działo. Wspominałam już kiedyś, że ma niebywały zmysł i takt.

Odmrugnęłam porozumiewawczo i spokojniejsza wzięłam łyk wina.

Uwinęliśmy się ze wszystkim w zawrotnym tempie. Zrobiliśmy sałatkę, pozanosiliśmy wszystkie przystawki na stół w salonie. Na barku wystawiliśmy alkohol i szkło, w między czasie zdążyliśmy też opróżnić butelkę wina. Działaliśmy jak zgrany zespół, a tematy do rozmów nam się nie kończyły, dzięki czemu w końcu wyluzowałam.

Goście się schodzili, więc po chwili dom był już pełen ludzi. Ku mojemu zdziwieniu pojawił się również Bartek, w dodatku w towarzystwie Mileny. Przyjaciółki Kasi, która bawiła się razem z nami na wieczorze panieńskim. Była też Sara z chłopakiem i dwóch kolegów Olafa z żonami. Zrobiło się gwarno i każdy rozmawiał z każdym.

Godzina za godziną mijała i przestałam odczuwać brak Hugona. A przede wszystkim zgubiłam tę okropną myśl o ciąży.

Zrobiło mi się gorąco, więc postanowiłam wyjść na taras, żeby rzucić przy okazji okiem na podwórko. Oparłam się dłońmi o balustradę i wpatrywałam się zamyślona w małe oczko wodne obłożone wokół dużymi kamieniami, gdy niespodziewanie przystanął obok mnie Rafał.

– Fajne miejsce prawda? – zapytał, a ja czułam jak zerka na mnie intensywnie kątem oka.

– Tak, ale zdecydowanie nie moje. Wolę czuć, że jestem w górach, a stąd nawet ich nie widać. – Przytaknął ruchem głowy.

– Wiem o czym mówisz, czuję to samo. – Odwrócił się w stronę domu, opierając się biodrami o poręcz. Poszłam za jego przykładem i również się obróciłam. – Ale im się udało. – Westchnął, spoglądając w okno.

– Tak cudownie. Cieszę się ich szczęściem. – Zerknęłam z nostalgią na zakochaną parę, którą byli nasi przyjaciele.

– W dodatku spodziewają się dziecka, wiedziałaś o tym? – dopytał szybko, jakby obawiając się, że mógł zdradzić ich sekret.

– Tak wiem – uspokoiłam go. – Nie posiadają się ze szczęścia. Kasia będzie fantastyczną mamą, a ja ciotką. – Starałam się by mój głos brzmiał lekko, ale nie wiem czy się udało. Sposępniałam i Rafał musiał to wychwycić.

– Ty też kiedyś będziesz cudowną matką – rzucił, a moje serce zamarło. Oczy automatycznie się zaszkliły.

– Raczej nie będę. Hugo nie chce mieć dzieci – wypaliłam i od razu tego pożałowałam. Oblał mnie zimny pot, zrobiło mi się słabo jakbym miała zemdleć. Skrzyżowałam ramiona, a dłonie zacisnęłam w pięści, próbując opanować swoje narastające emocje.

– Co?! Ale przecież ty chcesz! Zawsze marzyłaś o dużej rodzinie! – odpowiedział wytrącony z równowagi Rafał, a mnie zdziwiła jego ożywiona reakcja. Wzruszyłam jedynie barkami, ledwo panując nad swoją rozpaczą.

– Mówi, że on ma już dzieci.

– Ale ty nie masz! Co za gnój, gdyby cię kochał... – zapędził się.

– Rafał!

– Przepraszam przesadziłem, oczywiście, że cię kocha, ale nie rozumiem jego postawy. Powinien pomyśleć o twoich uczuciach, ja na jego miejscu... – zaczął, ale szybko się wycofał.

Spojrzałam na niego wystraszona, co chciał przez to powiedzieć?

– Znaczy źle to ująłem. Bo widzisz – ściszył głos – to śmieszne, ale sam niedawno odbyłem podobną rozmowę z Dagmarą. Co prawda jest zdecydowanie za wcześnie na takie plany, ale Daga sama wspomniała, że nie planuje mieć dzieci. Więc doskonale wiem jak się czujesz, bo jedziemy na tym samym wózku – westchnął zawiedziony, poprawiając dłonią swoją grzywkę.

– A mówi dlaczego? – Zupełnie nie zdziwiła mnie ta informacja. Daga zawsze ostentacyjnie obchodziła się ze swoją niezależnością. Nigdy nie angażowała się w poważnie związki, dopóki nie spotkała na swojej drodze Rafała. Ponoć zacytuję tutaj Kasię „zadurzyła się w nim z kretesem".

– Mówi, że jest za młoda, żeby bawić się w pieluchy.

– Ile ona ma lat? – spytałam lekko rozbawiona.

– Dwadzieścia sześć. – Aż mnie zmroziło, gdy usłyszałam odpowiedź. Zapomniałam, że przecież była rówieśniczką Kasi. Jakaż była młoda, faktycznie miała czas na założenie rodziny. To ogromna różnica mieć dwadzieścia sześć, a za chwilę trzydzieści trzy.

– Jest jeszcze młoda, ma czas. Może zmieni zdanie – spróbowałam podnieść Rafała na duchu, chociaż głos mi drżał.

– Ale ja nie będę młodszy – odparł krótko i miał w zupełności rację. Westchnęłam zdołowana naszą sytuacją. – Jeszcze ta odległość, Dagmara nie chce żyć w górach, a ja nad morzem. Więc jak mamy to niby połączyć?

– Wiem o czym mówisz! – uniosłam się poirytowana. Zaczęliśmy strzelać na zmianę swoimi żalami, ładując je do wspólnego kotła. – Dlaczego nie może być prościej? Czemu nie mogliśmy zakochać się w kimś, kto tak samo uwielbia góry i pragnie mieć dzieci? – zadałam pytanie, które zawisło między nami. Dopiero zdałam sobie sprawę z tego co palnęłam.

Spojrzeliśmy z Rafałem na siebie i myślałam, że serce wyskoczy mi ze swojego miejsca. Oczy Rafała nabrały smutnego wyrazu. Nagle zdało mi się, że usłyszałam głos Dagmary. Jakby przez mgłę, ale był. Zerknęliśmy w kierunku salonu i widzieliśmy jak do środka wparowuje Daga z dwoma wielkimi balonami z helem. Jeden w kolorze różowym, a drugi błękitnym.

Zastygłam, a Rafał nie wiedział co zrobić. Zawahał się, spojrzał na mnie, ale za sekundę ruszył bez słowa do domu. Zobaczyłam przez okno jak Dagmara puszcza balony na jego widok i rzuca mu się na szyję. Odwróciłam się szybko w drugą stronę, nie mogąc na to patrzeć.

Gdy nabrałam odwagi, weszłam do środka, a do twarzy przykleiłam sztuczny uśmiech. Musiałam wyglądać jak psychodeliczny klaun, który straszy dzieci w cyrku. Przywitałam się kulturalnie z Dagą po czym usunęłam się w kąt.

Słuchałam jak trajkotała. Przejęła całą imprezę, skupiając uwagę na swojej osobie. Kątem oka widziałam jak ciągle dotykała Rafała. Obejmowała, trzymała za rękę, a mi się robiło nieswojo. Nie widziałam ich jeszcze razem jako pary i był to dla mnie zaskakujący widok. Rafał przy niej tryskał humorem i nie odstawał od jej przebojowości na krok. Odzyskał przy niej wigor. Będzie z nią szczęśliwy, Dagmara jeszcze zmieni zdanie i założą rodzinę. Gorzej ze mną.

Znów posmutniałam. Po cichu wycofałam się na dwór, gdzie zapadł już zmrok i zrobiło się zimniej. Opatuliłam się kurtką i poszłam na drewnianą huśtawkę w ogrodzie. Rozsiadłam się wygodnie na miękkiej poduszce i zaczęłam kołysać. Jednostajny ruch powoli zaczął mnie uspokajać, więc odetchnęłam, rozkoszując się panującą wokół ciszą. Nie trwało to zbyt długo, bo na balkonie zobaczyłam Bartka. Przypatrywał się dłuższą chwilę i ruszył w moim kierunku.

– Mogę? – spytał i wskazał na wolne miejsce na huśtawce.

– Pewnie, siadaj – odpowiedziałam. Bujaliśmy się chwilę, obydwoje milcząc. – Nie wiedziałam, że jesteś z Mileną, od kiedy? – Bartek się uśmiechnął.

– Zaiskrzyło między nami na weselu Olafa. Gdybyś była wtedy obecna, byś zauważyła – powiedział i puścił mi oko. Zawstydziłam się. – Ale wywinęłaś numer z tym żonatym kolesiem! Jesteś jeszcze z nim?

– Tak. Jakbyś chciał wiedzieć bierze rozwód – dodałam zdenerwowana na swoje usprawiedliwienie. Dla wszystkich już zawsze będę tą, która związała się z zaobrączkowanym mężczyzną i była kochanką.

– Byłem pewien, że będziesz z Rafałem. Wy jakby nadajecie na tych samych falach, ale on raptem jest z Dagą, w głowie się nie mieści.

– Pasują do siebie – stwierdziłam, ale Bartek skrzywił się nieprzekonany.

– Pasują do siebie bez wątpienia Olaf i Kasia. W dodatku będą mieć dziecko! Czuję, że to będzie chłopiec – powiedział pewien swoich słów.

– Ach, no tak zapomniałam, że jesteś panem wróżbitą – zakpiłam.

– Nie śmiej się. Dawaj rękę, to powiem ile będziesz miała dzieci o ile w ogóle będziesz je mieć – zaproponował, a mnie zmroziło i dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Spojrzałam na swoją dłoń i ścisnęłam ją mocno.

– Nie dzięki, wolę nie wiedzieć co przyniesie przyszłość. – Naprawdę wolałam nie wiedzieć. Bałam się usłyszeć prawdę. Bartek na szczęście odpuścił i nie nalegał.

Wróciliśmy do domu. Wróżbita Bartek namówił mnie na jeszcze jedną lampkę wina, którą wypiłam w towarzystwie jego i Mileny. Urocza para. On model z okładki, ona nieoczywista piękność. Rudowłosa i piegowata. Dzieci z nich wyjdą zjawiskowe! Znów pomyślałam o dzieciach. Sama siebie dobijałam takimi myślami, ale pojawiały się znienacka i nie mogłam ich powstrzymać.

Co chwilę zerkałam w stronę Rafała, od którego nawet na sekundę nie odstępowała Dagmara. Odkąd się pojawiła nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Miałam już dosyć tej imprezy, więc skierowałam się do kuchni, gdzie akurat zastałam Kasię.

– Pójdę już, jestem zmęczona – powiedziałam do przyjaciółki, nalewającej soki do kryształowych dzbanków.

– Jesteś pewna? – Zmierzyła mnie przenikliwym spojrzeniem, a ja w odpowiedzi przytaknęłam ruchem głowy. – Czekaj zamówię ci taksówkę.

– Wracasz już? – Usłyszałam za plecami głos Rafała, więc obróciłam się szybko. Stał za mną, a u jego boku była Daga, i kurczowo trzymała go za ramię.

– Tak już późno – odparłam i nie wiedzieć czemu, ale skrępowana starałam się nie spoglądać już więcej w ich stronę.

– Chodź z nami, też chcemy już jechać – zaproponowała uprzejmie Dagmara. A mi na samą myśl, że bym miała z nimi siedzieć w samochodzie zrobiło się słabo.

– Nie dzięki, przejdę się.

– Co takiego?! – Kaśka wyraźnie się zdenerwowała.

– Nie powinnaś wracać sama – odezwał się Rafał, mierząc mnie pouczającym spojrzeniem. Martwił się przez te róże, wiedział, że wciąż je dostaję ponieważ niemal codziennie o to pytał, pisząc smsy.

– Nie ma obawy Rafał, poradzę sobie – powiedziałam dobitnie, uciszając go wzrokiem. Chociaż dziewczyny i tak obserwowały nas uważnie.

– Ewela o co chodzi? – Kasia spytała, a Daga zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersi.

– O nic nie chodzi. Jak wiecie Rafał jest trochę nadopiekuńczy w stosunku do każdego – posłałam mu wymowne spojrzenie. – A po za tym zadzwonię do Hugona i będę z nim rozmawiała całą drogę – dodałam, żeby go chociaż trochę uspokoić.

Nie czekając dłużej na ich protesty ruszyłam w stronę korytarza.

– Dobrze, ale odezwij się jak tylko dotrzesz do domu – Kasia westchnęła dramatycznie.

– Dobrze – odpowiedziałam. Spojrzałam jeszcze raz na niezadowolonego Rafała, posyłając mu uśmiech, którego nie odwzajemnił.

Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam na zewnątrz. W powietrzu dominował ziemisty zapach wiosny. Z błogą miną, zaciągnęłam się tą czystą wonią i ruszyłam powoli w stronę domu. Czekał mnie półgodzinny spacer. Ale za dużo nie przeszłam, bo po chwili stanęłam jak wryta. Na plecach poczułam strużkę potu, a ciało zaczęło drżeć. Brakowało mi tchu, więc zaczęłam łapać płytki oddech.

Nie wiedziałam co mam robić. Czy biec przed siebie w stronę domu? Czy wbiec komuś na podwórko? Czy próbować zawrócić do Kasi? Mimo tego stałam bez ruchu, jak odrętwiała i patrzyłam w przerażające oczy.



Kochani pojawiło się kolejne nawiązanie z pierwszej części. Kto pamięta wróżbitę Bartka? Jak myślicie, gdy Ewelina znów będzie miała okazję by jej powróżył, skorzysta z tego?

I najważniejsze pytanie, kto właśnie stanął na jej drodze? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top